Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Grav

Zamieszcza historie od: 18 stycznia 2013 - 8:41
Ostatnio: 16 stycznia 2023 - 11:11
  • Historii na głównej: 45 z 46
  • Punktów za historie: 8426
  • Komentarzy: 1236
  • Punktów za komentarze: 10476
 

#89625

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Widzę, że mamy wzbierającą falę historii o fekaliach, to dorzucę swój klocek ;)

Miejsce: impreza na studiach w typowym mieszkaniu studenckim, gdzie każdy pokój robi za osobne mieszkanie ze wspólną kuchnią i łazienką. Mieszkanie o tyle ciekawe, że na planie litery S - wchodziło się na początku wężyka, pomiędzy były wciśnięte pokoje i kuchnia, a na drugim końcu wężyka była łazienka z toaletą i druga, osobna toaleta.

Godzina zrobiła się późna i zacząłem się zbierać, ale przed wyruszeniem w drogę należy odcedzić kartofle, więc pokierowałem kroki swe ku łazienkom. A tu kolejka, która zakręca po korytarzu, ale wszyscy jakby kolejkują do głównej łazienki, a do kibelka na boku nikt nie wchodzi. Podszedłem więc i pytam - czemu? "Zajrzyj sobie."

No to zajrzałem. Mój wzrok padał początkowo w dół - bo łapałem za klamkę, i tam też zaczął swoją podróż po gównianym szlaku. Nasrane było na:

- Podłodze
- Umywalce po lewej
- Kiblu
- Spłuczce
- Oknie za kiblem
- Suficie

Moje przypuszczenie było takie, że ktoś odstawił kombo: sraczka pod ciśnieniem, pozycja "na Małysza" i zdecydowanie za dużo alkoholu, który spowodował utratę równowagi i wyrżnięcie twarzą w przód, po czym próby ponownego dostania się na tron, ale nadal z odpalonym dystrybutorem gnojówki.

Nie wiem kto tam mieszkał, ale mu współczuję.

toaleta

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (159)

#88906

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Satsu mnie natchnął do opisania historii o zbieraniu wymagań w projektach IT. Byłem swego czasu odpowiedzialny za wdrożenie całego działu wspierającego dużego klienta - rzeczy typu serwery, sieci, zapory ogniowe i inne zabezpieczenia, itd.

Spojrzałem sobie na dokumentację, którą dostałem i pojawił się drobny zgrzyt - nic, ale to nic nie wskazywało na zakres obowiązków. I nie byłoby problemu, gdyby dział, który wdrażałem, był jedynym pionkiem na szachownicy, ale niestety podobne działy zostały zaangażowane w dwóch krajach.

Dla porównania - wyobraźcie sobie, że macie zadanie - posprzątać budynek biurowy. Do tego zadania delegowane są 3 różne firmy. Jak podzielić zadania? Czy piętrami, czy jeden zespół czyści kible, drugi biurka, a trzeci kuchnie? No więc poprosiłem o doprecyzowanie.

I tak prosiłem jeden miesiąc, drugi, trzeci, w międzyczasie dużo ludzi spotykało się ze mną opowiadając mi jak to moje pytania są dla nich bardzo ważne i już nad nimi pracują. W międzyczasie, rzecz jasna, wdrażaliśmy projekt robiąc swoje własne, radosne założenia, bo i co mieliśmy innego zrobić. Klienta nic nie obchodzi, klient czekać nie będzie.

No i w końcu po 4 miesiącach przyszedł kres projektu, ja w sumie nadal nie wiedziałem co dokładnie mamy w zakresie obowiązków, ale gwóźdź programu miał dopiero nadejść - okazało się, że nikt nie przewidział wsparcia dla systemów backupu. Czyli przewidzieli, że kopie zapasowe robić trzeba, ale nie było nikogo, kto mógłby rozwiązywać problemy z nimi związane.

O dziwo, w 2 tygodnie znaleźliśmy od tego ludzi, przekazaliśmy im niezbędną wiedzę (zbędnej już nie zdążyliśmy...) i mogliśmy się klientowi pochwalić jacy to nie jesteśmy gotowi do realizacji kontraktu.

Ale wiele osób wypiło wiele litrów meliski :)

IT usługi

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 74 (90)

#88630

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Jaka piękna katastrofa".

Robimy migrację Sharepointów z serwerów własnych firmy do chmury Microsoftu. Używamy do tego softu od zewnętrznej firmy. W ramach usługi, która nie wpłynie nadmiernie na użyszkodników, mamy bazę danych przekierowań, czyli kopiujemy dane, tworzymy przekierowanie ze źródła na kopię, kasujemy źródło i użyszkodnik, korzystając z zapisanych linków, jest automatycznie przenoszony do swojej zmigrowanej zawartości. Tyle teorii.

Dzisiaj od rana dostaliśmy kilka zgłoszeń, że przekierowania nie działają. Ktoś sprawdził, no i faktycznie - całą bazę danych na roocie region.firma.com zdmuchnęło. Amba fatima, baza danych była, a teraz bazy ni ma. Poszła prośba do ludzi z DBA, żeby przywrócili zawartość i zaczęliśmy badać co właściwie zaszło.

Po jakiś czasie jeden z inżynierów robiących migrację zadzwonił do mnie i rzecze: słuchaj, bo ja rano ustawiałem sobie soft migracyjny na nowym serwerze i wpisałem region.firma.com, ale wydawało mi się, że wpisałem źle i chciałem sobie skasować połączenie, ale nie wiedziałem, że opcja "rozłącz" jest schowana w rozwijanym menu u góry i zobaczyłem "skasuj permanentnie" po prawej i kliknąłem.

I tak oto jeden inżynier, jednym kliknięciem, wywalił całe root directory z serwera. Można by się go, rzecz jasna, czepiać, że powinien był być mądrzejszy, bardziej dociekliwy, albo po prostu zapytać bardziej doświadczonych kolegów. Ale można też stwierdzić, że autor oprogramowania do migracji mógł wpaść na to, żeby nie ukrywać przycisku "rozłącz". Albo chociaż dać jakieś świecące wszystkimi kolorami tęczy potwierdzenie czy NA PEWNO chcesz skasować zawartość z serwera. Nie, bo po co?

Ale ile radości nam to dostarczyło, to nasze :)

it oprogramowanie

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (183)

#88529

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Córka sąsiadów, jak wiele innych dzieci, wróciła do szkoły. Nie minęły nawet dwa tygodnie, a już jest chora. Czemu? Ano temu, że rodzice jednej z jej koleżanek są ludźmi z gatunku "chora, nie chora, do szkoły musisz iść, bo się opuścisz w nauce".

Pandemia? Jaka pandemia?

szkoła

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (172)

#88254

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność może i nie jest przesadnie ogromna, ale właśnie straciłem 2h życia, więc się wyżalę, a co! ;)

Kupiłem dziś używaną kierownicę Logitech G29. Przed zakupem sprzedający odpalił mi jakiś wyścig, więc mogłem namacalnie zweryfikować, że sprzęt działa.

Co prawda jestem w trakcie robienia sobie stojaka ze sklejki pod fotel biurowy, ale tymczasowo podpiąłem pod biurko i zacząłem testować. No i się zaczęło - 45st obrotu kierownicy, po czym słychać dźwięk odpiętego sprzętu w Windowsie, a koło zaczyna rekalibrację - max w prawo, max w lewo, centrum. No nie ma opcji, żeby tak grać.

Czego to ja nie robiłem. Odinstalowanie oprogramowania, instalacja tylko starej wersji, obu, wywalenie wszystkich sterowników, przestawianie pomiędzy dostępnymi zestawami sterowników - NIC nie pomagało. Czasem tylko udawało mi się doprowadzić do sytuacji, w której sprzęt nie był już wykrywany w ogóle.

I co się okazało? Okazało się, że Logitech zrobił firmware, który nie lubi się z USB 3.0 i wyższym. Po wpięciu w USB 2.0 i przywróceniu oprogramowania do stanu "standardowego" (czyli tylko najnowszy program i nic więcej) - wszystko działa jak marzenie. Bite 2 godziny mordowania się z tym, pierwsze nieśmiałe myśli wieszania psów na sprzedawcy (a nuż jednak sprzedał uszkodzone?), tylko dlatego, że jakiś inżynier w Logitechu nie umiał napisać kodu tak, żeby nie wywalał się przy wyższych data rate'ach...

kierownica gry

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (158)

#88233

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o tym jak można zawalić negocjacje, których zawalić się nie da.

Jest sobie firma X. Firma X ma dział w pewnym skandynawskim kraju, w którym zwyczajowo całe społeczeństwo bierze urlop w tym samym czasie, na miesiąc.

Do firmy X zgłasza się Klient. Klient chce dokonać outsourcingu jednego ze swoich działów do X, a ponieważ nowy szef tego działu ma doskonałe wspomnienia ze współpracy z X u poprzedniego pracodawcy, zdecydowali się nie wysyłać zapytań do konkurencji. Chcą X i tylko X. A że Klient jest skandynawski, to gada ze skandynawskim oddziałem X. Sytuacja taka, że żyć nie umierać, można dyktować warunki i nie przejmować się ceną. No sytuacja, o której marzy każdy, kto siedzi w sprzedaży.

Zaczynają się zatem negocjacje, na które bacznym okiem spogląda centrala. Co jakiś czas kontrakt jest podsyłany centrali do recenzji. Centrala za którymś razem odsyła kontrakt ze stwierdzeniem "w tej formie nie możemy tego podpisać" - w domyśle "tu macie komentarze, wynegocjujcie to". Skandynawski oddział X natomiast napisał do Klienta "nie możemy podpisać tego kontraktu, kończymy negocjacje". Klient z oczami jak 5zł pisze do kogoś nieco wyżej z pytaniem, czy na pewno - dowiaduje się, że niee no oczywiście, że X chce ten kontrakt, zaraz ustawimy Skandynawów do pionu.

Klient daje się udobruchać, po czym stwierdza, że teraz to skandynawskie wakacje będą, więc oni by woleli wrócić do stołu po powrocie, jak już X będzie miało konkretne propozycje na stole.

Mija miesiąc. Klient wraca do stołu negocjacyjnego i pyta - no to co tam przygotowaliście? A Skandynawowie z X na to - nic, no przecież wakacje były.

To był moment, w którym klientowi poszła żyłka i stwierdził, że ci z X to jakieś niepoważne matoły, więc trzeba poszukać innego dostawcy usług. Inny dostawca znalazł się, wynegocjował kontrakt, zaproponował niższą cenę i przygotował ostateczny kontrakt do podpisu w półtora miesiąca. W tym czasie w X trwało gorączkowe obcinanie ceny, żeby tylko być konkurencyjnym. Poszły nie tylko wszystkie pomysły na to, jak by tu z Klienta wyciągnąć więcej kasy, ale też większość kosztów obsługi według uznanych standardów w branży. Wszystko, byle tylko ratować kontrakt.

Na ostatnim spotkaniu klient przeczytał kontrakt i kosztorys, zaśmiał się, stwierdził, że kontrakt z konkurencją podpisali tydzień wcześniej i nadal wyszło taniej, niż najlepsza, najtańsza oferta X.

I tak oto można zawalić negocjacje, których teoretycznie zawalić się nie dało :)

sprzedaż

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (177)

#88201

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Właśnie przyjechała śmieciarka odebrać odpady. Dzisiaj odbierają worki, w inny dzień zmieszane, w jeszcze inny segregowane w kubłach.

Miałem wystawione worki z posegregowanymi odpadami, oraz osobne kilka worków z zielonym, po weekendowym karczowaniu ogrodu.

Śmieciarka podjechała mi tyłem pod płot, więc miałem idealny widok na to, co się działo. A działo się to, że sympatycznie wyglądający pracownik firmy odbierającej odpady złapał worki, wrzucił je w gardziel pojazdu, jeden na drugi, i poszedł dalej. Nie było żadnego ustawiania do której komory ma lecieć, zielone poszły razem z plastikiem i szkłem.

I tylko co tydzień, kiedy szykuję nowe worki do segregacji odpadów, pytam sam siebie, czy ja na pewno jestem normalny.

śmieciarze

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 87 (109)

#88171

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałem dziś odkręcić koło, żeby wymienić jedną plastikową pierdółkę w jego bezpośredniej okolicy. Niestety, nie było mi dane tego zrobić, bo warsztat, który ostatnio serwisował mi hamulce, postanowił dopi*****ić śruby pneumatyką, jakby jutro miało nie nadejść.

60cm laga do kół już zamówiona i następnym razem dam sobie radę, ale chyba dla zasady przejadę się do nich jutro rano, każę im wyjąć ten klucz dynamometryczny, którym (zgodnie ze sztuką) przykręcili mi koła na 130Nm i pokazać, jak nim odkręcają te śruby.

warsztat

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (179)

#88058

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Media wszelkiej maści opisują problem dość szeroko, ale jeśli ktoś nie śledzi tematyki cyberbezpieczeństwa, bankowości itp. - mógł przegapić. A piekielność jest niewątpliwie duża.

Od miesięcy różne grupy przestępcze zza wschodniej granicy dzwonią masowo do Polaków podając się za pracowników banku. Podają właściwe dane osobowe ofiary i poprawnie identyfikują bank, w którym mamy konto. Prawdopodobnie działają na danych, które wyciekły z któregoś sklepu internetowego.

Mechanizm jest bardzo podobny. Dzień dobry, czy pan/i X, nazywam się XYZ, dzwonię z banku ŹŻ, chciałbym poinformować że z pana/i konta został zlecony przelew do, który jest w naszym banku oznaczony jako oszust, czy autoryzował/a pan/i taki przelew?

Po tym wstępie, po którym ofiara już jest zaalarmowana (my precious!), po czym oszust przystępuje do serii pytań, które mają nas utwierdzić w przekonaniu, że to naprawdę pracownik banku.

Czy ma pan/i swoją kartę?
Czy ktoś inny ma dostęp do konta?
Czy robił/a pan/i ostatnio zakupy w internecie?
Czy na stronie była kłódeczka bezpieczeństwa?

Niektóre z tych pytań sens mają, niektóre nie - przynajmniej w kontekście włamania na konto i wykonania przelewu, gdyby ktoś nam sklonował kartę i wypłacał kasę w Singapurze, to sytuacja byłaby nieco inna. Tak czy inaczej - nie pytają o żadne dane, więc nie wzbudzają podejrzeń, pytania faktycznie dotyczą bezpieczeństwa, więc mogą uśpić czujność ofiary.

W tym momencie złodziej przechodzi do części właściwej, czyli informuje, że według niego nasz komputer lub komórka z aplikacją banku są zainfekowane. Musimy pobrać stosowną aplikację banku (która jest niczym innym jak terminalem do zdalnego połączenia), żeby konsultant mógł nam pomóc w przeskanowaniu urządzenia.

Co dzieje się po zezwoleniu na połączenie? Złodziej poprosi nas o zalogowanie się do banku, a następnie wykonanie jakiejś testowej operacji. Zwykle będzie to przelew na niewielką kwotę na "konto techniczne". Konto owe jest zarejestrowane na nasze dane, przelew je autoryzuje. Pieniądze mogą nawet zostać nam odesłane, ale ktoś z tamtego konta może na nasze dane wziąć kredyt.

Alternatywnie może się skończyć na przelewie, którego już więcej nie zobaczymy.

Warto zapoznać się z dokładniejszymi opisami na takich stronach jak niebezpiecznik czy sekurak, warto też artykuły z tych stron podesłać znajomym i rodzinie. Socjotechniki stosowane są tak silne, że nawet osoby wiedzące, że to może być próba kradzieży, potrafią dać się nabrać.

kradzież

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (169)

#87637

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to mechanikowi trzeba patrzeć na ręce, bo można zginąć.

Nie lubię warsztatów, w których klient jest kompletnie odseparowany od obsługi. Niejednemu mechanikowi zapomniało się już dokręcić kół kluczem po wstępnym przykręceniu ich pneumatyką, niejeden już skasował za wymianę czegoś, czego wcale nie wymienił, ale jednak większość takich niedoróbek nie zagraża życiu.

No to ja w swoim samochodzie znalazłem wczoraj taką, która zagraża. 3 lata temu ktoś w moim samochodzie montował LPG. Wczoraj miałem okazję na podnośniku podziwiać styl wykonania tej pracy. Otóż gumowe przewody od gazu zostały przeciągnięte przez wywierconą w podłodze bagażnika dziurę. Tyle. Zero plastikowej podkładki, zero zabezpieczenia ostrej, metalowej powierzchni. Może wytrzymałoby jeszcze rok, może 2, może 4 - ale kiedyś te przewody by puściły i wyrzygały gaz pod ciśnieniem prościutko na rozgrzany wydech. Myślę, że wybuch byłby dość spektakularny.

Niestety, nijak nie udowodnię partaczom, co zrobili, bo mogą się zasłaniać tym, że podkładkę dali, ale wypadła, no pech. Po tylu latach pozostaną już bezkarni. A powinni siedzieć za narażenie życia.

EDIT: Po zastanowieniu stwierdzam, że równie piekielne jest to, że nie wyszło to w trakcie przeglądów na SKP.

warsztaty_samochodowe

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (126)