Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pfefferminztee

Zamieszcza historie od: 22 marca 2014 - 16:36
Ostatnio: 1 lutego 2021 - 22:34
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 1790
  • Komentarzy: 18
  • Punktów za komentarze: 175
 

#81045

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W temacie paczek świątecznych od pracodawcy, w sumie bardziej niedorzeczne niż piekielne:

Kilka ładnych lat temu pracowałam w bardzo dobrze prosperującej, sporej firmie produkcyjnej, ale na własne życzenie miałam tam umowę-zlecenie. Okazało się, że paczki świąteczne (pewnie rozumiane jako część pakietu socjalnego) przysługują wyłącznie pracownikom etatowym. Okej, nie łkałam z żalu, gdy wszyscy dostali, tylko ja nie.

Koledzy z pokoju nawet uprzejmie proponowali, że mi odpalą coś ze swoich zasobów, ale jakoś poradziłam sobie psychicznie bez uszczuplania ich zdobyczy. Wydaje mi się zresztą, że gdyby bardzo się kadrom chciało, to ta dodatkowa paczka - nawet nieco uboższa niż standard - "by się zorganizowała", ponieważ nie zamawiano gotowych zestawów, lecz kompletowano je na miejscu w firmie.

Jako dodatkowy bonus etatowi pracownicy mogli sobie wyłowić po karpiu z wielkiej beki. Tyle tylko, że karpie nie cieszyły się zainteresowaniem. Po firmowym opłatku (też tylko dla etatowych) rozniosła się wieść, że właściwie to można sobie tych ryb nabrać, ile dusza zapragnie, no bo co z nimi teraz robić.

I już o godzinie 14:58, czyli dwie minuty przed fajrantem, ostatniego dnia pracy przed przerwą świąteczną do naszego pokoju radośnie wkracza pani Halynka z kadr dzierżąc w rękach reklamówkę - no nie zgadniecie, z jaką miotającą się zawartością - i wykrzykuje radośnie:
- Nooo, pani Pfefferminz, ja tu mam dla pani FANTASTYCZNĄ NIESPODZIANKĘ!
Koledzy zaniemówili.

W poczuciu lekkiej żenadki odmówiłam przyjęcia fantastycznej niespodzianki.
Halyna była szczerze zbulwersowana moją niepojętą niewdzięcznością.

praca

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (183)

#78205

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dorzucę własną historyjkę z serii "au-pair w dzikim świecie".
Swego czasu zajmowałam się w Niemczech dwójką pacholąt. Chłopcy (3 i 5 lat) w sumie bardzo fajni, nikt nie robił ze mnie etatowej sprzątaczki, ale rozwalała mnie "logika" rodziców dzieci.

Najpierw trochę szczegółów: Kobieta pracowała na 3/4 etatu i prowadziła dodatkowo przydomowy gabinet kosmetyczny. Jej mąż świetnie zarabiał jako kontroler lotów. Generalnie żyli na - można by pomyśleć - dobrym poziomie, samochód spłacony, raty za dom też spokojnie do ogarnięcia, co roku wyjazd na narty i wakacje za granicą. ALE.
- Na większe zakupy jeździło się wyłącznie po 18.00 w soboty, bo wtedy można było dostać sałatę po 0,69 EUR, a nie 0,79 EUR.
- Jeśli gotowałam dzieciom zupę, to broń Boże ze świeżych warzyw, bo to DROGO. Zresztą zdrowszy jest rosołek instant ze sklepu.
- Okazało się, że jedno z dzieci ma ubytki w słuchu i należy jak najszybciej przeprowadzić operację. Ale spokojnie, zaczekajmy z tym do przyszłego roku (diagnoza zapadła w okolicach czerwca), bo może zmienią się warunki ubezpieczenia i nie trzeba będzie płacić wyższej składki. (Nie wiem, na czym dokładnie polega ubezpieczenie w Dojczlandii, w każdym razie na pewno nie chodziło o tysiące euro różnicy).

Powiecie – okej, ich sprawa, może ten oszczędny tryb życia zapewnia im jedność ze wszechświatem, co się czepiam.
Tylko że babka miała w zwyczaju korzystać z rad wróżki, co najmniej raz na dwa miesiące. Widać los jest zapisany w gwiazdach tylko z takim wyprzedzeniem. A każda taka wizyta to 200 – 250 EUR. Trzeba długo oszczędzać na sałacie, żeby się zwróciło...

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 198 (214)

#60040

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O sensowności procedur sądowych i gospodarowaniu środkami:

Mąż został PONOWNIE wezwany na świadka w procesie, który toczy się już od x lat; chodzi o jakieś przekręty organizatora szkoleń dofinansowywanych przed unię. No to pojechał mężul, a jakże, prawie 300 km w jedną stronę, plus powrót.

Podróż: 2 dni wyjęte z życiorysu (rozprawa odbywała się rano, więc wyruszył już poprzedniego dnia)
Koszty dojazdu: ponad 500 zł, co mu - ku mojemu zdziwieniu - zwrócono w pełnej wnioskowanej kwocie.

Rozprawa:
- Czy podtrzymuje pan swoje poprzednie zeznania?
- Tak.
- Proszę zaprotokołować. A panu dziękujemy.

Tadaaa.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 832 (914)

#58775

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W sumie nic spektakularnego się nie stało, ale zasady działania Urzędu Skarbowego powaliły mnie na łopatki.

Rozliczywszy już wcześniej swoją skromną (zresztą zawieszoną) działalność gospodarczą, ruszyłam wczoraj złożyć jeszcze PIT 37. US ma mi zwrócić trochę kasy, więc pan urzędnik (PU) pyta, czy konto nadal aktualne.
Ja: Ale ja państwu nie podawałam numeru konta.
PU: No a ja tu w systemie wyraźnie widzę... konto w PKO, od 2007 roku.
Ja: Tylko że to konto jest zamknięte. Od mniej więcej 6 lat.
PU: Ojej, droga pani! To czemu nas pani nie powiadomiła?! Za taką rzecz to grozi 200 zł mandatu!
Ja: Ależ powiadomiłam, pamiętam, że specjalnie składałam wtedy NIP-3!

Pan poklikał, poklikał, pokiwał głową i stwierdził, że no faktycznie ktoś od nich grzebał w moich danych, ale nie wiadomo czemu zmiany nie zostały zapisane. W takim razie on mnie przeprasza i niech na wszelki zaś szybciutko wypełnię kwitek o rezygnacji z tego starego numeru konta, a on już dopełni formalności.

Ledwo zdążyłam wyjechać z parkingu, pan do mnie dzwoni. Jest problem ze zmianą tych danych, bo mam przecież działalność gospodarczą! Nieważne, że zawieszoną, i nieważne, że dopiero od 2013 roku, co z tym kontem z 2007 r., hm, cóż, tak jakby niekoniecznie koresponduje. Tak czy siak, wniosek o rezygnację z numeru starego konta złożony w US nie wystarczy. Muszę się udać do Urzędu Miasta, gdzie rejestrowałam działalność i zmienić dane składając wniosek CEIDG-1. Dopiero wtedy Urząd Miasta powiadomi US o zmianie, a US wywali w końcu ten nieszczęsny nr konta.

Reasumując:
- Ile czasu, ilu urzędników oraz jakich kompetencji trzeba, by łaskawie odkliknąć 1-2 rubryki w "kartotece" podatnika?
- Mam niebywałą okazję przejść się do Urzędu Miasta, by we wniosku CEIDG wnieść o zmianę danych, których zakładając działalność w ogóle nie podawałam. (Dobrze przynajmniej, że to nieodpłatne.)
- W domu nawet znalazłam kopię NIP3 z 2008 roku ze zmianą tych danych. Nawet mam pieczątkę US, że dokument ode mnie przyjęto. Tylko że jako osoba, która 5 lat później założyła działalność, nie mogę ot tak przedłożyć kopii przyjętego przez US dokumentu w celu sprostowania sprawy. Za to mogę dostać 200 zł kary, jeśli się nie pośpieszę z formalnościami w Urzędzie Miasta, zanim US postanowi przelać mi zwrot nadpłaconego podatku na konto nieistniejące od kilku lat, o którego likwidacji jednak ich informowałam.

Czad!

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 580 (640)

1