Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Amczek

Zamieszcza historie od: 4 marca 2011 - 14:04
Ostatnio: 8 listopada 2013 - 7:10
  • Historii na głównej: 15 z 48
  • Punktów za historie: 13879
  • Komentarzy: 747
  • Punktów za komentarze: 4729
 
zarchiwizowany

#33154

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od Amczka historia kolegi. Nie z Polski on. Bardziej na zachód. O zwierzaku. Głupio smutna i wpędzająca od 3 czy 4 tygodni kolegę w głębokie poczucie winy.

Jedna z postaci z gier jest bez oka i ma sporą szramę w oczodole i na policzku - jednak widać po fanartach, że wiele kobiet o to nie dba i uważa bohatera gry za seksownego. No i tak właśnie uważa narzeczona kolegi.

Państwo narzeczeństwo postanowiło wziąć kota, aby nie siedzieć samotnie jak to drugie studiuje czy pracuje. Kot piękna rzecz- kupili kuwetę, miski, jakiś zestaw startowy jedzenia i piasku.
Jak się zakochają w jakimś dachowcu to wezmą. Mieli zaplanowane klika "rajdów" po schroniskach.

Kolega jednak miał inne plany - a mianowicie na jakimś ichniejszym portalu wymian wszelakich dał ogłoszenie, że szuka kocura bez oka, najlepiej jednokolorowego, ale każdego przygarną, niekoniecznie kocię ale aby był młody i zdrowy. Opisał krótko, czemu uszkodzonego szuka i jak uszkodzonego - że prezent i inne. Wiadomo, w końcu czasem się zdarzają weterani bez ucha czy łapy, a może kogoś razić blizna i chce się go pozbyć.
(koleżanka moja bliska miała podobny pomysł z tego samego powodu- po tej histori jej się odechciało)

Zostawił kontakt tylko do siebie, aby w razie czego zaskoczyć narzeczoną.

Po może tygodniu odezwał się Pan Właściciel Uszkodzonego [PWU] - umówili się na wizytę u kolegi, bo Pan Właściciel miał auto.
Na miejscu: zapewniał że kociak miły dosyć, ale mu oczko ropieje, do wyleczenia wszystko, kocurek ma 7 miesięcy, szarawy z łatkami na łapach, no cudo.
Kot bardzo się bał dotyku i w nosidełku odstawiał dzikie syki - właściciel tłumaczył to zmianą miejsca, długą podróżą i innymi problemami dla kociej natury. Kolega na kotach się nie znał, cieszył się, że znalazł uszkodzonego kota (i to z prawym okiem!) ale też coś mu zaświtało, że jednak może dziki albo wściekły...?

Uparł się na wizytę u weterynarza. Werdykt? Kot miał wyjątkowo świeżo zrobioną ranę, nie ma bata aby była starsza niż dwa czy trzy dni. Kot tymczasowo został na przeglądzie (podejrzenie wścieklizny).

[K]olega- Weterynarz twierdzi, że rana jest bardzo świeża
[PWU]- A może i świeża, nie znam się. To co, 100 euro i kociak dla pana narzeczonej?
[K]- ???? Napisałem, że PRZYJMĘ za darmo, mogę panu zwrócić za dojazd i nosidełko.
[PWU]- Ale ja się namęczyłem, żeby dobrze wyglądał tak jak pan chciał!!

No teraz to już wiadomo, czemu rana bardzo świeża, prawda? Kolega zadzwonił po straż dla zwierząt czy inne cudo zgłaszając gościa - ten się uprzejmie zmył wyzywając go, że "nie wie co chce i kradnie". Kota zostawił w prezencie z wielką łaską.

Co z kolesiem? Tego nie wiem.
Weterynarz? Ano mało z siebie nie wyszedł, jak się dowiedział czemu kot tak potraktowany - nawet nakrzyczał na kolegę skąd głupie pomysły wziął, skoro ludzie dla kasy mu i wytatuują kota. (moim zdaniem to nie wina kolegi, ale kolega się wini jak najbardziej)

Kot przeżył katusze, ale poza okiem zdrowy, żadnej wścieklizny ani nawet świeżbu - więc widać kot był domowy, dopóki nie wpadł sprytny właściciel jak dachowca za 100 euro opchnąć. Od kilku dni kocur wychodzi już z kryjówek, nawet daje się sporadycznie głaskać (chociaż raczej narzeczonej i jej siostrze, niż koledze), przyjmuje jedzenie z ręki i wczoraj po raz pierwszy dał się skusić zabawkami.

A wiec mają jednookiego kota, co się nazywa Iorweth. I, jak elfi bohater gry, został okaleczony przez złych ludzi.

zagramanica i inne koty

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 272 (332)
zarchiwizowany

#31410

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielność ogólna- gloryfikowanie biedy.

I proszę, nie zrozumcie mnie źle. Sama się utrzymuję i to z 3 źródeł (2x praca i nędzna renta po RODZICU- bo mój ojciec nie dostarczył kwitka jednego, bo zmarł i nie zdążył) nie mam żadnej rodziny poza bratem (a on ma swoją rodzinę już i ja nie biorę nic od niego) ale kiedykolwiek się pochwalę, że mam coś droższego (bo na to odkładałam długo albo z łzami w oczach nie jem 2 dzien bo musze spłacić kredyt) to od razu włącza się ludziom czerwona lampka.
Jest to irytujące - robię zdjęcia lalce, podchodzi uśmiechnięta para ludzi koło 40tki i pyta po ile lalki takie piękne chodzą. Mówię, że 1500zł (a przypominam, że są i po kilkanaście tysięcy- mam na chwilę obecną już 2, bo musiałam jedną sprzedać z powodów zdrowotnych, kolekcjonuję różne lalki od paru lat).
Odchodzą niezadowoleni mówiąc, że oni są biedni i nie mają na coś takiego a ja miałam czelność sobie kupić i się w d... poprzewracało od dobrobytu, bo za tyle mogłam kupić telewizor albo zrobić zakupy żywnościowe na 2 miesiące. Szczerze - co mnie obchodzi ich sytuacja życiowa i czemu jestem jej powodem,.

Teraz piszę, bo przeczytałam komentarz "ja się bawiłam lalką za 15zł i było dobrze" - kiedy była mowa o lalkach, które już zahaczają o kolekcjonerstwo bo dzieci się nimi niekoniecznie bawią.

Koniec przydługiego wstępu.

A więc... Smyk. Przy okazji poprzedniej pensji.
Zwykle kupuję moje lalki (inne niż BJD) za granicą, a właściwie proszę znajomą aby mi kupowała bo są kilka lub kilkanaście razy tańsze niż w sklepach czy na allegro. Ale tym razem portfel miło ciążył a ja zobaczyłam lalkę, którą bardzo chciałam- wlączyło mi sie mocne "ja chcę teraz".
No i tak biadolę chłopakowi że to 240zł (zestaw) cicho, mając nadzieję że mnie jednak poprze w decyzji zakupu :) (nie, nie dokłada mi się do mojego hobby)

Obok stojaka pojawia się dziewczynka z matką. Czy matka bogata nie wiem, obie dobrze ubrane, nie patrzyłam na metki jak wielu użytkowników Piekielnych. Dziewczynka naciąga mamę na lalkę za około 80zł, z tej samej serii co ja chciałam. Mama uparcie jej wmawia laleczkę za nie wiem, może 15-20zł. Nie pamiętam.

No i... stało się. Dziewczynka w płacz że Amczek może sobie kupić droższą ("bo ta paniii sobie kupuuuujeeee"). Pani Mama z pyskiem (bo takich słów nie wyrzuca się przez usta), że jej podburzam córkę do buntu bo kupuję drogie zabawki.
Uprzejmie mówię-stoję tu dobre 10 minut i to moja sprawa co przeglądam, bo sama zarabiam i sama wydaję, co zarobię. Pani się nie spodobało, że zarabiam.

Co najgłośniej powiedziała? Krzyczała, że ona nie zarabia w ogóle! I że ją nie stać na lalkę. I że nie kupi lalki dziecku za 80zł.

Dodam i przypomnę: nie machałam dziecku przed twarzą lalką, stałam w ciasnej alejce z pudełkiem pod pachą.

Pani mama powiedziała, że dziecku nie kupi lalki za 80zł bo to za dużo na jedną lalkę.
Nie stać jej? Oj, nie tak łatwo.

Końcówka:
Kupiła jej.... 5 laleczek każda po 29.99. Przeliczcie sobie.
Dziecko płakalo że tych nie chce bo brzydkie. Że chce jedną.

Na co mama.... że są biedni, więc kupiła jej więcej, bo te mniejsze są tańsze. I wyszła z tymi 5 mówiąc, że ma 5 i ma się cieszyć bo to więcej niż jedna.

I tak, pewnie w komentarzach ktoś napisze, że nie każdy ma takie luksusy jak ja, że nie każdy zarabia dużo i inne takie. No ale proszę, sytuacja powyższa to dowód nie posiadania ani grosza w portfelu?

Smyk

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (240)
zarchiwizowany

#25286

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jechałam wczoraj koło godziny 6:50 tramwajem, ranek, chłodno, w sumie niewiele osób w tramwaju i w większości starsze osoby (co one robią o tej porze w tramwajach?). Od jakiegoś czasu mam przyjemne słuchawki, czyli nie słychać jak głośno słucham muzyki i jak bardzo uszkadzam sobie słuch - na tyle cudowne, że zagłusza stukot tramwaju. I wszystko inne.

Siedzę sobie spokojnie, przysypiam, marzę o gorącej kawie czy herbacie na miejscu... Nie słyszałam przez moje kochane słuchawki najwyraźniej, że komuś się bardzo nie podobam. A "Ktoś" to wybitnie zaradna starsza pani która... POCIĄGNĘŁA MNIE ZA KOLCZYK W BRWI. I to skutecznie, bo kolczyk wyrwała, ja krzyknęlam i się łapię za brew, krew leci, ból nie do opisania (samo przekłuwanie pare miesięcy temu nie bolało) ;/

Łzy w oczach to mało, popłakałam się, oczywiście słuchawki z uszu i wrzeszczę na kobietę co jej odbiło. Kobita oddała mi 2/3 zakrwawionego kolczyka (jedna zatyczka odpadła gdzieś) i powiedziała "że chciała tu usiąść". Po czym nonszalancko zaczeła rozmowę z koleżankami 3 miejsca dalej.
edit: dodam że skomentowała mój ubiór tudzież muzykę, jakiej słucham (torba z naszywkami) dosyć głośno z koleżankami - widac panie nie lubią rocka z lat 70/80 i kurtek z łańcuszkami

Ja oczywiście w histerii, bo krew już mam na oku. Jak przyszłam do pracy to od razu kolega mi zakleił brew, wycuągnęliśmy naszą apteczkę, 5 osó próbowało mnie opatrzeć- szczęście, że kolczyki widać kiepskie i nie wyrwała mi kawałka brwi całego, ale i tak dziura jest dużo większa niż była i mam wielkiego, bolącego strupa ;/ Wiwat prywatna opieka medyczna, w 1,5 godziny kolega mnie zawiózł do lekarza i wróciliśmy do pracy. Skończyło się na 1 szwie - dużo, prawda? - niewiele, ale pani stwierdziła że lepiej dać, niż nie dać o ile nie chcę mieć łysego kawałka brwi. No i dostałam od szefa czekoladę na pocieszenie.

Dzisiaj też planuję wyjść na ten tramwaj......
CO TO KUR.... MIAŁO BYĆ? Nie wiem czy jeszcze będę mieć kolczyk w brwi, chociaż mi się tak strasznie podobał. Teraz mam plasterek z Kubusiem Puchatkiem.

Tramwaj Warszawski

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 409 (475)
zarchiwizowany

#24084

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z chłopakiem chcieliśmy zjeść pizzę w PizzaHut, nie będę juz mówić w którym. Zdecydowaliśmy się na pizzę ale bez jednego składnika opisanego przy niej [dajmy na to oliwek], bo mój chłopak ma na niego alergię [nawet po jednej robi mu się niedobrze i dostaje takich dużych plamek na twarzy, nie wiem jak to się nazywa]. Ładnie prosimy więc pana o taką pizzę ale koniecznie bez [w tym wypadku] oliwek, jakieś tam picie, dobrze, czekamy.

Pan kelner podaje nam pizzę, niestety z tymi nieszczęsnymi oliwkami. Ładnie prosimy o nową i już tym razem dodajemy, że chłopak ma alergię na jeden ze składników. Pan kelner coś tam mruczy, że nie wie jak to wytłumaczyć, że jak byśmy prosili to by zapisał... Pech, pechem zapisał, chwilę mówił że "oliweczki dobre", jednak koniec końców odniósł pizzę.

Po kolejnych 15-20 minutach dostajemy nową pizzę. Dużo sera, ładnie pachnie, nie widać zdradzieckich oliwek. Ale! Z kuchni jakiś inny chłopak wyszedł w fartuszku i kelner z nim o czymś rozmawiał, patrzyli się na nas (mieliśmy miejsce "z widokiem na drzwi kuchni"). No dobra, zaczynamy jeść, może po prostu się chciał pożalić kto pizzę odesłał, może musiał się rozliczyć z niej, nie wiem.

I co? W samym środku pizzy, w tych pierwszych do odgryzienia kawałkach trójkąta były oliwki - pod pomidorem, serem i cebulą, skrzętnie ukryte i pokrojone (zwykle to są plasterki, tutaj piękna kostka). Koniec końców poprosiliśmy inną panią o przyjęcie zamówienia, bo tutaj już 2 raz dostajemy inną pizzę, niż chcieliśmy.

Chłopak oczywiście się oburzył, że "tym razem było dobrze". No ale zapłaciliśmy jemu za napoje i pieczywo czosnkowe [bez napiwku], za pizzę już innej dziewczynie i z napiwkiem. Spędziliśmy tam więcej czasu niż chcieliśmy, w sumie może trzeba było wyjść ale już nie chciało nam się wychodzić i szukać innej jadłodajni.


Nie chciało nam się bawić w skargi, bo mieliśmy sporo ciekawszych planów................ Czy to jakiś znajomy ze szkoły, który mnie nie lubi?

PizzaHut

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (238)
zarchiwizowany

#23252

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Bliska znajoma z dnia na dzień została zmuszona do znalezienia pracy, a że nie miała większego doświadczenia niż wklepywanie danych, to szukałyśmy razem po miejscach typu kawiarnie czy empiki.

Dotarłyśmy do jednej z sieciowych kawiarni, gdzie miała być premia za biegłą znajomość angielskiego. Miała być rozmowa z jakimś panem XYZ, ale zastąpiła go pani [A]ndżelyka (podobnie pięknie spolszczone imię), lat może 24 (minimalnie starsza od [Z]najomej). Ponieważ wymagania wielkie nie są, to miała tylko mieć sprawdzony angielski i czy ma książeczkę sanepidu i jeżeli wszystko cacy, to zatrudniamy na pół etatu.
A, rozmowa byla profesjonalnie przeprowadzona na krześle na korytarzu. Słyszałam ją ja i inni aplikanci, sztuk 2.

(Dodam, że znajoma językiem posługuje się więcej niż perfekcyjnie a brak papierka potwierdzającego to wynika tylko z kosztu egzaminu- jak ktoś nie szprecha po angielsku to wybaczcie, umieszczę wolne tłumaczenie; w końcu i tak dialogi nie są w 100% identyczne a za mój Inglish- przepraszam).

[A] No dobra, powiedz czy ty znasz angielski lepiej ode mnie, coooo? Ja jestem Andżelyka Wielkogłowa, studiowałam angielski w Wielkiej Brytani, wiesz.
[Z] ...?? Nie wiem czy znam lepiej, na pewno podczas rozmowy wyjdzie...
[A] Noł, noł, noł, in Inglisz. You know English well? [bardzo topornie]
[Z] ... I′m not sure how to answer. I think my English is not so bad, since I spend a lot of time talking in English with my friends, mostly from USA. Also I have a small online shop so I also know a little more business or specialized language. I usually don′t have problems with international customers. In school I...
[A] Noł noł, do you know English well?
[Z] .... Yes, yes I do.
[A] Ph... i to wszystko?

Andżelyka wypisała karteczkę swojemu szefowi, że Znajoma nie umie po angielsku składać dłuższych zdań niż "yes/no". No i się pożegnały szybko.


No to... wie ktoś gdzie zarobić koło 10zł/h na rękę w Warszawie? :|

Łorsoł Połland

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 361 (387)
zarchiwizowany

#22517

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Króciutko.

Amczek ostatnio się dużo spotyka z "lalkową" znajomą [W.], która też szyje i to szyje dużo ładniej. No i znajoma zamówiła jeansy zielone, bo takie miała zamówienie (a ubrania wychodzi kupić taniej niż metry tkaniny), nawet się podzieliła jedną nogawką.

To było kawałek czasu temu.

Koszt spodni to było 10zł plus wysyłka kolejne 5 - spodnie mialy mieć małą "niewidoczną dziurkę w kroku" no i miały. Ale że do pocięcia to nie ma problemu, wyprane dokładnie dwa razy, pachnie śliczne. Dostaję swoją nogawkę, coby coś dla lalki stworzyć.

Minęło może 10 dni od pozytywa jak pani dzwoni, informując W. że:
1. MUSI PILNIE TE SPODNIE ODZYSKAĆ
2. Wysyłka na koszt W. bo w końcu towar był uszodzony ale pani zaznaczyłą to w aukcji (???) więc to nie wina sprzedającego
3. Że te spodnie kupiła za 50zł a w sumie pomyslała że tę dziurkę to się da zaszyć
4. Odda tylko 10zł

W. uprzejmie odpowiedziała że spodnie są już w kawałkach bo jej były potrzebne do pocięcia.

Pani założyła sprawę w allegro za to, że otrzymano towar a nie otrzymano zapłaty (oczywiście się skończyło niczym). Potem wysłala sporo nieuprzejmych maili że "zapłaciła za te spodnie 50zł a ktoś je pociął".

W. koniec końców zrezygnowała i po prostu dodała pani maila do spamu. A telefonu i tak nie odbiera praktycznie.
Ciekawe kiedy pani się znudzi - jak pisałam, to było kawałek temu a smsy do tej pory występują podobno co kilka dni...

Le Allegro

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (279)
zarchiwizowany

#21407

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Koleżanka opowiedziała dzisiaj przez gg.
Niby zabawna, ale piekielność wyjaśnię na końcu jakby ktoś przeoczył, bo to jedna z tych bez "urwał nać" i innych.

[K]oleżanka zamawiała kuferek na kosmetyki jako prezent. Kupiła i od razu zapłaciła (i firma i ona konto w mBanku - przelew idzie kilka sekund) we wtorek tydzień temu.

Dzwoniła w czwartek czy może już wysłany kurierem, bo się martwi, że nie dojdzie. Ogólnie [K] często dzwoni czy wszystko jest w porządku, bo nerwowa jest w okresie przedświątecznym :)

[P]ani musiała szukać innej pani, bo ona nie od tego - obie panie zamówienia nie widzą. Tak samo maila z pytaniem, którego wysłała [K] wcześniej. No, ale oddzowniła pani ze sklepu nieco później, jest zamówienie, jest płatność odebrana, jest status do wysyłki bo już zapakowany w karton. Wyślą w piątek, to w poniedziałek będzie.
[K] uprzejmie poprosiła o wysyłkę w poniedziałek, aby na wtorek było, bo w poniedziałek nie da rady odebrać przed 22. OK, pani miło przesunęła wysyłkę na poniedziałek. Cacy.

Wtorek - przesyłki nie ma. A że już po 16ej (sklep ma krótkie godziny otwarcia, w końcu internetowy) to wysłała maila o treści przybliżonej "Witam! Kuferek miał być wysłany (nr zamówienia) w poniedziałek i dzisiaj być, a nie ma wciąż kuriera, martwię się, czy dotrze na czas, pozdrawiam!".
W tak zwanym międzyczasie, wieczorem późnym, pan kurier kuferek doniósł. [K] już nie pisała, bo po co.

Środa rano, zaspana [K] otwiera maile i jest jeden ze sklepu...
"Ale nie otrzymaliśmy jeszcze wplaty od Pani caly czas czekamy"

[K] zaśmiała się nieco, chciała nawet odpisywać na maila, ale zadzwonił telefon. Przedstawiła się pani ze sklepu tłumacząc, że nie mogli wysłać jeszcze kuferka bo od zeszłego tygodnia nie otrzymali wpłaty, wg statusu na stronie (koleżanka też taki widziała) jest tylko informacja, że odebrano zamówienie.

[K] (zdumiona wybąkała, że wysłała płatność)
[P] - Nie mamy nic, ale jak pani dzisiaj wyśle, to może uda się jutro wysłać kuferek. Na pewno nie mamy płatności, sprawdzałam właśnie przed chwilą.
[K] - Ale proszę pani... Ja nie dość, że zapłaciłam tydzień temu, to jeszcze wczoraj wieczorem dostałam już od państwa przesyłkę :)

Pani podobno odłożyła op chwili ciszy słuchawkę, [K] się już dodzwonić nie mogła, bo wciąż był zajęty.


Gdzie piekielność?
Ano taka, że pewnie sporo osób nie otrzymało zakupu na święta (albo nie otrzyma) bo panie nie widzą przelewów ani nawet że wysłano już przesyłki...

kuferki.net

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (195)
zarchiwizowany

#19863

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Specjalna historia (chociaz nie wymyślona) dla wszystkich użytkowników kochających przesadnie ortografię, interpunkcję i innych polonistów, którzy jak moja polonistka cenią formę ponad treść.

Miałam w klasie chłopaka w liceum. Zapryszczały, nieciekawy, bez powodzenia u kobiet, niechętnie z nim rozmawiali panowie *. Chłopak miał jedynkę za jedynką z wypracowań z polskiego, bo nie otrzymał zaświadczenia o dysleksji - nie wiem czy miał je mieć, czy nie. Ortografia budziła jednak grozę, przecinki stawiane "na oko bo ładnie wygląda". I tak właśnie minął prawie rok, chłopak mógłby mieć naciągane dwa, bo wypracowań mieliśmy dużo, a sprawdzianów z wiedzy nabytej niewiele.

Chłopaczyna się popłakał prawie prosząc o to dwa, ale polonistka narzekała, że jakby czytał więcej, to by się nauczył pisać. Karol [nazwijmy go tak, bo to ładne imię] przybył z mamą poprosić - polonistka zrobiła wywód, że jej praca jest nauczenie go polskiego i poprawka lub powtórzenie roku jest dla jego dobra.
Mamusia kobieta uparta dostała z kuratorium informację, że inny nauczyciel może sprawdzić prace, bo pani je trzymała.

Chłopak komisyjnie zdawał polski, dostał 5.

I nam szczęki opadły, jak jedną z prac nam dał. Chłopak miał przepiękny styl pisania, poprosiliśmy o więcej. Podesłał nam na maila. Opowiadania (alternatywne wydarzenia z lektur bądź inne tworcze) były bardzo ciekawe. Opowiadania do tej pory ukazują się w jednym z pism fantasy.

Karol nas niestety i tak opuścił, bo zmienił szkołę po roku.
Pani od polskiego jeszcze bardziej obniżała oceny za ortografię (prace pisaliśmy w klasie) i interpunkcję.

*edit: Może z tym opisem przesadziłam, bo nie był odludkiem zupełnym, tylko nie miał kumpla dobrego a dziewczyny traktowały go z "wyjątkowo uprzejmym dystansem". Fakt faktem na facebooku Amczek go ostatnio znalazła i wyrósł nieco lepiej przez te 7 czy 8 lat i się ślubi :)

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 212 (290)
zarchiwizowany

#18869

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia bardzo krótka, przedchwilowa. Urząd pocztowy, mam awizo.

Awizo zostało zostawione między 16 a 16.30 - co pół godziny chodziłam do skrzynki znając praktyki listonosza w nie-donoszeniu przesyłek jak jestem w domu. (czekam super-pilnie na coś na uczelnię).

Po spędzeniu długiego czasu na poczcie dowiedziałam się:

1. Listonosz nie ma obowiązku nosić przesyłek które oznacza na awizo "Duże", więc są one od razu na poczcie.

2. Listonosz ma moje dwie "duże" przesyłki listowe (mimo pkt. 1).

3. Listonosza nie było do 19:50 (od godz. 19 powinny być do odbioru przesyłki, spędziłam prawie 50 minut w kolejce), żadnej informacji nie wywiesza się na okienku "bo po co, jak ktoś podejdzie, to się dowie".


Dodam, że obie te "duże przesyłki" to koperty wielkości dłoni. Bez pudełek. Płaskie.
W jednej są 4 "stare" zdjęcia.
W drugiej, mniej pilnej, 4 sztyfty do kolczyków. Każdy wielkości 1cmx1cm.

Jak listonosz napisze że "to duże" to nie musi nosić. A i tak ma u siebie w aucie i o godzinie 8:15 dzisiaj zabrał przesyłki z poczty.

To samo było przy butach dla lalki (Barbie), kolczykach, pudełeczku na szkła kontaktowe, gumowym pokrowcu (?) na telefon.

10 minut na piechotę w tę i 10 wewtę, zimno. I 45 minut stania w kolejce obok pana, który pachniał wódką owocową a ja mam wódkowstręt zapachowy :(

DODATEK:
Użyłam sobie ja śledzenia online na stronie PP. 18:34 - awizo (było koło 16). 18:54 - odebranie w urzędzie. No ja dziękuję ;/
Nie "wzięłam" wysyłki kurierskiej tylko dlatego, że wysyłała mi je starsza osoba i "tak wyszło bo ona nie umie kurierów".

DODATEK DZISIEJSZY:
Odebrana była wczoraj jedna i druga (?? jak?) , ale pani jeszcze poszuka i oddzwoni. To ciekawe, bo mieszkam sama a z moim nazwiskiem jest tylko brat, na chwilę obecną poza granicami Polski...

Urząd Pocztowy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (165)
zarchiwizowany

#18750

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ludzie lubię historię o kurierach, więc ja powiem o kurierze z Katowic.

Kolega [A] zajmuje się firmą swojego kolegi [B] jakiś czas (nieważne czemu)- handluja sprzętem sportowym, dosyć drogim, bo przesyłka może kosztować po kilkaset albo kilka(naście?) tysięcy złotych. Paczki nie wszystkie są wielkie czy ciężkie, bo profesjonalny strój już może 700zł kosztować (czy jakoś tak).

Sprawa wygląda tak, że faktura jest na szefa, czyli [B]. Ale adres dostawy to adres [A].
[A] i [B] mieszkają DALEKO od siebie, a [A] nie posiada samochodu.
[B] nie ma w Polsce od września do marca.
Jasne jak na razie?

[A] wczesniej wstaje, niż musi, czekając na kuriera który do 10 ma przynosić paczki (opłacone aby do 10 były, bo trzeba je okleić, ozdjęciować, przepakować i wysłać). Kurier nie dzwoni, a zostawia paczki o 11, 15, 17. Ale w jakich miejscach?
1. Sklep mięsny obok [A], mimo że [A] pracuje w domu i jest tam cały czas.
2. Pod mieszkaniem, na korytarzu ze sfałszowanym podpisem.
3. Pod mieszkaniem [B], w którym nikogo nie będzie do marca przyszłego roku.
4. U sąsiadów "a ja nie pamiętam jaki numer" w bloku [B] (60 mieszkań).
5. Na klatce schodowej [B].

Przypominam, że paczki drogie i ubezpieczone.
>> [A] próbował dzwonić, interweniować ale kurier wciąż tam pracuje. Raz z łaski bożej przywiózł paczkę z korytarza [B] do mieszkania [A].
>> Kurier ten sam w 80% przypadków, w 20% inny.
>> Niestety, z firmą GLS mają umowę.
>> Wypłacono im już wiele odszkodowań (wartość paczki nawet, jak się udawalo odnaleźć) i zwrotów za wysyłkę. A jednak kurier wciąż pracuje.

kurierzy

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (179)