Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sixton

Zamieszcza historie od: 25 lutego 2013 - 20:48
Ostatnio: 31 grudnia 2017 - 16:16
O sobie:

Błazen.

  • Historii na głównej: 5 z 12
  • Punktów za historie: 2965
  • Komentarzy: 727
  • Punktów za komentarze: 6311
 
zarchiwizowany

#56423

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Oto króciutka historia o rowerzyście w mieście.

Był sobie rowerzysta. Rower miał niczego sobie, ze sprawnym oświetleniem przednim i tylnym, a on sam miał na sobie kurtkę z odblaskowymi elementami. Nawet kask na głowie.

Wydawałoby się, że taki musi mieć już w głowie poukładane. Wrażenie jednak szybciutko prysnęło, gdy ten dzielny rowerzysta śmiało wjechał pod krótki odcinek B-2, nieźle mnie tym zaskakując, a następnie, jakby nigdy nic myk pod B-1. (Dla niewtajemniczonych: B-1: zakaz ruchu w obu kierunkach, B-2: zakaz wjazdu).

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (33)
zarchiwizowany

#48822

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dość powszechny jest typ kierowców tzw. "panów szos", którym inni kierowcy powinni ustępować z drogi, zrobić miejsce, a najlepiej w ogóle zniknąć, bo oni jadą. A jeżdżą szybko, bo zawsze im się spieszy.

O ile irytujące i niebezpieczne jest trzymanie się za kimś w odległości 1-2m czy mruganie światłami, tak w normalnych okolicznościach i jeśli jest taka możliwość (np. dwa pasy ruchu w jednym kierunku) szybko puszczam takiego niecierpliwca. Tym razem było inaczej, postanowiłem być piekielny.

Na Górnym Śląsku jest całkiem sporo dróg o dwóch pasach w jednym kierunku, co niewątpliwie bardzo ułatwia płynne poruszanie się. Szczególnie, że ciężarówek wszelkiego typu nigdy za wiele i nierzadko jedzie rząd kilku takich, w innych warunkach prawie nie do wyprzedzenia przy większym natężeniu ruchu.

Jadę do siedziby "mojej" firmy - zostało może z 1,5km. Prawym pasem jedzie TIR, więc wszyscy po kolei na lewy i wyprzedzają, a że teren zabudowany to ograniczenie do 70km/h, więc specjalnie szybko to nie idzie. (Muszę tu zaznaczyć, że w tej okolicy przynajmniej raz na parę dni stoi drogówka, więc nikt nadmiernie nie ryzykuje).

Jestem więc na tym lewym pasie. Przede mną może z 3-4 samochody powoli wyprzedzają TIRa. I wtedy nadjechał On. Od razu zaczął mi jechać "na kole", co rusz wychylając się jak najbardziej w lewo, co by mnie popędzić. Niewiele to dało, bo przecież tych przede mną nie przeskoczę. Nie wyszło z lewej, spróbował więc z prawej - zjechał na prawy pas, sprawdzając czy może nie zmieści się gdzieś przede mną, ale rząd aut był dość szczelny, a przed nim przecież TIR. Wrócił więc szybko na lewy pas i zaczął uporczywie migać długimi.

W tym momencie przede mną było już tylko jedno auto wyprzedzające TIRa. Zaraz potem zjechałbym w prawo i On mógłby pędzić z wiatrem dalej... Jednak to miganie przelało coś we mnie i włączył mi się tryb piekielności.

Auto przede mną już zjechało. Zostałem sam na sam z TIRem. Jak wspominałem obowiązuje tam ograniczenie do 70, więc postanowiłem bardzo rygorystycznie przestrzegać przepisów, efektem czego była równoległa jazda z ciężarówką. On musiał chyba wpaść w furię, bo migał, trąbił i już-już wjeżdżał mi do bagażnika. Postanowiłem go przed tym przestrzec, trochę przyhamowując. Myślę, że to był moment krytyczny.

Zostało mi wtedy niecałe 500m do skrętu w lewo na boczną drogę, kiedy kierowca TIRa postanowił się zlitować i zwolnił do 50. Jako że zaraz miałem skręcać nie zjechałem na wolny prawy, na który zaraz zresztą śmignął On. Dalej już wiedziałem co będzie.

Oczywiście wjechał z powrotem na lewy, już przede mną, i dalej po hamulcu. Raz, dwa, trzy. Może gdybym nie był na to przygotowany wjechałbym w niego, ale tak pozostało mu tylko zatrzymać się. (W tym momencie włączyłem awaryjne, co by nikt we mnie przypadkiem nie wjechał). Wyskoczył z auta, podbiegł do mojego i pewnie chciał mnie z niego wytargać albo w jakiś inny sposób wytarmosić. Niestety i to mu nie wyszło, jako że z z reguły jeżdżę z zamkniętymi zamkami drzwi (cóż, może jestem zbyt przezorny, ale nie chciałbym się rozstać z teczką).

Mógł już jedynie wygrażać mi rękami i słowami.
- Masz prze***ane, słyszysz!
Trzymając się w zadumie za brodę kiwałem tylko głową, obserwując Jego bezsilność.

Po kilku chwilach takich słownych utarczek z powietrzem, jako że nie zamierzałem z nim rozmawiać, w końcu zrozumiał, że nic więcej nie osiągnie. Pogroził jeszcze na koniec:
- Jadę za tobą! Uważaj!

Wsiadł do swojego samochodu, zjechał na pobocze i może faktycznie chciał za mną jechać. Ale 50m dalej zaczynał się pas do skrętu w lewo, na który zjechałem. Cóż, w tym momencie On pewnie przypomniał sobie, że jednak gdzieś tam się tak bardzo spieszy, więc z ostatniej groźby zrezygnował. I tyle go widziałem.

Cóż, pewnie do reszty zepsułem mu tym dzień. Ale jako piekielny nie żałuję.

drogi

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (253)