Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

LittleSpitfire

Zamieszcza historie od: 13 stycznia 2012 - 21:21
Ostatnio: 17 lipca 2018 - 16:14
O sobie:

Małe, "rude z charakteru". :D Chętnie podyskutuję na tematy przeróżne.

  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 1486
  • Komentarzy: 191
  • Punktów za komentarze: 1887
 

#75301

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, dlaczego warto mieć zaufanego mechanika.

Jako, że historia, na której się oprę nie jest moja, a bliskich mi osób, toteż nie znam jej z autopsji - nie będę nadmiernie wdawać się w szczegóły; ale przechodząc do sedna, czy wiedzieliście, że:

- istnieją mechanicy tak pewni siebie, że "pożyczają" sobie samochody klientów, ewidentnie dla rozrywki (no dobra, tego można się domyślić, a przypadki takiej naciąganej "bezpłatnej dzierżawy" można wymieniać bez końca, w wydaniu różnych osób), ale!

- w momencie, gdy taki mechanik spowoduje kolizję, w myśl naszego prawa, nie istnieje żaden zapis, który obligowałby do informowania właściciela (nawet, jeżeli wezwana zostaje policja i spisane jest oświadczenie sprawcy kolizji drogowej - tak więc nie jest to "anonimowy", załatwiony na miejscu wręczeniem odpowiednio mocnego "argumentu", incydent),

- za to dowiaduje się on o szkodzie w momencie, gdy druga strona konfliktu (ta poszkodowana w kolizji) nie zgodzi się na "dogadanie" i szkody zostają pokryte z OC, ale nie kierowcy, czyli mechanika, tylko nieświadomego zupełnie zaistniałej sytuacji właściciela pojazdu, przekonanego, że jego samochód czeka bezpiecznie na naprawę..?

Już pomijam nawet zachowanie mechanika, który pożyczył nie swoje auto (!) synowi, aby ten mógł pojechać na miasto. Pomijam również fakt, że nie była to w żadnym stopniu sytuacja kryzysowa, wypad był weekendowo-rozrywkowy, a syn posiada własny samochód, jednak ten klienta był zdecydowanie bardziej "reprezentacyjny". Takich cwaniaczków nie brakuje, i - niestety - chyba każdy choć raz się na tak niesamowicie rzetelnych fachowców naciął.

Ale dlaczego, do jasnej, nie ma żadnego prawa, które zmuszałoby sprawcę kolizji, który nie jest właścicielem prowadzonego pojazdu, do poinformowania tej osoby? Gdyby nie fakt, że znajomi poszkodowani w stłuczce nie zgodzili się na "pokojowe rozwiązanie" (czyt. nie wzięli pieniędzy do ręki - to już materiał na osobną historię, ale w razie wątpliwości nadmienię, że temat był poruszony, a kwota zaproponowana przez stronę "winną" pokryłaby około 1/4 ceny naprawy), właściciel pewnie nigdy nie dowiedziałby się o sytuacji i jeździłby sobie nieświadomie samochodem, który brał udział w stłuczce, i - co jeszcze gorsze - pewnie nadal naprawiałby go u piekielnego mechanika.

I jak tu ze spokojem na sercu zostawić u niesprawdzonego mechanika auto?

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 241 (247)

#73627

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia #73621 przypomniała mi nieco podobną.

Mam konto na portalu z ubraniami, na którym oprócz sprzedaży, można stosownie oznaczyć chęć wymiany. Sporo ciuchów już wymieniłam, z większości będąc naprawdę zadowoloną (fajna sprawa, taki internetowy lumpeks z funkcją barteru), ale ostatnio srogo się na wymianie z jedną dziewczyną zawiodłam.

Otóż dzięki transakcji z nią nauczyłam się, że:

- niespieralna ciemna plama na dość jasnej spódniczce, na środku tyłka, tak właściwie nie jest istotną wadą, a tym bardziej powodem do prośby o możliwość zwrotu
- tak samo jak samorozsuwający się zamek w (podobno) nówka-nieśmiganych spodniach (właściwie może to już nawet zaleta - w końcu nie trzeba się męczyć z rozpinaniem?)
- moje rzeczy, które doszły do dziewczyny pierwsze i wtedy były jeszcze "och, ach", nagle okazały się być takie średnie, no ale biedna poszkodowana jakoś się z tym pogodzi
- na moją uwagę, że proponuję zwrot, skoro obie jesteśmy niezadowolone, okazało się, że tak właściwie to ona już odpruła szlufki w kombinezonie, dokonała jakichś przeróbek i zdążyła zwęzić u krawcowej szorty, więc odpada (skubana, w jeden dzień to wszystko zrobiła - duże zaangażowanie jak na rzeczy, z których w sumie "jednak średnio jest zadowolona")
- nieszczęśliwie cały arsenał pokojowych rozwiązań, z którymi wychodziłam, okazał się być nieskuteczny, bo dziewczyna wszystkie skutecznie odpierała. Potem zaczęła już mnie kompletnie ignorować. Ale hitem było jej wytłumaczenie pojawienia się tej plamy...

...ona wysyłała rzecz w idealnym stanie, więc zawinić musiała (werble) PANI Z IN POSTU!

Tak, ponieważ ogółem panie z okienek nie mają nic lepszego do roboty, niż niszczyć przesyłki, w dodatku w cwany sposób - tak, że koperta pozostaje śnieżnobiała i nietknięta. :D Dodam, że wokół tej plamy była jasna otoczka, typowy ślad prób spierania - pewnie to również element intrygi pani z In Postu.

Finalnie zwróciłam się o pomoc do administracji, dziewczyna ma bana do 2043 (dzięki czemu trochę pozytywów straciła), a ja lekką awersję do wymian. Mogłabym pójść jeszcze na policję, ale z uwagi na bycie w rozjazdach nie bardzo mam czas, chęci i nerwy na szarpanie się o 2 rzeczy, które i tak zamierzałam w razie długiego braku zainteresowania oddać za darmo - choć zwykle staram się walczyć choćby dla zasady.

Tylko wciąż zastanawia mnie i smuci, że są ludzie, którym nie wstyd świadomie wysyłać komuś, za przeproszeniem, śmieci albo szmaty, a potem uparcie się wypierać albo udawać głupiego. I to wszystko sygnując własnym imieniem, nazwiskiem, adresem i czasem - jak było w jej przypadku - swoim zdjęciem. Za rzeczy, które mogłaby mieć za naprawdę niewielkie pieniądze. Wstyd...

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (210)

#67516

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu historii http://piekielni.pl/67509 przypomniała mi się podobna.

Kilka lat temu, X stawił się w szpitalu w celu wykonania zabiegu. Był to element długiego, powypadkowego leczenia nogi, więc kolejne operacje planowane były z pewnym zapasem czasu. Na miejscu okazało się jednak, że w szpitalu nie ma niezbędnego do wykonania zabiegu gruzu kostnego i trzeba go sprowadzić. Czas dostawy - tydzień.

Gdzie piekielność? W tym, że pobyt w szpitalu przesunął się o tydzień, przez to, że zapomniano sprowadzić potrzebny materiał? Bynajmniej. Okazało się, że wszystko odbywa się zgodnie z procedurami: gruz kostny można było sprowadzić dopiero, gdy pacjent pojawi się w szpitalu. Dostawa trwała tydzień. I przez cały ten czas, w szpitalu przebywał zdrowy (może nie dosłownie "zdrowy" - jednak zdecydowanie niewymagający hospitalizacji) pacjent, zajmując łóżko, których podobno tak brakuje.

Bo takie wymogi...

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 419 (455)

#37957

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historię dodaję, by ostrzec potencjalnych podróżników przed usługami przedsiębiorstwa "PKS ..." (z nazwą miasta kojarzącego się z słupem;).) Aby uniknąć irytowania czytelników, zamiast przereklamowanego "mój luby", będzie po prostu Daniel.

Dworzec w Warszawie Zachodniej, godzina 23:50. Autobus podjeżdża na stanowisko, ludzie zaczynają podchodzić do drzwi, co by szybciej kupić bilety, bo noc chłodna i w tyłki już ciut zimno. Wysiada (k)ierowca, patrzy na zniecierpliwiony tłumek i zaczyna w te słowa:

(K) Przepraszam państwa, nie mogę nikogo zabrać, pełen autobus.

Daniel i ja karpik, bo najbliższy interesujący nas transport ok. 6, nie ma nawet szans, żeby wrócić do domu przed 5, a noc na dworcu – na dworze, bo w Warszawie Zachodniej budynek dworca jest zamykany na noc - nie bardzo się nam uśmiecha. Cóż, było kupować wcześniej bilety, mielibyśmy zaklepane miejsca i moglibyśmy jechać, więc właściwie sami jesteśmy sobie winni. Chociaż...

Nagle z tłumu wychyla się (P)ani z rodziną:
(P) Ale my mamy bilety.
(K) Mówię, że nie ma miejsc.
(P, lekko poddenerwowana) Ale jak to, przecież kupiliśmy przez internet bilety, miejsca są wykupione, więc co jest grane? Co mamy zrobić, ja mam 4-miesięczne dziecko, jak to tak?
(K) Ja was mogę zabrać najwyżej na stojąco, bo nie mam miejsc! Wiem, że przedsprzedaż biletów była, no ale co, ja miałem powiedzieć ludziom na poprzednich przystankach, że im biletów nie sprzedam? (według mnie, skoro teoretycznie wolne miejsca były już zarezerwowane – chyba oczywiście, że tak?) Państwo sobie możecie skargi pisać, czy coś, mnie to nie obchodzi. Mnie też to wkurza, to do siedziby pretensje, nie do mnie.

Pani z rodziną i dzieckiem się lekko podłamali, stwierdzili, że nie będą jechać na stojąco z małym dzieckiem. Kilkoro ludzi, z biletami zakupionymi parę godzin wcześniej w kasie, zaczyna się burzyć, inna grupka uderza do kierowcy z pytaniem, czy w takim razie mogą teraz kupić u niego bilety i jechać na stojąco.
(K) Ja nie mogę brać ludzi na stojąco! (? Coś pan, zdaje się, szybko zmienia zdanie...)

Na pytanie Daniela, czy w takim razie, jeśli odkupimy bilety od tamtych państwa, będzie już mógł "wziąć na stojąco", kierowca z uśmiechem (żartował z kimś akurat) zamknął drzwi i odjechał.

I w sumie nie wiem, czy to była wina samowolki kierowcy, czy rzeczywiście siedziby, ale, krótko mówiąc, ludzie zostali nieźle wydymani. Nam się co prawda poszczęściło i cudem zdobyliśmy inny transport, jednak co mieli powiedzieć państwo, którzy z małym dzieckiem, w zimną noc, zostali odprawieni ze świadomością, że biletami mogą się wypchać?

autobus PKS słup...

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 584 (624)

1