Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

neon88

Zamieszcza historie od: 21 sierpnia 2011 - 10:40
Ostatnio: 21 marca 2020 - 3:59
  • Historii na głównej: 9 z 14
  • Punktów za historie: 8124
  • Komentarzy: 63
  • Punktów za komentarze: 498
 

#44545

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kierowiec neon88 powraca.

Króciutka historia o pewnej pani prowadzącej samochód.

Zdarzenie miało miejsce na drodze wojewódzkiej między Mysłowicami a Bieruniem. Wracałem z załadunku czyli - 24 tony na pace w sumie 39,7 ton.

Był to słoneczny i ciepły piątek. Jak to na wojewódzką przystało ruch spory, także prędkość zawrotna 60 km/h. Można by powiedzieć sielanka. Jadę sobie spokojnie gdy nagle z naprzeciwka na mój pas zjeżdża autko koloru miedzianego, marki Opel, model Corsa, za kierownicą śliczna białogłowa. Blondyneczka cud miód orzeszki, długi tipsik, telefon między uchem a ramieniem, a drugi telefon w ręku i tylko kciuk śmigający nad klawiaturą. Oczka oczywiście wlepione w ekran tego drugiego. Nauczony doświadczeniami o ratowaniu pretendentów do nagrody Darwina, nie robiłem nic poza obserwacją tej pani, zdjęcia nogi z gazu i użycia klaksonu. Na 10 metrów przed kolizją pani podniosła wzrok na drogę. Takiego przerażenia w oczach nie widziałem jeszcze nigdy, gdyż była już tylko na moim pasie ,a ja miałem po prawej tylko rów. Szybkie szarpnięcie kierownicą, panienka znowu na swoim pasie i balansuje... Po chwili na radiu słyszę:

[R] - KUR.... TA IDIOTKA CHYBA SZUKA TYCH TELEFONÓW, BO NIE WIDAĆ JEJ ZA KIEROWNICA I JEŹDZI ZYGZAKIEM.

Piekielny może byłem ja, wisi mi to. Mi nic by się nie stało. Wina leżała po jej stronie, tak że auto byłoby naprawione z jej polisy. A jeżeli tak jej zależy na nagrodzie Darwina to jej sprawa.

Uciekając w tej sytuacji do rowu rozwalając auto na 99%, byłoby tak:
1) Moja mniej lub bardziej szanowna osoba w szpitalu.
2) Auto + towar rozwalone.
3) Panienka się oddala, nikt nie spisuje numerów.
4) "Ja siem po żadnych sundach włóczył nie będę żeby mnie jeszcze obciążyli" - 90% gapiów.
5) Do końca życia pracuję (o ile przeżyję) za darmo.
6) Panienka szczęśliwa, że nic jej się nie stało i pisząca sms'a, jak to wstrętny kierowca tira prawie ją zabił.

End of story.

trasa i idioci

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1065 (1123)

#39840

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kierowiec neon ponownie melduje :)

Witam po dłuższej przerwie, ale tak jak mówiłem trafiłem do zarąbistej firmy, która w połączeniu z międzynarodówką generuje brak sytuacji piekielnych. Zdarzyła się natomiast jedna dziwna.

W pewnym momencie mojej pracy szef doszedł do wniosku, że jakoś się wybijam ponad przeciętną swoimi umiejętnościami i pomijając fakt iż posiadam ledwie 2-letnie doświadczenie, wsadził mi do auta "gościa na sprawdzenie" - czyli - czy ten człek nadaje się do roboty.

Więc w poniedziałek zjawił się osobnik płci męskiej z wyglądu nie zapowiadający nadciągających wydarzeń. Zwyczajny [G]ościu po 50-tce.
Nastąpiła wymiana uprzejmości i padło pytanie z mojej strony

N - Jeździłeś gdzieś?
G - Jeździłem, ale tylko po kraju.
N - No ok, to damy radę.

Sądziłem, że pozostało mu wytłumaczyć zasady panujące na zachodzie. O jakiż daleki byłem od prawdy...

Pierwszy raz siadł 50 km od Wrocławia. I tu była pierwsza sytuacja, która o mało nie zmusiła mnie do ewakuacji przez okno. Pan Zbigniew wytoczył się z parkingu na autostradę z prędkością 15 km/h bez użycia pasa włączeniowego. Od wyzwisk na radiu mało mi nie uschły uszy. Po 10 minutach zostałem zapytany jak długo on właściwie może jechać. Przyznam zdębiałem. Jak to kierowca co to niby ma prawko na ciężarówkę od 30 lat nie zna zasad - a potem wyszło, że nie zna ich w ogóle.
Teraz esencja 4 dni mianowicie kilka sytuacji najważniejszych:

1) Nawet po 300 km nadal nie potrafił obsługiwać skrzyni biegów - wbijał np. 2 -> 7, 6 -> 1. Ogólna masakra nie wiem jak to auto to wytrzymało. Zaznaczę, że mój obecny uczeń skrzynię opanował po 15 km. A średnio do wprawy dochodzi się po ok 50. Skrzyni nie opanował do końca podróży.

2) Spinanie ładunku -> niestety miałem 2 razy więcej roboty, gdyż wszystko co pospinał, pomimo że mówiłem mu jak, zapiął źle. Pasy luźne, a nawet jedna klamra wisząca poza obrysem naczepy. ZGROZA.

3) Aby z Polski jechać na Pragę najlepiej jest jechać DK 8 na przejście Kudowa-Słone. -> On nie pojedzie, bo tam są górki, a on nie umie. No to mówię jak komu głupiemu, że musi się nauczyć, bo tego nie ominie. On, że nie, bo będzie omijał góry. DA FUQ. Dodam, że zawsze jak się pojawiał teren górzysty zjeżdżał na parking i chciał się zmieniać i nie było opcji żeby pojechał.

4) Trzymanie pasa ruchu. To była czarna magia dla niego. 2 Litwinów prawie wylądowało w rowie jak podczas wyprzedzania zjechał ok 0,5m na prawy pas.

W pewnym momencie stwierdziłem, że jak mam zginąć, to wolę o tym nie wiedzieć -> Laptop + film + słuchawki.

Po powrocie szef prosi o raport. A ja zgodnie z prawdą powiedziałem wszystko co było nie tak, w myśl zasady "nie podłożę własnej głowy za kogoś". Teraz wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy się dowiedziałem, że szef go przyjął. Jak się potem okazało wyszły jakieś powiązania koleżeńsko rodzinne.

Po około tygodniu dzwoni do mnie [S]pedytor:

(odbieram a tam Spedytor się krztusi ze śmiechu)
S - Pamiętasz swojego ucznia?
N - No pamiętam co z nim?
S - Wpakował się pod wiadukt i rozwalił naczepę.
N - ...to on jeździ??
S - No teraz musi odpracować.
N - To pięknie, a co szef na to ??
S - Wojna w biurze jak 150. Szefowa drze się na szefa i tu ci zacytuję: "A MÓWIŁ NEON ŻEBY GO NIE BRAĆ, A TY JAK GŁUPI, BO KOLEGA, BO COŚ TAM, TO TERAZ MASZ".

Pogadaliśmy jeszcze chwilkę i zakończyliśmy rozmowę.
Owy kierowca jeździ do dzisiaj, ma do odpracowania 5000 zł gdyż AC nie pokryło szkody wyrządzonej w taki sposób: Wjazd pojazdem o wysokości 4,05 m pod wiadukt oznaczony znakiem 3,2 m. I niestety nie ma ani tygodnia żeby czegoś nie zmajstrował. Ogólnie porażka i odnowienie zasady panującej w tym świecie "nie każdy nadaje się do tej pracy", a każde kłamstwo wyjdzie prędzej czy później. Bo tak naprawdę gość nigdy w życiu nie jeździł takim składem, tylko kilkanaście lat temu śmigał STARem i KAMAZem. :D

Świat transportu cięzkiego

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 661 (697)

#24740

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj krótko i na temat:
Rozmowa z moim byłym już pracodawcą.

Wprowadzenie:
Zakończyłem przedłużony czas pracy, tj. 15h i regulaminowy czas jazdy 9h. Zatrzymałem się na parkingu dla TIR w okolicach Wrocławia i dzwonię do [S]zefa:

[N] - Dobry, wszystko rozładowane.

[S] - No to wracaj na bazę.

[N] - Skończył mi się czas. Mogę ruszyć o 3 nad ranem.

[S] - Nie pier.... tylko zapinaj czyste kółko (dla nie wtajemniczonych Tarcza do tachografu) i zjeżdżaj.

[N] - A kto zapłaci mandat jak mnie łapną?

[S] - Sam sobie zapłacisz.

[N] - Więc ja robię pauzę albo chce SMS′a z poleceniem służbowym.

[S] - Aha, czyli moją robotę masz w dupie, tak? Wolisz spać w kabinie niż zarabiać? Twój problem, chcesz jeździć na legalu to jeździj, zobaczymy czy ci się spodoba wypłata, najwyżej się zwolnisz.

[N] - Spoko, na razie.

Od rozmowy minęło 2 tygodnie, ja znowu jestem bezrobotny, czasu nie przegiąłem ani razu. Ale powoli tracę wiarę w polski transport.

firma transportowa

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 892 (926)

#21768

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem będzie o niesłusznym osądzie jednostki na podstawie mitu o ogóle i zachowaniu jednego indywiduum.

Tak chciał los, że pewnego razu prosto z trasy jechałem do domu. Nie było mnie 2 tyg, a do tego przed odjazdem z bazy musiałem zrobić parę rzeczy przy aucie to też:
Zarośnięty - Nie lubię się golić.
Brudny od smaru - czyste ciuchy się skończyły, a do domu kawałek autem i do tego już ciemnawo.
Zmęczony okrutnie.

No ale że moim zwyczajowym rytuałem po powrocie do domu jest zanurzenie się w wannie przy dobrej muzyce z cygarem i złocistym napojem bogów w rękach, więc uczyniłem check listę:
Wanna - jest (przynajmniej była jak wyjeżdżałem), muzyka - jest, cygaro - jest, piwko.... czyli trzeba odwiedzić monopolowy.
Z bazy zabrał się ze mną kolega z firmy cobym go wyrzucił w centrum.
Sklep oferujący wymagany mi produkt był po drodze to i kolega wszedł.

I oto główna historia:
Stoimy sobie w kolejce do kasy a że nawet długa była (kolejka) to poruszyliśmy tematy trasy, aut, awarii i innych przygód branżowych. Rozmawialiśmy tonem normalnym tj. nie wrzaski ale też nie szept więc byliśmy dobrze słyszalni. Jakoś niezbyt nas ruszało to że pani ekspedientka jakoś krzywo na nas patrzy i kontynuowaliśmy rozmowę. Przychodzi nasza kolej staję twarzą w twarz z [S]przedawczynią (młoda kobieta +/- 28-30 lat, ładna zadbana) i się zaczyna.

[S] - Jesteś kierowcą?
[N] - Tak, a o co chodzi?
[S] - Czyli kur...arz (chodziło tu o częstego klienta pań oferujących uciechy cielesne za odpowiednią stawkę)
[N] - Że, co proszę ???
[S] - Wszyscy kierowcy to kur...rze!!

Dodam iż szanowna pani nie mówiła tego szeptem, tylko donośnym głosem słyszalnym nawet poza sklepem to też kolejka która utworzyła się za mną i kolegą zamilkła i oczekiwała na rozwój wypadków.

[N] - A po czym pani wnosi??
[S] - Bo za takiego jednego wyszłam i teraz sama wychowuję 2 dzieci.
[N] - Pani wybaczy ale nie ocenia się ludzi nie znając ich. I nic mi do tego jak zachowywał się pani mąż. 2 ***** proszę.
[S] - Ja kur...rzowi nic nie sprzedam.
[N] - Ok, monopolowych pod dostatkiem. Dobranoc.

I razem z kolegą opuściliśmy sklep zanosząc się śmiechem poganiani soczystymi wyrazami uczuć tej pani do kierowców.

Epilog.
Jak zwykle muszę dorzucić swoje trzy grosze. Które zapewne guzik was interesują :).
1 - Nie robiłem awantury, bo mi się nie chciało - a zresztą jak mówią od zranionej kobiety gorszy jest tylko dół wypełniony wszelaką jadowitą gadziną - choć nie ma na to dowodów.
2 - "Tirówki" stoją w 90 przypadkach na 100 w takich miejscach że dużym samochodem wjechać się nie da. A ich najczęstszą klientela są wybitnie ekskluzywne samochody i samochody służbowe często oklejone logami firmy (wiem bo widzę na trasie co podjeżdża do tych pań).
3 - W trasie człowiek ma 1000 innych ważniejszych spraw na głowie niż myślenie o TYM.

Trasa i po trasie

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 527 (621)

#18730

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kurier w okopach. Epizod drugi.

Objaśnijmy parę zasad, które są błędnie odczytywane przez odbiorców.

DORĘCZENIE GODZINOWE.
Zamawiając paczkę zaznaczacie, że ma być o np. 12. Nadawca wrzuca doręczenie godzinowe 12.00 i odbiorca jest święcie przekonany że punkt 12 kurier zapuka do drzwi.
BŁĄD - doręczenie z zastrzeżeniem godzinowym określa górną granicę doręczenia. Czyli zamawiając paczkę z zastrzeżeniem godzinowym 12.00 można się tej paczki spodziewać od ok. 8 do 12. O 12.01 macie prawo odmówić i składać reklamację.

TELEFON DO ODBIORCY
Tu najczęściej nadawcy oszukują odbiorców każąc dopłacić za wcześniejszy telefon od kuriera. Po czym wpisują w oknie uwagi: odbiorca prosi o telefon przed dostawą.
BŁĄD - w polu uwagi może być napisany nawet przepis na sorbet truskawkowy. Pole uwagi służy do poinformowania raczej co jest wewnątrz, ew. przy skomplikowanym adresie jakieś wskazówki dojazdu.
Kurier nie ma obowiązku dzwonić przed dostawą, chyba że jest wykupiona opcja AVIZO TELEFONICZNE.

AWIZA
Kurier nie może w nieskończoność wozić waszej przesyłki. Po wystawieniu awiza i ew. brak kontaktu, obowiązkiem kuriera jest zabrać ją ponownie dopiero po 3 DNIACH ROBOCZYCH. Po nieudanym 2 doręczeniu, przesyłka leży jeszcze 5 dni roboczych. Po 5 dniach następuje próba kontaktu telefonicznego. Jeśli jest nieudana następnego dnia paczka wraca do nadawcy.

PIENIĄDZE
Nie było naszym "zasr...m" obowiązkiem mieć przy sobie pieniądze do wydawania. Firma nie wyposaża kurierów w gotówkę, więc pierwsze doręczenia pobraniowe to był koszmar.

PRACA
Nie ma odbiorcy bo jest w pracy i raczy nas o tym informować nie przebierając w słowach. A kurier to przepraszam gdzie jest? Na wakacjach czy może uważacie że doręczanie przesyłek to jest jego hobby?

KŁAMANIE ODNOŚNIE WAGI
Do 30 kg kurier ma obowiązek doręczyć przesyłkę do drzwi. Powyżej 30 kg tylko i wyłącznie do brzegu przestrzeni ładunkowej. Dalej już się odbiorca martwi.
Ale najczęściej padały słowa "Panie to tylko 50 kg nie dasz pan rady??" , "Ja mam chory kręgosłup/palec/paznokieć musi mi pan to wnieść" , (Teraz pewna uwaga - po wypowiedzeniu słowa "MUSI PAN TO I TAMTO" nie spodziewajcie się niczego więcej jak tylko działania zgodnie z zasadami i umową.) Oczywiście były odstępstwa od reguły jak widziałem, że odbiorcą była kobieta do tego w ciąży, to męska duma i honor nie pozwalały mi zostawić ją z tym majdanem na dworze. Raz targałem łóżeczko, wózek, nosidełko, 3 wory z ciuchami i materacyk na 4 piętro w starej kamienicy i nawet głupiego dziękuję nie usłyszałem, no ale cóż, życie.

Opiszmy więc teraz dzień pracy kuriera. Zwykłe dni nie różniły się za bardzo od siebie, więc opisze wam dzień z okresu przedświątecznego.

Było to 2 lata temu. 22.12.2009.
Standardowo w tym okresie pojawiłem się na magazynie o 5, bo dym straszny. Z dnia wcześniejszego zostało mi ok 30 przesyłek - nie dotarłem. Spałem ok 4 godzin bo do 24 rozwoziłem co się dało do ludzi, którzy się na to zgodzili.

Jest godzina ok 5.30, dotarło dopiero z powodu śniegu 2/5 tirów, a ja już mam ok. 60 przesyłek + z dnia wczorajszego ok 30. Do godziny 8 dotarło 4/5 tirów, z czego jeden na placu się zakopał i żeśmy go w 30 osób wypychali - niewiarygodne ale prawdziwe. Od tej 5.30 do 8 pracowałem jako magazynier - magazynierzy się nie wyrabiali, sortownik - swoje paczki trzeba wybrać, ładowacz - to co wybrane szybko na auto, zanim kolejny tir przyjedzie, bo do 11 stąd nie wyjedziemy. Pominę wszystkie nerwy, emocje, konflikty między kurierami i nawet rękoczyny. 5 tir dotarł, wszystko rozładowane i załadowane na auta. Jeszcze tylko papiery i jedziemy na rejon.
Paczek do rozwozu 173. Szybki telefon do szefa - nie ogarnę, przyjedź pomóż. A godzina już 11.40.

Doręczenia - Wszystko na pełnym biegu. Spotkania z wszystkimi grupami opisanymi w epizodzie pierwszym. Firmy rozrzucone częściowo - priorytet miały paczki prywatne, bo przecież gwiazdka. No to zarzynam się żeby to doręczyć jak najwięcej. I tu paranoja mojej byłej firmy - za zwiezienie ponad 10 paczek na magazyn obciążenie 100 zł. Każde następne 10 paczek 50 zł. Czyli generalnie dniówki za darmo. A do tego najpóźniej na magazyn trzeba było zjechać do 18.30 z odbiorami. Po 18.30 obciążenie 100 zł. Zjeżdżało się więc na ostatnią chwilę a tu ok. 30 samochodów w kolejce do rozładunku.
Ale wróćmy na rejon. O 17 wywiesiłem biała flagę. Sił miałem ok +/- zero. Chęci tyle samo. A paczek zostało 40. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Wysłałem sms′a do wszystkich pozostałych o treści: "Z powodów ode mnie niezależnych, bardzo państwa proszę o przyjechanie po swoja przesyłkę na stacje paliw tu i tu. Jeżeli nie dadzą państwo rady przyjechać, postaram się dowieść paczkę jutro, ew. w wigilię. Kurier."

Przyjechało ok. 25 osób, chwała im za to. Jedna pani przyjechała taksówką, bo bardzo jej zależało i znała pracę kuriera z autopsji. Do końca mojej pracy pod flagą Siódemki, miałem do niej kilka paczek i nigdy nie było problemów.

Swoje także usłyszałem przez telefon od grup "JA ZAPŁACIŁ" i kilka smsów z groźbami także przyszło.

Zjechałem na magazyn, zdałem odbiory i powrót na rejon doręczyć co się da.

O ok. 1 byłem w domu znowu martwy.

23.12 - powtórka z rozrywki
24.12 - czyszczenie z resztek gdyż tiry zostały wstrzymane. Ale i tak 50 paczek się uzbierało. I oczywiście wtedy także musiałem swoje oberwać, gdyż "PANIE KR.... W WIGILIĘ Z PACZKĄ? CZEMU NIE WCZORAJ?" itp, itd.

Dlatego proszę uszanujcie troszkę pracę kuriera, zwłaszcza w okresie przedświątecznym. A najlepiej zamówcie prezenty ciut wcześniej, nie na ostatnią chwilę.

kurierzy w okopach

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 672 (860)

#18729

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zanim dołączyłem do kierowców transportu ciężkiego trzeba było coś robić. Więc zostałem kurierem w ukochanej przez wielu piekielnych Siódemce.

Zapraszam do lektury tworzonej przez byłego kuriera i zapoznania się jak to wygląda z 2 strony barykady.

Zacznijmy od klasyfikacji klientów/odbiorców:

1. MIE SIĘ NALEŻY JA ZAPŁACIŁ - grupa klientów stanowiących ok. 30% ogółu. Był to typ człowieka, który uważał się za pana i władcę kuriera, który to był nic nie znaczącym robakiem w świetle jego kosmicznego wydatku za przesyłkę. Najczęściej godzina dostawy pasowała tej grupie ok. godziny 21-23 bo on wtedy wraca z pracy/kina/bóg wie skąd albo po prostu wtedy chce mu się ruszyć z kanapy. Najczęściej telefonów nie odbierają, a później bardzo entuzjastycznie ogłaszają jak to oni są niezadowoleni z awiza.

2. STRUŚ PĘDZIWIATR - doręczenie paczki tej grupie było kropka w kropkę identyczne jak bajka o tym samym tytule. Z tym, że to kurier był kojotem. Wielokrotne awiza poprzedzone telefonem i umawianiem się odnosiły zerowy skutek bo zawsze coś Strusiowi wypadło i musiał wyjść.

3. PANIE TO TYLKO KAWAŁEK - pomimo adresu na przesyłce i umawiania się na konkretną godzinę, odbiorca zawsze prosił o doręczenie gdzieś indziej, najczęściej sąsiednie miasto/województwo. Szczytem było jak raz jeden odbiorca prosił mnie czy bym mu nie dowiózł paczki do Zakopanego, bo to tylko kawałek od Sosnowca.

4. DO RANY PRZYŁÓŻ - na szczęście najliczniejsza grupa, za co chwała wszystkiemu co żywe. Zazwyczaj DZWONILI z samego rana dopytać kiedy jak i gdzie kurierowi będzie pasowało. Jeżeli nie udało się uzgodnić jednej pasującej obu stronom godziny z ich inicjatywy wychodziło: Zostaw pan u sąsiada / (czasami) wrzuć pan do skrzynki i podpisz za mnie / gdzie pana złapię na mieście w tym i tym czasie. UKOCHANA PRZEZ KURIERÓW GRUPA.

5. BABCIE - swego czasu woziliśmy jakieś dziwne kosmetyki przejęte od Poczty Polskiej, a grupa docelowa była w wieku 70+. 9/10 doręczeń kończyło się: zostaw pan na poczcie, ja odbiorę sobie po rencie/emeryturze. I standardowe odpowiedzi, że ja nie z poczty, itp., itd., 10-15 razy na dzień, co skutkowało zwiezieniem prawie wszystkich tych przesyłek na magazyn. A w efekcie firma wymówiła nam usługi, gdyż za dużo paczek wracało. (Paczka na magazynie bez konkretnie ustalonej daty odbioru/doręczenia może leżeć tylko 5 dni roboczych).

To były najliczniejsze grupy.
Szczątkowy udział procentowy miały grupki:
DUSIGROSZE (doręczenie za pobraniem, a odbiorca i tak nie ma kasy lub mu brakuje i najczęściej marudzi czy mu nie dołożę ze swoich).

PSIARZE (karmy po 30 kg które trzeba było targać najczęściej na ostatnie piętro kamienicy bez windy, odsetek z nich należał również do grupy DUSIGROSZE).

ZMOTORYZOWANI (zamawiają zderzaki, drzwi, klapy bagażnika, maski a w sezonie opony. Raz wiozłem dach wraz ze słupkami od Jeep′a. Najczęściej doręczenia bezproblemowe).

MAMUŚKI (totalnie nielogiczna grupa. Potrafiły wyprowadzić 10 minutową tyrradę na temat tego, że jak ja śmiałem dzwonić dzwonkiem/telefonem/pukać, bo jej dziecko śpi. No to się pytam jak mam taką paczkę doręczyć?).

CERBER - Bardzo ciekawa i pomocna grupa, zazwyczaj w postaci starszej pani tzw. Snajpera co to cały dzień w oknie spędza. Ledwo człowiek podjechał, padało pytanie do kogo i za ile. Teraz ciekawostka: 8/10 doręczeń do takiego bloku było udane. A dlaczego? Gdy tylko dzwoniłem do odbiorcy o ile go nie było, przedstawiałem się, że kurier i tu padała od razu odpowiedź: proszę zostawić u pani z nr. X. A pod numerem X zawsze mieszkał Snajper, zawsze był w domu i zawsze miał pieniądze.

i ostatnia bardzo sympatyczna grupa:

BABULEŃKI (nie dość, że pani cały dzień czeka na paczkę, pieniążki przyszykowane, zazwyczaj kawałek ciasta + (zima) ciepła herbata / (lato) kompot to jeszcze taka potrafiła na wyjście 5 zł wcisnąć, choć człowiek już sumienia nie miał brać).

Koniec tego epizodu. Następny będzie o typowym dniu kuriera i objaśnienie paru zasad błędnie odczytywanych przez odbiorców.

kurierzy w okopach

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 553 (671)

#17257

przez (PW) ·
| Do ulubionych
No więc po przyjaznym przyjęciu mojej pierwszej historii chciałbym się z wami podzielić kilkoma historiami z tras a właściwie z miejsc rozładunku i załadunku. Zacznijmy od tej:

Istnieje w naszym pięknym kraju pewna sieć sklepów o nazwie "OŁSZĄ" jak to celebryta o nazwisku Pazura nazwał. Ta sieć sklepów posiada swój magazyn centralny zlokalizowany w miejscowości Wolbórz i owa historia jest właśnie z tego magazynu.

Po 4 godzinach jazdy przytargałem wreszcie 24 tony wody butelkowanej na paletach do tego ciemnogrodu i przybytku nieszczęścia. Przyjechałem pod bramę ok. godziny 23 w nocy, awizacja rozładunkowa godzina 0:00. No to bach papiery, zgłoszenie i oczekiwanie na radiu na wezwanie. Nie minęło 10 minut i z radyjka popłynęło "KIEROWCA NEON88 PODJEŻDŻA". Jupi myślę, zdążę w czasie pracy i nie będę się pauzował (po 12 godzinach pracy obowiązuje nas 11 godzin przerwy) na tym "odludziu".
Podstawiłem się pod rampę, wziąłem papiery i biegiem do biura. Siadłem sobie w poczekalni i czekam... czekam... czekam... aż nastała godzina 2.30, kiedy to pani [M]agazynier zawołała:

[M] - KIEROWIEC Z RAMPY TEJ I TEJ, PRZYJDZIE POD RAMPĘ.

No to grzecznie truchtam pod tą rampę, otwieram, itp, itd i czekam... czekam... czekam... zegarek pokazał godzinę 3.15. Pojawiła się nareszcie pani magazynier i zaczęła wyciągać towar. 10 min, towar wyjęty. No ale teraz trzeba go przyjąć.

Parę słów wyjaśnienia polityki kadrowej magazynu. Magazyny należą do grupy FM, towar do OŁSZĄ, rozładunek - pracownicy FM, załadunek - pracownicy OŁSZĄ, przyjęcia - OŁSZĄ. Podpis papierów należy w 90% do FM i tylko jeden podpis od kierownik zmiany OŁSZĄ.

Wracając, towar przyjęty, podpisany, brakuje tylko i wyłącznie podpisu pani z OŁSZĄ i tu zaczyna się piekielność.
Jest godzina 4.30, ja już zły jak diabli, bo wszyscy mają wybitnie seksualne podejście do roboty czyli najzwyczajniej w świecie wszystko i wszystkich pier...olą. Stoję obok pani magazynier dzierżącej papierki i czekającej aż jaśniepani [K]IEROWNIK przywoła ją wzrokiem. Nastąpiło zezwolenie na otwarcie otworu gębowego i pani magazynier rzecze w te słowa:

M - Pani kierownik pani podpisze bon wyjazdowy i kierowca może jechać

Wziąwszy do ręki bon wyjazdowy i badając go wzrokiem

K - Hmmm... Ja teraz idę na przerwę, kierowca przyjdzie za 45 minut.

ERROR ERROR... reset...
Moje szare komórki nagle przestały działać, połączenia między synapsami postawiły bramki celne z napisem ZOLL i HALT. Nagle zrobiło się strasznie cicho, słychać było nawet atomy tlenu obijające się o atomy azotu.
Po 30 sekundach powolnej analizy owych słów i spojrzeniu na bardzo brzydki uśmieszek pani KIEROWNIK rzucającej bon wyjazdowy na kupę makulatury, nastąpiło nieuniknione.
Przeskoczyła iskierka w zapalniku i nie wytrzymałem. Pani magazynier tylko wydusiła z siebie cichutkie "oj..." i rzuciła się do ucieczki... Nie zdążyła.
Nie będę przytaczał mojej reakcji, która z mojej perspektywy była jak najbardziej słuszna, gdyż byłem na nogach już grubo ponad 15h, a na samym magazynie prawie 6h.

Efektem mojej tyrady, która jeśli by była nagrywana została by wpisana w poczet materiałów edukacyjnych dla szewców było:
Pani magazynier się rozpłakała.
Dołączyło do mnie 2 innych kierowców w tej samej sytuacji.
Pani kierownik uciekająca przed linczem.
Ogólny popłoch innych cywilów ratujących swe życia.

Po tym jak opadł kurz bitewny, musieliśmy opuścić magazyn bo wszyscy pouciekali. Kwity wyjazdowe otrzymaliśmy o godzinie 5.15 jak pani kierowniczka raczyła wrócić z przerwy i złożyć swój jeden podpis na jednym kwicie dla każdego z nas.

FM Log...

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 707 (827)

#17267

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna przygoda w trasie. Aktorzy w rolach piekielnych - Moja mniej lub bardziej szanowna osoba oraz magazynierzy popularnej fabryki słodkości o tej samej nazwie co poprzednik pierwszego Króla Polski.

Kochana spedycja wysłała mnie za Poznań do psiakiejś cukrowni na totalnym zad... ekhym w lesie. Zaznaczając, że jet to ważny kurs, a instrukcje dostane na miejscu. No to haratam do tego ciemnogrodu, po długich poszukiwaniach odnajduję wieeeeeeelką cukrownię w szczerym polu. Mamy godzinę ok 11. No to standardowe szmery bajery, swetry getry termometry zaczynamy załadunek a tu zegarek pokazuje 14 :/.
Skończyli załadunek ja w międzyczasie zdążyłem z innym kierowcą wypić po 2 kawy i oczywiście OBAJ w przefantastycznych humorach pt. "nie masz siekiery nie podchodź". No to idziemy OBAJ po te tajemnicze instrukcje do biura.

Pani uznajmy Jadzia z gatunku standardowy i książkowy TAPIR wrośnięty w fotel z wspólnym klasowym zdjęciem z A. Mickiewiczem rzecze iż jest to wybitnie priorytetowy kurs gdyż obie fabryki gdzie jedziemy (Ja do Raciborza a kolega w bliżej nieokreślonym kierunku) stoją bo nie mają cukru i jest ogólna masakra.
Tu się pojawiło pierwsze DabliuTiEf bo skoro to takie priorytetowe, to czemu tyle to trwało. No trudno czas pojęcie względne ruszamy. Ja do pokonania mam ok 400 km więc nie ma co marudzić. Ledwo ruszyłem telefon od książęcej fabryki:

[KF] - PANIE kochany kiedy pan będziesz, produkcja stoi, straty w miliony, ogólna masakra i tragedia etc etc.
[Ja]- Psze pana dopiero ruszam mam 400 km i 24 tony +/- północ albo cuś takiego
[KS] - o ja pie... nie no kur... szef dostanie zawału jak to usłyszy, nie dasz pan rady szybciej?
[Ja] - Do której zakład pracuje?
[KS] - My na ten transport czekamy jak na zbawienie to nawet do 23 zaczekamy bo w standardzie do 22 robimy.
[Ja] - OK postaram się dotrzeć przed 23 ale w pana sumieniu zostawiam ew. opcje odwdzięczenia, bo będę łamał przepisy i to sporą ilość
[KS] - Jeśli pan dotrze do 23 to pan się nie zabierze z tym co panu dam.

No i tu nastąpiły uprzejmości itp itd.
Naginałem całą drogę jak głupi 90 km/h górki nie górki, miasta, wsie, no bo kurde fabryka stoi, a tu co 30 min telefony gdzie jestem i spedycja i fabryka i cukrownia, no po prostu dom wariatów.

ESENCJA:

Od 21 ani pół tel bo wiedzieli że się wyrobię zostało coś ok 90 km i 2h czasu więc no problemo. Pojawiły się górki większe więc się wolniej jechało a do tego mróz -15 st. C i lekki śnieżek. Docieram pod bramę fabryki jest 22.15 (pamiętam jak dziś choć akcja miała miejsce w styczniu). Szlaban zamknięty podchodzi monsieu Ochroniarz i kulturalnym sznaps barytonem drze się w moją stronę:

[O] - CZEGO ??!!

Ocho, pełna kultura na dzień dobry.

[Ja] - Bry cukier stąd i stąd czekają na mnie, bo ponoć fabryka stoi
[O] - Hehehe jakie czekają, punkt 22 odbili kartę i poszli do domu.

No to oczywiście szczęka złamała mi kość podudzia, powietrze ze mnie zeszło, wszechświat się zatrzymał, w tle słychać tą taka mroczną melodie z Draculi, a Dolar osiągnął poziom 6,50 zł.
Dalej dialogów nie pamiętam, bo wyczyściło mi pamięć podręczną ale co zostało ustalone: Zakład rusza o 6:00, a on łaskawie mi pozwoli stać na placu firmy.
No to wjazd, firany zasunięte, piwko i obmyślanie zemsty. Plan ustalony idziemy spać.

Godzina 6.01
Z błogiego snu wyrywa mnie komornicze walenie w drzwi. Podnoszę się stoi kierownik. Opuściłem szybę przywitałem się i nawiązał się dialog.
[K] - Pan się przestawi tu i tu pootwiera i będziemy rozładowywać.
[Ja] - O nie... przyjechałem zgodnie z umową przed 23, a konkretnie 22.15, wyście się zwinęli do domu pomimo całodziennego wydzwaniania pod tytułem fabryka stoi. Teraz to ja kręcę pauzę i mogę się ruszyć za dokładnie... (sprawdziłem zegar) o 9.30. Jak chcecie to działajcie ja idę spać.
Tu usłyszałem wieeele gróźb i wyzwisk które ukróciłem jednym zdaniem:
[Ja] - Panie jeszcze 2 słowa a ja dzwonie po ITD i PIP, że chce mnie pan zmusić do przerwania ustawowego czasu odpoczynku kierowcy. To jak?

Do mnie nie powiedział nic. Ale mnóstwo słów poleciało koło mnie, głównie trafiając w żeńska część mojego rodu. Kij Ci w oko pomyślałem.
Pierwszy akt zemsty wykonany.

AKT II
9.30 udałem się do biura aby się dowiedzieć co gdzie i jak. Wszystko ustalone więc poszedłem się przestawić otworzyłem samochód i czekam (temp. - 10 st. C). Jakoś o 10.30 przylazł iście [S]armacki jegomość. Wielki krzak pomiędzy wargą a nosem, krąglutki brzuch pt. "ciąża spożywcza miesiąc 75"
[S] - Kierowca wchodzi na auto, przywiozę paleciaka i działamy.

Palety cukru przemysłowe 990 kg jedna.
Jako że ogólnie BHP mam w ... no to ok jedziemy bo już chcę stąd jechać. Wytargałem paleciakiem ze 2 palety, no ale przynagliło mnie do WC - na ich nieszczęście.
Po tym jak pan Sarmata chciał mnie powstrzymać mówiąc że można iść za róg (taaa -10 na dworze...)
Poleciałem do toalety i tu moim oczom ukazał się widok niecodzienny. Siedzi sobie 5 chłopa w szatni, palą papierosy, popijają kawkę. No to grzecznie się spytałem czemu mi nie pomogą ich odpowiedź zupełnie zbiła mnie z tropu:

[5ch] - Bo tam zimno....

Mi już zimno nie było, gdyż krew mi wrzała. To ja tu się szarpie z tonowymi paletami jak jakiś idiota, a tu 5 etatowców siedzi i piją kawkę.
Jak wyprułem do kierownika to nawet wózkowy zadrżał, gdyż ciśnieni obniżałem sobie za pomocą rozszerzonego i głośnego słownika szewskiego.
Kierownik został poinformowany o zaistniałej sytuacji ale nie za bardzo się tym przeją mówiąc że to mój zasrany obowiązek. No to chwyciłem za tel i proszę go o numer do PIP w celu usłyszenia ich opinii. Gościu zbladł i od razu zadzwonił na magazyn aby krzepiącymi słowami zaprosić panów do pracy. Z tym że miałem im pomagać. Po 3 palecie powiedziałem im, że za sekundę wrócę bo skoczę się po coś tam do kabiny. W kabinie zrobiłem sobie kawę i nie pokazałem się na pace aż do ostatniej palety. Gdy poszedłem po dokumenty usłyszałem że lepiej żebym tu już więcej nie przyjeżdżał bo to i tamto może się stać.

Epilog
Od tamtej pory tylko jedna rzecz jest skłonna przekonać mnie do gonienia na złamanie karku - wpis w dokumentach LEK RATUJĄCY ŻYCIE do pozostałych ponagleń "bo fabryka stoi" mam stosunek "seksualny".

Zakłady Cukiernicze

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 869 (943)

#16264

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słowo wstępu i przybliżenie autora. Daaaawniej zawsze ludzie dokładali mi kilka lat twierdząc że dojrzale wyglądam. Po przekroczeniu 20-tki proceder ten się zatrzymał i włączyła się wręcz regresja, o dowód byłem pytany częściej niż przed ukończeniem 18 roku życia. Jako że mój ojczym wciągnął mnie mimowolnie w piękny świat TIRów także i ja postanowiłem mieć takie uprawnienia. W rok wyrobiłem wszystkie kategorie. Kolejny rok na papiery potrzebne do pracy (kochana unijna biurokracja). I stuknęło mi 22 latka. Papierek piękny kat B,C,C+E (A nie robię bo się zabiję - zbyt lubię prędkość, D (autobusy) - także pomijam gdyż wolałbym jeździć z trzodą chlewną niż z ludźmi - bez urazy). Ostatni gwóźdź do mojej trumny: prywatnie poruszam się VW Golf III popularnie zwany dresowozem a jak na złość jeszcze autko jest po lekkim tuningu optycznym (przyciemnione szyby, obniżony, alufelgi, końcówka wydechu podwójna - ale zaznaczam wszystko wygląda kulturalnie i bez przesady) - WAŻNE!!. Kończę nudziarstwo sytuacje właściwe.

Czas 1.11.2010 - Święto zmarłych
Robiłem wtedy jako taryfa dla mojej mamy, którą w godzinach wieczornych obwoziłem po cmentarzach. Jedziemy już na ostatni przez centrum miasta DG kiedy w lusterku zauważyłem majestatycznie toczący się za mną w równym odstępie z tą samą prędkością (teren zabudowany, święto) 50 km/h +/-2 km. Moja mama oczywiście już pełne przerażenie "bo jadą za nami". Chwilę mamę uspakajałem, kiedy rozbłysły koguty i pałka świetlna wychyliła się przez okna owego bolidu - Fiata Ducato. Jako grzeczny kierowca zjechałem na zatoczkę włączyłem awaryjne otworzyłem szybę, ręce na kierownicy i czekam (pasy zapięte).

Po chwili przyszedł pan policjant który na oko albo był w moim wieku albo młodszy, w każdym razie tak wyglądał. Dialog właściwy [P]olicjant, [J]a, [M]ama:
[P]- Dobry wieczór panie uuuu młody (uśmieszek zawitał na jego twarzy) kierowco, czy znany jest panu powód kontroli? (jednocześnie wpakował mi głowę przez otwartą szybę i sprawdzał pasy).
[J]- No niestety nie panie władzo.
[P]- No to proszę mi powiedzieć ile to się jeździ po mieście?
[J]- Oczywiście pięćdziesiątką.
[P]- No, a ile pan kierowca jechał?
[J]- 50 może 52 w zależności od kaprysu mojego licznika, który pokazuje z tą właśnie różnicą w zależności od kół jakie mam założone.

(pierwszy minimalny karpik pana władzy)

[P]- No nie wydaje mię się (tak to wypowiedział)
[J]- A więc ile wg pana jechałem?
[P]- Jechaliśmy za panem 80 i nie mogliśmy pana dogonić
(alert, alert szukają łosia do wykonania planu).
[J]- Aha, a więc moja prędkość oszacował pan na podstawie wskazań własnego prędkościomierza?
[P]- Dokładnie tak, i za to będzie mandacik 300 zł i 4 pkt karne, chyba pierwszy dla pana nieprawdaż?
[J]- A więc nie będzie mandaciku, bo nie jest pan w stanie udowodnić nawet przed sądem grodzkim, że jechałem z taką prędkością, chyba że ma pan już gotowe nagranie na komórce wtedy przeprawa będzie dłuższa. Ja jednak mandatu jakiegokolwiek nie przyjmę gdyż nie ma pan podstaw prawnych nawet do jego wystawienia, z tego co się orientuję to Fiaty Ducato nie mają rejestratora prędkości zwłaszcza że jest pan z prewencji, a nie z drogówki. Tak więc jak? Puszcza mnie pan czy marnujemy papier, a i tak zobaczymy się w sądzie?

(drugi karpik pana władzy ciut większy, jednak po chwili zmienił się w cyniczny uśmieszek)

I tu pan policjant zaczyna się drzeć:
[P]- EEEEEEEEEEEEEEEEEEEEe Romek (dokładnego imienia nie pamiętam) pyskaty gówniarz nam się trafił. [do mnie] Takiś hardy? (nagle nie pan) Nas jest dwóch i gówno nam udowodnisz, a jeszcze zapłacisz koszty sądowe.
(a ja w między czasie położyłem sobie komórkę na kolanach chyba zobaczył ją, bo zbladł, lekko a ja się tylko uśmiecham).
[M]- Weź ten mandat, nie rób problemów, po co się po sądach włóczyć?
(po tym jak spojrzałem na mamę nie odezwała się już słowem, a pan policjant zaczął obchodzić auto żeby się do czegoś przyczepić, no ale wrócił zrezygnowany bo wszystkie światła ok, itd).
[P]- Dobra, poproszę dokumenty (PO 15 MINUTACH UTARCZEK SŁOWNYCH - dialogi skrócone)
Podałem dokumenty bo taki mam obowiązek i teraz kulminacja:
[P]- Dowód ok, dowód osobisty ok, OC ok, to ja idę wypisać mandaciii.... (jednocześnie odwracając moje prawko na tą stronę z kategoriami)
Ja wystosowałem najszerszego banana na twarzy jakiego tylko mogłem, ograniczały mnie tylko uszy. Nagle chłop blady jak ściana, kopara w okolicach kostek, oczy jak talerze obiadowe i się drze:
[P]- ROOOOOMEEEEK ten gówniarz to drajwer...
[R]- Nosz k..wa jego j..ana mać. Puść go.
[P]- A więc panie kierowco dzisiaj tylko pouczenie ale proszę jeździć wolniej.
[J]- Dużo wolniej nie mogę panie władzo, gdyż poniżej 30 km/h jest to już tamowanie ruchu karane 200 zł i 2 punktami (tak istnieje taki przepis).
Kolejny karp w wykonaniu pana policjanta. Oddał mi dokumenty nawet się nie odmeldował tylko ruszył w stronę samochodu wspominając całą moja żeńską linię rodu. Nie chciało mi się już z tym nic robić gdyż sądzę że młody pan posterunkowy jeszcze w życiu nie został tak poniżony i to 3 razy podczas jednego "łapania na głupa, a nuż się uda".

Firma wszechobecna

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 837 (935)

1