Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

BVBArmy

Zamieszcza historie od: 25 marca 2021 - 18:49
Ostatnio: 20 maja 2024 - 19:46
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 164
  • Komentarzy: 3
  • Punktów za komentarze: 13
 

#32159

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wspominałam już o moich sąsiadkach moherach?

Zaznaczę, że moherami nazywam je wyłącznie ze względu na upodobanie do czapek z tego materiału; to miłe starsze panie, nie nawracające nikogo na siłę. Skarżyć mógłby się na nie chyba tylko proboszcz, bo Panie całkowicie opanowały kościół, ale o tym innym razem.

Mimo wieku i skromnej postury Panie pełne są wigoru i zawsze skore do ratowania świata. Nazywamy je na osiedlu Moherową Czwórką. :)

Szły niedawno razem, we czwóreczkę oczywiście. Spotkały 7-letniego syna sąsiada w momencie, gdy ten uczył kota latać. Na jego nieszczęście babinki są miłośniczkami zwierząt. Zarobił pstryczka w ucho, babinki chciały poprzestać na pospolitym pouczeniu, ale że młody nie wykazywał żadnej skruchy, wyrywał się i pokazywał język jedna z Pań zarządziła:
- Tereska, dawaj komórkie, dzwonimy po jego ojca! (swoją drogą to fascynujące, te kobiety NAPRAWDĘ mają telefony do WSZYSTKICH, założę się, że do premiera i papieża też).

Tatuś, wezwany zjawił się za chwilę na podwórku. W tym miejscu należy dodać, że tatuś ma ok. 28 lat, jest typem wiecznego chłopca, parającego się głównie ciągnięciem kasy od matki i piciem z kolegami piwa nad Wisłą.
Sprawa kota została ojcu naświetlona, niestety, ku oburzeniu Pań tatuś nie wykazywał dezaprobaty w związku z zachowaniem syna. Opieprz i kazanie zostało skierowane na ojca. Ten zaczął Paniom odszczekiwać. No i się zaczęło...

-Jak śmiesz! JAK ŚMIESZ?! To ja jak byłeś mały za tobą po parku z piciem ganiałam, jak twoja matka żyły sobie wypruwała w pracy, a ty się teraz tak do mnie odzywasz?! Dorosły chłop, a taki głupi! Czego ty swojego syna uczysz?! Agresji! Mało to od ojca w życiu dostałeś, chcesz żeby on był taki sam!?
-Niech się pani na mnie nie drze!
-A będę! Tyłek ci podcierałam więc mam prawo, prawie takie jak twoja matka, żeby cię do pionu postawić!
Pozostałe 3 panie wtórowały koleżance, ojciec chłopca z każdym słowem coraz bardziej się kurczył. Aż w końcu...
-No tego to ja bym się nie spodziewała! Tereska! Dawaj komórkie, DZWONIMY PO HALINĘ!!!

Tak, tak moi Państwo... :) Zadzwoniono po matkę 27-letniego faceta. :)

Tatuś miał minę jakby miał się rozpłakać, ale babinki pozostały nieugięte. Chłopczyk też jakby zmarkotniał, na wieść o rychłym przybyciu babci.
Halinka przyszła. Wysłuchała relacji koleżanek z kamienną twarzą, kwitując całą sytuację słowami:
- Nooo...! Piwka to ty się długo nie napijesz, samochodu nie zatankujesz! A ty - zakrzyknęła celując palce we wnuka - zapomnij o wieczorynce! I oboje przeprosić mi tu natychmiast!
-Ale mama...
-POWIEDZIAŁAM!
Przeprosili. Babinki ruszyły w swoją stronę, panowie-młodszy i starszy - potruchtali zgodnie za Halinką.

A wiecie co jest w tym wszystkim najfajniejsze?
Za 5 minut chłopczyk wyszedł z klatki, dzierżąc w dłoniach miseczkę z mlekiem dla kota. Kot nie pogardził. Zastanawiam się tylko czy to babcia kazała zadośćuczynić kotu, czy chłopczyka ruszyło sumienie. :)

podwórko

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1520 (1576)

#49254

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Skargi pacjentów. Temat niewyczerpany. W każdej zresztą branży.
Bo tam, gdzie pracuje się z ludźmi, trzeba się liczyć z niezadowoleniem. W którym nasi rodacy są niekwestionowanymi mistrzami.
Mój szef kiedyś, w przypływie szczerości, wyznał, że gdyby kolekcjonował wszystkie wpływające na mnie skargi, nie musiałby kupować węgla na zimę.
Nie wynika to z czegokolwiek, poza moją organiczną niemożnością powstrzymania niewyparzonej gęby od mówienia dokładnie tego, co myślę...
Na skargi, nawet te najbardziej bzdurne, trzeba jednak odpowiedzieć. Czasem skarżący sami się podkładają.

Wyjazd na wieś. Zadbany dom, na podwórku troje ludzi, kłócących się zawzięcie. Temat kłótni: kto weźmie do siebie chorego ojca.
Wychodzi na to, że nikt...
W domu wzmiankowany pan, z chorobą nowotworową, ale w całkiem dobrej formie. Obstawiony lekami, zadbany, chodzący.
I Żona. Nabzdyczona, próbująca sprzedać męża do szpitala. Bo musi wyjechać na kilka dni.
Zbadałem pana, pogadałem, wyszło, że nie wymaga hospitalizacji.
Żona do mnie:
- Proszę go zabrać do szpitala, na kroplówki!
- Szanowna pani, kroplówka to woda z cukrem albo z solą. Równie dobrze można dać to panu do picia...
- No żebym nie musiała znowu dzwonić!
Po tygodniu przyszła skarga. Że byłem chamski, odmówiłem zabrania pacjenta na kroplówki itp. I byłbym się musiał pewnie tłumaczyć, gdyby pani Żona nie ubarwiła swoich wypocin pikantnym szczegółem: ten chamski lekarz wyrzucił na jej podwórko całą garść opakowań po cukierkach.
Jestem cukrzykiem...

I moja ulubiona skarga: wezwanie do Dyrektora. Wchodzę. Siadam. Dyro wyjmuje obszarpaną kartkę wydartą z zeszytu. I każe mi czytać na głos.
A tam stoi (pisownia oryginalna):
"Ja bym się chciała poskarżyć na tego hirurga co siedział w pogotowiu we wtorek. Przyszłam z mężem bo go bolała noga lewa. Mąż był trochę wypity, ale nie całkiem pijany, jak to po pracy. I ten hirurg sie spytał, czy był uraz i od kiedy boli. To mąż powiedział że od miesiąca. I usłyszał, że ma iść do poradni bo to jest pogotowie. A on nie ma czasu nigdzie chodzić. To się zdenerwował i zaczął troche krzyczeć i wstał z krzesła. I ja się chcę zapytać, dlaczego ten hirurg wtedy wstał, podwinął rękawy i zapytał sie męża czy ma mu tak przypie...lić, żeby się wysrał zembami."
Tutaj imię i nazwisko.

Kiedy kończyłem czytanie, Dyrektor płakał ze śmiechu.
Poprosił tylko o ograniczenie ekspresji, bo nie ma pojęcia co na taką skargę odpisać...
Do dzisiaj przechowuję to arcydzieło epistolografii polskiej.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1314 (1382)

#20530

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Tym razem kilka ciekawostek zebranych w mojej kolekcji piekielności. Rozpoznania, teksty pacjentów i takie tam głupotki.

Rozpoznania z ostrych dyżurów, wyprodukowane przez pogotowiarzy:
- Coś z nerkami.
- Stan po kąpieli w rzece Raduni (podtopienie? zatrucie?)
- Obserwacja narządów płciowych zewnętrznych - to akurat widniało w rubryce rozpoznanie na skierowaniu od lekarza POZ... Zadzwoniłem i zapytałem o co chodzi? Odpowiedziała, że facet przyszedł, trzymał się za klejnoty i nie chciał zdradzić natury problemu, to co miała napisać?....

Pewien zmęczony lekarz w Izbie Przyjęć uczynił następujący wpis w księdze rejestracji pacjentów:
"Około 2 w nocy zgłosiła się para podając, że pękło zabezpieczenie gumowe. Zalecono: płukanie, Postinor, wulkanizację".

Kolega z Pogotowia kiedyś nauczył mnie nietypowego objawu u pacjenta: NYNDZENIA...
Zabierał do szpitala staruszka, który na wszelkie pytania co dolega odpowiadał "tak mnie nyndzi"... Nie dało się zdefiniować istoty tego nyndzenia, ponieważ starszy pan zmarł w SORze. Mimo to kolega od tej pory wiezie pacjenta z nyndzeniem do szpitala na sygnałach. Ani chybi jest bowiem ono objawem stanu zagrożenia życia.

Jeszcze ciekawsze są zeznania innych pacjentów. Oto niektóre objawy:
- Odczuwam zwiększone natężenie grawitacji w okolicach głowy - to słowa Pani Nauczycielki z udarem mózgu.
- Podczas mrugania oczy uciekają mi na potylicę - stała pacjentka ratunkowa, której skończyły się powody wezwania
- Prostaki mi wycięli rok nazad - pacjent zapytany o operacje przebyte.
- Mam gorączkie i gulałkie na ci..e - słowa dziewczyny przecudnej urody, kilka dni po porodzie, dom za kilka milionów, beemka na podwórku, mąż 20 lat starszy, drogi garnitur.
- Widzę na niebie znaki od Chińczyków, przez które dają mi znać, że jutro umrę - stojąca na ulicy pani w prochowcu i ciemnych okularach, pomimo 1 w nocy.

I wreszcie hit sezonu.

Koło 22 dostałem wezwanie do wyjazdu. Na karcie napisane: "ciało obce w odbycie" (kolejne...).
Domek na obrzeżu miasta. Otwiera elegancki pan koło 40 i prowadzi do pokoju. Tam, na łóżku siedzi jego ojciec. Siedzi, dodajmy, sztywno jakby kij połknął...
Siadam obok i pytam co się stało.
- Ja panu powiem jak na spowiedzi... Rano siedziałem na sedesie no i mam te zaparcia... i gmerałem takim kijkiem żeby się podleczyć... Nagle jak mnie j.bło w krzyżu! zerwałem się, kijek się zassał i teraz tam siedzi...
- Panie, to było rano? Jest 22, coś pan robił tyle czasu??
- Kwaśne mleko piłem coby kijek wydalić... Ale patrz pan... sraczka jest, a kija nie widać.
- Kochany, na takim nawozie tylko patrzeć jak pędy i liście wypuści...

Zabraliśmy pana do szpitala. Tam chirurg po męczarniach wydobył z groty... trzydziestocentymetrowy, drewniany, rzeźbiony tłuczek do moździerza...
Tłuczek oddaliśmy, z prośbą, żeby zrobić w nim dziurkę i przeciągnąć sznurek. Tak na wszelki wypadek.

służba_zdrowia

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1005 (1059)

#64441

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem w wojsku jeszcze w czasach obowiązkowej służby. Razem ze mną od pierwszych dni był m.in. kolega Klemens (imię zmienione) – osobistość na tyle wyjątkowa, że postanowiłem o nim opowiedzieć.

Kilka słów o aparycji Klemensa: 1,80 m wzrostu, budowa ciała w normie. W tym punkcie zagadnienia normy zostały wyczerpane i przechodzimy do ciekawostek: twarz poorana bruzdami jak u 50-letniego wilka morskiego, wzrok lekko rozbiegany wypatrujący niespodziewanych zagrożeń zewsząd, bardzo duża głowa, wielkie opuszki palców (jakby mu drzwi przytrzasnęły) i wielkie stopy. Nie jest moim zamiarem jakiekolwiek szkalowanie Klemensa ze względu na wygląd, lecz jest ważny w celu zrozumienia niektórych aspektów poniższych historii. Do wojska dotarł z malutkiej wioseczki gdzieś pomiędzy Przemyślem, a Zamościem. Jego mowa była mocno prosta z kresowym zaśpiewem i przekręcaniem słów.

Od pierwszych dni Klemens dał się poznać jako dobry kolega, obdarzony sporym zasobem tolerancji dla rzeczy, których nie ogarniał. A nie ogarniał wielu...

1. Pierwszą czynnością MSW w stosunku do rekruta za bramą jest jego rejestracja, fryzjer, ważenie i mierzenie w celu wydania odpowiedniego sortu mundurowego. I tu wojsko po raz pierwszy zorientowało się, że z Klemensem to mu tak łatwo nie pójdzie. On się w tłum lemingów wcisnąć nie da. Obwód głowy 68 cm, rozmiar buta 12,5. W magazynie brak takiej rozmiarówki. Wypisali zamówienie specjalne, a zanim dotarło, Klemens śmigał w klapkach ogólnowojskowych i z gołą głową (niezgodnie z regulaminem) 2 tygodnie.

2. Musztra to była masakra dla naszych kaprali i dla nas. Koordynacja kończyn była dla Klemensa abstrakcją, a rozpoczęcie marszu lewą nogą i lewą ręką jednocześnie – normą. Kaprale dostawali białej gorączki, a my pęcherzy na stopach. Ktoś wpadł na pomysł, żeby naszego przyjaciela umieścić wewnątrz kolumny, to przynajmniej z zewnątrz nie będzie widać tej kompromitacji na przysiędze. Oooo jakże się mylił! To był koń trojański! Rozpieprzał formację od środka myląc swój krok, kolegów i wywołując salwy śmiechu swymi komentarzami.

Ktoś inny zaproponował: - Niech Klemens maszeruje w ostatnim szeregu, tam ma najmniejszy wpływ na koordynację kolumny, nie będziemy go widzieć, a jakby co - to go nie znamy. I tak też się stało w dniu przysięgi. Spróbuję to opisać choć łatwo nie będzie.

Defilada po przysiędze. Maszeruje kilka kompanii w zwartym szyku, popisując się przed sztabem i rodzinami. Każdy pilnuje powagi na twarzy. W ostatnim rzędzie naszego pododdziału idzie sobie nasza gwiazda w olbrzymich butach i kolosalnej czapce. Jego krokami rządzi zupełny przypadek, uśmiechnięty od ucha do ucha, wypatruje w tysięcznym tłumie swojej rodziny. Od czasu do czasu orientuje się, że się zagapił i został trochę w tyle więc podbiega powabnym truchcikiem... Miazga!

3. Przygotowanie do strzelania. Najpierw poznanie komend i procedur, potem wdrożenie tego w życie bez amunicji. Kolejnym krokiem było strzelanie „ślepakami” na łące obok koszar. 5 stanowisk strzeleckich, a na wprost w odległości 50 m 5 celów-atrap.
- Na stanowiska ogniowe marsz!

Podążamy w pięciu, tuż za nami nasz oficer „Jędza”. Zajmujemy pozycje, ustawiamy broń, celownik, odbezpieczenie, przeładowanie, wycelowanie, uspokojenie oddechu i chwila skupienia przed pierwszym strzałem. Akurat tu celowanie ma najmniejsze znaczenie bo i tak nic do celu nie doleci. Widzę kątem oka, że Klemens na sąsiednim stanowisku rozgląda się nerwowo. Patrzy na mój karabin, na kolegi. Zamiast celować to się rozgląda z zagubieniem malującym się na twarzy. W końcu odwraca się do Jędzy i pyta:
- Panie poruczniku. A do którego chopka ja mam strzyloć ?
Nie ogarnął, a na szkoleniu zapomnieli powiedzieć.

4. Po naszej „defiladzie” na przysiędze Klemensa znali w jednostce już wszyscy. Nie dało się go ukryć w tłumie. Zdarzyło się, że złamał rękę. Nosząc ją w gipsie dodatkowo rzucał się w oczy.

Szykowała się jakaś mega ważna wizytacja w jednostce i wszyscy zostali zapędzeni na odpowiednie szkolenia, żeby dobrze wypaść. Pomiędzy koszarami żywego ducha nie było. Klemens wymknął się z sali szkoleń i udał się do palarni położonej w centralnym miejscu obok placu apelowego. Zauważył go tam przechodzący w pobliżu oficer dyżurny „Klaus”. Widzi jawną niesubordynację.
- Żołnierzu! Biegiem do mnie!
Klemens odruchowo spojrzał w tym kierunku, dzięki czemu pokazał kilka swoich cech szczególnych z gipsem włącznie, a następnie wzorowo wykonując „lotnik, kryj się!” zaczął uciekać biegiem w przeciwną stronę!
Klaus spokojnym krokiem wrócił do siebie i rozkazał pomocnikowi:
- Zadzwoń na 3 kompanię, niech przyprowadzą mi tego idiotę z gipsem.

5. Późna jesień, godz. 20.00, ciemno, na placu apelowym odbywa się odprawa służby wartowniczej w obecności oficera dyżurnego „Dzikusa”. Wszystko odbywa się z pełną powagą i służbistością. Nikt niepowołany nie ma prawa przebywać na placu ani w pobliżu. A przy Dzikusie to czyste samobójstwo. Nagle widzimy w półmroku cień idącego żołnierza, który najwyraźniej skracał sobie drogę z kuchni do naszego bloku, idąc przez plac. Zauważył go również Dzikus.

- Żołnierzu! Do mnie!
Cień lekko się zgarbił, schylił i kroku przyspieszył, ale pewnych swoich cech szczególnych ukryć nie zdołał.
- Klemens ku...rteczka twoja na wacie, co ty odp... tępy tłumoku! Przecież ja tu mam całą wartę z ostrą amunicją! Mam cie kazać zapie... żebyś zrozumiał?
Zawsze podziwiałem Dzikusa za jego niezwykle szeroki repertuar ogólnowojskowych dynamizatorów wypowiedzi. Proste, cięte, zrozumiałe dla każdego. I nigdy się nie powtarzał.

Cień zwolnił i z wyraźnym zawahaniem rozglądał się poszukując drogi ucieczki. Najwyraźniej jeszcze nie wyciągnął wniosków z poprzedniej przygody z majorem Klausem.
- Wy trzej – tu wskazał trzech z brzegu wartowników – przyprowadzić mi go. Biegiem!
Podbiegli. Przyprowadzili pod bronią.
...i oczom naszym ukazał się Klemens. W trampeczkach rozmiar 12,5, w dresiku niosąc na plecach termos spożywczy o pojemności 15 litrów (o ile mnie pamięć nie myli).
- Co tam masz? – pyta Dzikus.
- A... ale gdzie? – Klemens jest sprytny, gra na zwłokę, ale nie z Dzikusem takie numery.
- Jak ci zaraz przypie... w tył głowy, to ci się oczy od ziemi odbiją! Nie graj ze mną w ch... Na plecach co masz?
- Aaaaa to! – pełny uśmiech - No termos niosę.
- Co jest w środku?
My już się domyślamy.

„Dziadki” po kolacji często wysyłają młodego do zaprzyjaźnionego kucharza i ten zawsze coś na dodatkową kolację im dośle. W tym momencie Klemens zmienił linię obrony. Stanął wzorowo na baczność i głośno zameldował:
- W termosie jest gulasz panie poruczniku!
Po tych słowach wzorowo jak na inspekcji otworzył termos ukazując zawartość Dzikusowi i nam. Było tego jakieś 5 litrów.
- Po co to niesiesz żołnierzu?!

Ups. Jak się wygada, że dla „dziadków” będzie dym na całego.

- Jestem głodny panie poruczniku!

Nasz dwuszereg zachwiał dotychczasowy, równy szyk! Łzy przyćmiły ostrość widzenia, krztusimy się wewnątrz siebie usiłując zachować pozory powagi. Tylko dowódca warty „Ciapciak” (podporucznik, kolega Dzikusa) pozwolił sobie na pełnego rotfla.

- Głodny – powiadasz. To jedz!

Tu co niektórzy ze śmiechu dołączyli do Ciapciaka, który właśnie zataczał drugi krąg.
Klemens zrozumiał, że innego wyjścia nie ma. Wyjął niezbędnik, usiadł po turecku obejmując termos, westchnął i rozpoczął konsumpcję. Dzikus ogarnął naszą wartę i kontynuował odprawę łypiąc co chwilę na opróżniane naczynie. Puścił nas po 20 minutach. Klemensowi też pozwolił łaskawie odkulać się do swojego bloku.

Skomentuj (78) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 945 (1099)

#8674

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję jako stewardessa w jednych z tanich linii lotniczych. Często spotykam pasażerów dziwnych, chamskich, nachalnych, bezczelnych itd. Jednego pana w wieku około 30 lat jednak zapamiętałam szczególnie i chyba nigdy nie zapomnę. Najpierw krzyczał na cały samolot, że musi z kimś porozmawiać,a trzeba dodać, że był całkowicie trzeźwy. Wszelkie metody nie pomagały i w końcu zdecydowałyśmy, że jedna z nas go wysłucha, padło na mnie, więc usiadłam obok niego, a on zaczął swój monolog.

[K]: - Wie pani, ja tak lubię latać samolotami, ale chętnie bym się kiedyś rozbił na jakiejś wyspie jak w tych Lostach. Bo oni tam jedli ciągle papaje, a to ponoć na cerę dobrze robi. Wie to pani? Aha, tylko kokosy mogą im spaść na głowę. A to przecież 140 osób rocznie tak umiera! (zauważył, że mam na plakietce imię Beata) Uwielbiam Kozidrak i te jej "Słowa i Myśli". Z taką to mógłbym mieszkać w obozie jednym. Liczylibyśmy całki, a ona chodziłaby jak po wybiegu i udawała TOP Model. Karmiłbym ją bobem, pączkami i muffinkami. Taki ze mnie mistrz przetrwania. A lubi pani Muminki? Ja uwielbiam, ale pandy są fajniejsze. Tylko nie mów im "NIE", nie? A jesteś spamerką? (przecząco kręcę głową) Każda tak mówi, a potem robi plask, plask, plask. Ale dobra, jak nie jesteś spamerką to nie gadam z tobą.

Potem odwrócił się i do końca lotu zachowywał się spokojnie. Moje koleżanki pokładały się ze śmiechu, pasażerowie też, a ja do końca dnia się nie odzywałam. Tak mnie zamurowało.

Samolot

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 615 (781)

#63232

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mama koleżanki, w lutym br., dostała ostateczne przedsądowe wezwanie do zapłaty z sieci PLUS na oszałamiającą sumę 0,00 pln... Standardowo, 7 dni na uregulowanie w/w należności, co pozwoli uniknąć dodatkowych kosztów, związanych z postępowaniem sądowym i egzekucyjnym, że to wezwanie to ostatnia szansa na uniknięcie kłopotów i tym podobne pierdoły...

Kto się pod czymś takim podpisuje?!? A no zacna pani radca prawny I.B., człowiek, który 5 lat studiował, potem robił aplikację radcowską, wszystko to kosztuje mnóstwo czasu i pieniędzy... Kompetencja jak się patrzy.

Jak by tego było mało, nr, co do którego jest roszczenie, nie istnieje od kilku lat...

PLUS

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 484 (560)

#53178

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kupiłam pralkę powystawową. W sklepie uczulili mnie żeby przewieźć delikatnie, bo blokady transportowe zostały już zdjęte. Dzisiaj odbyło się pierwsze pranie, podczas wirowania pralka wyskoczyła na środek łazienki, odtańczyła harlem shake, wypluła dołem dwie śrubki i zalała pół łazienki, po czym najwyraźniej uznała, że jest już zmęczona bo wyrwała z gniazdka kabel zasilający.

Blokady transportowe wcale nie były zdjęte... nie mogę dokończyć prania, nie mam klucza do odkręcenia blokad i nie mam pojęcia co zrobić z tymi śrubkami... jedynie dobrze, że węża do wody nie urwało.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 674 (800)

#54465

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieść na poprawę humoru, mnie zapewniła go na cały dzień. :)
Oto jaką historią uraczył nas dziś tata mojej koleżanki, który to pracuje jako lekarz w karetce.

Wezwanie do młodej kobiety która złamała nogę w domu, ruszyć się nie może. Wzywa jej matka.
Okazało się, że mamusia z rana umyła podłogę w kuchni, córka wstała i pierwsze co, to wyrżnęła tak, że podobno tynk ze ścian poleciał.
Pogotowiarze wchodzą i co widzą? Dziewczyna leży? Płacze, krzyczy z bólu?

Gdzie tam!

Panna pracowicie i w popłochu... goli nogi.
Wyobraźcie sobie laskę, która siedzi na podłodze i majstruje maszynką jednorazową przy złamaniu otwartym...
Co tam noga, co tam ból, ważny wstyd jaki nastanie gdy wpadnie tu kilku chłopa, a ona ma nogi nieogolone. :D

Podobno jeszcze w karetce im groziła, że dopadnie jeśli komuś powiedzą :D

pogotowie

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1588 (1636)

#5730

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem u klienta na montażu, właśnie mam odpalone dwa kompy. Konfiguruje, cuduje i ogólnie niesamowicie się pompuję przy tym. W tym momencie wchodzi pan Leszek (klient), grzebie coś przy kablach, czegoś szuka... A ja dłubie w kompie, w configu (właściwie już kończę). Nagle Lesiu wyciąga wtyczkę i komp na którym zapisuje config robi ...prulllum... Patrzę na typka wzrokiem zabójcy.
Ja: - Co pan robisz? Właśnie komputer żeś pan mi odłączył od zasilania!!
Lesiu: - Przepraszam najmocniej, pomyliłem wtyczki. Myślałem, że od czajnika.
Ja: - Niech pan uważa, bardzo proszę.
Lesiu: - Dobrze, jeszcze raz przepraszam.
Ja: - No nic, w takim razie zakończę chociaż konfigurację na drugim komputerze w czasie restartu tego.
Lesiu: - O, znalazłem wtyczkę!
...prullum...

serwis komputerowy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 908 (1358)

#15823

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dla odprężenia sytuacja nie piekielna, a zabawna i krótka :)
Sklep zoologiczny. [J]a i [S]przedawczyni:
[J]: Potrzebuję mokrej karmy w saszetkach dla kota.
[S]: A CO MU JEST??
[J]: Jest głodny.

Sklep zoologiczny, Białystok

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 812 (924)