Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ruda_kotka

Zamieszcza historie od: 16 czerwca 2012 - 22:52
Ostatnio: 24 grudnia 2017 - 11:41
  • Historii na głównej: 10 z 22
  • Punktów za historie: 6666
  • Komentarzy: 42
  • Punktów za komentarze: 274
 

#67820

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ehhh... Nie wiem czy to ja się nie nadaję do pracy z ludźmi czy co..

Dzwoni Pani, że była z dzieckiem u lekarza i chce rehabilitację. No cóż, fajnie. Pytam czy ma skierowanie. Nie ma, lekarz zapisał w karcie i na tej podstawie mam ją umówić. Aha. Tylko ja nie mam dostępu do karty to raz, dwa trzeba mieć skierowanie.

Rozmowa trwała ponad 20 minut gdzie powoli i spokojnie jej tłumaczyłam tą jakże skomplikowaną procedurę. Zgodziłam się posprawdzać czy skierowania jednak gdzieś u nas nie ma. No nie. Po chwili Pani dzwoni że ma skierowanie. Sprzed 1,5 miesiąca. A takie jest nieważne (skierowanie jest ważne miesiąc ). Więc usłyszałam, że jestem niemiła i traktuję ją jak debila i ona rezygnuje. W sumie nie tak źle.

Pół godziny później wezwanie do dyrektora, że jest skarga na mnie....

słuzba_zdrowia z drugiej strony barykady

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 296 (356)

#66406

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielne "doktorki".

Spojrzenie trochę z innej strony. Pracuję w przychodni, jest w tym samym budynku sporo innych placówek, typu laboratoria, medycyna pracy, różne specjalistyczne przychodnie. Ja pracuję przychodni rehabilitacyjnej.

Przychodzi do mnie wielu lekarzy z właśnie tych przychodni. Najczęściej oczywiście ci najstarsi.

Czy ktoś mi może wytłumaczyć jak staruszki, które ledwo chodzą i ledwo widzą, roczniki 1925-1950 (tak jest lekarz rocznik 1925!) NADAL LECZĄ?? Tak, znam ich daty urodzenia, bo zapisują się u mnie i widzę numery PESEL.

Czy osoba która skończyła studia 50 LAT TEMU jest w stanie leczyć biorąc pod uwagę dokonania medycyny przez ten czas? Czy taka osoba, choć nie widzi (mówię o pani doktor rocznik 1927) może być lekarzem OKULISTĄ??

Czy takie osoby nie stwarzają zagrożenia dla pacjentów? Bo wiadomo, że badania okresowe podbijają koleżanki.


Dodatkowo kiedyś słyszałam jak siedziały na ławeczce przed przychodnią w kilka i mówiły jak to im się nie chce siedzieć w domu i w sumie wolą sobie tu przyjść bo im pielęgniarki czy rejestratorki wszystko robią, przynoszą kawki, herbatki, robią kanapki czy chodzą do barku po jedzenie.

Jest kilka lekarek co w tym roku odeszły na emerytury ( w końcu! )
a nadal przychodzą do pracy, pielęgniarki nadal wokół nich latają i chodzą w kitlach by sobie załatwiać szybsze terminy.

I nie, nie uważam, że wina systemu. Lekarze, tym bardziej specjaliści z takim stażem pracy mają dobre emerytury. Mówi się, że nie ma pracy dla młodych. A takich lekarzy wokół mnie jest ok 30. To jest 30 miejsc pracy.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 275 (459)

#63254

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejny kwiatek z rejestracji.

Zapisuję Panią, termin dość odległy, z uwagi na ilość zabiegów i ogromne wybrzydzanie co do godzin.

No i pada moje ulubione pytanie.

- Czy jest możliwość, że ktoś zrezygnuje?
- Nie wiem, proszę Pani, zapisujemy od 2 tygodni, więc na ten moment na pewno nie, ale nie umiem przewidzieć co się stanie do maja. Może Pani dzwonić i pytać, proponuję w okolicach kwietnia.
- Ale może jednak ktoś zrezygnuje?
- Tak jak mówiłam, nie umiem tego przewidzieć.
- A może jednak?
- Nie wiem proszę Pani...

I tak przez jakieś 20 min, kiedy wypełniałam papierki. Uznałam, że popyta, popyta i w końcu jak jej wszystko dam to po prostu wyjdzie. Luzik.

No i w końcu zamilkła, a ja odetchnęłam, dalej uzupełniając rubryczki uznając, że w końcu dotarło. O ja naiwna.

- Wie Pani co? Pani jest niegrzeczna i niewychowana. To skandaliczne jak Pani się odnosi do pacjenta.

Zamurowało mnie.

Wydałam papierki, powiedziałam dziękuję i życzyłam miłego dnia.

Nie doczekałam się już słowa odpowiedzi.

Brak umiejętności przewidywania przyszłości jak widać jest niegrzeczne.

Kocham to ;)

słuzba_zdrowia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 393 (485)

#63071

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed kilku dni.

Tego dnia moja rejestracja była otwarta do godziny 15. 5 minut po tym czasie, zapukał starszy Pan i poprosił o przyjęcie. Nie było problemu.

Zaczęłam załatwiać jego sprawę na spokojnie, zadowolona, przy okazji rozmawiając o pogodzie. Sielanka.

Nagle drzwi się otwierają, i wchodzi ONA. Nim zdążyłam otworzyć usta, zaczęła krzyczeć w progu, że mam ją przyjąć.
Czego jak czego, ale chamstwa nie lubię, więc krótko odpowiedziałam, że pracuję do godziny 15, jest 15 minut po tej godzinie i jej nie pomogę.

Krzyczała, wyzywała.... Aż pan, który był w gabinecie zaczął jej zwracać uwagę.

Łącznie z tym, że rozparła się w progu i stwierdziła, że nie wyjdzie, a moje zachowanie jest niedopuszczalne. Coś tam jeszcze o niewychowanych gówniarzach było. I tak stała.

Koleżanka obok, stwierdziła, że dla świętego spokoju ją przyjmie, ale musi poczekać na korytarzu, aż pan wyjdzie.

Zdecydowałam się wyjść, żeby nie dać się ponieść, ani JEJ nie prowokować.

Pokręciłam się po przychodni, poroznosiłam papierki. Aż uznałam, że na pewno już poszła.

Na miejscu zastałam szefową rozmawiającą z NIĄ. Szefowa próbowała wytłumaczyć, że po godzinie 15 nie zostanie ona przyjęta, ponieważ takie są godziny pracy i tyle.

Baba twierdziła, że powinnyśmy siedzieć nawet 5 godzin po pracy, bo ktoś (w domyśle ONA) MOŻE przyjść!!

Robiło się gorąco... aż babsztyl zwyzywał szefową i zażyczył sobie spotkania z szefem.... Na odpowiedź, że właśnie z szefową rozmawia stwierdziła " jak szefowa jest taką chamką, to nic dziwnego że tacy są też pracownicy".

Co ciekawe w księdze skarg i wniosków jest skarga na mnie... jak i na szefową.

Zachodzimy w głowę kto ma odpowiedzieć, bo zgodnie z procedurami powinna osoba szczebelek wyżej odpowiedzieć... Może mama szefowej ma na to odpisać?

Czy ktoś rozumie takie podejście? Jakaś masakra....

słuzba_zdrowia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 445 (551)

#62619

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzyń, dzyń...

- Ruda Kotka, Ośrodek Leczenia Piekielisko, słucham?
- Bo ja mam dziś u Was rehabilitacje, o 14! Co ja mam? I gdzie?
- Proszę podać mi Pani imię i nazwisko, zaraz sprawdzę.
- Jolanta Piekielna.
- Proszę poczekać na linii, już sprawdzam
- Ale ty powinnaś wiedzieć! Jak możesz nie wiedzieć?! Jesteś niemiła a pani która mnie zapisywała była MIŁA... Z NIEMIŁYMI ludźmi nie będę rozmawiać, a na pewno to nie u was, bo tam była MIŁA pani, a nie taka niemiła jak ty...
( wykrzyczane od razu, tak, że nie zdążyłam nawet po nic sięgnąć by zacząć szukać)

TRZASK

Nadal nie rozumiem... Przy ok 200 pacjentach dziennie mam pamiętać każdego?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 392 (508)

#60058

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zapisy na zabiegi. Piekielności wiele i trochę już mi się przelewa.

1. Skierowanie pilne dla małego dziecka na ćwiczenia. Siedzę, głowię się. Jest! Dzień, dwa i są ćwiczenia/zabiegi. Uradowana informuję mamę/tatę o terminie. Reakcje:
- a tu nie mogę, mam kosmetyczkę
- ale Asia/Antek/Wiola/Szymon mają ważne zajęcia w przedszkolu i Pani przedszkolanka będzie zła jak go/jej nie będzie (tak, tak, przedszkole ważniejsze od zdrowia)
- ale dziecko się musi wyspać to za wcześnie (godzina np. 9 rano).
Efekt? Dzieci które potrzebują natychmiast pomocy otrzymują ją za miesiąc/dwa. Rekordzistka umówiła pilne niemowlę na termin za 8 ! miesięcy.

2. Przy zapisywaniu informuję rodziców, że nieobecność musi być zgłoszona minimum dzień wcześniej. Jak nie, termin przepada. Tak jak często tłumaczę, że to są jedyne terminy, szybkie, ale nie mam miejsca by dziecko mogło choć jeden termin odrobić jak opuści. Efekt? Wielkie awantury, płacze, zastraszanie jak mamusia/tatuś zapomni.

Rekordzistka z dziś. Zajęcia na 8.30. 8.40 telefon od zaspanej mamusi że samochód się jej zepsuł i ona już natychmiast chce termin najlepiej na jutro!

3. Dorośli. Trudny orzech do zgryzienia. To praca, obowiązki. Staram się dostosowywać zabiegi jak mogę. I zawsze mówię, że w przypadku nieobecności proszę o informację, bo może inny pacjent skorzysta. Notorycznie pacjenci nie przychodzą w ogóle. Albo dzwonią tego samego dnia. Dorośli ćwiczą w seriach 10 dni pod rząd o tej samej godzinie. Nie da się odrobić np. 1 dnia, bo po serii wchodzi następna. Dziś również dzwoni Pani że ona nie ma ochoty wstawać i jechać do nas i na pewno znajdziemy kogoś na jej miejsce. Jasne. Na 20 min przed planowanymi zabiegami.

4. Awantury "Czemu nie mogę się zapisać telefonicznie? Ma Pani natychmiast mnie zapisać!". Albo "Ja nie zostawię skierowania! To moje i mogę się zapisać w innych miejscach! Oddawaj!"

Krótko i zwięźle. By móc wykonać zabiegi musimy mieć ORYGINAŁ skierowania. A podczas zapisów MUSI on zostać. Jeśli Pan/Pani zapisze się na to samo skierowanie w kilku miejscach tworzą się sztuczne kolejki, a terminy nagle wydłużają się o rok/dwa. Ale tłumaczę i jak grochem o ścianę.

5. Pacjenci, którzy ROZKAZUJĄ mi wykonać już zabiegi. I tłumaczenie, że nawet nie mam sprzętu, wykształcenia, znajomości tematu nie dociera. Mistrzem był Pan, który rozebrał mi się w gabinecie, położył na biurku i kazał masować.

6. Próby przekupstwa. Przychodzi Pani/Pan daje mi skierowanie, a na biurko/pod biurko wkłada reklamówkę/kawę/cukierki/kopertę i zawsze to samo "ale szybko tak poproszę". No nie. Nie przyjmuję łapówek, to raz. Dwa ja wpisuję na pierwszy możliwy wolny termin. Nic więcej nie wymyślę. Często pacjenci nie umieją tego zrozumieć, są nachalni. Nie raz musiałam taką osobę wypraszać po prostu.

7. Rodzice i tzw. instruktaże, czyli ćwiczenia pokazowe z dzieckiem by rodzic ćwiczył z nim w domu. Od razu zaznaczam, przy zapisie, że nie wolno nagrywać zajęć. No i jak głową w mur. Rodzice nie potrafią zrozumieć, że rehabilitanci na tą wiedzę pracowali kilka lat, nie potrafią zrozumieć że "kuzyneczce Ani" się to nie przyda bo ćwiczenia są dostosowywane indywidualnie do dziecka. 2 Panie z przychodni chodzą po sądach, bo film z ich udziałem znalazł się na youtube.

8. Zapisuję pacjenta. Przed drzwiami kolejka. I co chwila ktoś wchodzi pytając jak długo. To naprawdę przeszkadza a i wydłuża czas oczekiwania.

9. CODZIENNIE walczę z pacjentami by móc wyjść na przerwę. To paranoja. Siedzę wiele godzin, i nawet do toalety nie mogę wyjść bo stają w drzwiach i stwierdzają, że czekają X godzin i mam ich zapisywać a nie "się bawić" cokolwiek to znaczy. Przyznam, że jest mi przykro po prostu. Czasem się zastanawiam czy pokazowo się nie posikać jak mnie tak będą trzymać :D

10. Zastraszanie by dostać szybszy termin. Może to być w wersji "Nie wiesz kogo ja znam" albo "Ja znam XXXXX popamiętasz mnie ku%$". Ale też akcje rzucania przedmiotami. Mogą być to np. pełne pieluchy, kwiatki, długopisy, butelki.. Co się nawinie.

Lubię moją pracę. Są i mili pacjenci, wdzięczni, czasem z kimś można pogadać, pośmiać się, czasem pomagam i opiekuję się przez chwilę jakimś dzieckiem. A i dzieciaki same fajne. Ale przez takie przypadki jak powyżej czasem się odechciewa. I traci wiarę w ludzi.

Ufff.. Wyżaliłam się.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 589 (685)

#59905

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed godziny. SOR. Kraków.
Byłam jako osoba towarzysząca, koleżanka cierpiąca to i wspierać i pilnować trzeba. Ale nie o tym.

Na korytarzu obok siedzi dziewczyna. No ma te 18 lat, skończone parę dni temu. Zapłakana, trzęsąca się i wręcz mdlejąca z bólu.

Każdy z kolejki co chwila chodził i prosił by się dzieckiem zająć (mimo 18 to nadal dziecko, a tym bardziej w takiej sytuacji). Na każdą prośbę warknięcie "Czekać!".

A to czemu nie przyjmują cierpiącej dziewczyny? Bo karetki mają pierwszeństwo..

Pierwsza karetka: awanturujący się pijak.

Druga karetka: uśmiechnięta Pani częstująca wszystkich cukierkami, wręcz biegająca po korytarzu.

Trzecia karetka: pijak proszący by go puścić bo nic mu nie jest... a w zasadzie próbujący coś mówić w tym stylu.

Czwarta karetka: pan biznesmen sadząc po ubiorze, potrącony przez rowerzystę, chcący OBDUKCJĘ, co gromko wykrzykiwał grożąc wszystkim w ogół że go popamiętają...

A dziewczyna wiła się z bólu..

Nie umiem tego skomentować. Rozumiem przepisy, pierwszeństwo karetek.. Ale jeszcze trzeba być człowiekiem..

słuzba_zdrowia

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 507 (651)

#59700

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w rejestracji w przychodni rehabilitacyjnej. A dokładniej zapisuję na zabiegi. Część idzie tzw. od ręki, czyli przy pacjencie zapisujemy, a czasem skierowanie idzie do kolejki. Różnie, nie ważne są szczegóły tego systemu.

Jak skierowanie jest w kolejce, to w końcu docieramy do niego i dzwonimy by ustalić termin.

Wstęp był potrzebny byście zrozumieli o co kaman...

Dziś dzwoni telefon..
- Ruda Kotka, przychodnia rehabilitacji Kotowo, w czym mogę pomóc?
- Ty kur$%, dziw%$.... - i w ten deseń przez chyba 5 minut na jednym wdechu.
- Najmocniej przepraszam, w czym mogę pomóc? - niestety muszę być miła...
- Skierowanie mojego ciężko chorego dziecka zostawiłam w styczniu! Mieliście dzwonić! Oszuści! Złodzieje!
- Nazwisko dziecka poproszę, zaraz udzielę Pani informacji.

Dobrą chwilę szukałyśmy jak głupie skierowania. Ale jest. W archiwum.

- Proszę Pani, dzwoniliśmy do Pani 8 razy, daty to: xxxx - podałam dokładne daty godziny. Panią chyba zatkało.

- To.. yyy.. To proszę mnie natychmiast zapisać bo ja tyle czekam! A telefon dziecko wtedy miało! Już! Natychmiast masz mi podać terminy.

Nienawidzę tego. Nic nie "mam" a mówienie mi per "ty" doprowadza mnie do szału. Może jeszcze jakby przeprosiła, może jakby zrozumiała swój błąd, ominęłabym procedury.

- Niestety, nie mogę tego zrobić. Ze względu na brak z PANIĄ kontaktu, skierowanie na nowo ląduje w kolejce i będziemy dzwonić. Proszę o odbieranie telefonów. Życzę miłego dnia - odpowiedziałam najsłodszym głosikiem.

- Ty kur@$, dz.. - to był koniec mej cierpliwości. Trzasnęłam słuchawką.

Smaczek? Dziecko lat 17, lekkie skrzywienie kręgosłupa. Nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 502 (544)

#59507

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może i nie piekielne, ale wyjaśniające dużo. Chciałam o tym napisać w komentarzu do historii o cyganach / travellersach, ale dużo tego jak na komentarz.

Większość osób wie o cyganach z własnych obserwacji, brud, kradzieże, agresja.. Ale skąd oni się wzięli? Jest to lud (UWAGA) pochodzący z Indii. Lud koczowniczy, który wiele wieków temu ruszył w stronę Europy. Ktoś teraz może zadać mądre pytanie, dlaczego, pomimo tylu lat mieszkania wśród "nas" tak bardzo się różnią, zachowaniem, wyglądem, obyciem. W teorii powinni się wymieszać, zmienić.

Jednak oni mają swoje Prawo. W każdym mieście, powiecie, województwie i kraju mają oni swojego Króla. Ich Prawo, mówi o tym że:
- nie wolno pracować dla nieswoich, bo to niehonorowe
- wolno bić, okradać, pogardzać etc nieswoich
- nie wolno żenić się/mieć dzieci z nieswoimi - to zdrada (za zgodą Króla można, ale osoba z zewnątrz musi nauczyć się i stosować ich Prawa)
- nie muszą, ba nie mogą, stosować się do prawa danego kraju bo mają swoje, które jest najważniejsze
- każdy kto łamie Prawo, wychodzi do ludzi wokół, żyje normalnie, pracuje jest pogardzany, często atakowany, czasem nawet zabijany. i to jest zgodne z ich Prawem.
- oni mają wręcz obowiązek nienawidzić nieswoich, uprzykrzać im życie - są z tego dumni.

To tak bardzo ogólnie. Ale to wszystko jest w nich zakorzenione od najmłodszych lat. Tak samo Prawo nakazuje odcinać dzieci od naszego świata i wpajać im ich zasady.

Pusty śmiech mnie bierze jak słucham jak oni są pokrzywdzeni, pogardzani, że bez powodu. I mówią to cyganie doskonale znający prawo cygańskie. To obłuda, po to by ukraść jeszcze więcej.

W momencie, gdy próbujemy egzekwować nasze prawo, naszą nietykalność osobistą i stajemy okoniem, czy wzywamy Policję mają oni OBOWIĄZEK nas ukarać. Bo jesteśmy śmieciami. Im większe siły stają przeciw nim, policyjne, czy obywatelskie oni się skrzykują, mają obowiązek bronić się i walczyć wspólnie.

Dla nich to wszystko to norma. Po prostu. I nie potrafią nawet spojrzeć inaczej na otaczającą rzeczywistość.

I chore jest to, że jak się atakuje cyganów, to potem afery, więzienia. A jak oni atakują to strach ich ruszyć.

Plus ich Prawa jest taki, że względnie się nie narzucają porównując np. do muzułmanów. Teraz Subway zmienia menu, bo oni sobie tak życzą. Ale to osobny temat.

cyganie

Skomentuj (69) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 629 (785)

#49521

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tym roku rozpoczęłam pracę na dorożce.
Brzmi super - konie, praca fizyczna przy nich, dzień spędzany wśród ludzi ze wszelakich krajów, podszkolenie tym samym języka, cud miód i orzeszki. Nawet płaca niezła.

Uściślę tylko że nie powożę, a zajmuję się zapraszaniem gości. Czasem stoję obok i zapraszam, albo siedzę na koźle i jednocześnie trzymam lejce i pilnuję koni. Po prostu z powożącą się zamieniamy. Miodzio.

Co się pojawia piekielnego? Słońce w lecie, mróz w zimie? Pikuś... Najgorsze poparzenia i odmrożenia nie są najgorsze.

Najgorsi są ludzie. Jak zwykle.

Więc po wstępie przejdźmy do konkretów:

1. Rodzice z malutkimi dziećmi.

Wygląda to tak. Dziecko w wózku, rodzic pokazuje jaki ładny konik. Po 3 miesiącach pracy w tym momencie zaczyna mi pulsować pomarańczowe światełko. Ale czasem odchodzą i jest ok.
Następny krok to majstrowanie przy tych paskach w wózku co trzymają dziecko i berbeć ląduje na rękach. Światło czerwone, ale trzymają się jeszcze z dala. Najczęściej w tym momencie muszę się czymś zająć - rozmowa z potencjalnymi klientami, drugi koń gryzący lejce... i syrena alarmowa - dziecko wyciąga rączki do konia!
Smutne, bo natychmiast muszę pociągnąć za lejce by szarpnąć jego głowę by zauważył zbliżające się dziecko, a i pamiętał że ma wędzidło w pysku. Jednocześnie okrzyk: NIE!

W tym miejscu pojawiają się 3 opcje: rodzic się obraża i odchodzi, olewa co mówię (zawsze powtarzam od razu po angielsku, niemiecku i francusku by dotarło ale czasem i po chińsku by nie dotarło chyba - jestem nikim, śmieciem dla Pana Wielkiego Prezesa lub Pani Prezes) i dziecko zaczyna głaskać konia, zbliżać ręce do pyska, próbować wsadzić palce w oczy, etc. To moment w którym zaczynam kląć, że ściągam powożącą lub kogoś z dorożki obok by daną osobę odciągnął.

No i opcja 3, w której się wytłumaczę od razu. Rodzic przychodzi z pretensją dlaczego nie pozwalam głaskać konika. I tłumaczę, że po pierwsze i najważniejsze powinien zapytać, wtedy bym poprosiła powożącą by pokazał jak, przytrzymał konia przy pysku, bo ruszy głową i może niechcący nawet uderzyć, a jak da się mu paluszki to obgryzie, bo myśli że to jedzenie. I że nie wolno podchodzić do żadnego zwierzęcia nie pytając się o pozwolenie właściciela bądź opiekuna. Po drugie koń stoi cały dzień i też potrzebuje mieć trochę spokoju. Po wytłumaczeniu zazwyczaj jestem wyzywana od idiotek co się nie znają albo dana osoba odchodzi w ciszy ciskając gromy z oczu.

2. Rowerzyści, deskorolkarze, rolkarze, hulajnogarze.

Masakra. Często jadą bardzo szybko. Nie jest problemem jak przemykają między dorożką przed nami a końmi. One się już przyzwyczaiły. Najgorsze to próba pogłaskania w "przelocie". Wtedy konie się często płoszą i muszę się naprawdę namęczyć by się nic nie stało.. A ten który do tego doprowadził? Jest już hen hen daaaleko..

3. Angole - pijana "młodzież".

To temat rzeka. Najlepszy był chłopaczek który chciał wsiąść na konia.... Na szczęście była to nasza "babcia", która dalej sobie jadła w najlepsze, a on poleciał te 1,5 metra w dół prosto w rączki Panów Policjantów.

4. Specjaliści.

Nie mam pojęcia ile razy dziennie muszę tłumaczyć, że koń nie musi non stop pić, tak musi być podkuty, nie nie chce się położyć i pospać, etc, etc... I wszyscy to są wielcy znawcy koni, a ja się nie znam i je dręczę.

(Tu mała anegdotka - para Amerykanów, on i ona, 2 godziny siedzieli na ławeczce obok i wpatrywali się w nasze konie. W końcu Pan podszedł i chciał je kupić bo ma rancho, a są cudowne i zadbane.

5. Mądry Pan z OffPlusCamera.

To mój hit miesiąca. Jak ktoś wie lub nie, odbywa się taki festiwal. I organizatorzy mieli wjazd na Rynek. Ale w wyznaczonym miejscu mogli stawać i nie wjeżdżać na płytę. Jednak ten Pan zobaczył chyba swojego kolegę, albo sama nie wiem co. W każdym razie wjechał na płytę rynku. Od dorożek w stronę Sukiennic są ławeczki. Między nami a nimi jest ok 1,5 - 2 metry (nie liczyłam). A nasz bohater wjeżdżał mercedesem z tych dużych do transportu (nie znam się). Znalazł się między końmi i ławeczkami. Z obu stron ok 15 cm. Mistrz kierownicy nieprawdaż?
Jednak koń zawsze może się spłoszy, a nie chciałam by się pokaleczył czy coś. I idę do Pana i mu tłumaczę, że tu nie można wjeżdżać, że konie blisko, że może się coś stać. Odpowiedź? "BO KONIE TO TAKIE SPOKOJNE ZWIERZĘTA".

Ręce mi opadły, wytłumaczyłam i zrozumiał... Choć z wyjazdem już miał problem.

6. Dokarmiacze.

Nie wiem co ludzie mają w głowach dając koniowi precle, kawałki schabowego, rodzynki, czekoladę, kiełbasę, oscypki....
Tego nie skomentuję nawet.

7. Żartownisie.

Skakanie wokół koni, drażnienie ich, wyczynianie czegokolwiek by konia sprowokować. To jest o tyle przykre, że czasem muszę użyć bata by koń był spokojny, choć najchętniej bym zlała tych idiotów, ale nie mogę.
Czasem Policja lub Straż Miejska nas ratuje.

8. Straż Miejska.

W ciągu 3 miesięcy mojej kariery słyszałam od nich wiele. Każdy patrol każe nam stać inaczej - albo że od znaku do przodu, albo do tyłu, albo wokoło... nikt nie ogarnia. Przestawiamy się jak chcą w te i nazad. Aż i tak wracamy na swoje miejsca do kolejnego patrolu, któremu się nudzi.

dorożka

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 379 (563)

1