Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

skaranieboskie

Zamieszcza historie od: 12 stycznia 2013 - 13:01
Ostatnio: 25 marca 2014 - 17:54
  • Historii na głównej: 5 z 9
  • Punktów za historie: 4089
  • Komentarzy: 26
  • Punktów za komentarze: 177
 

#52120

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od pół roku intensywnie szukam pracy. W tej chwili już jakiejkolwiek, bo "kuroniówka" się kończy. Na portalu na "T" znajduję ogłoszenie, "potrzebna sprzątaczka do mieszkania i biura". Ok, wysyłam CV.

Dostaję odpowiedź mailową, praca 2-3 razy w tygodniu, plus obsługa imprez i sprzątanie po nich. Rozmowa dość standardowa, czas pracy, stawka, wszystko mailem. Na koniec pytanie, czy mąż mi pozwoli pracować w nocy. Trochę dziwne, no ale ma być obsługa imprez, więc niby wszystko w porządku, a myślę "może szef miał jakiś problem z zazdrosnym mężem pracownicy i woli się upewnić", więc zgodnie z prawdą odpowiadam, że aktualnie nie posiadam rzeczonego. W odpowiedzi dostałam propozycję sponsoringu...

Szczękę zbierałam z podłogi, zwłaszcza, że gość ma moje CV z datą urodzenia...

poszukiwanie pracy

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 489 (545)
zarchiwizowany

#51124

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W moim mieście remontują wiadukt kolejowy, co jest ze wszech miar słuszne i pożądane.W związku z tym cztery dni temu zamknięto ulicę nad którą ów wiadukt się znajduje. Ulica ruchliwa, jedna z głównych, przelotowa na Wrocław.
Niestety , nikomu nie wpadło do głowy umieścić tablice informujące o tym fakcie kierowców i oznaczyć objazdu. Tablica informująca o robotach znajduje się 20 m od wiaduktu na odcinku gdzie nie ma żadnej możliwości zjechania w boczną ulicę. Miejscowi kierowcy szybko załapali co jest grane, poza tym znają teren i wiedzą jak objechać utrudnienie.
Żal mi zamiejscowych kierowców, którzy dojeżdżają do wiaduktu i nadziewają się na bariery zastawiające drogę. Zwłaszcza duże ciężarówki mają problem z zawróceniem na niezbyt szerokiej ulicy. W dodatku , kiedy już uda im się znaleźć boczną ulicę, muszą się plątać po wąskich i krętych uliczkach dzielnicy, która jeszcze niedawno była wsią.
Nie wiem , kto wykazał się taką piekielnością : kolej, drogowcy, firma wykonująca remont, czy miasto?

ulica w miasteczku

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (184)
zarchiwizowany

#50102

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeżdżę rowerem z konieczności, jak i zamiłowania, do dziś wyłącznie jezdnią,zgodnie z przepisami kodeksu drogowego. Od dziś zaczynam jeździć wyłącznie po chodniku.
Jadę ja sobie spokojnie do pracy drogą z pierwszeństwem przejazdu, dojeżdżam do prawostronnego skrzyżowania z ulicą podporządkowaną, sto metrów dalej skrzyżowanie z sygnalizacją, środkiem ulicy podwójna ciągła.Jestem mniej więcej na środku szerokości bocznej uliczki i nagle kątem oka po swojej lewej widzę coś jasnego. Co zadziałało, odruch, instynkt samozachowawczy, opatrzność? W każdym razie przyhamowałam. I w tym samym momencie wyprzedził mnie i tuż przede mną skręcił w prawo , dość szybko, samochód osobowy. Dosłownie otarł się o moje przednie koło. Gdybym nie zwolniła trafiłby we mnie centralnie.
Zjechałam na chodnik i zapaliłam papierosa, ręce mi się trochę trzęsły.
W sumie powinnam być przyzwyczajona, bo kierowcy nie lubią rowerzystów na jezdni.Gwoli wyjaśnienia: jeżdżę w kamizelce odblaskowej, rower mam oświetlony i naprawdę dobrze znam przepisy. Mimo to zostałam kiedyś w prostych , żołnierskich słowach poinstruowana przez pana kierowcę, że zajmuję miejsce na jezdni, albo dociśnięta do krawężnika przez wyprzedzającą mnie " na trzeciego" ciężarówkę z naczepą.
Niestety, na ścieżki rowerowe w moim miasteczku nieurodzaj.

ulica

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (172)
zarchiwizowany

#49222

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zmuszona twardą rzeczywistością, wbrew własnym gorącym przysięgom, siadłam na słuchawkę. Cóż rachunki muszę zapłacić, jeść też, a i waciki się przydadzą.Zapraszam, umawiam, a moi drodzy klienci wykręcają się jak mogą , zamiast powiedzieć zwyczajnie NIE, wymyślają cudawianki :D
1) Ja tu nie mieszkam, tylko telefony odbieram!( mieszkanie prywatne)
2)To nie moje mieszkanie, ja tylko przechodziłem. ( Taa, szedł ulicą, zadzwonił telefon, to se pomyślał, a co tam, wejdę i odbiorę)
3)umawiam na dzień w którym dzwonię,jest 14. " Nie ja nie mogę , właśnie jestem w pracy i kończę dopiero o 17" No pewnie ja też zabieram do pracy telefon stacjonarny ;)
I mój ulubiony :
Dzwonię, odbiera facet, mówię regułkę i słyszę w odpowiedzi:
- przeszkodziła mi pani, właśnie uprawiałem SEX!

call_center

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (47)

#47959

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytałam sobie historyjkę o panu z portalu randkowego i przypomniała mi się własna przygoda.

Ponieważ poczułam się trochę samotna postanowiłam skorzystać z usług portalu, którego nazwy nie pomnę. Rozmawiałam sobie z pewnym panem, miło było, no to pora przejść do realu. Najlepsze kwiatki:

- Na pierwszą randkę przyniósł prezent, a jakże... butelkę Sowietskoje Igristnoje i słoik bigosu.
- Przedstawił się jako historyk sztuki, miłośnik impresjonistów, a potem bardzo się upierał że było dwóch Monetów, moich nieśmiałych wtrętów, że Monet i Manet to niekoniecznie to samo, nie raczył zauważyć.
- Był zapewne wybitnym literaturoznawcą, bo odkrył, że "Noce i dnie" napisała Nałkowska, co wywołało u mnie opad szczęki.
- Przez cały wieczór snuł wspomnienia o rodzinnym dworze szlacheckim i babci hrabinie. Z moich pobieżnych wyliczeń wynikało, że powinien mieć około 80 (nie wyglądał ;))
- Usiłował mi wtykać łapy pod spódnicę... mało brakowało, żebym go uszkodziła!

Postanowiłam, że kolejnej randki nie będzie, ścierpię nieuka, ale nie bufona. A jednak zrehabilitował się następnego dnia, rozbawiając mnie do łez.
Otrzymałam od niego maila w którym stwierdzał, że jako potomek hrabiowskiego rodu, musi zachować standardy i w związku z tym nie może się ze mną spotykać.

portal randkowy

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 783 (859)

#47025

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było tu wiele historii o PUP, dołożę jeszcze swoje trzy grosze.
Prawo jazdy jak wszyscy wiedzą jest wymagane w wielu ofertach pracy. Niestety moje warunki życiowe nigdy nie pozwoliły mi na wyrobienie tego dokumentu. Ponieważ obecnie bardzo pilnie szukam pracy, a z racji "zaawansowanego" wieku mam z tym problem, prawo jazdy byłoby atutem.

I wygląda to tak: urząd pracy sfinansuje mi ewentualnie kurs, jeśli dostarczę zaświadczenie od pracodawcy, że po kursie mnie zatrudni. Który pracodawca będzie czekał te dwa, trzy miesiące, aż potencjalny pracownik ukończy kurs?
Są kursy na przedstawiciela handlowego z funduszy unijnych, czyli coś w sam raz dla mnie, ale... dla osób w wieku 15-24 lat. Ten przedział wiekowy opuściłam lata temu.
Dla mnie są kursy pisania CV i aktywnego poszukiwania pracy, albo w dobrych układach - obsługi kasy fiskalnej, co potrafię robić doskonale i nie daje mi to żadnych plusów na rynku pracy.

Tak wygląda pomoc państwa dla bezrobotnych - dość to piekielne.

PUP

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 451 (565)

#46205

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Sandrakk przypomniała mi zdarzenie z moim średnim, piekielnym synem, w którym wyszłam na mocno wyrodną matkę ;)

Otóż moje dziecię w zamierzchłym dzieciństwie reagowało histerycznie na KAŻDY sprzęt medyczny i próba np. zmierzenia ciśnienia mogła się zakończyć nagłym zejściem :) Nie wiem czemu, bo nigdy nie chorował.. ot, widzimisię.

Pewnego pięknego dnia otrzymuję telefon ze szkoły:
- Proszę natychmiast przyjechać, syn (S), stracił przytomność.

No to ja tyłek w troki i pędzę te 3 km. Na podwórzu szkolnym dostrzegam me dziecię w pięknym sino-zielonym odcieniu, spoczywające na ławce, wachlowane i pojone herbatką przez wianuszek dziewczyn.
Wchodzę do sekretariatu:
(Pani Dyrektor) S zemdlał na lekcji biologii!
Mnie już świta odpowiedź.
-Jakieś preparaty może oglądali?
-No tak, szkielety.
-A, no to nic mu nie będzie. Zabiorę go do domu, jutro będzie normalnie na lekcjach.
-Ależ, jak pani może! Wezwaliśmy pogotowie!

Oj, to był zły pomysł!!! W punktach wyglądało o tak:

- podjeżdża karetka, S sinieje bardziej...
- widok stetoskopu powoduje prawie zapaść...
- odmawiam zgody na zabranie dziecka do szpitala.
- lekarz upiera się odwieźć nas karetką do domu i robi mi wykład na temat ukrytych chorób i wad serca.
- zostaję zmuszona do skorzystania z oferty pogotowia, głównie wzrokiem i komentarzami obsady karetki.
- S wsiada, widzi nosze i stojak na kroplówkę - zaczyna rzęzić i sinieć...
- wzrok S pada na aparat do mierzenia ciśnienia, młody zalicza glebę...
- tylko mój bardzo stanowczy protest, zapobiegł jeździe na sygnale do szpitala.

Zakończyło się to tak, że w domu po kwadransie piekielny synuś odzyskał wigor, ja zyskałam w całym chyba powiecie miano wyrodnej matki, a pogotowie jechało 40 km i straciło niepotrzebnie czas. Gdyby tylko ktoś mnie wysłuchał...

A całą hecę wywołał PLASTIKOWY szkielet psa...
Jeśli ktoś ciekaw, to tak, dziecię ma już 1,9 w kubiku i wyrosło z histerii :)

Wiejskie gimnazjum

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 718 (856)

#45911

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Duża wieś w Wielkopolsce, sklep typu "mydło-powidło", ale spory i dobrze zaopatrzony. Tuptam sobie do niego znęcona ogłoszeniem "Zatrudnię". Rozmowa z właścicielem, panem (P) w stylu "co to nie ja i najpiękniejszy z całej wsi". Tonem nie znoszącym sprzeciwu omawia obowiązki, warunki pracy, ja grzecznie kiwam główką, jako że mieszczą się w ogólnie przyjętych normach. W końcu:

(P) Są jakieś jeszcze pytania?
(Ja) Tak, a jak będzie wyglądało wynagrodzenie?
(P) Oooo, jak pani już pyta o pieniądze, to my tak nie będziemy rozmawiać!!! Jeszcze pani nie pracuje, a już pyta o pensję!!!! No jak tak można!!!

No w sumie faktycznie, jak? Pozbierałam z podłogi szczękę, ze stołu swoje cv i potuptałam na autobus.
No comments.

duża wiocha

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 763 (847)
zarchiwizowany

#45971

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
I jeszcze dwie historyjki z poszukiwania pracy. W najbliższym czasie pewnie ich przybędzie, jako że znów rozpoczynam maraton z CV w dłoni.
I) Ogłoszenie z salonu sukien ślubnych. Dzwonię.
(Ja)Dzień dobry,chciałabym złożyć aplikację..
(P) (Ton i akcent przedwojennej hrabiny konwersującej z pokojówką) Ach, no tak.. Dobrze, ale proszę przynieść osobiście, ja muszę zobaczyć, czy jest pani dość wytworna...
CV zaniosłam, ale niestety nie byłam dostatecznie arystokratyczna...
II) Niejako kontrastowo. Praca w sklepie z art dla rolników.Idę ubrana zwyczajowo- szpilki, garsonka.
Rekrutant:
-No tak, doświadczenie, umiejętności, wszystko bardzo dobrze.. No ale wie Pani.. Pani za elegancka jest... Rolnicy to są tacy normalni ludzie..


I teraz nie wiem, na rozmowy chodzić w zapasce i chodakach z łyka, czy w sukni z trenem i rodowych klejnotach....

Wielkopolska

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 300 (352)

1