Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

atena

Zamieszcza historie od: 26 czerwca 2013 - 11:46
Ostatnio: 28 stycznia 2021 - 10:12
  • Historii na głównej: 5 z 9
  • Punktów za historie: 3232
  • Komentarzy: 10
  • Punktów za komentarze: 30
 

#53491

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu: "Cierpliwość mi się kończy, może ktoś poradzi..."

W marcu razem z małżonkiem staliśmy się właścicielami swojego wymarzonego mieszkanka, na ostatnim piętrze w czteropiętrowym bloku (co ważne). Już po tygodniu okazało się, że z wentylacją w kuchni jest coś nie halo.

A jak na to wpadliśmy?
Mokra ściana przy oknie, że aż farba spływała, podczas gotowania, była jedną z ważniejszych wskazówek. Drugą, bardziej odczuwalną wiatr wiejący z kratki na kuchnię, dosłownie wiejący, aż przystawiona zapalniczka gaśnie.

Zgłosiliśmy fakt do Pana Piekielnego w spółdzielni. Odpowiedź: musicie sobie zrobić odpowietrzniki w oknach (koszt 200 zł jedno okno) lub rozszczelniać okna. Dla kredytobiorcy 200 zł za okno, hmmm, to będę rozszczelniała.

Taaak, zgadliście, nic to nie dało.

Znowu wizyta u Pana Piekielnego. On przyjdzie zobaczy. Przybył. Drapie się do kratki. Przystawia cudo z wiatraczkiem i dumnie rzecze:
- Co Państwo chcą? Ciąg dobry, ba nawet świetny! Aż 1,2 a powinno być 0,8, więc nawet ponad normę!
W tym momencie wiatraczek staje i zaczyna kręcić się w drugą stronę, z prędkością 2,8, czyli halny w kuchni znowu wieje. Pan Piekielny karpik. Każe nam biegać po mieszkaniu, rozszczelniać okna.
Finał wiadomy, nic to nie dało. No to on zrobi inwentaryzację pionów, czy ktoś z sąsiadów nie wbił się w nasz szyb, wejdzie na dach, komin obaczy.

Czekamy.....
Tydzień, dwa .. dzwonimy...
Odpowiedź - oni teraz coś robią, ale za tydzień zadzwonić to już coś będzie wiadomo.

Tydzień, dwa .. dzwonimy...
Tak, tak, on pamięta, ale teraz coś innego robią, więc za dwa tygodnie zadzwonić...

Tydzień, dwa .. dzwonimy... razy cztery, zawsze spławka.

I tak pięć miesięcy!

My dalej się upieramy, bo od wilgoci i złej wentylacji, w kuchni grzyb był.
Dzisiaj mówię basta, pójdę i zrobię awanturę. Pan Piekielny na urlopie. Ale inny Pan go zastępuje (nadzór budowlany).
On sprawie się przyjrzy, obiecuje.

I oczywiście, coby nic nie robić, przyjdzie z wiatraczkiem znowu.

Tak więc, drodzy koledzy piekielni. Proszę was ładnie o poradę, co zrobić? Jak zmusić spółdzielnię, żeby w końcu coś z tym zrobili. Będę bardzo wdzięczna, bo już sił mi brak.

spółdzielnia kuchnia

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 386 (440)
zarchiwizowany

#52662

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z cyklu: "Działalność własna - potyczki z biurokracją"

Krótko i na temat.

Państwo się chwali: Preferencyjny ZUS przez dwa lata, niższa składka społeczna itd. Otwieraj biznes, zarabiaj!

Państwo zapomniało dodać: Nie pójdzie Tobie biznes, po dwóch latach zamykasz czy zawieszasz, bo nie dasz rady płacić ponad 1000 zł ZUS-u. To masz pecha!
Nawet zasiłek dla bezrobotnych Ci się nie należy.

Po prostu Yupii!

firma zus

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 100 (196)
zarchiwizowany

#52403

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z cyklu: "Wakacje - próbujemy wypocząć"

Cud, miód i orzeszki. Mnie i mojemu ślubnemu udało się wyrwać na tydzień na urlop. Cel podróży - Tatry Polskie. Wyruszaliśmy autokarem z drugiego końca Polski (czyli w planach jakieś 14 godzin jazdy).

Aby nie stracić dnia na podróż, wybraliśmy autokar jadący w nocy (od 17 do 7 rano), również z myślą, że się troszkę zdrzemniemy. O niedoczekanie nasze...

Na siedzeniach za nami, umościła sobie gniazdko mamusia (dotknięta późnym macierzyństwem - lat ok. 48) z syneczkiem Wiktorkiem (lat ok. 7).

Mamusia przez pierwsze pięć godzin, donośnie i wyraźnie, odpowiadała na każde idiotyczne pytanie swojego Wiktorka, a Wiktorkowi milczenie było obce. Wiktorek robił wszystko, aby tylko nie iść spać, a mamusia sobie ewidentnie nie radziła, lub nie chciała. Tak, więc:

- cały autokar słyszał co Wiktorek je, jak je i dlaczego,
- ile zakupów zrobili i za ile,
- że on dalej będzie pstrykał tą zabawką, nie ważne, że ludzie chcą spać,
- gratis oberwałam w głowę kilka razy, bo Wiktorek to takie żywe dziecko,
- moje siedzenie było notorycznie kopane od tyłu, przez Aniołka Wiktorka

Ale szczytem było odebranie telefonu przez mamusię Wiktorka o godzinie 23 w nocy i tak cały autokar dowiedział się:

- jak pobyt mamusi na wakacjach wyglądał,
- że wróżka na pokazie wybrała mamusię Wiktorka i nawet jej powróżyła,
- że na pobycie był też pan wyglądający jak Gej z żoną (no dosłownie...) i tak się z niego śmiali, dopóki nie zaprzyjaźnił się z Wiktorkiem,
- że dziewczyna obok to psychiczna była, bo awantury urządzała (i tutaj długiiii opis szczegółów),
- i że Wiktorek spać nie chce, ale co tam, odeśpią sobie potem, bo w nocy przesiadkę mają.

Na postoju, już bardzo wściekła, dosyć głośno skomentowałam mojemu ślubnemu, co można by niecnego zrobić z Wiktorkiem. Gdyż mamusia Wiktorka ma innych pasażerów i ich spokój w głębokim poważaniu. Niebiosa przychylne mi były, mamusia Wiktorka widocznie "przypadkiem" podsłuchała naszą rozmowę i Aniołek Wiktorek, w trybie natychmiastowym poszedł spać.

Nie można było tak od razu...

wakacje podróż

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (43)

#51981

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu: O tym jak zmieniałam lekarza rodzinnego.

Moja, już ex, Pani doktor rodzinna, złą kobietą nie jest i nie była, lecz zatrzymała się na specjalizacji pediatria, a że kazali jej leczyć dorosłych, no cóż, jaka szkoda (to tylko takie większe, wyrośnięte dziecko).

Po ciągłym przepisywaniu maści ben gay na chory kręgosłup, antybiotyków na katar (w tym alergię), postanowiłam zmienić lekarza rodzinnego. Znajoma doradziła mi inną Panią doktor, z tej samej przychodni (istotny fakt). Zresztą bardzo zależało mi na tej przychodni, gdyż była bardzo blisko mojego miejsca zamieszkania. Raz, dwa, zebrałam się i pognałam z wizytą do poleconej Pani doktor.

[A] - ja,
[Dr] - pani doktor.

[A] - Dzień dobry. Mam taką sprawę, chciałbym się do Pani przenieść, czyli ni mniej ni więcej, zostać Pani pacjentką.
[Dr] - A od kogo się Pani chce przenieść?
[A] - Od doktor XYZ (tutaj wymieniłam nazwisko obecnej Pani doktor).
[Dr] - Pani chyba śmieszna jest. My sobie tutaj pacjentów NIE KRADNIEMY! Proszę wyjść. Ja koleżance nie ukradnę pacjenta!!!! - wykrzyczała na mnie i wypchnęła za drzwi.

Szczęka mi tak opadła, że chyba w Chinach byłam przyczyną trzęsienia ziemi. Bo teraz moi drodzy to nie pacjent wybiera lekarza, pacjent to teraz towar, cenny i się go nie kradnie.

Cóż, finalnie przeniosłam się do innej przychodni, dalej - fakt, ale z o wiele lepszą pomocą medyczną. W końcu lekarz wysłał mnie do neurologa i na rehabilitację, zamiast przepisać kolejną tubkę magicznej maści ben gay.

lekarz przychodnia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 550 (622)

#51799

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii: Jak to pracowałam jako serwisant komputerów (handlowiec i monter cudów wszelakich).

Jako, że szef zwany Speede (coś ze strusia miał - prędkość), nie przebierał w środkach i słowach, aby zmusić nas do pracy, czasem zdarzało mi się przy nim rozpłakać. Ot, taka kobieca natura, kiedy ktoś mi zmniejsza pensję i grozi zwolnieniem.
Pewnego dnia sama Pani Szefowa zaprosiła mnie na rozmowę do pokoju zwierzeń. [Sz] - szefowa (znaczy się żona szefa), [A] - atena

[Sz] - Pani Ateno, Pani nie może tak przy Speedem płakać, bo on za to Panią zwolni. On nie wie co ma robić jak Pani płacze.
[A] - Eeeee? No...
[Sz] - No to świetnie, że się rozumiemy. A teraz, wie Pani, Pani tak w adidasach do pracy nie może przychodzić, bluza też jest niedopuszczalna. Pani musi mieć eleganckie koszule, najlepiej spódnicę i jakieś eleganckie szpileczki. - Siedzę i uszom nie wierzę, bo niby jak mam wczołgać się pod biurko wypiąć uszkodzony komputer klienta, czy też hasać jak sarenka w tych szpileczkach po drabinie?

Szefowa niczym niestrudzona, matczynym tonem, ciągnie dalej:
[Sz] - To ja Panią zabiorę na zakupu i jako firma zakupimy Pani parę ubrań, można powiedzieć takich roboczych. Musi Pani to nosić, bo wie Pani, inaczej Panią zwolnią - zakończyła z uśmiechem.
Chcąc, nie chcąc, po takich argumentach przystałam na tą "cudowną" propozycję.

"Wielkie zakupy" okazały się zakupem trzech bluzek typu ciut bardziej bajer t-shirt w pepko. Kwota jaką firma wydała, zatrważająca, aż 100 zł. Nie muszę dodawać, że cudowne, nowe nabytki rozeszły się po dwóch praniach.
Mimo wszystko, zostałam zmuszona do zmiany garderoby już na własny koszt.

Miny klientów widzących Panią serwisant w spódnicy i szpilkach na drabinie, montującej kamerę - bezcenne, za resztę zapłaciłam z "ogromnej" wypłaty.

praca serwisant

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 440 (552)

#51757

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu: Natrętni telemarketerzy.

Każdy kto jest dumnym właścicielem własnej działalności gospodarczej zapewne wie, ile listów o wpisaniu, dopisaniu i oczywiście opłatą otrzymał. Kolejnym etapem wtajemniczenia są natrętne telefony od przeróżnych firm, które próbują wcisnąć dopisanie do bazy klienta, sprzedaż bazy klienta i ogólnie już samego klienta. Niejednokrotnie próbowano mi sprzedać coś co sama wykonuję, sprzedawcy nawet nie chciało się zapoznać z tym co robi moja firma, historia będzie o właśnie takim panu, więc do rzeczy. [T] - telemerketer, [A] - atena.

[T] - Dzień dobry, dzwonię do Państwa w sprawie usług pozycjonowania stron internetowych, czy zastałem szefa? - pan milutki, słodziutki, aż mi lukier ze słuchawki cieknie.
[A] - A niech mi pan powie, my wam czy wy nam chcecie tą stronę pozycjonować?
[T] - No ależ oczywiście my wam! - no tak znowu natręt, który nie zajrzał, że jest to to, czym też się zajmujemy.
[A] - Wie pan szefa teraz nie ma, będzie dopiero popołudniu, ale mogę panu z góry powiedzieć, że szef na pewno nie będzie zainteresowany państwa ofertą.

I tutaj chyba pan pokazał swoje prawdziwe ja.

[T] - Ale jak pani śmie! Pani jest tylko pracownikiem! Pani nie może się wypowiadać za szefa, pani tylko tam pracuje, pani nic nie wie ... itd. - pan ewidentnie się rozkręcił, z miłego, słodkiego, zaczął na mnie krzyczeć. Cierpliwie poczekałam aż odrętwienie z szoku mi przeszło i słodziutkim głosikiem jak miód poinformowałam pana iż ja jestem szefem, ale z racji że nie chcę słuchać takich idiotów jak on mówię, że szef wyszedł.

Chciałabym zobaczyć jego minę w tym momencie, podejrzewam, że była bezcenna.

I pan trafił na listę połączeń zablokowanych w moim telefonie.

telefon telemarketer

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 463 (539)

#51974

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu: serwisant komputerów (monter cudów wszelakich)

Umowa o pracę kończyła mi się 31 sierpnia. Praca full serwis komputerów z dojazdem do klienta, niby 8 godzin, ale...laptop, samochód i telefon firmowe na stanie. Nie było opcji nie odebrać telefonu i nie zareagować, nawet w zimę o 5 rano przy -14 stopniach.

[Sz] - szef, [A] - ja.
Miesiąc przed końcem umowy.
[A] - Czy mogę wiedzieć czy przedłużycie mi umowę? Bo jeżeli nie, to bym już czegoś szukała. Rodzina, dom, zobowiązania finansowe itd.
[Sz] - Atena nic się nie martw. Pogadamy później.

Dwa tygodnie do końca umowy, sytuacja powtarza się jak wyżej.
Tydzień do końca, powtórka.
Dzień sądny, czyli 31 sierpnia.

[A] - Szefie i jak z tą moją umową?
[Sz] - Spokojnie Atena. Jutro przyjdziesz do pracy to pogadamy.

Pytam się sekretarki, czy zdać laptopa i telefon, bo w sumie to dzisiaj jestem ostatni dzień w pracy, według umowy. Sekretarka ze szczerym uśmiechem informuje mnie, że mam normalnie pracować.

1 września. Od rana na telefonie, spotkania, wezwania serwisowe, cały dzień zaplanowany z klientami itd. 8:30 wpada szef.
[Sz] - Atena chodź do biura pogadamy.
[A] Ok.
[Sz] - No bo wiesz Atena, my w sumie to stwierdziliśmy, że Tobie umowy nie przedłużymy. Chcesz wiedzieć dlaczego?
[A] - Nie. - daj Bóg, spokojna jestem z natury. Ale wizja mordu zaczynała już kiełkować w mej głowie.
[Sz] - Ale i tak ci powiem ... - tutaj nastąpił cały potok powodów, tak sensownych, że oszczędzę czytelnikom cierpień. Ogólnie można powiedzieć, że aby wszyscy byli zadowoleni, powinnam tańczyć na rzęsach, spać 30 minut na dobę i płacić firmie, że mnie zatrudnia.

Jaką świnią trzeba być, aby powiedzieć pracownikowi, że umowy się mu nie przedłuża, następnego dnia, każąc mu się stawić do pracy?!

serwis praca umowa o pracę

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 830 (880)
zarchiwizowany

#51777

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Świeżynka...

Siedzę sobie w biurze, wpada klient, któremu założyłam fanpage i uczyniłam go dumnym adminem ów fanpage.
K - klient

[K] - Pani mnie oszukała, Pani mi nie dała ani loginu ani hasła do tej strony na facebooku! To tak być nie może, to jakiś przekręt itd...

Tłumaczenie, że na fanpage wchodzi się przez swoje imienne konto na chwilę pomogło, ale i tak wyszedł odgrażając się, że on to sprawdzi i że na pewno to tak nie jest.

Ach ten świat facebooka.

klient fanpage uslugi

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (38)
zarchiwizowany

#51719

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno, dawno temu..

no może jednak nie aż tak dawno bo tylko kilka lat temu, po ukończonych studiach z zakresu dysków, monitorów, kabelków i procesorków i wszystkiego co w pudle obok biurka piszczy i stuka (w skrócie informatyka) udało mi się otrzymać pracę w upragnionym zawodzie serwisant informatyk. Cóż do dzisiaj zastanawiam się dlaczego moich podejrzeń nie wzbudziły dwie rozmowy rekrutacyjne, no ale cóż PRACA!! Pierwszą piekielnością było dwóch szefów, kto pracował ten wie gdzie kucharek sześć.... Szef numer jeden - "mam komputer - świata nie ma", szef numer dwa - "jestem tu, jestem tam, wiem wszystko, nie siedź, pracuj, śniadanie, a po co ci? - nie umiesz żyć powietrzem, hmm dziwne...". Ale prawdziwa piekielność wyszła po czasie.... Zwyczajem szefa numer dwa, dla potrzeb historii nazwijmy go speed =), było branie pracownika do tzw. pokoju zwierzeń i maglowanie go: dlaczego tak mało pieniędzy zarabia dla firmy, dlaczego nie pozyskuje nowych klientów itd. ( no tak bo serwisant musi psuć sprzęt klienta żeby było co naprawiać ). Nie przedłużając najbardziej piekielny występ szefa: [A] - atena, [S] - szef numer dwa - speede
Speede poprosił mnie do pokoju zwierzeń:

[S] - Atena weź kartkę i pisz, ile pieniędzy zarabiasz dla firmy, od jakich klientów i jakich nowych pozyskałaś
[A] - no ci i tamci i jeszcze ci itd. (myślę informatyk serwisant handlowiec hmm nowe stanowisko czy jak?)
[S] - aa to sumując wychodzi ci 2000 zysku do firmy miesięcznie, ale ten klient XX co napisałaś już w firmie był jak cię zatrudniliśmy więc twoje naprawy u niego się nie liczą, tego YY też nie itd. a teraz dopisuj z minusem: 200 koszt utrzymania samochodu, no przecież też nim jeździsz, 200 koszt utrzymania sekretarki w firmie, no przecież odbiera telefony, 400 koszt utrzymania biura, no przecież korzystasz... wychodzi że do firmy zarabiasz...1200, a to mniej niż twoja pensja i zus, więc dajemy ci szansę zmniejszymy ci pensję na najniższą krajową, a jak nie chcesz to cię zwolnimy.
[A] - aaa (i tutaj jak nigdy zamurowało mnie)
[S] - no to świetnie, a teraz zarabiaj pieniążki (pogratulował mi)

Historii z tej pracy mam na pęczki i daj bóg już tam nie pracuję. Mam nadzieję, że były szef czyta piekielnych, dostałam tam niezłą szkołę życia i w sumie to dziękuję =)

serwis informatyczny serwisant informatyk

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (215)

1