Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Amczek

Zamieszcza historie od: 4 marca 2011 - 14:04
Ostatnio: 8 listopada 2013 - 7:10
  • Historii na głównej: 15 z 48
  • Punktów za historie: 13879
  • Komentarzy: 747
  • Punktów za komentarze: 4729
 
zarchiwizowany

#12599

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia całkiem świeża, niespecjalnie piekielna [chyba?] obsługa, a finał.
Czas akcji: ostatnie 7-8 dni

Jeden z moich znajomych mieszka spory kawałek ode mnie- w Poznaniu- ale kontakt mamy prawie codziennie. Kolega z tych, co bardzo lubią zjeść [co widać ;) ale ma powodzenie nieziemskie bo z niego po prostu naprawdę super facet] i jedną z jego ulubionych jadłodajni jest KFC, gdzie średni raz czy dwa na tydzień się stołuje zamawiając przez telefon całkiem pokaźne zestawy.

Dzisiaj opowiedział mi ciekawą historię.

Kolega [nazwijmy go Przemek, bo to ładne imię] dostał chyba przedwczoraj lub wczoraj w godzinach późno popołudniowych telefon z KFC "swojego".
[Przemek] - O, jak miło, akurat chciałem zamawiać!
[KFC, ktoś z obsługi]- No pan sobie jaja robi! W tym tygodniu zamawiał pan już 10 razy i ani razu nie odebrał! Znamy pana nazwisko i numer, składał pan zamówienia spore a potem nie było komu odebrać!

Przemka nieco wcięło, bo jakżeby mógł odrzucić jedzenie, nawet niezamówione, więc chciał sprostowac sytuację, że ostatni raz zamawiał 2 tygodnie temu, bo ostatnie 12 dni pomieszkiwał na wyjeździe z resztą swojej grupy ze studiów.

[KFC]- No właśnie, nikogo nie było a pan sobie żarty robi! I jedzenie zimne, do wyrzucenia, a dostawcy i tak trzeba zapłacić! Panu dam listę co pan zamówił...

Średnia wartość każdego zamówienia to podobno koło 100zł-120zł, z jakimiś kubełkami, kto je to pewnie wie. Tłumaczenie uprzejme że zgadza się adres, nazwisko i telefon, ale jego nie było w Warszawie i może pokazać wyciąg, że nie dzwonił ze swojego telefonu od dawna a na pewno nie na ten numer.

Strapiony krzykami poprosił o rozmowę z kierownikiem, może to jakoś wyjaśni. Pan kierownik odebrał, był bardzo miły, powiedział że jakaś kobieta dzwoniła ale przecież pana w sumie nie obciążą kosztami bo to taki dobry klient, tyle zamawia i daje wysokie napiwki dostawcom, a to ledwie kilka zamówień, a skoro pan nie wie o nich itp.

Kierownik ofukał pana z obsługi [z serii "oj głupi ty!" z przymrużeniem oka] i jakieś tam hasło miał mieć wprowadzone, aby zatwierdzić zamówienie PRAWDZIWE.

Przemek człowiek dobry i spokojny, zgodził się, przeprosił za zaistniałą sytuację i [nikogo to nie zdziwi pewnie] złożył spore zamówienie a dostawcy i dał spory napiwek, coby nie zepsuć wrażenia :)

Dzisiaj miała historia finał, jak zadzwonił inny pan z KFC mówiąc, że sprawa się chyba rozwiązała i chętnie wyślą pani rachunek.

Zamawiającą panią okazała się była dziewczyna Przemka [zdradziła go po ledwie kilku dniach-> on ją zostawił -> od 3 tygodni jest z inną... a była chciała do niego wrócić... czy jakoś tak] która recytując zamówienie spytana dwukrotnie (z nienacka ;) )o powtórzenie nazwiska podała raz swoje własne...

Przemek tylko do niej napisał, że wrócił dwa dni wcześniej i nie musi mu dokarmiać mieszkania, skończyło się na rzucaniu prostytutkami i przyrodzeniami jaki to on nie jest.
Spytany skąd była wiedziała, że go nie ma w domu odpowiedział "była ze mną na wyjeździe pierwsze 3 dni...".


I pytanie, jeżeli ktoś pracuje w knajpach/dostawie - często zdarzają się zamówienia "nie zamawiałem" bądź odpowiada puste mieszkanie?

KFC

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (210)
zarchiwizowany

#12188

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia przydługa, wkurzająca i pierwszy raz sprzedaż komuś czegoś przyprawiła mnie o wysokie ciśnienie.

Popłakałam się dzisiaj 2 razy - w tym uwalając egzamin a poprawka we wrzesniu. Z powodu jednego wrednego użytkownika allegro ;/

Wystawiłam na allegro konsolę z licytacją od 300zł, ale miałam nadzieję na na 500, aby pokryć koszt naprawy komputera - było mi to pilnie potrzebne, aby wykonać projekt na uczelnię. Konsola jest prezentem od byłego chłopaka, a że i tak nie korzystam to chciałam sprzedać.
Pan wygrał po minimalnej cenie chcą całości oferty [konsola + gry] mimo dopisku "gry przy cenie kup teraz", ale ponieważ potrzebowałam teraz-zaraz pieniędzy [bo laptop pilnie potrzebny] to się zgodziłam.

Prosiłam pana o pilną wpłatę i informację o wpłacie podając swój telefon aby wysłał smsa - nie chciałam komputera oddawać w ciemno nie mając jeszcze pieniędzy na koncie.
Cisza oczywiście jak makiem zasiał i się denerwowałam ale pomyślałam, że może ma weekend bez komputera albo nie ma telefonu przy sobie. No Ok.

Z mojej winy aukcję odwołałam dzisiaj rano, czyli po 4 dniach od wygrania aukcji - przy pakowaniu sprzęt mi upadł i generalnie nie włączał się. Kolega po diagnozie w sklepie stwierdził, że koszt całkowity to około 180zł + nowa bateria. W sumie około 230zł a więc nie opłacało mi się jej sprzedawać.

Ponieważ nie otrzymałam jeszcze pieniędzy wysłałam przepraszającego maila mówiącego, że nie moge wysłać konsoli, bo jest uszkodzona, a naprawa sprawi, że nie opłaca mi się tego sprzedawać a pieniądze i tak potrzebowałam na remont komputera.
Poszłam na uczelnię trochę przybita, że będe musiała się zapożyczyć.

I tu zaczęły się schody. Niepotrzebnie sprawdzałam maile na przerwach [czekam na maila z zamówieniem jednym firmowym].
Mail pierwszy: Pieniądze przelewam. Kosztami naprawy będzie obciążony pan!
[pisałam kilka razy że jestem kobietą, studentką, przedstawiając sytuację]

Pan zapłacił przez "Płacę z Allegro" które mam niepodpięte do konta bankowego, więc musiałam się bawić na malutkim ekranie telefonu w czasie wykładu [tak, wykłady i sesja w jednym dniu] w podpinanie karty przez niezabezpieczone WiFi. Odesłałam pieniądze i napisałam jeszcze raz maila przepraszając i oferując W PREZENCIE dowolną grę z tych na aukcji, za darmo, ja pokryję koszt wysyłki.

Pan odpisał mi, przeplatając prostytukami, że mnie zgłosi i MA NADZIEJĘ ŻE SIĘ SPOTKAMY W SĄDZIE.
Oczywiście, ponieważ nie mam już przedmiotu licytowanego i zwróciłam pieniądze w pełni, pan szans na sprawę nie ma, ale wysmażył maila tak nieprzyjemnego, że popłakałam się spazmatycznie [ach ten PMS] i nie byłam w stanie podejść do egzaminu i pan profesor odesłał mnie na wrzesień, bo z niego też niezła... prostytutka.

Napisałam mu koło 15, wciąż uprzejmie [Witam, Proszę Pana, Pozdrawiam, Proszę], opisując sytuację i informując o tym, że sprawił mi przykrość i choćbym chciałą, nie mogę mu podesłać konsoli, bo nie stać mnie na naprawę, nie wzięłam od niego grosza, zapłacił nie tak jak prosiłam na aukcji więc w sumie nie dotrzymał warunków aukcji.

I jakieś 5 minut temu otrzymałam maila
"Mam to w dupie zawsze niszcze takich ludzi jak ty. Zobaczymy nikt jeszcze ze mną nie wygrał zawsze dostaję to czego chce."

Znowu płacz, bo chociaż nie ma szans na rozprawę to jednak rozstroił mnie emocjonalnie, nadenerwowałam się, nabawiłam ostrej migreny, zawaliłam egzamin ustny przez który 2 tygodnie ledwie spałam...

Dzięki niemu przynajmniej mój nienaprawiony komputer to najmniejszy problem - i tak bez ustnego nie mogę zrobić projektu więc po co mi laptop z programami...

AlleDrogo i Krosno Odrzańskie

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 28 (80)
zarchiwizowany

#11186

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Koleżanka opowiedziała mi historyjkę z tego tygodnia. Mogą być luki logiczne, bo historyjka mi była dzisiaj opowiedziana :)
Internet jej nie chodził poprawnie - tj. pojedyncze strony się pokazywały, np. wp.pl ale już nie mogła sprawdzić poczty gmaila, wejść w ogóle w google, na stronę uczelni... Co ciekawe pojedyczne strony się ładowały dobrze, ale te były w mniejszości- inne miały komunikat "strona nie działa/serwer nie odpowiada, sprawdź czy wpisany adres jest poprawny..." i inne. A, torrent chodził ;)

Ja na komputerach się znam w formie podstawowej [chociaż podobno i tak nieźle jak na osobę niezwiązaną], koleżanka podobnie. Restartowała modem, router, próbowała z laptopa wejść, innych przeglądarek... nic. W końcu skorzystała ze stronki do anonimowego przeglądania sieci [anonymous.com chyba po prostu] i wszystkie strony działają jak żyleta. Dzwoni więc do sieci A..... no, internetowej, że to chyba z ich winy. No dobra, NIEODPŁATNIE pan technik przyjedzie .

Pan technik był podobno całkiem miły (poza tym że miał być między, powiedzmy, 12 a 15 a był o 10 rano), pyta co nie tak. Więc kolezanka mówi, że nie chodzą jej takie i takie strony [pan sprawdza, podpięty do sieci swoim laptopem - no nie działa]. Inne działają [pan sprawdza - działają]. Mówi, że jak korzysta ze strony do ukrywania IP to wszystko działa, więc może coś trzeba zmienić, odświeżyć...[istotne!]
Pan mówi, że potestuje.

Pan technik wykonał kilka telefonów, sprawdzał coś, stukał, oglądał jej komputer. Zasiedział się półtorej godziny. W końcu powiedział "aa sprawdze jeszcze jedną rzecz". No i kolega pana technika dał mu inne IP i nagle WSZYSTKO DZIAŁA!

Pan uśmiechnięty mówi, że wizyta nieuzasadniona, bo to jest problem z jej IP.
[Koleżanka]- No tak, to może mi zmienią państwo?
[Technik] - To już do działu dzwonić, oni zmienią.
[K]- Aha, czyli nieodpłatnie państwo zmienią i po kłopocie?
[T]- Odpłatnie! A i wizyta tez przecież płatna, pani tu podpisze...
Koleżanka ze łzami w oczach pyta, co jest nie tak. Pan dumnie potwierdza znowu, że to wina IP.

A teraz końcówka.
[K]- Ale przecież to państwa wina musi być, w jeden dzień mi się to zrobiło, wyłączyłam wieczorem i rano tak było!
[T]- Widocznie pani ma bana na stronach [wtf?], więc proszę się skontaktować z administratorami stron.
[K]- Ale... to niemożliwe...!
[T]- No... to może ktoś się pani podpiął pod sieć i dlatego ma pani bana.

Szczęślwie koleżance udało się dodzwonić po wyjściu do obsługi i anulowano jej koszt wizyty (87zł za nuieuzasadnione wezwanie i przedłużoną pracę- pan z obsługi się podobno udławił, jak usłyszał, że technik nic nie zrobił a sobie policzył i jeszcze sugerował, że ban na stronie może odmówić wyświetlenia jej), ale umowę wymówiła. Na razie się podpięła do sąsiada za jego zgodą i od nowego miesiąca rusza z inną siecią.

edit: dodam to, bo chaotycznie napisane... Koleżanka od razu powiedziała, że zmiana IP pomaga, a koleś potrzebował prawie 90zł i półtorej godziny... Mówiła mu to podobno ze 2-3 razy, w co wierzę ;)

dostawca internetowy A....aaaapsik

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (162)
zarchiwizowany

#10829

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Groszkowa wrzuciła opowieść o złych imprezowiczach. To ja wrzucę o złych stróżach porządku :) [bez obrażania, bo też nie lubię jak ktoś mi hałasuje bez ostrzeżeń]. A że historia świeża, bo z wczoraj i dzisiejszego ranka, to dodaję.

Mieszkam na osiedlu tzw. zamkniętym, jest kilkanaście bloków ładnie od siebie oddalonych. Jak hałasuję słyszą mnie tylko ludzie z mojego bloku, czyli w sumie 9 innych mieszkań.

Z powodów rodzinnych [czy braku rodziny] od 16 roku życia jestem "na swoim", a od 5 lat na swoim zupełnie bez dofinansowań (wynajem, ale za własne pieniądze, nie rentę) - z tej przyczyny zwykle spotkania bractwa rycerskiego (do którego należałam), urodziny, imprezy okolicznościowe, promocje w pracy, oblewanie egzaminów itp odbywały się u mnie .

Od 18tki, owszem, zdarzały mi się głośne imprezy z piciem, wrzaskami, karaoke do 4 rano- zawsze 2-3 tygodnie wcześniej i potem 2 dni wcześniej informowałam sąsiadów i nawet im domowej roboty ciasteczka przynosiłam albo insze ciasta, galaretki. Zawsze się zgadzali, a jak ktoś kręcił nosem to zapraszałam na jedzonko albo grilla balkonowego. [jeden pan zawsze kręci nosem i wpada latem na kiełbaskę z żoną :)] I było w porządku.

Jak często? Raz może na 3-4 miesiące, w wakacje faktycznie zdarza mi się co 2-3 tygodnie i wtedy informuję z kilkudniowym wyprzedzeniem, ale sąsiedzi też wtedy hałasują jak jest piękne lato :)

Czasami jakiś sąsiad wpadał na proszone darmowe piwo, ci z dziećmi małymi zwykle wybywali (były puste mieszkania tego samego dnia- 2 rodziny z dziećmi są u mnie w bloku), inni przebolewali noc, bo się zgodzili. Niestety ZAWSZE punkt 22 przychodzi matka-polka mieszkająca tuż obok, że jej maleństwo budzę [5 lat temu maleństwo miało 13 lat - zawsze ma gorączkę i jutro do szkoły na 7-w wakacje i weekendy też], krzyczy na nas. Zwykle jej nie ma w domu, bo mąż się zajmuje dziećmi, więc informuję, że poinformowałam męża i że synkowi ciastka/ciasto/galaretka smakowały. Nawet ze 3 razy osobiście z nią rozmawiałam. I NIC. Zawsze jej przeszkadza - szczęśliwie zawsze z imprezowiczami mieliśmy karteczkę z zarządu osiedla że mam pozwolenie na jednorazowe zaklócenie ciszy więc pani może mi nagwizdać.

I tym razem pani nie odpuściła. Ostatnio była 18tka siostry kolegi - ponieważ mieszkam sama jak pisałam, a znajomi wspólni praktycznie, to u mnie się odbyła. Nie mamy w zwyczaju zbyt dzikich harców - wyrzucania śmieci do ogródka czy obrażania kogoś głośno, niszczenia niczego czy sikania przez balkon jak w akademiku politechniki ;) - ale o to nas właśnie pani oskarżyła.

Następnego dnia po balu, na kacu o 8 rano zadzwoniła administracja do drzwi. Zdziwiona mocno płuczę się [pięknie pachnąc tytoniem, chociaż sama nie palę] półprzytomna i z chłopakiem wychodzę na trawnik pod blokiem - śmiecie, butelki po piwie, po sokach kartony, ogryzki, pudełka po pizzy... Nie kojarzymy, aby ktoś pił Królewskie a i Dominos [czy tam Dominium, takie z kotkami domino] nikt nie zamawiał, bo uwielbiamy inną sieć pizzową.

I co? To właśnie kochana pani sąsiadka wyrzuciła te śmiecie rano!
Na szczęście zdradziła się łatwo, bo ochroniarz osiedla przeglądając śmiecie znalazł.. jej koperty po listach i rachunkach ;)
Pani się w końcu przyznała i popłakała się [za co mi głupio], mąż przeprosił nas i poprosił o zaproszenie następnym razem.

domek, słodki domek

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (280)
zarchiwizowany

#10189

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z okazji dzisiejszego poranka świeżutka jak bułeczki opowieść o zdradzie, awizo i czasie.

Wczoraj wieczorem [koło 21] przy wejściu do domu- jak zwykle sprawdzam skrzynkę, brak czegokolwiek. Po przebraniu się i usadowieniu przed komputerem sprawdziłam status przesyłki online, na którą czekam z gigantyczną niecierpliwością - awizowana dzisiaj o 14. Zdziwiłam się, bo dopiero o 16 wyszłam z domu a skrzynka była pusta.
Dzisiaj rano dzwonię, koło 8:30 mówiąc, że mam zapisaną w systemie awizowaną przesyłkę - pan na poczcie sprawdza no i jest, zapisana jako awizowana wczoraj, więc do odbioru. Podreptałam na pocztę [zadowolona, że przed zajęciami odbiorę] - no jest, z napisem "awizo 24.05". Dziwne.
Poszłam jeszcze na zakupy - wróciłam jakieś 15 minut temu. I co? JEST AWIZO - z datą wczorajszą i godziną 14 i że nikogo w domu nie było... To jeszcze dziwniejsze.

Urząd Pocztowy Warszawa ;)

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 18 (54)
zarchiwizowany

#9872

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z dzisiejszego wieczora historyjka.
Na osiedlu mam jeden sklep czynny do 23 - taki gdzie się wszystkiego po trochu kupi. Chodzę tam odkąd pamiętam codziennie albo prawie codziennie kupując np. wodę czy coś na śniadanie/kolację [rzadko robię zakupy na kilka dni do przodu]. Pracuje tam 4-5 pań na zmianę, co jakiś czas się zwalniają i przychodza nowe, ale generalnie ogólnie sympatyczne.
Od 2 tygodni jest nowa "pani" [w cudzysłowie piszę, ponieważ wygląda mi ona na zaniedbaną 15 latkę; bez obrażania kogokolwiek, po prostu trądzik, włosy nieuczesane, spięte od niechcenia i wymięta bluza, nie wiem jaką ma sytuację] sprzedająca. Nie rozmawia, żadnego dzień dobry czy dziękuję, ma obrażoną minę. No ale ponoć ja też mam wiecznie obrażoną, więc może taka mimika.

Jak pierwszy raz kupowałam "od niej" nie wydała mi 20 groszy z reszty nic o tym nie mówiąc. Pomyślałam, że nowa i może się myli i nieśmiała, dlatego się nie odzywa [sporadycznie pyta "siatkę?"]. Ale że przychodzę codziennie to kolejnym razem nie wydała 15 groszy, potem 20... Potem mówiła że "wyda bez 6 groszy, wyda bez 3 groszy" bo nie ma drobnych, 10-groszówki pomijała nie pytając, czy może wydać bez dziesięciu groszy. Zaczęłam liczyć i wyszło mi koło 3zł - niby nie majątek, ale jednak poczułam się niemiło.

Dzisiaj historia się powtórzyła - koło 21 poszłam po płatki do mleka i picie i wyszło mi powiedzmy 5zł 12gr.
[Pani] Wydam bez 8 groszy, bo nie mam drobnych.
[Ja] Mogę dać 13 groszy, jeżeli się przyda
[P]... bez 8 groszy może być?
Pani obok [inna sprzedawczyni, akurat towar układała] zauważyła sytuację i ze swojej kasy wyjęła 1 i 2 groszówki i dała "nowej". Ta włożyła grosze do swojej kasy i wydała mi I TAK 80 groszy. Powtórzyłam formułkę, że mam końcówkę, że nie chcę drobnych więcej, ale już ktoś za mną stanął to tylko dosyć niemiło powiedziałam "dziękuję".

Jak przyszłam do domu to wyjęłam pudełko metalowe gdzie trzymam gorsze - 1, 2 i 5 groszówki które się walają po domu i zbieram bo w sumie zapominam do portfela wrzucić. Wyliczyłam w tym nominale 3 złote i wróciłam do sklepu mówiąc wyraźnie, że pani mnie na drobniakach już obrobiła na kilka zł [dodałam, że NA PEWNO PRZYPADKIEM, chociaż w to wątpię, starając się utrzymać żartobliwy ton] i aby nie robić problemów innym paniom czy sklepowi - że kradną moniaki - dałam nowej pani do przeliczenia 3 złote mówiąc, że chciałabym, aby mi wymieniła, bo ja mam za dużo drobnych a tu brakuje. I chętnie doniosę, bo mam tego jeszcze z 10zł. Pani obok się uśmiechnęła ucieszona, że się przydadzą [o tej porze sporo osób kupuje piwo z końcówką 0.99] i kazała przeliczyć.

W sumie pani niesympatyczna liczyła 4 razy bo jej za mało wychodziło albo za dużo, w końcu wyszło 3 złote i mi je oddała w złotówkach. I znowu żadnego "do widzenia" czy "dziękuję" mimo, że ja to powiedziałam.

Nie wiem czy ja piekielna czy pani.

Sklepik osiedlowy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (241)
zarchiwizowany

#9852

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielny pewnie nie, ale sympatycznie zabawny.
Wybrałam się dzisiaj do większego sklepu budowlano-urządzano-naprawiano-cośtam [jednego z tych z wielką halą] w poszukiwaniu magicznej puszki z bejcą- od razu podreptałam w kierunku półek z farbami, lakierami i innymi.
Po kilku minutach myślenia i porównywania- jakże intensywnego -znalazłam odcień, który mi się spodobał. Niestety puszki z tym kolorem stały na jednej z wyższych półek a ja jestem osobą bardzo niską. Znalazłam pana w żółtej koszulce z identyfikatorem krążącego wokół regału i ładnie spytałam, czy by mi nie podał puszki, bo pan był bardzo wysoki [a dodatkowo pewnie miał gdzieś drabinkę krótką zakamuflowaną].
Jednak pan przestał się ładnie uśmiechać po mojej prośbie i bardzo, bardzo zakłopotanym głosem odpowiedział:
- No... Ale to nie mój dział... Ja przy lampach.... Przepraszam.
o czym dosyć szybko odszedł ode mnie w kierunku własnego działu. Na szczęście przechodził inny pan z obsługi i z uśmiechem zdjął mi puszkę z półki - pewnie on był z działu farb i lakierów, to mógł :)
[no chyba że wyglądam gorzej niż sądziłam a drugi pan niedowidzi...]

Hm.. Market budowlany

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (209)
zarchiwizowany

#9254

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ponieważ sporo się mówi o pasażerach autobusów i innych....

Krótka historia z dzisiaj, jak wracałam autobusem z zajęć (padnięta, zmęczona, głodna, nieszczęśliwa i z teczką na rysunki o sporych rozmiarach).
Najpierw przy wsiadaniu z wielką teczką zostałam potrącona w wejściu -na schodkach- przez panią koło 40tki. Teczkę mi obróciła o 90 stopni tak, że zablokowała się na poręczy. Pani nafukała na mnie, teczka wypadła mi z autobusu i musiałam czekać na kolejny, bo oczywiście nie mogłam teczki zostawić bo tam cały mój dobytek, a kierowca zamknął drzwi. Dobrze że poczekał aż odejdę z teczką!
Na przystanku stało dwóch panów, takich koło 50tki - brzuszek, rumiane oblicza, pierwsza łysinka, panowie "po jednym". Pocmokali, pokręcili głowami:
- Jaka [barwny epitet] wredna, dziewczynę tak urządzić! Wredni ci ludziska takie nieważne od wieku.
Poczekałam na następny autobus - szczęśliwie do mnie dwa dojeżdżają z tego miejsca i czekałam dosłownie minutkę. Wsiadłam, panowie za mną.
Chyba nie wyglądałam dzisiaj dobrze (teraz już wiem że mam temperaturę) i jakaś pani się przesunęła do okna na podwójnym miejscu aby mi ustąpić, uśmiechnęła się, zgarnęła swoje torby. Z wielką ulgą, bo przystanków sporo, już miałam siadać gdy.... staranowała mnie ta sama para panów z przystanku rzucając się na wolne miejsce i potrącając jeszcze jedną panią, co chciała usiąść na miejscu w kolejnym rzędzie.

Jako bonus: panowie z uśmiechami szerokimi od ucha do ucha wyjęli paczkę chleba i zaczęli ją konsumować zagryzając czymś jeszcze (pachniało wędliną).

ztm

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (207)

#8873

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dosyć zabawna sytuacja uwzględniająca sklep internetowy.
Pomiędzy moimi rożnymi dziwnymi hobby znalazło się od niedawna strzelectwo. Kolega namówił mnie na jakiś tańszy model karabinu na początek (aby ta kasa nie bolała, jeżeli mnie nie wciągnie na dobre), złożyłam zamówienie i opłaciłam dzisiaj rano. No i klasa.
Około pół godziny temu dzwoni do mnie pan ze sklepu:
[sprzedawca]- Dzień dobry, sklep XYZ, mamy pani wpłatę i wszystko ale nie mam zdjęcia dowodu osobistego, jeżeli pani się czuje niepewnie to można numer serii zakryć.
Sklep oferuje repliki właśnie z zastrzeżeniem, że trzeba podesłać skan dowodu [bo 18+], więc przeprosiłam i powiedziałam, że już wysyłam (mam zeskanowany na różne tego rodzaju okazje i właśnie z zakrytym numerem serii) i pan może zerknąć od razu w czasie tej rozmowy.
Pan nerwowo się zaśmiał i spytał czy nie przerobione, powiedział że brzmię na góra 15 lat i w sumie nie wie czy może zaakceptować. Po chwili jednak rozległo się głośne "aaaaaa" w słuchawce:
- Wie pani co, nie ma problemu, już zaznaczam że do wysłania, pojutrze będzie kurier.
- A co pan tak nagle zdanie zmienił?
- Wklepałem pani nazwisko i miasto na facebooku i widzę, że liceum skończone i uczelnia jest...!
Wprawdzie na facebooku własnym mogłam cokolwiek wpisać, ale grunt że nie musiałam sama zasuwać z dowodem do sklepu ;) Ciekawe czy mnie do znajomych zaprosi...

sklep z replikami broni

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 537 (613)
zarchiwizowany

#9157

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem miksem zainteresowań - jednym z nich od wielu lat są lalki, których jako mała dziewczynka nigdy nie miałam. W sumie stoją na półce, bo bawić się nie umiem, ale uwielbiam na nie patrzeć.

Klient nie piekielny, ale jakoś tak smutnawo, więc pewnie do archiwum pójdzie szybko ;)

Wypatrzyłam wczoraj w mniejszym sklepie z zabawkami bardzo ładną lalkę Barbie - ma jakiś nowy typ ciała (inaczej zginają się ręce i nogi), ładną sukienkę, dużo akcesoriów... No, nieistotne.
Mimo ciężkiego sumienia, że do pensji daleko, poprosiłam panią o pokazanie mi lalki, która stała w szklanej gablotce. Śjakaś z serii fajne-bo-ktoś-znany-zaprojektował-ale-nie-na-tyle-aby-było-w-muzeum. Zachwycałam się jak dziecko jakie to fajne, mruczałam że drogie (laleczka koło 200zł kosztowała), ale że kilka par butów... O, i stojaczek jest! Muszę wziąć!

W sklepie poza mną był tylko jakiś pan dobrze ubrany z synkiem, ale oglądali i nie wymagali pilnej uwagi, więc z panią rozmawiam chwilkę, jak to widziałam ją w kilku sklepach internetowych, ale wysprzedana była... Pani mówiła że ona tu już 2 rok stoi, czyli odkąd pracuje w sklepie, że nawet upust da 10zł bo pudełko uszkodzone [małe wgniecenie z tyłu było]. Tylko kolejny powód aby kupić.

Kiedy dałam pani kartę, jeden z klientów od niechcenia się odezwał:
[pan] A... to bardzo drogie... Dla córki czy siostrzyczki?
[ja, nieco zmieszna] To dla mnie w sumie, lubię lalki.
[pan] No w sumie oczywiste, kto by tyle płacił za prezent dla dziecka! (pan się uśmiechnął i nieco ciszej) 50zł to górna granica, nawet jak stać, bo dziecka nie ma co rozpieszczać, i tak nie doceni, już lepiej sobie coś kupić.
Synek pana przyniósł jakiegoś robota, pan więc wrócił do zakupów z nim. Pani tylko mi skasowała zabawkę i wzruszyła ramionami dodając, że pan jest zapalonym modelarzem i sobie kupuje statki do składania - od 400zł w górę...



Sklep z zabawkami

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 224 (280)