Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pannalawendowa

Zamieszcza historie od: 6 czerwca 2014 - 9:50
Ostatnio: 7 grudnia 2015 - 22:40
  • Historii na głównej: 4 z 5
  • Punktów za historie: 2140
  • Komentarzy: 14
  • Punktów za komentarze: 62
 

#63356

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś krótka historia na temat ofert pracy zamieszczanych w Internecie. Kilka krótkich historyjek.

1. Wczoraj dostałam telefon od Pani Menadżer pewnego Hotelu, że z przykrością musi mnie poinformować iż mimo moich odpowiednich kwalifikacji na dane stanowisko, znaleźli kogoś innego. Dzisiaj przeglądając ogłoszenia o pracę znalazłam ich ogłoszenie. Szukają pracownika na "moje" stanowisko. Ogłoszenie dodane 20 minut temu.

2. W czerwcu byłam na rozmowie kwalifikacyjnej w pewnym Hotelu. Wykształcenie mam, kwalifikacje mam, jednak nie mam doświadczenia. Spokojnie wyszkolimy. Jest grudzień. Ogłoszenie na stronie Internetowej pojawia się co dwa tygodnie (2 tygodnie jest na stronie, później znika i za dzień lub dwa pojawia się ponownie). Myślę, że zdążyliby mnie wyszkolić od czerwca do grudnia...

3. Kolejna rozmowa kwalifikacyjna. Jechałam do Hotelu 40 minut. Na miejscu okazało się że Pan Właściciel nie ma czasu bo wprowadzają nowy system czy coś w tym stylu. Pan odesłał mnie na recepcję na "dzień próbny". A właściwie godzinę próbną. Potem znalazł chwilę czasu na rozmowę. Wszystko ładnie, pięknie. Zadzwoni i umówimy się kiedy mogę zacząć. Nie zadzwonił. Ogłoszenie pojawiało się jeszcze przez około 2 miesiące.

Zastanawiam się czasami czy ci ludzie na prawdę kogoś szukają do pracy, czy po prostu tworzą sobie swoją bazę danych osobowych. Oferta z drugiej historii jest nawet w naszym urzędzie pracy, ale nikomu jej nie proponują. Coś w tym chyba jest. Swoją drogą moją przygodę z urzędem pracy opiszę w niedalekiej przyszłości.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 219 (335)
zarchiwizowany

#63483

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj o mojej przygodzie z urzędem pracy.

1 września pojechałam do Urzędu pracy aby się zarejestrować. Trochę się zdziwiłam bo z opowiadań słyszałam że tam ogromne kolejki.. Wchodzę a tan pusto. Mimo tego, że przede mną było 0 osób musiałam poczekać 15 minut aż mnie zawołają. No tak kawkę trzeba było wypić (wskazywało na to puste filiżanki). Załatwienie wszystkich formalności trwało jakieś 20 minut po czym okazało się, że nie mogę zostać zarejestrowana bo nie mam wszystkich dokumentów (chodziło o książeczkę sanepidowską, dodam tutaj, że na stronie Internetowej nie było żadnej informacji o tym, żeby wziąć ze sobą tę książeczkę gdy ktoś ją posiada). Jako że nie dostarczyłam wszystkich dokumentów, nie zostałam zarejestrowana i nie zostałam ubezpieczona. Termin dowiezienia brakujących dokumentów został wyznaczony na... 22 września.

22 wrzesień. Dowiozłam wszystkie dokumenty i zostałam zarejestrowana. Myślałam że od razu odbędzie się spotkanie z doradcą i określenie mojego "profilu". O ja naiwna. Spotkanie doradcze zostało wyznaczone na.... 17 listopada.

17 listopada został wyznaczony mój profil. Właściwie nie wiem co on dokładnie ma na celu ale co tam niech będzie. Pannalawendowa została zaliczona do kategorii pierwszej czyli takiej gdzie do 180 dni powinna znaleźć pracę. Jeśli to nie nastąpi trzeba będzie drugi raz wyznaczyć profil. Tylko ja się zastanawiam dlaczego podczas wyznaczania tego profilu nie są brane pod uwagę również oferty pracy odpowiadające danej osobie. No ale co tam. Co do ofert to pani urzędniczka zaproponowała mi aż 2. DWIE! A właściwie to żadnej bo w żadne miejsce mnie nie skierowała. Następna wizyta? 28 styczeń.
Na moje pytanie "a co mam robić do tego czasu" usłyszałam odpowiedź "Szukać pracy na własną rękę". Wiem, że moje wyobrażenie na temat urzędów pracy jest trochę przestarzałe ale bez przesady.

Na tym mogłabym zakończyć swoją historię (dla Was drodzy czytelnicy pewnie w ogóle nie piekielną). Ale, ale..

W tym samym biurze, przy biurku obok odbywała się druga rozmowa. Kobietka, która szukała pracy również miała wyznaczony profil pierwszy. Pani urzędniczka skakała przy niej i skakała aż się zastanawiałam kiedy sobie nogi w tych szpilkach połamie. A tu propozycja stażu a tu jakiś kurs podnoszący kwalifikacje. No tak.. Kobietka posiadała zasiłek którego ja nie mam. Więc wszystko jasne. Ona "zabiera" im kasę więc trzeba się jej pozbyć znajdując jej pracę. A mnie można olać bo przecież ja nie mam nic. Gdyby nie to że urząd pracy zapewnia mi ubezpieczenie to na pewno bym się tam nie rejestrowała.

urząd pracy

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 78 (230)

#60704

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poszukiwania pracy ciąg dalszy. Historia z wczoraj.

Szczęśliwa, że przeszłam pierwszy etap procesu rekrutacyjnego w pewnym przedsiębiorstwie, z całym plikiem dokumentów (CV, list motywacyjny, zaświadczenia o ukończeniu kursów itp. itd.) zgłosiłam się w wyznaczonym terminie aby odbyć tzw. rozmowę przedwstępną (jak to nazwał właściciel hotelu).

Co ważne, podczas pierwszego etapu rozmowy pan właściciel dowiedział się, że mieszkam 40 km od hotelu, ale moja babcia mieszka w tej samej miejscowości i nie byłby to dla mnie żaden problem przeprowadzić się do niej.

Podczas naszej drugiej rozmowy wszystko było ładnie i pięknie. Do czasu. Co takiego się wydarzyło? Kiedy właściciel dowiedział się, że mogę przeprowadzić się do babci (zamiast cieszyć się, że zależy mi na dostaniu tej pracy), zaczął wyzywać mnie od najgorszych. Dowiedziałam się, że jestem egoistką (bo moja kariera jest dla mnie najważniejsza), że nie liczę się z tym że będę dla babci ciężarem, że robię to tylko dlatego żeby mi babcia gotowała obiady itp. Oczywiście wszystko w bardziej dosadnych słowach.

Nie wiem czy historia piekielna ale myślę, że to czy babcia gotowałaby mi obiady jest ostatnią rzeczą jaka powinna tego pana interesować.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 502 (590)

#60299

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj byłam na pierwszej, oficjalnej kolacji u rodziców mojego chłopaka. Właściwie ojca i macochy (mój chłopak za każdym razem podkreśla, że ona nie jest jego matką, więc też to zaznaczyłam). Cała ta kolacja była wymysłem kobiety, bo jakby nie było widziałyśmy się już kilka razy oraz rozmawiałyśmy ze sobą.

Kilka dni wcześniej zostałam zapytana o to, czy jest coś czego nie lubię lub nie mogę zjeść. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że mam alergię na wszystkie suszone owoce (rodzynki, morele, figi, śliwki, daktyle, banany itp.). Pytanie to została zadane, ponieważ macocha stwierdziła, że ma to być "wykwintna kolacja na cześć naszego związku" i chce uniknąć jakiejkolwiek wpadki.

Koniec końców w trójkę (mój chłopak, jego tata i ja) zjedliśmy pizzę. Dlaczego??

Przystawka - polędwiczki w sosie z dodatkiem suszonych moreli.
Danie główne - schab ze śliwką. Oczywiście suszoną.
Deser - serniczki z musem malinowym oraz..... rodzynkami.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 778 (890)

#60128

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szukam pracy. Branża nieistotna, dlatego wysłałam chyba ze 100 CV w miejsca, gdzie poszukiwali kelnerek, pomocy kuchennej, sprzątaczek, sekretarek itp. Kilka razy otrzymałam wiadomość, że oferta nieaktualna, że mam nieodpowiednie wymagania i takie tam.

W końcu jest!! Zadzwoniła kobieta, która szuka kelnerki do swojej restauracji. Umówiłyśmy się na dzisiaj, na godzinę 14. Miałam przyjść zapoznać się ze swoimi obowiązkami i rozpocząć dzień próbny w pracy. Niby wszystko pięknie i zapytacie gdzie piekielność?

Złożyło się tak że na 13 muszę jechać z moją mamą do lekarza, więc chciałam zadzwonić, że troszeczkę się spóźnię, niestety z przyczyn ode mnie nie zależnych. Jako że wtedy dzwoniono do mnie z numeru zastrzeżonego, postanowiłam odszukać w internecie numer telefonu do danej restauracji. Dzwonię i co się okazuje? Wyszło na to, że to jedna wielka pomyłka, bo ich restauracja nie poszukuje nikogo do pracy. Gdybym przyszła byłabym jedną z kilku osób, które od trzech dni przychodzą do nich na "dzień próbny".

Powiedzcie mi jakim trzeba być debilem (?), żeby dać w internecie ogłoszenie o pracę ot tak, dla żartu?

P.S. Postanowiłam dopisać po niektórych komentarzach: kobieta przedstawiła się jako menager restauracji podając prawdziwe imię i nazwisko, teraz przypuszczam, że znalezione w internecie. Rozmowa wyglądała jak prawdziwa rozmowa kwalifikacyjna tyle, że przez telefon. Była na prawdę wiarygodna.
P.S. Czyli wychodzi na to, żeby nie odpowiadać na żadne ogłoszenie, które pojawia się w internecie bo może być zwykłym "żartem"?

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 280 (378)

1