Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

owczer

Zamieszcza historie od: 22 stycznia 2012 - 10:49
Ostatnio: 3 kwietnia 2014 - 21:31
O sobie:

Twarda kobitka:)

  • Historii na głównej: 3 z 8
  • Punktów za historie: 2542
  • Komentarzy: 19
  • Punktów za komentarze: 188
 
zarchiwizowany

#59027

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
16 marca 2014.
Linie lotnicze: Ryanair
Lotnisko- Rzym Ciampino.
Planowany wylot 7 rano.
7:05 nie lecimy
7:10 komunikat w trzech językach 'pasażerów nie lecących do Krakowa prosimy o opuszczenie pokładu'.
7:15 kolejne liczenie pasażerów
7:20 ponowny komunikat
7:25 znaleźli faceta, który nie leciał do Krakowa.

Trzy kontrole na lotnisku, a jednak możliwe?
Dla węszących fake http://www.esky.pl/lotniska/Wlochy/lotnisko-Rzym-Ciampino-CIA
Kto leciał lotem ma prawo wystawić opinię.

Lotnisko

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (27)

#50992

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielności PKP i samych ludzi.

Pociąg TLK z Krakowa Głównego do Kołobrzegu przez Warszawę/Gdańsk etc.
Jak każdy wie, w TLK jest obowiązkowa rezerwacja miejsc, na bilecie jest podana dokładnie miejscówka i każdy ma swoim zacnym siedzeniem zasiąść tam gdzie wykupił, ale czy tak jest na pewno?

W Krakowie zasiadamy ja z narzeczonym na swoich miejscach (wcześniej wybranych w kasie) plus troje osób z Wejherowa (przedział standardowy 8 na osób).
Dowiadujemy się, że dwie osoby mają tu miejscówki, trzecia w przedziale obok. Do Warszawy spokój, na centralnym zaczynają się cyrki.

Do przedziału zgodnie z miejscówkami dosiadają się osoby i nagle dla jednej brakuje miejsca (była to para chłopak i dziewczyna). Pan z Wejherowa nie czuje się w ogóle zobowiązany do pójścia na swoje miejsce do przedziału obok, bo jak to GÓWNIARZE będą im mówić co mają robić, jak mogą jechać osobno. Kiedyś były inne czasy starszym się ustępowało i on ma ich gdzieś nie wstanie. Trwa ostra wymiana miejsc. W końcu jeden facet ustępuje wszystkim, idzie na miejsce obok do przedziału i chyba wszyscy szczęśliwi...

Nie do końca, bo na kolejnej stacji około 1 w nocy wpada baba z dzieckiem (z Łodzi jak to wielce podkreślała) i zaczyna się tyrada. Że ona z dzieckiem, ma wykupione dwa miejsca, a dla niej nie ma miejsca. Po raz kolejny Pan z Wejherowa uparcie twierdzi, że się nie ruszy, dziecko ona może zostawić (6-letnie) a sama tam iść. Zaczynają się krzyki, wyzwiska, wezwany konduktor.

Pan konduktor w końcu wyrzuca Pana do innego przedziału, babka się kokosi, a ponieważ 1 w nocy każdy chce spać gasimy światło. Zaczynają się wyzwiska bo ona musi się i dziecko przebrać, bo jak to, poleciała do konduktora, który wezwał sokistów bo UWAGA :'Mój narzeczony zgasił światło, a tamta Pani się drze'.

Po kilku minutach wszyscy już spokojnie śpią.
Czy aby na pewno? Korytarz pełen ludzi, przedziały pełne,zaduch i gorąc, nie da się oddychać. Cichaczem uchylam przedział by zaczerpnąć powietrza. Jak baba z Łodzi nie chybnie, że:
- jest hałas
- wieje
- śmierdzi papierochami.
Z wszystkim się zgadzam, sokiści nie zwracają uwagi na ludzi na korytarzu, którzy zrobili sobie oficjalną palarnię. Nikt, nawet konduktor nie zwraca uwagi.

Czy tak powinniśmy się zachowywać? Czy nie mamy za grosz kultury? Miejscówki są od tego by siedzieć bez dyskusji na swoich miejscach, a nie jak chamy i bydlęta być arogantami.
Korytarz to nie palarnia!

Piekielność PKP.
Krzyk na korytarzu, Pani ma miejscówkę, ale uwaga NIE ma takiego miejsca w wagonie, nie istnieje! PKP około 8 osobom (na trasie Kraków-Gdańsk) sprzedała miejscówki na nieistniejące miejsca!
Około 5 awantur, bo sprzedali dwie miejscówki na jedno miejsce, jaki komentarz konduktora? 'Dogadajcie się Państwo'.
Nie rozumiem już nic po tej fascynującej 12 godzinnej podróży. Nie prędko wsiądę w pociąg.

P.S wiem, ze są kuszetki i wagony sypialniane, ale już dawno są sprzedane, nie ma na nie najmniejszych szans.

pkp tlk

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 356 (440)
zarchiwizowany

#45858

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Szukając pracy od 4 miesięcy natrafiłam na takie oto ogłoszenie na zielonym drzewku.

UWAGA TREŚĆ OGŁOSZENIA:Do biura w Krakowie przyjmę asystentkę. Młodą, reprezentacyjną, ambitną. Do obowiązków asystentki należeć będzie wprowadzanie faktur, umawianie spotkań, odbieranie telefonów i kilka innych drobnych prac biurowych. Prócz tego częste wyjazdy służbowe w kraju i za granicą, kolacje służbowe. Cv oraz list motywacyjny proszę wysłać na maila wraz ze zdjęciem całej sylwetki. pensja do 5tys zł netto.


Czyli jak skutecznie znaleźć k**wę.
Ogłoszenie było pod tym linkiem, ale wiem że już jest niedostępne. Ciekawe czy kogoś znaleźli.
http://krakow.gumtree.pl/f-Praca-biuro-administracja-W0QQCatIdZ9052QQerrorIdZ1

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 4 (54)

#41948

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak samo jak CallMeMaybe mam alergię, tak zwaną "nadwrażliwość na ibuprofen lub inne niesteroidowe leki przeciwzapalne". Nadwrażliwość to złe słowo, po otrzymaniu tabletki np. IBUPROM w bardzo okazały sposób puchnie mi język i gardło. Nie polecam, nic przyjemnego. W związku z tym w mojej przychodni (mam tam jednego wspaniałego lekarza) mam czerwoną kartkę dopiętą do kartoteki. Jest tam napisane dlaczego należy pamiętać o tym, żeby mnie nie zabić.

Zachorowałam, kaszel, katar i gorączka nie odpuszczały musiałam się wybrać po L4 jak i po jakieś może mocniejsze leki.
Mojego lekarza nie było, więc nie wybrzydzałam poszłam do
pierwszego lepszego.

Młoda Pani bada, osłuchuje i przepisuje.
Pani Doktor: Na te zatkane zatoki niech pani sobie ibuprom zatoki łyka, polecam.
Zagotowałam. Karta leży przed nią, spisywała z niej adres... czerwona kartka razi po oczach... nawet na nią nie spojrzała.
Ja: Pani doktor, czy ta owa czerwona wstęga jest przypięta tylko dlatego, że popieram komunę czy ona coś oznacza?
Pani Doktor: Zapewne oznacza... alergię. Ma Pani alergię?

Nie powiedziałam nic. Receptę wzięłam, wyszłam... prosto do kierownika.

Przychodnia.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 656 (748)
zarchiwizowany

#28874

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia dosłownie sprzed chwili.
Mieszkam z babcią na wsi typowa Polska piękna wieś.
U mojej babci każde zwierzątko ma dobrze (babcia ma duże serducho dla nich).
Mamy dwa pieski, Kadeta (biszkoptowego kundelka) który na co dzień jest zamknięty na swoim wybiegu (takie miejsce ograniczone siatką) bo ciągle babci w grządkach kopie. Raz dziennie wypuszczany jest na długi paro godzinny ′bieg′. Drugi piesek to mieszanka cocker spaniela z ′czymś" czarna kulka na małych nóżkach o imieniu Dino. I o nim będzie. Przygarnęliśmy go prawie rok temu (właściciel chciał pieski oddać do schroniska) popatrzyła babcia tej kuleczce w oczy i już mieszka u nas;)

Babcia wieczorem potrzebowała coś z garażu, nie ważne co. Mnie dopiero teraz ok 23 chciało się po to iść. Droga do garażu ciemna nieprzyjemna mimo że teren ogrodzony ale coś mnie tknęło i wzięłam Dino.
W pewnym momencie spacerku Dino najeżył się ogromnie warknął i chwycił mnie za nogawkę. Coś przebiegło nam w popłochu drogę.
Babcia ma kury, często można spotkać lisa. Nie jest to bardzo bezpieczne spotkanie.

Historia mało piekielna, ale mam przesłanie:)
Jeśli możecie dajcie psiakom, kociakom domek. Kiedyś i wam w strachu pomogą;)
Wesołych Świat!

Domek

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (26)

#24550

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia niedzielna. :)
Odmówiłam dziś pójścia na zajęcia (wykłady) ponieważ dawno nie miałam wolnej niedzieli. Zajęłam się więc tym na co nie mam czasu na co dzień. Zatankowałam auto, jakieś zakupy, sprzątanie i po drodze odwiedziłam mamę. Mama mieszka z bratem (raczej brat z mamą, mama jest osobą niepełnosprawną (2 grupa), 6 lat temu umarł mój tata, miał 39 lat. Mama za swoich ′dawnych′ czasów należała do oazy i ogólnie miała dużo wspólnego z kościołem.

Dziś odwiedzając mamę natknęłam się na jej gościa. Gościem niedzielnym był kolega z dawnych lat, który jest księdzem. Miło i sympatycznie się przywitałam i rozmowa miło trwała. Do momentu.
Ksiądz (KSD): Powiem wam, że ciężko żyje się w tym świecie. Np dla mnie to skandal że ludzie ′na ofiarę′ np za mszę dają 40 zł...
Ja: A ile ksiądz myśli, że ja daję za mszę?
KSD: Wiesz msza kosztuje, ja też muszę (!!!!) coś z tego mieć.
Ja: Wie ksiądz, ja do kościoła mało szacunku mam, dlatego też tam nie chodzę.
(Matula już mnie szturcha co bym nie kontynuowała ale ja bestia dla czarnych jestem więc dyskusja trwa).
KSD: A pracujesz?
Ja: Pracuję.
KSD: To mówisz, że cię nie stać.
Ja: Wie ksiądz co.. wyjdźmy na zewnątrz i spójrzmy na auta.
KSD: ?
Ja: Mam golfiaka 94, rocznik ma dziur tyle, że w lecie nie muszę okien otwierać. Ale księdza audi ładnie wygląda. Pomińmy auta.. niech ksiądz zapuka do sąsiadki i zapyta kto dzieciom kupił buty na zimę. Ja... A na mszę już nigdy nie dam. Usiądę koło grobu i tacie na ′lepsze′ wyjdzie to.
KSD: Nie wierzę, że z takiej rodziny i taka wszystkiemu przeciwna.

Wyszłam. Nie wiem sama co mam o tym myśleć. A później ′płaczą′ że nie ma wiernych. Wiernych nie stać na wiarę :)

Dom. księża

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 871 (1033)
zarchiwizowany

#23443

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skoro wszyscy piszą piekielne historie o tym jak nie wolno straszyć dzieci dodam i ja swoją.
Kiedy miałam 1,5 roku na świecie pojawił się mój brat. kiedy już zaczął rosnąć i ′biegać′ za mną, mama miała dość duzy kłopot żeby nas ujarzmić.
Wszystko w domu było zabezpieczone oprócz.. no właśnie gniazdek. Mama więc na ′poważnej′ rozmowie z nami ( brat miał coś ok 2 lat ja miałam już prawie 4 ) opowiedziała nam o prądzie. Nie pamiętam co powiedziała jednak historia wywołała u mnie ogromną traumę. Nie zbliżałam się do żadnego gniazdka w domu, nie chciałam spać koło niego (gdy bylo gdzieś w pobliżu łożka) bo bałam, się że wsadzę przez sen tam palce i umrę.
A teraz historia właściwa.
Brat lat 2 biega wesoło po kuchni ja gdzieś w pokoju męczę lalki. Moj tato zmienia wtyczkę w lodówce. Czyli odcina dość duży kawałek wtyczki z kablem (ok 20 cm). Brat sięga rączką po odcięty kawałek kabla z wtyczką i się nią bawi. Znika z pola widzenia. Po 10 minutach wbiega do kuchni z radosnym uśmiechem "już". Tata z mamą przerażeni lecą do pokoju gdzie... wtyczka włożona do kontaktu z kabla lecą promyki. Ja leżę.. zemdlałam.
Nie wiem jakim cudem młody wsadził tą wtyczkę do kontaktu tak że nie zabiło go na miejscu a było o krok od tragedii. A ja? zemdlałam bo włożył wtyczkę. Przez całe poźniejsze dzieciństwo miałam ogromną traumę na punkcie prądu. Przeszło mi jak było przebicie w pompie i umyłam ręce wodą z prądem. Wtedy już wiedziałam jak prąd "pieści". Nie straszcie dzieci nigdy aż tak żeby do 12 roku życia bały się..prądu:)

dom.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (171)
zarchiwizowany

#23112

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W jeden wakacyjny, upalny dzień roku 2011, jadąc do mojego lubego postanowiłam skorzystać z usług PKP, ponieważ jazda busem w takiej temperaturze nie była tym o czym marzyłam.
Ważną kwestią jest to że tego dnia byłam ubrana w małą czarną a na nogach miałam sandałki. Jadąc do lubego wiadomo trzeba dobrze wyglądać;)
Wsiadłam w pociąg o 14 (do dziś pamiętam tą godzinę) pociąg jechał do Kielc (ja wysiadałam za Krakowem parę stacji).
Ponieważ było trochę czasu do odjazdu czas umilałam lekturą co jakiś czas rzucając wzrokiem na pociąg. Między przejściami robił się ruch. Na siedzeniu obok mnie (pociąg osobowy) umiejscowił się siwy Pan z teczką. Zaraz koło niego starał się ulokować pan grubszy. Pan siwy stwierdził ze całe to miejsce (4 osoby tam mogą usiąść) jest zajęte. Pan grubszy rzucił tylko torbę tam na górę i udał się na nielegalnego papierosa kolo drzwi pociągu. Pociąg nie rusza stoi dalej, ja zajęta czytaniem. W pewnym momencie czuję że coś mi nie pasuje (znacie to uczucie) rzucam wzrokiem w stronę Pana siwego (pan grubszy dalej kolo drzwi) a pan siwy... tak nijak się zaspokaja (całe przyrodzenie wystawił na widok publiczny)patrząc na mnie i sapiąc. Jakoby jestem małą istotą (160 cm w kapeluszu) jednak córką byłego policjanta więc hart ducha mam a chamstwa nie znoszę. Zaczęłam się wydzierać na cały pociąg próbując odnaleźć gaz w torebce co by panu dać nauczkę. Pan uciekł.
Teraz meritum. Pociąg był pełen ludzi, kiedy zaczęłam krzyczeć wiele osób tylko na mnie spojrzało. Zareagował tylko pan grubszy. Mam 23 lata więc już swoje o życiu wiem. Ale niech zamiast mnie jedzie jakaś 14 latka. To paranoja. Podsumuję słowami jakie krzyknął do mnie pan grubszy "trza było go po jajach skopać".

Pociąg Kraków-Kielce

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 274 (310)

1