Poczekalnia
Tutaj trafiają wszystkie historie zgłoszone przez użytkowników - od was zależy, które z nich nie trafią na stronę główną, a którym się może poszczęścić. Ostateczny wybór należy do moderatorów.
poczekalnia
Skomentuj
(45)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Na wstępie proszę o wyrozumiałość względem innych użytkowników dróg.
Dlaczego? Ano dlatego:
Sporo jeżdżę na rowerze zarówno w ruchu ulicznym jak i poza (w tym roku ponad 10000km), ostatnio zaobserwowałem ciekawe zjawisko, wymuszanie pierwszeństwa z pozycji siły.
Kilka opisów sytuacji aby zrozumieć problem:
-jadę drogą dwukierunkową i pas po mojej lewej stronie jest zastawiony przez śmieciarkę zbierającą odpady. Pani jadąca z naprzeciwka mimo, że widziała mnie jadącego rozpoczęła wyprzedzanie myśląc, że ją przepuszczę. Gdybym to zrobił zmuszony bym był do radosnego oczekiwania aż ktoś w końcu uzna moje pierwszeństwo gdyż za panią ustawił się rządek aut, które chciały zrobić dokładnie to samo. Ja postawiłem na swoim, zablokowałem panią (wiem też wykazałem się piekielnością) i zmusiłem wszystkie auta do wspólnego manewru cofania.
-dojeżdżam do skrzyżowania równorzędnego, widzę po mojej prawej, że mam wolne więc sunę do przodu i tu pojawia się on - rycerz cały na biało. dojeżdża do skrzyżowania z mojej lewej rozgląda się i widząc "tylko" rowerzystę przyspiesza. Gdybym nie był przytomny i nie miał dobrych hamulców zaliczyłbym lot przez maskę.
-poruszam się drogą z pierwszeństwem, która skręca po łuku w prawo i na początku tego łuku mam pojechać prosto w drogę podporządkowaną więc wystawiam rękę aby auto za mną wiedziało co będzie się dziać i po dojechaniu do miejsca skrętu oglądam się przez ramię aby mieć pewność, że mogę jechać. Tu mnie ratuje mój brak zaufania do kierowców ponieważ lewym pasem wyprzedza mnie to auto, które jechało za mną.
Niestety piesi dostali kartę przetargową, że na pasach mają pierwszeństwo i bat na kierowców wynikający z taryfikatora. Rowerzyści są na przegranej w konfrontacji z autem bo są wrogiem numer jeden. Wiem, że wynika to z różnych dziwnych zachowań rowerzystów ale te moje przypadki to czubek góry lodowej z czym spotykam się na drogach w ostatnim czasie.
Dlaczego? Ano dlatego:
Sporo jeżdżę na rowerze zarówno w ruchu ulicznym jak i poza (w tym roku ponad 10000km), ostatnio zaobserwowałem ciekawe zjawisko, wymuszanie pierwszeństwa z pozycji siły.
Kilka opisów sytuacji aby zrozumieć problem:
-jadę drogą dwukierunkową i pas po mojej lewej stronie jest zastawiony przez śmieciarkę zbierającą odpady. Pani jadąca z naprzeciwka mimo, że widziała mnie jadącego rozpoczęła wyprzedzanie myśląc, że ją przepuszczę. Gdybym to zrobił zmuszony bym był do radosnego oczekiwania aż ktoś w końcu uzna moje pierwszeństwo gdyż za panią ustawił się rządek aut, które chciały zrobić dokładnie to samo. Ja postawiłem na swoim, zablokowałem panią (wiem też wykazałem się piekielnością) i zmusiłem wszystkie auta do wspólnego manewru cofania.
-dojeżdżam do skrzyżowania równorzędnego, widzę po mojej prawej, że mam wolne więc sunę do przodu i tu pojawia się on - rycerz cały na biało. dojeżdża do skrzyżowania z mojej lewej rozgląda się i widząc "tylko" rowerzystę przyspiesza. Gdybym nie był przytomny i nie miał dobrych hamulców zaliczyłbym lot przez maskę.
-poruszam się drogą z pierwszeństwem, która skręca po łuku w prawo i na początku tego łuku mam pojechać prosto w drogę podporządkowaną więc wystawiam rękę aby auto za mną wiedziało co będzie się dziać i po dojechaniu do miejsca skrętu oglądam się przez ramię aby mieć pewność, że mogę jechać. Tu mnie ratuje mój brak zaufania do kierowców ponieważ lewym pasem wyprzedza mnie to auto, które jechało za mną.
Niestety piesi dostali kartę przetargową, że na pasach mają pierwszeństwo i bat na kierowców wynikający z taryfikatora. Rowerzyści są na przegranej w konfrontacji z autem bo są wrogiem numer jeden. Wiem, że wynika to z różnych dziwnych zachowań rowerzystów ale te moje przypadki to czubek góry lodowej z czym spotykam się na drogach w ostatnim czasie.
Ocena:
33
(83)
poczekalnia
Skomentuj
(28)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Prawnicy...
Zostałem posądzony ( sprawa karna) o pewną rzecz. Sama sprawa rozwiązana, wycofanie oskarżeń, bo brak podstaw etc. Ale...
Czy normalnym jest, że prawniczka osoby oskarżającej bez żadnego oporu wstawia dokumenty poświadczające nieprawdę i uważa, że wszystko jest w porządku? A sąd nic z tym nie robi?
Konkretnie - swoje "racje" tłumaczy "stratami firmy" podłączając pod akt oskarżenia " zaświadczenie o prowadzeniu działalności gospodarczej" gdzie jest data " zakończeniach działalności" parę lat wcześniej...
Zostałem posądzony ( sprawa karna) o pewną rzecz. Sama sprawa rozwiązana, wycofanie oskarżeń, bo brak podstaw etc. Ale...
Czy normalnym jest, że prawniczka osoby oskarżającej bez żadnego oporu wstawia dokumenty poświadczające nieprawdę i uważa, że wszystko jest w porządku? A sąd nic z tym nie robi?
Konkretnie - swoje "racje" tłumaczy "stratami firmy" podłączając pod akt oskarżenia " zaświadczenie o prowadzeniu działalności gospodarczej" gdzie jest data " zakończeniach działalności" parę lat wcześniej...
Polska
Ocena:
26
(78)
poczekalnia
Skomentuj
(11)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ostatnio wspomniałem o ZUSie
Odwołaliśmy się.
Odwołanie odrzucone, ponieważ "lekarz, od którego decyzji się odwoływaliśmy stwierdził, że niedosłuch nie jest przeszkodą w znalezieniu pracy"
Edit - Dzięki za poprawienie w komentarzach, chodzi rzecz jasna o niedosłuch, nie słuch ;)
Odwołaliśmy się.
Odwołanie odrzucone, ponieważ "lekarz, od którego decyzji się odwoływaliśmy stwierdził, że niedosłuch nie jest przeszkodą w znalezieniu pracy"
Edit - Dzięki za poprawienie w komentarzach, chodzi rzecz jasna o niedosłuch, nie słuch ;)
Ocena:
32
(56)
poczekalnia
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Cdn o cioci z Kanady co opisałem tutaj https://piekielni.pl/90768 i te jej „zapraszanie” do siebie
Ciocia Ania w ostatni weekend obdzwoniła rodzinę w Polsce, że przyjedzie wkrótce do Polski, ponieważ zbliża się jej wiek emerytalny i chce wyrobić dokumenty w ZUS o swoich latach przepracowanych w PRL aby jej doliczyli do kanadyjskiej emerytury. Zapytała się czy ktoś dokładnie pamięta jej wyjazd do Kanady, którego to dokładnie dnia stanęła po raz pierwszy na kanadyjskiej ziemi. Wszyscy znają rok i miesiąc ale są rozbieżności co do dokładnego dnia, bo po 35 latach nikt już nie pamięta tylko zgadywanka.
Pamiętam odwiezienie cioci na lotnisko w Warszawie, uroczyste pożegnanie, potem niecierpliwe oczekiwanie na list, telefony, przyjazdy cioci raz na 5 lat. Rodzina gościła jak tylko mogła, ciocia się chwaliła życiem w Kanadzie. Oczywiście zapraszała do siebie ale już opisałem jak to wyglądało w moim przypadku.
Tym razem znów ciocia Ania bardzo tęskni za rodzina, covid19 uniemożliwił przyjazdy, więc teraz już można, ciocia znów zaprasza do siebie :) :) :) Mam z tego ubaw bo pamiętam, jak wyglądało te jej zapraszanie mnie, i kuzyna. Jak sam pojechałem do Kanady to ciocia się obraziła jak jej mogłem tak zrobić.
Napisałem tez jak na zaproszenie cioci pojechała kuzynka Ewa i jak wyszły obietnice cioci.
Jak zwykle ciocia Ania znów zaprasza do siebie.
Ciocia Ania w ostatni weekend obdzwoniła rodzinę w Polsce, że przyjedzie wkrótce do Polski, ponieważ zbliża się jej wiek emerytalny i chce wyrobić dokumenty w ZUS o swoich latach przepracowanych w PRL aby jej doliczyli do kanadyjskiej emerytury. Zapytała się czy ktoś dokładnie pamięta jej wyjazd do Kanady, którego to dokładnie dnia stanęła po raz pierwszy na kanadyjskiej ziemi. Wszyscy znają rok i miesiąc ale są rozbieżności co do dokładnego dnia, bo po 35 latach nikt już nie pamięta tylko zgadywanka.
Pamiętam odwiezienie cioci na lotnisko w Warszawie, uroczyste pożegnanie, potem niecierpliwe oczekiwanie na list, telefony, przyjazdy cioci raz na 5 lat. Rodzina gościła jak tylko mogła, ciocia się chwaliła życiem w Kanadzie. Oczywiście zapraszała do siebie ale już opisałem jak to wyglądało w moim przypadku.
Tym razem znów ciocia Ania bardzo tęskni za rodzina, covid19 uniemożliwił przyjazdy, więc teraz już można, ciocia znów zaprasza do siebie :) :) :) Mam z tego ubaw bo pamiętam, jak wyglądało te jej zapraszanie mnie, i kuzyna. Jak sam pojechałem do Kanady to ciocia się obraziła jak jej mogłem tak zrobić.
Napisałem tez jak na zaproszenie cioci pojechała kuzynka Ewa i jak wyszły obietnice cioci.
Jak zwykle ciocia Ania znów zaprasza do siebie.
Ocena:
32
(66)
poczekalnia
Skomentuj
(8)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Kontrola ma wykaz tzw dokumentów zastrzeżonych. Tzn skradzione podrobione itd. Wyskakuje po wpisaniu w terminal.
No i takiego trafili.
Wezwana policja.
U nich jest ok. Papa.
Dowód skradziony 2 miechy wcześniej i zastrzeżony a policja jest ok.
Chłopaki na szczęście inteligentni zażądali zawiezienia osoby na komisariat.
Wtedy wyszło iż ma DO kradziony.
Edytuje kontroler ma prawo weryfikacji osoby posługującej się podejrzanym dokumentem i wtedy wchodzi Dziennik Ustaw
Dz.U.2022.1138
No i takiego trafili.
Wezwana policja.
U nich jest ok. Papa.
Dowód skradziony 2 miechy wcześniej i zastrzeżony a policja jest ok.
Chłopaki na szczęście inteligentni zażądali zawiezienia osoby na komisariat.
Wtedy wyszło iż ma DO kradziony.
Edytuje kontroler ma prawo weryfikacji osoby posługującej się podejrzanym dokumentem i wtedy wchodzi Dziennik Ustaw
Dz.U.2022.1138
Ocena:
22
(78)
poczekalnia
Skomentuj
(32)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
W te wakacje musiałem wyjechać służbowo do Poznania na kilka tygodni. Stwierdziłem jednak, że trochę zaoszczędzę i nie będę się bawił w żadne hotele. Zamiast tego, za poleceniem znajomego, wynająłem na ten czas kawalerkę. No i mogę powiedzieć, że już nie mam znajomego :D
Samo mieszkanie było serio fajne. Drugie piętro, czyste, ładnie wyremontowane, z dobrze zaopatrzoną w sprzęt kuchnią, wygodne łóżko. Do tego w naprawdę dobrze skomunikowanej okolicy. Jedynym mankamentem był plac zabaw dosłownie za oknami.
I nie zrozumcie mnie źle. Ja nie mam nic do bawiących się dzieci. Niedaleko mojego domu jest plac zabaw i jak to na placu zabaw jest gwarno i radośnie. Jednak, gdy wraz z żoną zdarza nam się przesiadywać w parku, który jest tuż obok tego placu zabaw, to kompletnie nie przeszkadzają nam odgłosy, które z niego dochodzą. Natomiast tutaj, pomimo podobnej odległości od źródła hałasu, miałem dość po kilkunastu minutach.
Te dzieci się nie bawiły... One starały się wezwać Belzedupa, albo inne Cthulhu. To nie były krzyki, które normalnie emitują dzieci podczas zabawy, typu: "Raz, dwa, trzy! Za siebie!", czy coś w tym stylu. To były nieartykułowane krzyki i piski, które potrafiły trwać dobre 15 minut, by nagle zniknąć i po 5 minutach wrócić ze zdwojoną siłą. A nawet gdy "zabawa" się uspokajała to nie było tak, że robiło się jakoś mega ciszej. Bo i tak wtedy trzeba było wrzasnąć na cały regulator do kumpla, który stoi obok, że jest bambikiem i nie ma vdolców. I tak od 16 (albo i wcześniej, nie wiem, o tej godzinie wracałem do mieszkania) aż do 21 czy nawet 22.
I ktoś może powiedzieć, że mogłem przecież zamknąć okna. No niby mogłem, ale... Po pierwsze przy panujących wtedy temperaturach urządziłbym sobie niezłą saunę w tej kawalerce. Po drugie zamknięte okna coś tam dawały, ale piski i wrzaski nadal irytowały. A po trzecie czy to serio powinno tak wyglądać?
Przecież gdybym ja za dzieciaka ze znajomymi odstawił taki "koncert heavy metalowy" na podwórku to w kolejce do opierdzielenia nas, zaraz za naszymi rodzicami, stanęła by połowa naszego sąsiedztwa. A tutaj? Rodzice zwykle siedzieli sobie na ławeczkach mając gdzieś co się dzieje z ich pociechami. Raz zaobserwowałem sytuację gdzie dzieci postanowiły bawić się w rzucanie piaskiem. Na początku było zabawnie, ale po jakimś czasie dwójka dzieci zaczęła płakać, jednak rodzice mieli to gdzieś. Draka zaczęła się gdy jedna z dziewczynek albo dostała w głowę kamieniem albo piaskiem prosto w oczy i zaczęła wyć. I wtedy rozpoczęła się kakofonia płaczu dzieci i kłótni dorosłych. Po jakiś 20 minutach wszyscy rozeszli się do domu obrażeni i to był jedyny wieczór, w którym miałem względny spokój.
I tak dzieci są stworzone do generowania hałasu, zniszczenia i chaosu, ale to nie tak powinno wyglądać. Bardzo ciężko opisać w historii to co się działo na tym placu zabaw, ale uwierzcie mi to nie było normalne...
A co do kumpla, który polecił mi to mieszkanie. Aby go trochę usprawiedliwić, to w momencie, gdy on wynajmował tą kawalerkę to plac zabaw był nadal w budowie i nie zdawał sobie sprawy na co mnie skazuje :D
Samo mieszkanie było serio fajne. Drugie piętro, czyste, ładnie wyremontowane, z dobrze zaopatrzoną w sprzęt kuchnią, wygodne łóżko. Do tego w naprawdę dobrze skomunikowanej okolicy. Jedynym mankamentem był plac zabaw dosłownie za oknami.
I nie zrozumcie mnie źle. Ja nie mam nic do bawiących się dzieci. Niedaleko mojego domu jest plac zabaw i jak to na placu zabaw jest gwarno i radośnie. Jednak, gdy wraz z żoną zdarza nam się przesiadywać w parku, który jest tuż obok tego placu zabaw, to kompletnie nie przeszkadzają nam odgłosy, które z niego dochodzą. Natomiast tutaj, pomimo podobnej odległości od źródła hałasu, miałem dość po kilkunastu minutach.
Te dzieci się nie bawiły... One starały się wezwać Belzedupa, albo inne Cthulhu. To nie były krzyki, które normalnie emitują dzieci podczas zabawy, typu: "Raz, dwa, trzy! Za siebie!", czy coś w tym stylu. To były nieartykułowane krzyki i piski, które potrafiły trwać dobre 15 minut, by nagle zniknąć i po 5 minutach wrócić ze zdwojoną siłą. A nawet gdy "zabawa" się uspokajała to nie było tak, że robiło się jakoś mega ciszej. Bo i tak wtedy trzeba było wrzasnąć na cały regulator do kumpla, który stoi obok, że jest bambikiem i nie ma vdolców. I tak od 16 (albo i wcześniej, nie wiem, o tej godzinie wracałem do mieszkania) aż do 21 czy nawet 22.
I ktoś może powiedzieć, że mogłem przecież zamknąć okna. No niby mogłem, ale... Po pierwsze przy panujących wtedy temperaturach urządziłbym sobie niezłą saunę w tej kawalerce. Po drugie zamknięte okna coś tam dawały, ale piski i wrzaski nadal irytowały. A po trzecie czy to serio powinno tak wyglądać?
Przecież gdybym ja za dzieciaka ze znajomymi odstawił taki "koncert heavy metalowy" na podwórku to w kolejce do opierdzielenia nas, zaraz za naszymi rodzicami, stanęła by połowa naszego sąsiedztwa. A tutaj? Rodzice zwykle siedzieli sobie na ławeczkach mając gdzieś co się dzieje z ich pociechami. Raz zaobserwowałem sytuację gdzie dzieci postanowiły bawić się w rzucanie piaskiem. Na początku było zabawnie, ale po jakimś czasie dwójka dzieci zaczęła płakać, jednak rodzice mieli to gdzieś. Draka zaczęła się gdy jedna z dziewczynek albo dostała w głowę kamieniem albo piaskiem prosto w oczy i zaczęła wyć. I wtedy rozpoczęła się kakofonia płaczu dzieci i kłótni dorosłych. Po jakiś 20 minutach wszyscy rozeszli się do domu obrażeni i to był jedyny wieczór, w którym miałem względny spokój.
I tak dzieci są stworzone do generowania hałasu, zniszczenia i chaosu, ale to nie tak powinno wyglądać. Bardzo ciężko opisać w historii to co się działo na tym placu zabaw, ale uwierzcie mi to nie było normalne...
A co do kumpla, który polecił mi to mieszkanie. Aby go trochę usprawiedliwić, to w momencie, gdy on wynajmował tą kawalerkę to plac zabaw był nadal w budowie i nie zdawał sobie sprawy na co mnie skazuje :D
Ocena:
40
(88)
poczekalnia
Skomentuj
(17)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Będzie przydługi wstęp, ale według mnie jest on konieczny, żeby zrozumieć, o co mi chodzi i czemu uważam historie za piekielną.
Jestem racjonalną osobą, dość sceptycznie podchodzę do wszelkich "zjawisk nadprzyrodzonych", choć nie neguję ich całkowicie, uważam, że być może są to rzeczy, które owszem, istnieją, ale nie mają jeszcze naukowego potwierdzenia. I właśnie takie dokładnie jest moje zdanie na temat kamieni szlachetnych i innych kryształów. Nie ma naukowego dowodu, że pomagają, wspomagają, leczą, przynoszą szczęście, powodzenie itp. Ale z drugiej strony, dopuszczam myśl, że "może coś w tym jest", kryształy są dla mnie na tyle tajemniczym tworem, że nie odmawiam im posiadania właściwości, których być może nauce nie udało się jeszcze zbadać.
W praktyce wygląda to tak - jeśli jestem chora, to idę do lekarza i stosuję się do jego zaleceń, jeśli jednak wpadnie mi w oko, że dany kryształ pomaga na daną chorobę, to go ponoszę przy sobie, może coś wspomoże. Jeśli mam jakieś problemy interpersonalne, to analizuję, co jest nie tak, gdzie zrobiłam błąd, że się z kimś nie dogaduję i pracuje nad tym, ale jeśli jakiś kryształ pomaga w kontaktach międzyludzkich, to mogę się nim wspomóc. Jeśli akurat mam "dołek" finansowy, to staram się dojść do tego, gdzie obciąć wydatki, a gdzie wziąć nadgodziny, żeby zwiększyć dochody, ale chętnie też "przytulę" kryształ przynoszący pomyślność finansową...
Chyba już wiecie, o co chodzi, więc do rzeczy. Byłam ostatnio na takiej imprezie, gdzie znałam może 1/3 osób, ale do pewnego momentu bawiłam się świetnie, towarzystwo wydawało się miłe, wyluzowane, każdy przyszedł się pobawić i było naprawdę OK. Po pewnym czasie wyszłam na zewnątrz odebrać pilny telefon, dość długo rozmawiałam, po powrocie zorientowałam się, że grupka, z którą ostatnio prowadziłam bardzo ożywioną dyskusję (chyba o tzw. "d*pie Maryni", ale to w sumie nieważne) jakoś tak się wykruszyła, więc zanim dołączyłam do innego towarzystwa i innej fascynującej dyskusji, postanowiłam sprawdzić coś w internecie na telefonie, który siłą rzeczy po rozmowie miałam w ręku.
Stanęłam w kąciku i czytam o interesującej mnie kwestii, czuję, że ktoś podchodzi.
- Co tam masz? Ooo, kryształy! Wierzysz w to? Hej, słuchajcie, Xynthia wierzy w magię kryształów!
Jak to na takich imprezach bywa, znaleźli się i przeciwnicy, i zwolennicy "magii kryształów". I wiecie co? Dostało mi się od obu stron... Zwolennicy naskoczyli na mnie, ze jeśli tak naprawdę do końca nie wierzę w dobroczynne działanie kryształów, to nie powinnam ich stosować, przeciwnicy no wiadomo - wyśmiewanie wiary w zjawiska nadprzyrodzone i w jakieś dodatkowe właściwości kryształów, drzew, kolorów itp.
A ja chciałam tylko na szybko sprawdzić, czy czarny turmalin można łączyć z kyanitem, bo wpadł mi do głowy pomysł na pierścionek-prezent dla kogoś...
Jestem racjonalną osobą, dość sceptycznie podchodzę do wszelkich "zjawisk nadprzyrodzonych", choć nie neguję ich całkowicie, uważam, że być może są to rzeczy, które owszem, istnieją, ale nie mają jeszcze naukowego potwierdzenia. I właśnie takie dokładnie jest moje zdanie na temat kamieni szlachetnych i innych kryształów. Nie ma naukowego dowodu, że pomagają, wspomagają, leczą, przynoszą szczęście, powodzenie itp. Ale z drugiej strony, dopuszczam myśl, że "może coś w tym jest", kryształy są dla mnie na tyle tajemniczym tworem, że nie odmawiam im posiadania właściwości, których być może nauce nie udało się jeszcze zbadać.
W praktyce wygląda to tak - jeśli jestem chora, to idę do lekarza i stosuję się do jego zaleceń, jeśli jednak wpadnie mi w oko, że dany kryształ pomaga na daną chorobę, to go ponoszę przy sobie, może coś wspomoże. Jeśli mam jakieś problemy interpersonalne, to analizuję, co jest nie tak, gdzie zrobiłam błąd, że się z kimś nie dogaduję i pracuje nad tym, ale jeśli jakiś kryształ pomaga w kontaktach międzyludzkich, to mogę się nim wspomóc. Jeśli akurat mam "dołek" finansowy, to staram się dojść do tego, gdzie obciąć wydatki, a gdzie wziąć nadgodziny, żeby zwiększyć dochody, ale chętnie też "przytulę" kryształ przynoszący pomyślność finansową...
Chyba już wiecie, o co chodzi, więc do rzeczy. Byłam ostatnio na takiej imprezie, gdzie znałam może 1/3 osób, ale do pewnego momentu bawiłam się świetnie, towarzystwo wydawało się miłe, wyluzowane, każdy przyszedł się pobawić i było naprawdę OK. Po pewnym czasie wyszłam na zewnątrz odebrać pilny telefon, dość długo rozmawiałam, po powrocie zorientowałam się, że grupka, z którą ostatnio prowadziłam bardzo ożywioną dyskusję (chyba o tzw. "d*pie Maryni", ale to w sumie nieważne) jakoś tak się wykruszyła, więc zanim dołączyłam do innego towarzystwa i innej fascynującej dyskusji, postanowiłam sprawdzić coś w internecie na telefonie, który siłą rzeczy po rozmowie miałam w ręku.
Stanęłam w kąciku i czytam o interesującej mnie kwestii, czuję, że ktoś podchodzi.
- Co tam masz? Ooo, kryształy! Wierzysz w to? Hej, słuchajcie, Xynthia wierzy w magię kryształów!
Jak to na takich imprezach bywa, znaleźli się i przeciwnicy, i zwolennicy "magii kryształów". I wiecie co? Dostało mi się od obu stron... Zwolennicy naskoczyli na mnie, ze jeśli tak naprawdę do końca nie wierzę w dobroczynne działanie kryształów, to nie powinnam ich stosować, przeciwnicy no wiadomo - wyśmiewanie wiary w zjawiska nadprzyrodzone i w jakieś dodatkowe właściwości kryształów, drzew, kolorów itp.
A ja chciałam tylko na szybko sprawdzić, czy czarny turmalin można łączyć z kyanitem, bo wpadł mi do głowy pomysł na pierścionek-prezent dla kogoś...
relacje_międzyludzkie
Ocena:
35
(79)
poczekalnia
Skomentuj
(14)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Cześć,
zainspirowany ostatnim materiałem na kanale Youtubowym MotoPrawda, popełniam niniejszą wrzutę.
Od 2020 roku mówi się w mediach, że pieszy ma pierwszeństwo chyba we wszystkich sytuacjach powiązanych z przejściem dla pieszych - nawet samo znajdowanie się w jego pobliżu daje mu już pierwszeństwo.
Tymczasem przepisy (a konkretnie to art. 13 Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym):
1. Pieszy wchodzący na jezdnię, drogę dla rowerów lub torowisko albo przechodzący przez te części drogi jest obowiązany zachować szczególną ostrożność oraz korzystać z przejścia dla pieszych.
1a. Pieszy znajdujący się na przejściu dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem. Pieszy wchodzący na przejście dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem, z wyłączeniem tramwaju.
W miastach zebra zaczyna się już na chodniku a nie jest tylko na ulicy. Czy po wejściu już na nią mam pierwszeństwo?
Nie, ponieważ przejście dla pieszych jest częścią jezdni. Cokolwiek poza nią nie ma tu znaczenia.
Czy stare baby gadające przy przejściu dla pieszych mają pierwszeństwo i powinieneś/powinnaś zatrzymać auto?
Nie.
Czy jeśli pieszy zatrzymał się i czeka przy przejściu dla pieszych czekając, aż ktoś go przepuści, to czy ma pierwszeństwo?
Nie.
Czy policja ma prawo wystawić mandat za nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu w takiej sytuacji?
Tak, ale bez podstawy prawnej w sądzie przegrają.
Wpis dotyczy tylko prawa, pomijam aspekt tzw. kultury drogowej.
Dla zainteresowanych wspomniany materiał:
zainspirowany ostatnim materiałem na kanale Youtubowym MotoPrawda, popełniam niniejszą wrzutę.
Od 2020 roku mówi się w mediach, że pieszy ma pierwszeństwo chyba we wszystkich sytuacjach powiązanych z przejściem dla pieszych - nawet samo znajdowanie się w jego pobliżu daje mu już pierwszeństwo.
Tymczasem przepisy (a konkretnie to art. 13 Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym):
1. Pieszy wchodzący na jezdnię, drogę dla rowerów lub torowisko albo przechodzący przez te części drogi jest obowiązany zachować szczególną ostrożność oraz korzystać z przejścia dla pieszych.
1a. Pieszy znajdujący się na przejściu dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem. Pieszy wchodzący na przejście dla pieszych ma pierwszeństwo przed pojazdem, z wyłączeniem tramwaju.
W miastach zebra zaczyna się już na chodniku a nie jest tylko na ulicy. Czy po wejściu już na nią mam pierwszeństwo?
Nie, ponieważ przejście dla pieszych jest częścią jezdni. Cokolwiek poza nią nie ma tu znaczenia.
Czy stare baby gadające przy przejściu dla pieszych mają pierwszeństwo i powinieneś/powinnaś zatrzymać auto?
Nie.
Czy jeśli pieszy zatrzymał się i czeka przy przejściu dla pieszych czekając, aż ktoś go przepuści, to czy ma pierwszeństwo?
Nie.
Czy policja ma prawo wystawić mandat za nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu w takiej sytuacji?
Tak, ale bez podstawy prawnej w sądzie przegrają.
Wpis dotyczy tylko prawa, pomijam aspekt tzw. kultury drogowej.
Dla zainteresowanych wspomniany materiał:
Prawo o Ruchu Drogowym
Ocena:
18
(58)
poczekalnia
Skomentuj
(4)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ktoś nasrał pod prysznicem na siłowni.
Ocena:
26
(62)
poczekalnia
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Porządkując maila znalazłam taką oto skargę do PKP (czasy jeszcze covidowe).
"Dzień dobry,
dnia x podróżowałam pociągiem intercity relacji Aniołki-Piekiełko, wsiadłam na stacji Aniołki ok. godz. 17:48. Zajęłam miejsce X w wagonie Y, natomiast na miejscu Z siedziała kobieta, która co chwila dłubała w nosie, zębach lub zdrapywała pryszcze, oglądała swoje znaleziska i pstrykała nimi dookoła lub wycierała w siedzenia. Oczywiście bez maski. Moje uwagi nic nie wskórały.
Po godzinie, pomiędzy Pcimiem Górnym a Pcimiem Dolnym, ok. godz. 18:48, pojawił się konduktor celem kontroli biletów, sprawdził owej pani bilet w żaden sposób nie komentując jej braku maseczki.
W tym momencie wywiązał się pomiędzy mną a nim mniej więcej taki dialog
B- Proszę wymóc na tamtej pani założenie maseczki.
K- Której pani?
B- Tej, której przed chwilą sprawdził pan bilet, tylko jedna pani w zasięgu mojego wzroku nie ma maski.
K- Poproszę bilet.
B- Nie, to ja poproszę najpierw o reakcję.
K- Ale najpierw poproszę pani bilet. (od kiedy wykonywanie obowiązków slużbowych jest uwarunkowane posiadaniem biletu przez pasażera zwracającego uwagę?)
B- Poza tym pani dłubie w nosie, zębach i pryszczach na zmianę i pstryka tym, co wygrzebała wkoło siebie. A mamy 4 falę pandemii.
K- To trzeba było jej zwrócić uwagę!
B- Robię to, odkąd wsiadłam.
W tym momencie państwa pracownik powiedział coś kobiecie, ona się zaśmiała, maski nie założyła, pracownik poszedł dalej. Przywołalam go ponownie, oczekując wyegzekwowania zasad obowiązujących w pociągu, pan stwierdził, że "później" i oddalił się.
Uprzedzając argument o ewentualnym nakazaniu pasażerce opuszczenia pociągu na następnej stacji- kobieta wysiadła kilka stacji dalej, ale pracownik nie pojawił się, by tego dopilnować, przeszedł pomiędzy siedzeniami dopiero jakieś 20 minut później.
Jest to jawne zaniechanie obowiązków służbowych."
Odpowiedź była standardowa, że przyjrzą się sprawie.
Natomiast dłubanie w nosie i wycieranie tego w siedzenie widzę w tramwajach nagminnie, niczego ludzi ten covid nie nauczył.
"Dzień dobry,
dnia x podróżowałam pociągiem intercity relacji Aniołki-Piekiełko, wsiadłam na stacji Aniołki ok. godz. 17:48. Zajęłam miejsce X w wagonie Y, natomiast na miejscu Z siedziała kobieta, która co chwila dłubała w nosie, zębach lub zdrapywała pryszcze, oglądała swoje znaleziska i pstrykała nimi dookoła lub wycierała w siedzenia. Oczywiście bez maski. Moje uwagi nic nie wskórały.
Po godzinie, pomiędzy Pcimiem Górnym a Pcimiem Dolnym, ok. godz. 18:48, pojawił się konduktor celem kontroli biletów, sprawdził owej pani bilet w żaden sposób nie komentując jej braku maseczki.
W tym momencie wywiązał się pomiędzy mną a nim mniej więcej taki dialog
B- Proszę wymóc na tamtej pani założenie maseczki.
K- Której pani?
B- Tej, której przed chwilą sprawdził pan bilet, tylko jedna pani w zasięgu mojego wzroku nie ma maski.
K- Poproszę bilet.
B- Nie, to ja poproszę najpierw o reakcję.
K- Ale najpierw poproszę pani bilet. (od kiedy wykonywanie obowiązków slużbowych jest uwarunkowane posiadaniem biletu przez pasażera zwracającego uwagę?)
B- Poza tym pani dłubie w nosie, zębach i pryszczach na zmianę i pstryka tym, co wygrzebała wkoło siebie. A mamy 4 falę pandemii.
K- To trzeba było jej zwrócić uwagę!
B- Robię to, odkąd wsiadłam.
W tym momencie państwa pracownik powiedział coś kobiecie, ona się zaśmiała, maski nie założyła, pracownik poszedł dalej. Przywołalam go ponownie, oczekując wyegzekwowania zasad obowiązujących w pociągu, pan stwierdził, że "później" i oddalił się.
Uprzedzając argument o ewentualnym nakazaniu pasażerce opuszczenia pociągu na następnej stacji- kobieta wysiadła kilka stacji dalej, ale pracownik nie pojawił się, by tego dopilnować, przeszedł pomiędzy siedzeniami dopiero jakieś 20 minut później.
Jest to jawne zaniechanie obowiązków służbowych."
Odpowiedź była standardowa, że przyjrzą się sprawie.
Natomiast dłubanie w nosie i wycieranie tego w siedzenie widzę w tramwajach nagminnie, niczego ludzi ten covid nie nauczył.
pkp skarga covid dłubanie w nosie
Ocena:
27
(63)