Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

brathansaklossa

Zamieszcza historie od: 18 marca 2011 - 11:44
Ostatnio: 6 stycznia 2024 - 9:28
O sobie:

kulturalny, inteligentny, przystojny, SKROMNY.

  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 1051
  • Komentarzy: 100
  • Punktów za komentarze: 1013
 

#8519

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana przez aelreda przypomniała mi pewną historię opowiedzianą mi przez mojego brata, a dotyczącą jego spotkania z pewnym patrolem policji.

Rzecz miała miejsce na peronie skm w Gdańsku, na który to wpadł zziajany mój braciszek wracający właśnie z uczelni i liczący na to, że zdąży jeszcze wskoczyć do kolejki skm w kierunku Gdyni, która stała na peronie. Niestety, drzwi kolejki zrobiły mu przed nosem "pssssss" i pociąg odjechał.
Braciszek wkurzony, bo następna kolejka dopiero za kilkanaście minut, wyjął papierosa i zapalił. Nagle poczuł pukanie w ramię. Odwraca się i widzi funkcjonariusza policji w tym czarnym mundurze polowym, no wiecie, buciory, bojówki, pas z żelastwem, bluza, kamizelka...
(P)olicjant zmierzył (B)rata surowym wzrokiem i rozpoczął:
(P): Policja, plutonowy Xiński, informuję pana, że palenie papierosów w niedozwolonych, takich jak dworce kolejowe, perony i przystanki, poza wyznaczonymi do tego celu miejscami, obciążone jest mandatem karnym w wysokości piećdziesięciu złotych.
(B): Przepraszam, ja już gaszę!
(P): (wyciągając bloczek z mandatami) Niestety, nakładam na pana mandat karny kredytowy w wysokości pięćdziesięciu złotych, płatny w ciągu siedmiu dni. Proszę o dokumenty.
W tym czasie na peron wchodzi drugi policjant, pełen luz, krok szeroki jak kapitana piratów na okręcie, papieros w zębach. Podchodzi, staje za swoim kolegą i pyta:
(P2): Co jest?
Policjant spisujący brata spojrzał na swojego kolegę. Zamarł na chwilę, po czym oddał bratu dokumenty, zamknął bloczek z mandatami i dopiero odpowiedział:
(P): Już nic debilu...

policja

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1475 (1581)

#8414

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja żona jest właścicielką przybytku łączącego w sobie cechy księgarni, saloniku prasowego i kawiarni, w skrócie rzecz ujmując taki "empik dla ubogich".
Tego dnia poprosiła mnie, żebym za nią otworzył sklep i obsługiwał klientów, bodajże źle się tego dnia czuła.
Muszę dodać, że w stosunku do klientów czy to swoich czy jak tutaj- mojej żony, jestem zawsze uprzedzająco uprzejmy.
Temu klientowi jednak czymś podpadłem. Czy to jakiegoś towaru nie było, czy nie zgodziłem się z jakąś jego opinią (środowisko polonijne jest dość specyficzne, wiele osób na co dzień musi pokornie znosić poniżenia i impertynencje od swoich "tubylczych" klientów czy zleceniodawców i chętnie wyładowuje swoje frustracje kiedy ma taką możliwość, szczególnie na swoich rodakach, w sytuacjach kiedy to oni są klientami i "mogą wymagać"), już dziś niestety nie pamiętam co takiego okropnego zrobiłem. W każdym razie pan strasznie się zaperzył, zaczął mi wymyślać, w końcu sięgnął po, jak sądził, "asa w rękawie":
(P)an: Pan tu już nie pracuje! Proszę mi dać numer telefonu do swojego szefa!
Nie wiem do dziś jak udało mi się zachować powagę na twarzy wręczając mu wizytówkę ze swoim numerem telefonu...

ksiegarnia/kawiarnia/kiosk

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 602 (692)

#8405

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję dla międzynarodowych linii autokarowych na terenie zaprzyjaźnionego kraju. To codziennie nowa przygoda. ;) Oto jedna z nich:

Klient z historii, którą chcę opowiedzieć nie był wcale piekielny, myślę jednak, że mimo to może Was ona rozbawi.

Pojazd, którym na co dzień obsługuję pasażerów, uległ nagłej, a gwałtownej "autodegradacji" bezpośrednio przed porą, o której powinienem pojawić się na dworcu autobusowym. W pośpiechu (późny wieczór) wytrzepałem więc spod ziemi auto osobowe: teoretycznie siedmioosobowego, nieco podupadłego Opla.

Podjeżdżam na swoje stanowisko na dworcu, wokół oczywiście same autokary ewentualnie transportery, tylko ja zawijam nieświeżym resorakiem dumnie oznakowanym logo naszej firmy przewozowej. Wysiadam z listą pasażerów i rozpoczynam przyjmowanie pasażerów i bagażu.
Przy stanowisku stoi para, młody chłopak i dziewczyna, oboje z dość niepewnymi minami. Chłopak coraz szerzej otwiera oczy, które już i tak mu pół twarzy zajmują, patrzy to na mnie, to na drzwi samochodu, na których widnieje nazwa przewoźnika, wreszcie niepewnie podchodzi i pyta w miejscowym języku:
(CH)łopak: Przepraszam, pan jedzie do Warszawy..?
(J)a: Dobry wieczór, tak, jak pańskie nazwisko?
(CH): Moja dziewczyna jedzie do Warszawy... Nazywa się XY... To z panem?...
(J): Tak, mam pana przyjaciółkę na liście, z tym, że...
(CH): (wchodząc mi w słowo) Ale to TYM będzie jechać??..
(J): Bez obaw! Jedziemy razem tylko około 35 kilometrów, do autostrady obwodowej miasta. Tam będą oczekiwać autokary naszej firmy. Nie wjeżdżają one do naszego miasta, ze względu na fakt, że wjazd i wyjazd z miasta oznacza dla autokaru nawet 1,5h wydłużenie czasu podróży. Niektórzy z pasażerów na pokładach autokarów mają już za sobą kilkaset kilometrów trasy, więc w ten sposób oszczędzone jest im zwiedzanie naszego miasta nocą o czym z pewnością by nie marzyli. Z tego właśnie względu zawsze nasi pasażerowie są z tego miasta dowożeni mniejszym pojazdem do naszych autokarów. Ja najmocniej przepraszam za dzisiejszy samochód, normalnie podjeżdżam tu komfortowym transporterem, uległ on jednak właśnie wypadkowi i nie zdążyliśmy zorganizować drugiego pojazdu, stąd dziś wyjątkowo muszę obsłużyć pasażerów tym samochodem...
(CH): A to tylko do autokarów pan dowiezie tym samochodem..?
(J): Dokładnie tak, jeszcze raz przepraszam za niedogodności.
(CH): Uffffffff!... Bo wie pan... Bo ja już się przestraszyłem, że w Polsce to po prostu autokary tak wyglądają....

międzynarodowe linie autokarowe

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 639 (763)

#8342

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję dla międzynarodowych linii autokarowych na terenie zaprzyjaźnionego kraju. To codziennie nowa przygoda. ;) Oto jedna z nich:

Miejsce akcji to pokład międzynarodowego pięćdziesięcioosobowego autokaru, 70 kilometrów do Polskiej granicy. Czas akcji: tuż po północy.
Za kierownicą siedzi kolega o wdzięcznej ksywce "Hulk". Jak sama nazwa wskazuje - Hulk jest raczej sporych gabarytów: wysoki, szeroki, do tego, jak większość kierowców, do najszczuplejszych nie należy; po prostu potężny gość. Całokształtu dopełnia łysa czaszka i spojrzenie zawodowego mordercy (choć w rzeczywistości jest bardzo dobrodusznym i wesołym człowiekiem).
Z tyłu autokaru, w ulubionym przez rozrywkowych pasażerów ze względu na dużą odległość od obsługi pekaesu, jak często się zdarza, już od kilkudziesięciu minut funkcjonuje "klub wesołego pasażera". Siedzą koleżkowie, popijają ukradkiem piwko, coraz głośniej rozmawiają.
(Trzeba dodać, że regulamin przewozów jednoznacznie zabrania picia alkoholu i palenia tytoniu na pokładzie autokaru a bilety pasażerów nie stosujących się do tego podlegają kasacji.)
W pewnej chwili Hulk czuje wyraźnie, że ktoś w autokarze zapalił papierosa. Z przodu pojazdu siedział akurat mój zmiennik, Denis, który tego dnia na służbowym bilecie jechał do Polski, Hulk wysłał więc go, żeby poleciał po pekaesie, namierzył palacza i kazał mu natychmiast zgasić papierosa. Denis, młodziutki, drobny dwudziestolatek, pognał więc przez autokar ale po chwili wrócił i melduje Hulkowi, że palacz, jeden z dwóch amatorów piwka z "klubu wesołego pasażera" z końca autokaru, nic sobie z niego nie robi. Wyśmiali go i nie zamierzają gasić papierosa.
Hulk dał po hamulcach, zjechał na pobocze i leci na koniec pekaesu, aż się ziemia trzęsie.
(H): Natychmiast gaście te papierosy!
(P)asażer1: Zara, spale i zgaszę.
(H): Żadne zara, tylko już mi to gaś!
(P1): Spale to zgaszę. Tu nic nie pisze nigdzie, że nie można palić.
(H): W regulaminie jest wyraźny zakaz palenia i picia alkoholu! Pijecie, teraz zaczynacie palić, tu jedzie oprócz was 50 osób, które mają wąchać wasze smrody?! Poza tym możecie spowodować pożar!
(P1): Dobra tam, spale to zgaszę!
Hulk na takie "dictum acerbum" chwycił koleżkę za klapy, wykonał w tył zwrot i unosząc pasażera przed sobą przeszedł z nim przez autokar i wystawił za drzwi informując:
(H): Teraz sobie możesz spalić.
Koleżka palacza, trzeba przyznać, że zachował się lojalnie w stosunku do swojego przyjaciela: spuszczając nisko głowę potruchtał po cichu za nim i wysiadł również, rzucając tylko cicho:
(P2): A mówiłem ci, żebyś nie palił, debilu?!
Autokar pojechał dalej, a klub wesołego pasażera ruszył dalej już na piechotę...

mi?dzynarodowe linie autokarowe

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 838 (940)

#7960

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przepraszam, historia nieco obszerna i raczej dla zwolenników komedii absurdu...

Pracuję dla międzynarodowych linii autokarowych na terenie zaprzyjaźnionego kraju. To codziennie nowa przygoda. ;) Oto jedna z nich:

Około południa dzwoni do mnie panna z centrali z pytaniem, czy może podać pasażerce, która warunkowo jedzie dzisiaj na nieaktualnym bilecie do Polski, mój numer telefonu, ponieważ chciałaby ona zamówić u mnie transport z kliniki gdzie się znajduje (w okolicy obwodnicy mojego miasta) do dworca autobusowego z którego codziennie odjeżdzam (istnieje taka opcja: każdy pasażer dojeżdżający ze mną do dworca może za dopłatą zostać odwieziony pod adres domowy lub dowolnie wskazany adres, to samo dotyczy też dowozu z domu na dworzec w dniu wyjazdu). Wyraziłem zgodę i po chwili dzwoni telefon od (P)asażerki:
J: Dzień dobry, X.Y, firma XX, w czym mogę pomóc?
P: Dzień dobry, pan dowozi do dworca autobusowego?
J: Tak, proszę pani. Jestem odpowiedzialny za koordynacje i łączność między miastem X a autokarami naszych linii, obsługuję również na życzenie pasażera dowóz między dworcem autobusowym a miejscem zamieszkania lub dowolnie wybranym adresem, to jednak jest związane z dodatkową opłatą.
P: Acha, to przyjechałby pan po mnie? Ja dziś chciałabym jechać do Polski i w centrali mi powiedzieli, że pan może po mnie przyjechać.
J: Oczywiście. Proszę mi podać adres z którego panią odebrać.
P: No ja nie mam adresu ale tu łatwo trafić, bo to jest klinika tak zaraz przy autostradzie, w prawo, są takie drzewa, komin i zaraz ta klinika.
J: Rozumiem panią, jednak obawiam się, że będę jednak potrzebował adres, gdyż pani opis pasuje do wielu miejsc i nie będe na jego podstawie w stanie pani odnaleźć.
P: Acha... Ale ja tu nie mam żadnego adresu. Tu naprawdę łatwo trafić! Zjedzie pan z autostrady w prawo i tam będą takie drzewa, potem komin i zaraz ta klinika...
J: Rozumiem. Zmuszony jestem jednak prosić panią o konkretny adres, najchętniej kod pocztowy, nazwę ulicy i numer budynku, w przeciwnym razie nie będę mógł pani odebrać.
P: Acha... Ale ja tu nie mam żadnego adresu... Na pewno pan trafi! Zjedzie pan z autostrady w prawo, minie takie drzewa i komin i zaraz tu jest ta ulica gdzie jest klinika.
J: Proszę pani. Autostrada otaczająca miasto ma długość blisko 200 km i kilkadziesiąt zjazdów, z czego wszystkie są w prawo, w okolicy zaś każdego ze zjazdów są jakieś drzewa i z pewnością również komin. Nie jestem w stanie przejechać kilkuset kilometrów i sprawdzić co kryje się za każdą kępą drzew przy każdym ze zjazdów, proszę więc panią o konkretny adres jeśli chce pani, żebym panią odebrał.
P: Acha... Ale ja tu nie mam nigdzie żadnego adresu. To nie znajdzie pan tej kliniki? Tu tylko kawałek w prawo, za tymi drzewami i kominem...
J: Nie, proszę pani. Poproszę panią o adres. Z pewnością wystarczy zajrzeć do jakichkolwiek dokumentów, które są w pobliżu pani. Do karty wiszącej na łóżku, do jakichkolwiek kartek leżących na stoliku lub w jego szufladzie. Musi być tam umieszczony adres kliniki lub przynajmniej jej nazwa. Może pani również zapytać o adres obsługi szpitala, jakiejkolwiek pielęgniarki lub lekarza. Jeśli ma pani problem z językiem, prosze przekazać telefon komuś z obsługi a ja z nim porozmawiam.
P: Ale ja tu nie mam żadnego adresu... To jest taka klinika, zaraz przy autostradzie, wystarczy w prawo zjechać.
J: Nie, proszę pani, poproszę o adres lub co najmniej nazwę kliniki. Czy leżą w pani pobliżu jakiekolwiek dokumenty na których może być widoczny adres lub nazwa kliniki?
P: Ale ja nie mam tu żadnego adresu...
J: Proszę pani, czy widzi pani jakielolwiek papiery w swoim pobliżu?
P: No tu są takie kartki ale tu nie ma adresu żadnego!
J: A mogła by pani spojrzeć co jest na nich napisane?
P: No tu nie ma nic!
J: A co jest napisane? Może pani odczytać?
P: No nie ma nic. Jest tylko XY Klinik Bas Xxxxzzz...
J: Rozumiem. Dziękuję pani. Te informacje mi wystarczą. Za chwileczkę do pani oddzwonię, dobrze? Mogę zadzwonić na ten numer z którego pani do mnie dzwoni?
P Tak, dobrze, to czekam.
Wpisałem w google XY Klinik Bas Xxxxzzz. Google nie znalazły, ale zaproponowały XY Klinik BAD Xxxxzzz. Okazało się jednak, że klinika ta nie leży wcale przy autostradzie obwodowej mojego miasta lecz w połowie drogi między moim miastem a innym dużym miastem, około 150km od mojego miasta i to nie bezpośrednio przy autostradzie lecz jeszcze około 15 kilometrów od niej... Skonsultowalem to z centrala a potem dzwonię do pasażerki:
J: Ponownie XY z firmy XX, znalazłem już klinikę w której pani przebywa, jednak okazuje się, że nie leży ona przy autostradzie obwodowej miasta X, lecz w odleglości około 150 kilometrow od niego, w połowie drogi z miasta X do miasta Y. Żeby panią odebrać muszę pokonać dystans ponad 300 kilometrów. Według normalnych stawek dowóz pani z tego miejsca będzie bardzo drogi. Skontaktowałem się przed chwilą z centralą i mogę pani zaproponowac ten dowóz po minimalnej cenie pokrywającej koszty tego transportu, jest to jednak nadal 110... Czy decyduje się pani pokryć te koszty?
P: Oj nie, to strasznie dużo. Ja nie mam tyle. To ja mogę zapłacić w jedną stronę za te 150 kilometrów.
J: Niestety nie jest to możliwe proszę pani. Sytuacja wygląda tak, że ja prowadzę agenturę naszych linii w mieście X i zajmuję się koordynacją wyjazdów i przyjazdów naszych pasażerów z tego miasta jak również transportem pasażerów na odcinku łączącym punkt spotkania z naszymi autokarami a dworcem autobusowym w X. Każdy z pasażerów może również zażyczyć sobie dodatkowo transportu między miejscem w którym przebywa a dworcem autobusowym za dodatkową opłatą. Wtedy dowoze go pod wskazany adres. W pani wypadku ta kwota wynioslaby ponad 300. Po skonsultowaniu się z centralą, ze względu na pani wyjątkową sytuację, uzyskałem zgodę na odebranie pani z miejsca w którym pani przebywa za minimalną kwotę pokrywającą koszty paliwa między kliniką w której pani przebywa a dworcem autobusowym w X. Ta kwota wznosi 110 i nie podlega negocjacji.
P: Ale ja nie mam tyle. To nie mogę panu zapłacić za 150 kilometrów? Przecież ja z panem jadę tylko w jedną stronę!
J: Niestety nie, proszę pani, ponieważ ja mam do przejechanie ponad 300 kilometrów a nie 150 a pojazd na tym dystansie zużyje paliwa właśnie za kwotę 110, więc nie istnieje taka możliwość, że pani zapłaci tylko za 150 kilometrów, które pani ze mną przejedzie a ja pokryję koszty dojazdu po panią.
P: Acha. Ale ja nie mam tyle. To co ja mam zrobić?
J: Proszę pani, ma pani kilka możliwości. Może pani wsiąść do naszego autokaru, w drodze wyjątku, na trasie, co nie jest zgodne z regulaminem ale mogę się postarac pani to umożliwić. Autokar ma postój na stacji paliwowej przy autostradzie łączącej miata X i Y, gdzie mogłaby pani wsiąść na jego pokład. Musiałaby pani dostać się jednak samodzielnie na tą stację paliwową, np. taksówką. Z kliniki gdzie się pani znajduje jest do niej około 30 kilometrów.
P: Ale jak ja tam trafię? Ja tam nie trafię!
J: Podam pani dokładne namiary na to miejsce, które poda pani kierowcy taksówki.
P: Ale ja tam nie trafię!
J: Nie musi pani się o to martwić. To już będzie zadanie kierowcy taksówki, który dostanie dokładny adres tej stacji.
P: Ale ja mu nie wytłumaczę! Ja tam nie trafię!
J: Proszę pani, wystarczy, jeśli poda pani telefon kierowcy taksówki a ja mu samodzielnie przekażę wszystkie informacje.
P: Ale ja tam nie trafię! Nie może pan po mnie przyjechać? Ja panu zapłacę 60!
J: Niestety nie, proszę pani. 60 nie pokryje kosztów przejazdu. Już pani to tłumaczyłem. Ja, żeby panią odebrać muszę pokonać ponad 300 km i normalny koszt tej usługi to 300. 110 jest kwotą pokrywającą tylko koszt paliwa do pojazdu, nie uwzględnia nawet kosztów ewentualnego zużycia pojazdu i pracy kierowcy. Nie mogę pani odebrać za kwotę niższą niż 110.
P: Ale to za drogo.
J: Rozumiem panią. Dlatego proponuję pani wejście na pokład autokaru na jego trasie.
P: Ale ja ne trafię! A pan nie może mnie zawieźć tylko do autokaru?
J: Nie. To niczego nie zmieni. Ja nadal będę miał do pokonania dystans 300 kilometrów! Cena nie ulegnie więc zmianie.
P: Ale to za drogo. A ja sama nie trafię.
J: Rozumiem. Proponuję pani w takim razie dostać się na najbliższy dworzec kolejowy lub autobusowy i autobusem lub pociągiem pojechać do miasta X lub do miasta Y. Tam może pani z dworca autobusowego odjechać bezpośrednio naszym autokarem z przystanku. Odjazd z Y jest o godzinie 20.00, odjazd z X jest o godzinie 23.00.
P: Acha. To ja muszę się zastanowić.
J: Dobrze. Proszę jednak serdecznie o potwierdzenie do godziny 17.00 czy decyduje się pani na samodzielny dojazd do X lub Y, ponieważ, jak poinformowała mnie centrala, nie wykorzystała pani swojego biletu, który był datowany na przedwczoraj, więc stracił on ważność, jednak ze względu na pani sytuację, szef zgodził sie w drodze wyjątku na to, żeby mogła pani pojechać dziś mimo braku ważnego biletu, jednakże autokar, którym ma pani dziś jechać ma pełen komplet pasażerów i dla pani jest w tej chwili zarezerwowane w nim miejsce, jeśli jednak nie zdecyduje się pani go wykorzystac, mogłby z niego skorzystać ktoś kto chętnie wykupiłby na to miejsce bilet.
P: Acha. To ja zadzwonie.
J: Dziękuję serdecznie, do usłyszenia.
Zadzwoniłem do centrali i zreferowałem pokrótce całą rozmowę a dyspozytorka prosiła raz jeszcze, żebym koniecznie upewnił się do 17.00 czy pasażerka potwierdza rezerwację, bo są osoby chętne na przejazd w dzisiejszym dniu.
Krótko przed 17tą dzwonię więc do pasażerki:
J: Dzień dobry, ponownie X. Y. z firmy XX, chciałbym zapytać czy podjęła już pani jakąś decyzję, bo muszę potwierdzić lub anulować pani rezerwację.
P: Ja jadę na ten dworzec.
J: Rozumiem. Do X czy do Y
P: Do X.
J: Dobrze, dworzec autobusowy w X znajduje się przy ulicy Xzy nr 4, odjeżdzam ze stanowiska nr. 18 o godzinie 23.00.
P: Acha, to ja juz zaraz tam jadę.
J: Dobrze, w takim razie oczekuję na panią o 23.00 na dworcu autobusowym w X, przy ulicy Xyz 4 na stanowisku nr. 18 o godzinie 23.00. Do zobaczenia!
P: Do widzenia.
O godzinie 20.00 zadzwoniła do mnie (C)entrala:
C: Cześć, słuchaj, na pewno jedzie ta pasażerka z tej kliniki? Bo mamy tu normalnie kongo! Stoi tu przed autobusem młoda kobieta z niemowlakiem na ręku i płacze, bo ona musi koniecznie dzisiaj jechać a jest tylko to jedno miejsce.
J: No cześć, poczekaj minutę, dzwonię do kobity!
Dzwonię szybciutko do pasażerki:
J: Dobry wieczór, X. Y. z firmy XX, chciałbym zapytać czy potwierdza pani, że dotrze pani do godziny 23.00 na dworec autobusowy w X?
P: (lekko dziwnym głosem) Taaaak, ja taam zaaraz już bęędę.
J: Dobrze, dziękuję pani, w takim razie do zobaczenia o godzinie 23.00 na dworcu w X na stanowisku nr. 18!
Oddzwoniłem do centrali i potwierdziłem, że pasażerka na pewno pojedzie, więc nie można zająć jej miejsca w autokarze i muszą jakoś wytłumaczyć dziewczynie z niemowlęciem, że niestety nie będzie mogła dziś pojechać...
Tego dnia miałem zamówiony odbiór z domów dwojga pasażerów, więc na dworzec autobusowy wjechać miałem dopiero około 22.55. Tymczasem o godzinie 22.45 dzwoni telefon i z trudem rozpoznaję głos mojej pasażerki z kliniki:
P: Haaaalo? Gdzieeee paaaan jeeeest? Jaaaaa tuuuu jeeeestem naaa tyyym dwoooorcu aaaale paaaana nieee maaaa!
J: Dobry wieczór, odjazd mamy o godzinie 23.00 a jest dopiero 22.45, więc jest jeszcze 15 minut czasu! Proszę się nie niepokoić, do godziny 23.00 na pewno ja również będę na dworcu. Proszę spokojnie oczekiwać na stanowisku 18tym.
P: Achaaaa. To jaaaa czeeekam. Aaale paaan przyjeeedzie tu taaak? Bo ja tu jeeeestem aaale paaana nieee maaa...
J: Proszę pani. Odjazd jest o godzinie 23.00! Teraz jest godzina 22.45, nie 23.00. Teraz jestem gdzie indziej. O 23.00 na pewno będę na dworcu. Proszę czekać na stanowisku nr.18.
P: Aaacha. Too jaaa tuu czeeekam.
O 22.55 wjechałem na dworzec,podjechałem na stanowisko i zacząłęm przyjmować pasażerów. Gdy przyjąłem wszystkich oczekujących okazało się, że brakuje mi z listy tylko pasażerki z kliniki. Dzwonię więc do niej.
J: Dobry wieczór, X. Y., XX, przepraszam gdzie pani jest?
P: Noo naa dwooorcu.
J: Na którym stanowisku?
P: Naa 8. Sieedzę na ławeeeczce.
J: W takim razie zapraszam serdecznie do powstania z ławeczki i udania się na stanowisko nr 18, bo minęła właśnie godzina odjazdu!
P: Aaaacha, too ja idęę.
Minęły trzy minuty ale nikt się nie pojawił. Dzwonię więc ponownie.
J: X. Y., XX, czy pani już idzie na stanowisko nr 18?
P: Aaale jaa tuu jeestem.
J: Proszę pani. Na stanowisku 18 to ja jestem w tej chwili i pani tu nie ma! Gdzie pani jest?
P: Noo na staanowisku 18...
J: Powtarzam pani, że na tym stanowisku to ja w tej chwili jestem i zdecydowanie pani tu nie ma! Gdzie pani jest?
P: Noo na 8, na ławeeczce...
J: To proszę wstać z tej ławeczki, chyba, że to ławeczką zamierza pani pojechać! Proszę przyjść na stanowisko 18!
P: Aaale które to jeest?
J: Proszę pani, stanowisko nr 18 to jest to nad którym wisi taka tabliczka z nr 18!
P: Aaaale gdzie to jeeest?
J: Na każdym słupie jest tabliczka z numerem stanowiska. Na jednym jest nr 1, na innym nr 2, na jescze innym nr. 8. A na stanowisku nr 18 stoi pani pojazd, który w ciągu minuty odjeżdża! Proszę więc podejść na stanowisko nr 18, bo odjadę bez pani!
P: Too jaaa idęęę...
Odczekałem 3 minuty i dzwonię ponownie:
J: Gdzie pani jest?
P: Naa staaanowisku 18..
J: Proszę pani, stanowczo nie ma tu pani!
P: Aaale tu nieee ma nr 18..
J: Proszę pani, ja na nim stoję, jednak w tej chwili odjeżdżam! Proszę w ciągu minuty zgłosić się na stanowisku nr 18 w przeciwnym przypadku odjadę bez pani!
P: Tooo jaa idęę...
Odczekałem kolejne 3 minuty, wsiadłem do pojazdu, poprosiłem pasażerów o zapięcie pasów i wyjechałem z dworca. Dzwoni telefon.
P: Haaalo! Gdzieee paaan jest! Mi zaaaraz autooobus ucieeeknieee!
J: Proszę pani. Pani autobus JUŻ uciekł, ponieważ właśnie wyjechałem z dworca!
P: Aaale proszę wrócić! Jaaa tu jeeestem!
J: Gdzie pani jest?
P: Naaa dworcuu.
J: Proszę pani. Z dworca już niestety wyjechałem. Proszę zadzwonić do centrali i dalsze rozmowy prowadzić już z biurem.
P: Aaale niech paaan wróciii! Ja sięę spóóóźnięę na aaaautoobus!
J: Pani JUŻ się spóźniła na autobus. Ja już odjechałem! Teraz proszę już dzwonić do centrali. Przykro mi, do widzenia.
Rozłączyłem się ale po 20 sekundach znowu dzwoni telefon:
P: Haaalo! Nieeeech paaaan poooo mnieee wróciiii!!! Jaa tuuu jeeeestem!!!!
J: Gdzie pani jest?
P: Naaa skrzyyyyżowaaaniu!
Zjechałem na pobocze.
J: Na jakim skrzyżowaniu pani jest?
P: Naaa skrzyżowaaaaniuuu!!
J: Proszę pani, ja w tej chwili jestem na skrzyżowaniu! Jest to skrzyżowanie ze zjazdem na autostradę, na jakim pani jest??
P: Naaa skrzyżoooowaaaaniuuuu.........
J: Proszę rozmawiać z centralą. Do widzenia.
Wyłączyłem telefon i przez komunikator piszę do panny z centrali w Polsce:
"Kasia, zadzwon prosze do pasazerki, jej nr xxxxxxxx, twierdzi, ze jest na dworcu, na tym samym stanowisku co ja, belkocze mi przez telefon, nie ma jej nigdzie, jest kwadrans po czasie odjazdu, ruszylem juz z dworca, ona lamentuje mi teraz przez telefon i siara przed ludzmi. sprobuj sie dowiedziec co sie dzieje jak dasz rade. ja wylaczylem telefon bo obciach przed pasazerami."
Ruszylem dalej a po paru minutach dostałem odpowiedz od Kasi:
"Sluchaj, wiesz, że ja ledwo co po waszemu mówie ale kobieta dała mi taksówkarza do telefonu. Ona jest na dworcu autobusowym. Na stanowisku numer 8. Ale w... Bad Xxxxzzz!!! 155 kilometrów od Ciebie!! I do tego nietrzeźwa..."
Pasażerka nigdy więcej już nie zadzwoniła ani do mnie ani do centrali. Jakoś nie mogę zmusić się do tęsknoty za nią...

miedzynarodowe linie autokarowe

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 815 (1185)

#7947

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałem kiedyś jako sprzedawca w sklepie budowlanym.
Jeden z pierwszych dni pracy, zaaferowany i przejęty podchodzę do klienta:
(J)a: Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc?
(K)lient: Aguanjliota hho?
No przyznam się, że mnie zamurowało. Najwyraźniej klient ma okropną wadę wymowy, nie mogę zrozumieć ani nawet się domyśleć co powiedział. Pytam więc grzecznie:
J: Przepraszam najmocniej, nie zrozumiałem pana. Czy mógłby pan powtórzyć?
K: AGUANJLIOTA HO? - mówi powoli, starając się jak najwyraźniej wyartykułować słowa. Niestety ja nadal nie mam pojęcia co powiedział. Głupio się czuję ale pytam ponownie:
J: Strasznie mi przykro, nadal nie zrozumiałem. Czy mógłby pan jeszcze raz powtórzyć?...
K: A G U A N J L I O T A H O?
Strasznie głupia sytuacja. Za nic nie mogę sobie nawet wyobrazić o co może mu chodzić. Stoję i myślę jak ponownie poprosić go o powtórzenie tak, żeby go nie urazić... W tym momencie z zaplecza wychodzi mój starszy stażem kolega (W)ojtek i widząc, że najwyraźniej nie radzę sobie z obsłużeniem klienta podchodzi do nas i z miną starego wyjadacza zwraca się do klienta:
W: Co dla pana?
K: Aguanjliota ho?
W: Nie ma. (odpowiada bez sekundy wahania)
K: Hyyuuhe, ooyyeeha! - i wyszedł ze sklepu.
Patrzę z podziwem na kolegę i gdy tylko drzwi zamknęły się za klientem pytam go:
J: Co on chciał??
W: A nie mam zielonego pojęcia! - odpowiedział z pełnym spokojem i wrócił na zaplecze...

PPHU "Inkab..k", sklep art. metalowych, Gdynia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 804 (974)

#7873

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałem kiedyś jako sprzedawca w sklepie budowlanym.
Spotykałem się nieustannie z klientami chcącymi zakupić "zwykłe" artykuły...

Częsta sytuacja:

Przychodzi do mnie(K)lient. (J)a zwracam się do niego:
J: Dzień dobry, w czym mogę panu pomóc?
K: Da mi pan sześć metrów kabla.
J: Oczywiście. Jaki to ma być kabel?
K Zwykły.

Informacja, że kabel ma być zwykły nie była niestety oczywiście wystarczająca. Musiałem dowiedzieć się jaki konkretnie ma to być kabel i do czego klient chce go użyć, żeby móc mu sprzedać pasujący do jego potrzeby, a jako, że kabli w ofercie kilkadziesiąt zaczynam drążyć:

J: Rozumiem. Ile ma mieć żył? Jaki przekrój? Linka czy drut? W jakiej osłonie?
K: Nie, wie pan, taki zwykły kabel.
J: Rozumiem. A do czego by pan chciał tego kabla użyć? Instalacja elektryczna wewnątrz budynku? Natynkowa lub podtynkowa? Instalacja na zewnątrz budynku? Instalacja elektryczna w ogrodzie? Zasilenie urządzenia? Oświetlenie? Transmisja sygnału?
K: Nie, panie, zwykły kabel, wie pan.
J: Rozumiem. Proszę pana, proszę mi powiedzieć, ten kabel chciałby pan położyć na ścianie i podłączyć do niego gniazdko elektryczne? Ma przebiegać na zewnątrz tynku czy pod nim? A może chce go pan podłączyć do lampy albo lampki nocnej? Może do jakiegoś urządzenia: odkurzacza lub wiertarki a może do kosiarki? Może chce pan z niego zrobić przedłużacz i używać go do zasilania radia albo pralki? Może ma to być kabel do telefonu lub domofonu albo do głośników może? A może chciałby nim pan pociągnąć prąd w ogrodzie, w ziemi, do altanki lub garażu?...
K: Panie! Zwykły kabel chcę! Sześć metrów!
J: Rozumiem. Pan pozwoli za mną.

Na takie sytuacje miałem wypracowaną metodę skłaniania klienta do współpracy. Prowadzę go do stojaka z kablami na którym wiszą niezliczone szpule z najrozmaitszymi kablami, uśmiecham się uprzejmie i mówię:

J: Proszę sobie odwinąć sześć metrów, ja wrócę do pana za pięć minut.

Po pięciu minutach wracałem, a uradowany moim widokiem klient był zawsze baaardzo chętny do współpracy i z ochotą podawał mi wszystkie informacje dotyczące zamierzanego sposobu użycia "zwykłego" kabla i mogłem już bez przeszkód wybrać mu odpowiedni.

Sklep budowlany: PPHU "I******k", "art. metalowe", Gdynia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 685 (833)

1