Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Lox

Zamieszcza historie od: 4 grudnia 2012 - 14:07
Ostatnio: 11 lutego 2016 - 2:48
  • Historii na głównej: 11 z 11
  • Punktów za historie: 8639
  • Komentarzy: 2
  • Punktów za komentarze: 12
 

#71190

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od stycznia tego roku razem z kumplem się przeprowadziliśmy na pewne osiedle na obrzeżach Krakowa (Prądnik Czerwony, jakby ktoś z Krakowa był ciekaw :)).

Mieszkanie nowe, super, właściciel też bardzo w porządku, więc generalnie zadowoleni, jedyne co nas martwiło to wiadomość od poprzednich lokatorów, że pani, która mieszka naprzeciwko nas jest dosyć kłopotliwa, bo jednak człowiek lubi czasem posłuchać muzyki czy zaprosić znajomych.

Panią poznałem jakoś w okolicach 4 stycznia, z wyglądu taka poczciwa staruszka koło 70 lat, w berecie i siwą czupryną. Ładnie się przywitałem, chwilę porozmawiałem i było naprawdę miło, więc stwierdziłem, że to tamci lokatorzy musieli być piekielni.

Jednak schody zaczęły się jakoś koło 10.01, pani do nas zapukała czemu nie przyjęliśmy kolędy. Ja szczerze zdziwiony, kumpel też, ale wytłumaczyliśmy, że dopiero się wprowadziliśmy itp. Kilka dni później kobita na klatce spotkała mojego współlokatora, jak wychodził ze swoją dziewczyną i zaczęła się dopytywać, czemu po ślubie nadal mieszka z przyjacielem, a nie z żoną. Na odpowiedź kumpla, że żadnego ślubu przecież nie brał, zaczęła ich ochrzaniać, że to jest życie w grzechu i że powinni się wstydzić (a dla kumpla sytuacja była mocno kłopotliwa, bo z dziewczyną się spotyka zaledwie od 2-3 miesięcy).

Pod koniec stycznia, jak miałem nieszczęście wpaść na nią w klatce, zaczęła mnie opieprzać, że ona nie widziała, żebyśmy w niedzielę na mszę chodzili i w kościele też jeszcze ani razu nie widziała. Kłócić się ze staruszką nie zamierzałem i nadal nie zamierzam, więc tylko pomruczałem i tyle.

Sytuacja jednak zaczyna być dosyć męcząca. Zeszły piątek, ogarniamy sobie obiad z kumplem, co ważne dla historii - robiliśmy rosół i ryż z kurczakiem. Kobita nam zaczęła łomotać w drzwi (nie, nie brzmiało to na pukanie, normalnie zaczęła walić). Zdziwiony otwieram, a ta już właściwie krzyczy, że ona na klatce przecież czuje, że mięso robimy, a przecież jest piątek. Wszelkie próby przekonania jej, że to nie jej sprawa właściwie do niej nie docierały, musiałem jej zamknąć drzwi przed nosem.

I teraz pytanie: co można zrobić? Pani jest mocno starsza, ale zachowuje się momentami jakby jednak miała "coś nie tak". Nigdy nie widziałem, żeby odwiedzała ją jakaś rodzina (aczkolwiek z kumplem większą część dnia jesteśmy poza mieszkaniem), właścicielowi przecież nie będę głowy zawracał. Przynajmniej mieszkanie jest super jak na tę cenę, więc pozostaje mi chyba tylko ignorowanie i ciche pozwolenie, żeby 70-letnia staruszka terroryzowała dwóch 25-latków.

Kraków sąsiedzi

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (339)

#68476

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niestety jestem już w tym wieku kiedy duża część znajomych stwierdza, że starczy im szczęścia i radości w życiu dlatego postanawiają wziąć ślub (oczywiście sobie żartuje, znam mnóstwo szczęśliwych małżeństw :)). Sytuacja wydarzyła się kilka tygodni temu.

Mój przyjaciel po dobrych kilku latach postanowił ożenić się ze swoją dziewczyną. Ślub i wesele odbywały się w jego miejscowości rodzinnej (mała mieścina, kilka tysięcy mieszkańców, kawałek od Krakowa) i tam też stawiliśmy się całą bandą znajomych żeby mu pogratulować (i w razie czego pomóc uciec do Las Vegas :)). Samo wesele udało się wyśmienicie (aż za bardzo :)), panna młoda była śliczna, pan młody był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, wszystko było pięknie.

No ale gdyby wszystko było ok to bym nie opisywał tego na piekielnych. Jak wspomniałem nie jest to pierwszy ślub w którym biorę udział i zazwyczaj zawsze wygląda to bardzo podobnie. Kazanie o tym jak być szczęśliwym małżeństwem, hymn o miłości św. Pawła (który jest bardzo hmm życiowy i chociaż nie lubię religijnych pieśni itp mi się podoba), obrączki itp. Tak i ten ślub się zapowiadał dopóki nie naszła pora na kazanie...

Ksiądz mając w poważaniu ślubną atmosferę zaczął od tego, że wkrótce będziemy decydować o przyszłości Polski, i jako młode małżeństwo powinni się zastanowić nad tym na kogo oddadzą głos jeśli dalej chcą żyć w tradycyjnej, religijnej Polsce. Tego typu tekstów naprawdę leciała cała masa, straszenie sławnym gender, islamem i wychowywaniem swoich dzieci bez wiary itp itd. Następnie przeszedł od razu do samej ceremonii (przysięgi itp) po czym zakończył mszę.

No i szkoda mi tylko, że w najważniejszą chwilę w życiu tych dwojga wkradła się polityka. Widziałem po minach, że nie tylko ja czułem się zażenowany wystąpieniem księdza.
I podsumowując mój krótki wyraz zniesmaczenia, myślę, że polityka powinna trzymać się z dala od religii, religia od polityki a i tak najważniejsza jest miłość, bo gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący :)

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 387 (615)

#63045

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słowem wstępu - w Krakowie, żeby przejść z przystanku Dworzec Główny na sam dworzec trzeba z jednej strony zejść schodami do tunelu (dla osób z Krakowa - przystanek obok monopolowego Kocyka i apteki). Nie są może to jakieś strome schody ale jednak jak ktoś ma duże walizy to się musi nanosić.

Jakoś tak się ostatnio złożyło, że w ten piątek wracałem z uczelni i właśnie musiałem jechać na pocztę obok dworca. Tramwaj oczywiście wypełniony, ale bez żadnych piekielnych sytuacji. Dojeżdżamy na przystanek, ludzie wysiadają, ja też i idę sobie spokojnie na pocztę. No i widzę, że do schodów podchodzi taka drobna kobitka, dałbym 30-40 lat z walizą wielkości prawie jej samej. Jako, że ładnie się sam wychowałem (w przeciwieństwie do moich rodziców :)) to stwierdziłem, że trzeba ruszyć z pomocą. I tu się zaczyna piekielność.

[J]a: Przepraszam, może pani pomóc znieść walizkę?
[K]obita: Słucham? Jak Pan w ogóle śmie!

No i tu zdębiałem tak szczerze. A jak się kobita nie rozwrzeszczy.

[K]: Jakie chamidło normalnie! Że co, że jak jestem kobietą to sobie nie poradzę? Że sama sobie nie umiem znieść walizki?
[J]: Po prostu chciałem Pani pomóc.

Niestety próby załagodzenia sytuacji nic nie dały. Dostało mi się, że jestem męska świnia, że powinienem się wstydzić, że to bezczelność, żebym wsadził sobie męską dumę wiecie gdzie i takie tam. Nawet stwierdziłem, że nie będę dyskutować i po prostu odszedłem czym prędzej, bo kobita by mnie normalnie za chwilę wykastrowała.

No i tu taki mały apel ode mnie. Ja wiem, że feminizm, ja wiem, że XXI wiek. Ale drogie Panie feministki, wystarczy powiedzieć "nie, dziękuje", tyle. Nie ma co robić aferek, bo po co się w życiu denerwować. Szczególnie, że ja i tak nadal będę proponował pomoc przy takich rzeczach, wiem, okropny ze mnie szowinista :)

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 656 (874)

#62242

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o tym jak to prawie umarłem, przynajmniej biorąc pod uwagę standardy dzisiejszych twórców reklam, którzy uważają, że jak Twoje dziecko dotknie pompki od mydła w płynie to dżuma, cholera, hiv i wszystkie inne choroby świata.

W czasach mojego wczesnego dzieciństwa komputery i komórki należały raczej do rzadkości, więc moim głównym zajęciem było ganianie po podwórku z kumplami z podstawówki, granie w nogę, ganianie, czytanie książek, ganianie i jeszcze ganianie :) Jednym z naszych ulubionych terenów był plac po jakiejś budowie, zostały tam wielkie góry piachu i ziemi, a oprócz tego rury, pręty, blachy. Ogólnie raj dla złomiarzy i 8 latków.

No i tak któregoś dnia latamy po naszym placu w te i we w te strzelając się z zabawkowych kapiszonów. Akurat biegłem gdzieś się skryć by zostać snajperem, kiedy w ferworze walki nie zauważyłem pręta wystającego z ziemi i pięknie się wywaliłem. A przy tym nabiłem (a raczej wbiłem :)) się ręką na kawał blachy wystający z ziemi. Po wstaniu i otrzepaniu się, spojrzałem na rękę żeby zobaczyć że blacha wbiła się tak głęboko, że spory kawał mięcha mi wisi jak nie przymierzając Janosik. Musiałem być w niezłym szoku (podejrzewam, że dzisiaj bym coś takiego zniósł o wiele gorzej) więc zamiast zemdleć czy coś, wyleciałem na środek placu krzycząc ratunku, ratunku.

Koledzy się zbiegli, po okolicy rozniosło się przeciągłe "aaaaałłłłłłłaaaaa", dostałem chustkę żeby krew zatamować i już miałem lecieć do domu kiedy jeden z kumpli (z pozdrowieniami dla Kacpra :)) wpadł na pomysł żeby ranę przysypać piaskiem i ziemią, po czym oblać wodą (z kałuży oczywiście) to piasek stwardnieje i nie będzie mi tak lecieć krew. Sam nie wiem jak przeżyłem ten piasek, tak czy siak piekło niesamowicie. Moja wspaniała rana została następnie zawinięta w moją koszulkę (już wolałem lecieć półnagi przez miasto :)) a następnie poleciałem do domu jak Usain Bolt. Specjalnie sprawdziłem na google maps, biegłem niecałe 2 km ale wtedy wydawało mi się, że przebiegłem prawie maraton. Mama jak tylko zobaczyła moją łapę to poleciała do sąsiada coby nas do szpitala odwiózł.

No i co :)? Nic. Jak widać żyję, moją rękę od tych kilkunastu lat zdobi piękna blizna w kształcie sporego księżyca (ale o dziwo nie taka straszna, pani doktor była mistrzynią szycia). Czemu o tym piszę? Bo wydaje mi się, że w trosce o zdrowie naszych pociech czasami posuwamy się do szaleństwa. Wiadomo, trzeba chronić dziecko przed zarazkami, ale za niedługo dzieci stracą całą naturalną odporność skoro nawet już pompki do mydła są dzisiaj "pełne bakterii".

A! Kolega, który wpadł na pomysł zasypania rany ziemią i piaskiem skończył farmację :)!

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 813 (923)

#61993

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka dobrych lat temu, niedaleko mojego miejsca zamieszkania otwarto kebab. Właścicielem przybytku był pewien Turek o imieniu Hassan, który przyjechał do Polski bo jak sam mówi, wszyscy Polacy których wcześniej spotkał byli bardzo mili i przyjaźni :) Raz od czasu wpadałem wieczorami na kebaba, gdy akurat nie było czasu/ochoty żeby zrobić sobie coś innego do jedzenia. Hassan okazał się bardzo sympatycznym gościem, a że ceny miał przystępne, a sam kebab wychodził mu świetnie, to nie tylko ja się tam zjawiałem ;) A mówiąc wprost to po prostu o klienci przychodzili od rana do wieczora, także interes kręcił się świetnie, a Hassan musiał zatrudnić dodatkowych pracowników.

Po jakimś czasie do Polski dojechał także jego młodszy brat, który znalazł sobie narzeczoną z Polski. Interes cały czas się kręcił, pojawiły się nawet karty stałego klienta, ogólnie to sielanka :)

No ale do czasu. Jakiś rok-półtora roku temu na szybach zaczęły pojawiać się wlepki w stylu "kupując kebaba osiedlasz Araba" itp. Hassan co prawda jakoś się nie przejął, ale wkrótce ktoś nabazgrał sprejem na kamienicy obok "śmierć kozo*****m" i tu już sprawa trafiła na policję. A Hassan bardziej się martwił tym, że właściciel kamienicy będzie na niego zły, ale okazało się że gość był bardzo w porządku. W lokalu pojawił się monitoring, na szczęście większość klientów nie zrezygnowała ze stołowania się u Hassana. Policja śledztwo podjęła, ale szło dosyć wolno.

Sytuacja rozwiązała się kilka tygodni później. Bodajże piątek, wieczór, w środku siedzi kilka klientów i je/czeka na zamówienia. A tu wpada trzech podchmielonych koleżków i zaczyna robić rozróbę, krzycząc przy tym hasła w stylu "Polska dla Polaków", "P********y "miłośnik kóz" itp. Porozbijali szyby, porzucali krzesłami i stołami i wybiegli. Na szczęście policja spisała się na medal - gości ujęto tego samego wieczoru. Sprawa skończyła się w sądzie, koleżkowie dostali pokaźną grzywnę i musieli zapłacić za szkody, oprócz tego dostali kuratora.

Dlaczego tylko tyle? Bo panowie patrioci mieli 16-17 lat. A jeden z nich miał nazwisko typowo rosyjskie.

I nie chcę tutaj wejść na jakiegoś wielkiego obrońcę islamu. Uważam się za patriotę, ale jak dla mnie tego typu wyskoki nie mają nic wspólnego z patriotyzmem i dlatego uważam je za piekielne. A Wy?

Skomentuj (110) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 514 (740)

#58002

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu jednej ze szpitalnych opowieści na piekielnych, przypomniało mi się jak to ja leżałem :)

W liceum przez ponad 3 tygodnie zostałem uziemiony w szpitalu (wyrostek robaczkowy, coś tam jeszcze chcieli posprawdzać z węzłami chłonnymi). I o ile u mnie raczej żadnych piekielności nie było (znaczy się jakiś nadzwyczajnych, piekielności to generalnie drugie imię NFZ :)) to o tyle mój współtowarzysz niedoli na sali miał bardzo przechlapane.

[M]ichał, bo tak miał na imię, był bardzo zdolnym uczniem, akurat kończył II klasę gimnazjum. Średnia z paskiem, powygrywane konkursy itp. No i generalnie dzień przed jednym ważnym konkursem z matematyki bardzo rozbolał go brzuch. Chłop z niego był dzielny, ale w pewnym momencie zszedł i poprosił mamę żeby zadzwonić po pogotowie. Mama jednak o dziwo stwierdziła, że o takiego wała. Symuluje bo nie chce mu się uczyć i tyle. Zagoniła Michała do nauki i poszła spać.
Na następny dzień mama ciągle nie dała się przekonać, że naprawdę Michał może ledwo z bólu wytrzymać. Michał jakimś cudem dojechał do szkoły z potwornym bólem brzucha i... to właściwie na tyle, bo stracił przytomność. A obudził się dopiero w szpitalu.

Większość osób pewnie się już domyśliła, że to wyrostek robaczkowy. Który już pękł/rozlał się (nie wiem jak się nazywa to profesjonalnie) po organizmie. W momencie kiedy ja wylądowałem w szpitalu Michał był po trzeciej operacji (ponad 2 miesiące leżał gdy ja dotarłem), bo w wyniku powikłań doszło do zapalenia żyły wrotnej oraz jelit. Chłopak miał kawał czasu wyjęty z życia.

Co było piekielnego? Na pewno mamusia. Ja rozumiem, że czasem można podejrzewać dziecko o symulowanie. Ale nie kiedy, ledwo rusza się z bólu. A i piekielność numer 2 - w ramach przeprosin mama naznosiła Michałowi tyle słodyczy, że nie było gdzie ich dawać. A nikt z nas nie mógł ich jeść...

szpital

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 621 (675)

#57805

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czasem myślę, że jestem bohaterem Latającego Cyrku Monty Pythona, tylko zapomnieli mi powiedzieć, że mnie nagrywają.

Pracowałem przez pewien czas w Empiku.
Listopad, środa lub czwartek. 20 minut do zamknięcia, myślę już sobie jaką to ja mam wygodną kanapę, klientów prawie brak, sielanka ogólnie.
No i wpada tak na oko 40-letnia kobita, z gatunku tych eleganckich pań, które zazwyczaj rozprawiają o niesamowitej przygodzie Małgosi z M jak Miłość lub o kuzynie cioci Hani.
Podchodzi do kasy i zagaja:

[K]obita: Dobry wieczór, potrzebuję dla siostrzeńca, bo ma jutro urodziny książkę o BOBILU.

Jak żyję nie słyszałem o żadnym Bobilu, ale stwierdziłem, że może po prostu jestem głupi, a to jakaś perła kongijskiej literatury czy coś. No ale wklepuje w wyszukiwarkę i nie ma.

[J]a: A jaki jest dokładny tytuł?
[K]: No przecież mówię, że to książką o BOBILU!

No więc wklepuje dalej. I jakkolwiek bym nie próbował (Bob Bill? Bobbi? Bobill?) to nic nie wyskakuje (o dziwo).

[J]: A mogła by Pani przeliterować?
[K]: Pisać Pan ni umi? Przecież mówię że książką o BOBILU!
[J]: A autor?
[K]: No taki sławny, amerykański.
[J]: A o czym to ma być?
[K]: No taka przygodowa, że idą na wyprawę czy coś.

Wobec takich konkretów nie zostało mi nic innego niż szukanie dalej :) Wspomogła mnie koleżanka z drugiej kasy, bo klientów i tak już nie było i szukamy w akompaniamencie kobity, która coraz to głośniej narzeka, że co za głupcy tu pracują itp. Włączył nam się tryb detektywistyczny (każdy pracownik Empiku już ma chyba taki wyrobiony :)), koleżanka pyta dalej.

[Kol]: A jakie gatunki generalnie siostrzeniec lubi?
[K]: No takie o smokach, rycerzach i tego typu.

Więc idziemy szperać po dziale fantasy, a nuż się znajdzie jakaś poszlaka, detektyw Gadżet na tropie i w ogóle. Kobita patrzy fachowym okiem po okładkach, przegląda, przegląda i nagle... eureka! Jest! Cud! Znalazła się książka o bobilu, co prawda sklep już właściwie powinien być zamknięty, ale co tam! Tylko ci niekompetentni pracownicy w ogóle się nie znają!

Wiecie co to za książka o legendarnym BOBILU?

Hobbit...

Empik

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 826 (952)

#54233

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed pół roku, dokładnie grudzień. Zimno, pełno śniegu, miasto niedaleko gór więc do tego bardzo mocno wiało. Generalnie, pogoda przy której najlepiej siedzieć przy kominku i nie wyściubiać nosa na zewnątrz.

No ale jakoś tak się złożyło, że poszliśmy ze znajomymi się bawić do klubu na tzw. "rockotekę". Bawiliśmy się świetnie, żadnych problemów, ochroniarze byli mili, barman również, cud miód i orzeszki. No ale oczywiście coś się musiało stać, w klubie było pełno ludzi, w tym nasi Piekielni. Grupka, trochę młodsza od nas, dałbym tak z 17-18 lat. Niestety, jedna dziewczyna od nich przesadziła z alkoholem, a czym to się kończy mówić raczej nie muszę. Barman przyleciał z mopem, a tymczasem grupka postanowiła wynieść dziewczynę na zewnątrz, wtedy pomyślałem, że po prostu odstawią biedaczkę do domu. No i właściwie tu powinien być koniec historii, my siedzieliśmy dalej, bawiliśmy się naprawdę fajnie, sielanka.

No ale niestety. Koło 1.00 w nocy się zebraliśmy, ja wracałem razem z jednym kumplem, który mieszka niedaleko mnie. Droga powrotna wiedzie zaś przez taki malutki park/placyk. Ot, kilka drzew, pomnik i ławeczki. I dokładnie na jednej z ławeczek zauważyliśmy, że ktoś leży i ewidentnie nie wygląda na żula czy innego domownika takich ławeczek. Zresztą żul, nie żul, pogoda taka, że na stojąco idzie zamarznąć, więc podchodzimy. I tak zgadliście, na ławeczce leżała owa dziewczyna z klubu. Zero kontaktu, nieprzytomna totalnie, a przy okazji strasznie blada, oddech też strasznie słaby. Nie powiem, przeraziliśmy się lekko. Kumpel zadzwonił po karetkę, ja zdjąłem kurtkę i otuliłem tą dziewczynę, zresztą już lekko panikowaliśmy, że trup i w ogóle. Na szczęście panowie ratownicy okazali się mistrzami świata i dosłownie w kilka minut zajechali pod park.

Później się dowiedziałem od kumpla, że dziewucha przeżyła, ale miała dosyć poważne odmrożenia. Dlaczego o tym w ogóle piszę? Ano, bo jakbym spotkał któregoś z jej znajomych, to nie ręczę za siebie. Mam szczerą nadzieję, że ona już nie ma z nimi kontaktu, bo zostawić w taką pogodą nieprzytomną koleżankę w parku? Na ławce? W cieniutkiej kurtce? Powinni ze wstydu się zapaść, nigdy chyba nie spotkałem tak piekielnych znajomych.

park

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 873 (911)

#48704

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podczas Euro 2012 pracowałem w ogródku piwnym jako barman. Sytuacja wydarzyła się bodajże w trzecim dniu mistrzostw. Co ważne nasz ogródek piwny był ulokowany tuż obok rynku miasteczka, w którym akurat pracowałem. Cały ten projekt był w jakiś tam sposób sponsorowany przez Tyskie, mieliśmy m.in. ich flagi i kufle do rozdania. Stamtąd też poszedł przykaz, żeby sprawdzać dowody w razie wątpliwości. Tyle słowem wstępu.

Jakoś 15 minut przed rozpoczęciem meczu, ludzi całkiem sporo, inni się jeszcze schodzą. No i przyszli nasi piekielni - grupa nastolatków, dałbym tak 14-16 lat. Normalni nastolatkowie, z gatunku tych w kolorowych bluzach, oczokłujących butach i grzyweczkach jak po wyjściu od fryzjera. Co prawda jestem dosyć wysoki (190 cm), ale najwyższy z nich sięgał mi tylko jakoś do klatki piersiowej, buzie dziecięce, głosy dziecięce, no generalnie za staro to oni nie wyglądali. Podchodzą do mnie i się zaczyna:

[J]a: Dobry wieczór, co podać?
[C]hłopak, najwyższy ze stadka: Nalej nam z 6 piw.
[J]: A mógłbym prosić o dowód?

I tu następuje pantomima, której nie powstydziliby się najlepsi aktorzy teatralni. Chłopak wyciąga portfel, przegląda przegródki, po czym zaczyna się uroczo klepać po kieszeniach.

[C]: Zostawiłem w domu, ale weź nam nalej, ja ci później przyniosę ten dowód.
[J]: Przykro mi, ale nie mogę wam sprzedać piwa bez dowodu, rozkaz od szefa - przepraszający uśmiech, żeby nie było.
[C]: A to spier****j pedale.

No cóż, po roku w telemarketingu i niespecjalnie miłych rodzicach, takie skargi spływają po mnie jak woda po kaczce, więc tylko się uśmiechnąłem i życzyłem miłego dnia. Nasza wspaniała grupka jednak nie wyszła, siedli z tyłu, skądś sobie skołowali jakąś colę i popalali papierosy, umilając sobie czas kierowaniem do mnie wyzwisk ilekroć przechodziłem obok. Trudno, niech siedzą, nie mogę ich wyrzucić. Po jakimś czasie jak niosłem tam komuś piwo, zauważyłem, że im też udało się zdobyć jakieś tanie piwo ze sklepu obok. No nic, postanowiłem dalej ładnie ignorować ich wyzwiska (repertuar im się kończył na "pedale" i c***u) i pracowałem sobie dalej.

I na tym by się historia skończyła, gdyby nie to, że pod nasz ogródek podjechał radiowóz. Niestety, wtedy naszą wspaniałą grupkę opuściła odwaga i zwinęli się z prędkością Usaina Bolta po 3 litrach kawy. Policjanci sobie spokojnie do nas podeszli, zapytali się czy wszystko okej, wzięli sobie wodę, po czym wrócili do radiowozu. Grupka już nie wróciła, ale jak sprzątałem po nich stolik (niezły bałagan zrobili swoją drogą) to zauważyłem, że jeden z geniuszy zostawił portfel + papierosy.

Miałem ochotę je gdzieś przez przypadek zgubić, ale się powstrzymałem, mimo, że strasznie nie lubię takich piekielnych nastolatków. Nie wiem skąd to przekonanie o bezkarności i postawa "wszystko mi wolno". Może jakieś zbyt bezstresowe wychowanie, naprawdę nie wiem. Ale jak dalej będą piekielni to im serdecznie współczuję. Bo w końcu trafią na kogoś, kto im pokaże, że nie wszystko im wolno.

Co do chłopaka, który zostawił ten portfel. Przyszedł po niego na następny dzień. Z mamusią.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 824 (900)

#48388

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój przyjaciel ([P]iotrek) jest ratownikiem medycznym. Akcja działa się w zeszłym roku, na przełomie czerwca i lipca, godziny popołudniowe, gorąco i duszno.

Piotrek z załogą dostał zgłoszenie, że praktycznie w samym centrum miasta, na przystanku zasłabła kobieta, ma problemy z oddychaniem. No to wiadomo, sygnał i w drogę. O ile z drogą nie było problemów, to zaraz po przyjeździe pojawiła się pierwsza piekielność. A mianowicie, kobieta faktycznie leży niedaleko przystanku, nieprzytomna. Wokół kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt osób, naprawdę spory tłumek. NIKT, zupełnie nikt, nie udzielił kobiecie pierwszej pomocy, jedynie ktoś podłożył jakiś plecak jej pod głowę. Już to jest piekielne, ale później też nie było już z górki. Piotrek z trudem przeciska się przez tłum, przystępuje do czynności ratowniczych. Jego kolega z załogi dobiega kilka sekund później ze sprzętem i... nie może się przecisnąć przez ten tłum. Ludzie po prostu nie chcą go puścić, bo przecież takie fajne przedstawienie, oni muszę sobie pooglądać z przodu, nie będzie im się ktoś wpychał. Dopiero po krótkiej chwili, zauważyli, że to lekarz i niechętnie się rozstąpili. Ale to jeszcze nie koniec. W pewnym momencie, Piotrek się wyprostował i tym samym uderzył w jakąś panią nachylająca się nad nim pod niemal niemożliwym kątem.

[P]: Proszę się odsunąć, muszę mieć tu miejsce.
[K]obieta: No przecież pan ma.
[P] (już podniesionym głosem): Ludzie, odsuńcie się.

Dało to jakiś tam efekt. Po czym, po kilkunastu sekundach, sięgając po coś tam do torby, Piotrek trąca ręką następną osobą. I wydawałoby się, że nie da rady i trzeba będzie ratować w tym ścisku, gdy nagle ratunek... pan Kazio (PK). Okoliczny menelik, dosyć znany z racji tego, że zawód swój wykonuje od niepamiętnych lat. Z gatunku tych sympatycznych i nieszkodliwych, ale kilka razy zdarzyło mu się odwiedzić pogotowie, więc chyba poczuwał się do obowiązku pomocy.

[PK]: Panie kierowniku, ja pomogę.

Po czym pan Kazio, zaczyna roztrącać tłum jak zawodowy policjant czy ktoś inny kto zajmuje się roztrącaniem tłumów. Po kilku sekundach, krąg o średnicy 2-3 metrów, powiększył się kilkukrotnie i Piotrek z załogą bez problemów mogli kontynuować.

I najlepszy tekst pana Kazia, gdy już załadowali tę nieszczęsną kobietę na nosze i do karetki i zabierają się do odjazdu. Otóż pan Kazio, wyraźnie z siebie dumny podchodzi:

[PK]: No i co panie kierowniku, uratowaliśmy ją :)?

Jak dla mnie piekielne jest to, że jeszcze zdarzają się sytuację, w których w samym centrum miasta, ludzie nie chcą udzielić osobie potrzebującej pomocy. A na dodatek utrudniają pracę ratownikom, bo przecież trzeba pooglądać takie fajne przedstawienie, jak ktoś powoli schodzi z tego świata.

P.S. Tak, pan Kazio wraz z załogą uratował tę kobietę :)

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1080 (1130)