Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

BVBArmy

Zamieszcza historie od: 25 marca 2021 - 18:49
Ostatnio: 10 maja 2024 - 14:59
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 164
  • Komentarzy: 3
  • Punktów za komentarze: 13
 

#84872

przez ~kotekBonifacy ·
| Do ulubionych
Nastały letnie upały, toteż wydobyłam z czeluści swej szafy kostium kąpielowy i ruszam na basen.

Szybkie kupno biletów w kasie, pasek magnetyczny na rękę i hop do przebieralni.

Zwinięte w kulki paragony i zużyte chusteczki - no ok, pewnie wypadły komuś z kieszeni.

Porzucony grzebień - no ok, pewnie ktoś zostawił przypadkiem i teraz szuka.

Pół przebieralni wymazane jakimś wodoodpornym mazakiem. Nie wygląda to na dzieło małych dzieci, a raczej zagorzałych kibiców.

Dobra, nie ma co narzekać. Przechodzę przez natryski, aby dostać się na halę basenową.

Guma do żucia przylepiona do płytek pod prysznicem. Kosza na śmieci, co prawda, w pobliżu nie ma, ale na basen raczej nikt nie zabiera jedzenia, a jeśli już, to można je zostawić w szafce (zamykanej na ów pasek magnetyczny), która znajduje się przed natryskami, prawda?

Wreszcie hala basenowa. Ruszam w stronę głównego basenu.

Pół metra od brzegu - niespodzianka. Po podłodze wala się...

... spory kawałek dorodnego kalafiora.

basen

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (149)

#89217

przez (PW) ·
| Do ulubionych
27 lutego wysłałem informacje o problemie z aplikacją polsatgo.pl Problem był na kilku urządzeniach.

Dzisiaj tj. 22 kwietnia otrzymałem odpowiedź, którą z prawdziwą dumą i przyjemnością prezentuje, ponieważ uważam, iż firma dba o swoich klientów i powinno to być docenione:

"Szanowny Panie
Dziękujemy za zgłoszenie.
Informacja o problemie została przekazana do odpowiednich osób, które pracują już nad jego rozwiązaniem. Z naszej strony dołożymy wszelkich starań, by problem został usunięty w jak najkrótszym czasie.
Telewizja Polsat Spółka z o.o."

Warszawa

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (176)

#12486

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem tatuażystą.
Po poprzedniej mało zabawnej historii teraz będzie tak w sosie słodko/kwaśnym o synu, babci (nie moher) i piekielnej matce.

Działo się to około 2003 roku. Studio odwiedza około 18 letni chłopak, zadbany, uroda jak u modela (ocena mojej koleżanki którą akurat skończyłem dziarać), widać że zadbany, włos i głos filmowy (takie określenie mojej babci), towarzyszyła mu jak się dowiedziałem jego babcia. Kładzie kilka projektów na blat, zdjęcia tygrysów. Prosi o takiego w stylu orientalnym. I standardowe 20-30 min szkicowania itp bo motyw dość popularny. Szkic, kalka i do boju. Robota trochę zajęła, skończone, zapłacone, pogadanka jak dbać. Fotka do albumu i prośba żeby zgłosił się jak wszytko się zagoi (pierwszy obrazek na jego ciele, więc wolę skontrolować). Jakieś dwa dni później wpada zdyszany ten sam chłopak i zdążył powiedzieć tylko przepraszam. I tutaj zaczynają się jaja. Do salonu wpada jak burza Matka tego chłopca, czerwona, można powiedzieć, że toczy pianę o.O
-[M]atka, [T]omek(imię zmienione), [B]abcia i [J]a . Myślę ki czort?
[M]: Ty sku..... co ty zrobiłeś mojemu dziecku? Bez mojej zgody mu kur... takie chu.. robisz? Masz to usunąć ty pojeb...
I tak 5 min bluzgów (szczęście, że kolejny klient przełożył wizytę i nikt tego nie słyszał)
-[J](pełna kultura) Nie rozumiem o co Pani chodzi, chłopak ma 18 lat, sam zapłacił, na oko widać że tatuaż jest dobrze zrobiony i do prawdy nie rozumiem pani wzburzenia (gdybym coś takiego od faceta usłyszał, to bym nim drzwi otworzył).
-[M] Co się nie podoba? Ty chu.. ty gnoju, on miał modelem zostać, on miał dla XYZ pracować nawet jego CV wysłałam. Usuń to i oddaj pieniądze sku.....
Robi się dziwnie.
Tłumaczę, że nie mogę tego usunąć, można to zrobić laserem. I znowu bluzgi. Wreszcie odezwała się Babcia Tomka. Powiem szczerze, ze spodziewałem się kolejnej dawki obelg, ale...
[B] Ja bardzo pana przepraszam za zachowanie córki, ona jakaś walnięta jest, modelką chciała być i odjeb.. jej na tym punkcie. Z dwóch córek nie zrobiła tapmadel (dosłownie jak ze skeczu i z takim akcentem o jakim myślicie ;)) to z syna próbuje.
Matka coś tam znowu zaczął krzyczeć, że to jej dziecko i będzie robiła z nim co zechce (jak kur.. można traktować dziecko jak własność?).
[B] Aż zamknij się do jasnej choler... sama mu dałam pieniądze na tatuaż.
Wreszcie odezwał się Tomek,a ja poczułem że tracę kontakt ze światem realnym, bo nijak to co się działo nie licowało z logika
[T] Mamo przymknij się wreszcie, nie zostanę żadnym kur... modelem, dostałem się na na medycynę na UM Piekielnym i mam zamiar zostać lekarzem.
[M] Ty gnoju, konowałem chcesz zostać? Miałeś być modelem u XYZ (projektant naprawdę prima sort dla bardzo bogatych). Jak ty mi możesz to zrobić? Nie dostaniesz pieniędzy, ani grosza łajzo.
[T] Dobrze. 18 mam, idę do ojca, pożegnaj się z alimentami, poza tym pamiętaj na kogo jest spadek po dziadku. Od teraz mogę nim dysponować bez twojej kontroli.
Matka wybiegła coś tam wykrzykując, Tomek z babcia zostali i zaczęli mnie przepraszać za zachowanie piekielnej.
Na koniec, żeby było ciekawiej, babia poprosiła wnuka żeby jeszcze zostali. Pokazała mi projekt tatuażu dla siebie, bo to jej marzenie, a że widzi, że fachowiec ze mnie dobry to kiedy będzie mogła się zgłosić. Kopara metr pod podłogą o.O Miała tak z 70 lat dodam ;)
Umówiłem się na termin, a gdy wyszli jeszcze przez 10 min zastanawiałem się, czy przypadkiem nie jestem pijany i czy to co się wydarzyło było realne, od historii z modelem do tatuażu dla babci :)

Widać rożni są ludzie i nie jest fikcją, że niespełnione marzenia rodziców mogą stać się tragedią dla dzieci. Jak się dowiedziałem gdy robiłem dziarę babci Tomka córka chciała być modelką, nie udało się jej, wielokrotnie zdradzała męża (próba kariery przez pierzyny), ale sąd to jej przyznał prawa do opieki nad dziećmi, które na szczęście miały więcej rozumu. Cała trójka, jak ich ojciec, jest teraz lekarzami.
Nie życzę nikomu takiej matki ale przynajmniej historia teraz wydaje mi się śmieszna.

stoodio :)

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1282 (1334)

#6426

przez ~Aśka ·
| Do ulubionych
Pewnego razu ustawiłam się w kolejce w sklepie zoologicznym w Poznaniu. Przede mną stał ogromny młody człowiek - wysoki chyba na 2 metry, "napakowany", a w dodatku łysy i ubrany tak, że jedyne co przyszło mi do głowy to myśl, że na pewno kupi zaraz karmę dla swojego rottweilera. Kiedy przyszła jego kolej, chłopak zwrócił się ściszonym, trochę niepewnym głosem do sprzedawcy:
- Poproszę sianko dla króliczka.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1191 (1497)

#4974

przez ~Andrzej ·
| Do ulubionych
Jakieś 12 lat temu. Chcę jechać z Chełma do Wojsławic. (lubelskie) Przychodzę na dworzec PKS sprawdzam na tablicy stanowisko i godzinę odjazdu. Odjazd za 5 minut! Biegnę stoi PKS, ale do Putnowic (leża na zachód od Wojsławic). Czas odjazdu się zgadza, stanowisko też, czyli - dedukuję - do Putnowic przez Wojsławice jedzie - nic nadzwyczajnego... Ale na wszelki wypadek sprawdzę. Wsiadam, proszę kierowcę o bilet do Wojsławic. Postukał w 'komputer', wydał bilet i zainkasował. Siedzę, jadę, szosa prosto jak strzelił na południe. W pewnym momencie PKS odbija na zachód - cóż bywa i tak - czasem zbiera podróżnych z wiosek leżących w bok od przelotówki. Faktycznie zebrał, ale widzę że odbija dalej na południowy zachód. Wreszcie na kolejnym postoju, trochę zaniepokojony, pytam kierowcę:
- Panie, jaką trasą pan jedzie do Wojsławic?
- Ale ja jadę do Putnowic.
- To dlaczego mi pan sprzedał bilet do Wojsławic!?
- Bo o taki pan poprosił.

PKS Chełm

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1009 (1115)

#13172

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracuję na ochronie.
Czego byście o mnie nie myśleli, jakbyście nie nawykli już do mojego "sensacyjnego" trybu życia, po przeczytaniu tej historii powiedzcie sobie "to się naprawdę wydarzyło!". Jest to najdziwniejsze wydarzenie z jakim się zetknąłem i, przyznaję bez bicia, przez cały okres jego trwania i sporo po nim, byłem po prostu w szoku.

Stałem dziś przy kasie, po sklepie akurat snuło się ledwie kilku klientów, gdy do lady podeszła całkiem ładna, nie wyróżniająca się ubiorem dziewczyna, na oko w moim wieku. Od razu zauważyłem, że była bardzo wzburzona.
- Dostanę złote runo? - zapytała z marszu, a ja zacząłem się zastanawiać czy ostatnio nie uszkodziłem sobie uszu w czasie ich czyszczenia. Nikt z obsługi nie odezwał się, zapewne zajęty podobnymi myślami - Jest? Bo chłopak chce, żebym mu na rocznicę kupiła! KU**A! Nigdzie tego nie ma, KU**A. Całe miasto zjeździłam, KU**A, tyle sklepów... nigdzie nie ma, JA PIER***LE! Nawet to "guglowałam", ale nigdzie w sklepach nie ma! To ma być coś skórzanego chyba, macie?

Jak łatwo się domyślić, żądanie wydania mitologicznego, greckiego artefaktu odebrało wszystkim zdolność komunikacji na linii mózg - usta, a co dopiero komunikacji interpersonalnej. Staliśmy tak sobie, trzy zmartwiałe posągi, a dziewczyna wyczekująco przeskakiwała wzrokiem miedzy naszymi, chyba niezbyt mądrze wyglądającymi, twarzami.
- To u Aresa było. - Wypaliłem w końcu, zapewne tylko dzięki wrodzonej gadatliwości. Jak Darwina szanuję, to i cały dalszy dialog były wynikiem typowo odruchowych reakcji mojego organizmu, czasowo opuszczonego przez restartujący się umysł.
- A gdzie oni są?! No JA PIER***LE! W końcu ktoś coś wie!
- Raczej nie mają filii w mieście... - Padła moja odpowiedź, rzucona dość niepewnym głosem.
- No nic, i tak znajdę kur***a. Może wyślą kurierem... - powiedziała porzucając niezdrową czerwień twarzy i wracając do palety kolorów typowych dla przedstawicieli naszego gatunku.
- No raczej nie, Jazon wziął ostatnią sztukę... - Znów moja, niezbyt mądra reakcja.
Najpewniej jakoś automatycznie dostroiłem się do jej wersji świata i wymieszałem to z własną wiedzą, co skutkowało właśnie takim dialogiem.
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, przygryzła uroczo dolną wargę i uśmiechnęła się.
- Dzięki. - Rzuciła i ruszyła do wyjścia.
Po dwóch krokach, wydobyła z torebki telefon i zadzwoniła do kogoś.
- Siema, słuchaj, ty Jazona znasz? Potrzebuje do niego adres... - Powiedziała do rozmówcy po drugiej stronie słuchawki odchodząc.

Po otrząśnięciu się z szoku, ustaliliśmy cztery prawdopodobne wyjaśnienia tego fenomenu:
- zażartowano sobie z nas,
- dziewczyna przeprowadzała jakieś dziwne badania,
- była pod wpływem środków odurzających,
- ktoś sobie z niej zakpił i faktycznie mówiła na serio...

Ochrona

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1180 (1368)

#20665

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia może nie tyle piekielna co śmieszna, ale trochę piekielności jednak zawiera.

Kilkanaście lat temu mojej koleżance zepsuła się kuchenka gazowa. Stara już była (kuchnia a nie koleżanka), nie było sensu jej reperować. Na nową natomiast nie było kasy. I tu pomocną dłoń wyciągnęła przyszła teściowa - właśnie sobie kupiła nową kuchenkę, taką wypasioną, ale starej się jeszcze nie pozbyła, sprawna jest, chętnie odda ją w dobre ręce, na pewno jeszcze kilka lat podziała.

Problem był tylko jeden: transport. Niby niedaleko jak na warszawskie warunki, ale kuchenka sama nie przejdzie, do osobowego się nie zmieści, a właściciele furgonetek żądali kwot o wiele przewyższających jej wartość.

Narzeczony postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Pożyczył gdzieś nieco odrapany wózeczek i umówił się z trzema kolegami, żeby przewieźć kuchenkę na tymże wózeczku. Oczywiście pod osłoną nocy, bo pojazd mało reprezentacyjny, a droga przebiegała przez ścisłe centrum Warszawy, gdzie za dnia kłębią się tłumy ludzi.

Czas oczekiwania na zapadnięcie ciemności chłopcy skracali sobie popijaniem piwa. Kiedy wreszcie nadeszła pora by wyruszyć, mieli już trochę w czubach, ale szli o własnych siłach i transport przebiegał całkiem sprawnie.

Do czasu. Byli już niedaleko miejsca przeznaczenia, kiedy natknęli się na patrol policji. Policjanci nie mieli najmniejszych wątpliwości - czterech młodych podpitych facetów z kuchenką, na pewno ją gdzieś ukradli, a teraz wloką do pasera. Na złodziei wprawdzie nie wyglądają, ale kto by tam oceniał ludzi po wyglądzie.

Chłopcy zostali aresztowani i wraz z kuchenką odprowadzeni na posterunek. Wcale nie taki pobliski, kawałek dodatkowej drogi musieli zrobić. Od wtrącenia do lochów uratowała ich wyciągnięta w środku nocy z łóżka teściowa, która przybyła, rozpoznała własnego jedynaka i jego kolegów, złożyła oświadczenie, że kuchenka była jej własnością, oddała ją dobrowolnie, a ten dziwny transport to nie żaden happening ani prowokacja, tylko chęć zaoszczędzenia na transporcie.

Chłopcy i kuchenka byli wolni (teściowa też), można było ruszać w dalszą drogę. Poprosili policjantów o wypisanie jakiegoś kwitu, żeby móc się wylegitymować w razie spotkania z innym patrolem, ale policjanci stanowczo odmówili. I wtedy jeden z chłopaków oświadczył, że jeżeli sytuacja się powtórzy, to on ma to gdzieś, nie będzie z tą cholerną kuchenką ganiał przez całą noc po mieście, wraca do domu i idzie spać.

Szybko okazało się, że powiedział to w złą godzinę. Byli już tylko kilka kroków od miejsca przeznaczenia, kiedy z ciemności wyłonił się kolejny patrol. Nieszczęśni transportowcy mieli ochotę porzucić przeklętą kuchenkę i uciec, ale w porę przypomnieli sobie, że policjanci są uzbrojeni i lepiej ich nie denerwować.

Na szczęście policjanci okazali się wyrozumiali, kuchenka nie musiała odbywać kolejnej wycieczki na posterunek, wystarczył telefon. Wyprawa była zakończona. Chłopcy tak się ucieszyli, że przez trzy dni leczyli kaca. I przysięgli sobie uroczyście, że więcej nie podejmą się takiego transportu, choćby miały od tego zależeć losy świata.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 581 (649)

#33845

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zemsta jest zawsze słodka.
Wykładałam na pewnym uniwersytecie przedmiot, który jest związany z historią. Pewien student doszedł do wniosku, że nie warto uczyć się do mojego egzaminu, ponieważ materiał jest zbyt obszerny.

Nie wiem jak, ale wykradziono mi pytania, które wcześniej ułożyłam i... wstawiono na WSPÓLNEGO maila, do którego ja również miałam dostęp. (Bo wysyłałam im potrzebne materiały na wykłady, wyniki etc).

W rezultacie ułożyłam nowy egzamin wielokrotnego wyboru, gdzie każda prawidłowa odpowiedź, była odpowiedzią "b". Chyba nie muszę mówić, jakie były końcowe wyniki?

Po późniejszym dochodzeniu, osoba winna się przyznała i poniosła tego konsekwencje.

uniwersytet

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 623 (733)

#65517

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Córka kuzynki dostała na komunię tablet. Prezent składkowy od rodziców, dziadków i chrzestnych, bo tablet z gatunku lepszych. Mała nie nacieszyła się długo podarunkiem.

Dorośli siedzieli przy kawce w salonie, kiedy rozległ się huk i płacz małej. Wszyscy lecą do jej pokoju, a tam na podłodze leży tablet z rozbitym w drzazgi wyświetlaczem, totalna demolka. Bohaterka dnia zalewa się łzami, inne dzieci stoją struchlałe, jedna tylko dziewczynka, kuzynka małej, stoi z dumną i pewną siebie miną. Cóż ona zrobiła? Ano walnęła tabletem kuzynki o kant biurka. Bo ona rok wcześniej na komunię dostała "tylko" laptopa (+ pierdyliard innych drogich gadżetów, ale bez tabletu). Więc skoro ona nie dostała, to Basia też nie będzie miała!

Cóż, powiedzieć, że dom zatrząsł się od wrzasków, to mało. Kiedy skończyła się cała akcja, to nie Basia płakała, ale jej niszczycielska kuzynka. Nie wiem, czy z żalu, że popsuła kuzynce tablet, czy z wściekłości, że nie pojedzie w wakacje na wymarzony obóz. Rodzice destruktorki bowiem karę wymierzyli od razu. Dziewczynka miała jechać w sierpniu na dwutygodniowy obóz, oczekiwany i wyśniony. Koszt obozu to pi razy oko cena zniszczonego tabletu. Rodzice więc, zamiast posłać swą zdemoralizowaną pociechę na obóz, opłacili nowy tablet, bo zniszczony na pewno się do naprawy nie nadawał.

Szczerze mówiąc, cała rodzina była zdziwiona tak surową karą, bo dotąd dziewczynce pozwalano na wszystko. Ale jak widać, przebrała się miarka. Wiem od kuzynki, że od tamtej akcji rodzice przestali pobłażać swej rozpuszczonej jedynaczce.

tablecik

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1068 (1150)

#24533

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarza mi się, że będąc u pacjentów nie wiem jak zareagować na różne ciekawe przypadki. Tak było jakiś czas temu jak dotarła do nas moda na wszelkiego rodzaju modyfikacje ciała. Nie wnikam co kierowało zgłaszającym, że podał informacje o "dwóch młodych kobietach, które się wykrwawiają", w każdym razie pojechaliśmy.

Rzecz działa się w parku. Dojechaliśmy na miejsce wskazane przez zgłaszającego, ale nie zastaliśmy go tam. Chwilę się pokręciliśmy i dotarło do nas o kim zgłaszający mówił...

Usłyszeliśmy zażartą kłótnię dobiegającą z dolnej części parku (ten park jest dwupoziomowy, że tak powiem). Podeszliśmy do schodów i zobaczyliśmy dwie (przepraszam za słowo) gówniary czymś ze sobą splątane. Bynajmniej nie wyglądały jakby miały się zaraz wykrwawić. Spojrzałem na strome, długie schody, które posiadały bardzo wąskie i krótkie stopnie, następnie na mój wielki, ciężki plecak i westchnąłem głęboko. No nic... Trzeba jakoś zleźć. Panie w swojej zażartości nie wyglądają na umierające, więc rozglądam się na wszelki wypadek za jakimś bezpieczniejszym zejściem. Brak, więc schodzę powoli.

- Na co, ku**, czekasz!? - W końcu pada w moją stronę z ust jednej z dziewczyn.
- Już idę, moment. Jak sobie pani to wyobraża, mam się sturlać z tych schodów?

Na moje szczęście zbyła to milczeniem i po chwili wróciła do kłótni z koleżanką. Wyzywały się od najgorszych, więc pozwólcie, że nie będę przytaczał ich kłótni.
W końcu udało mi się dotrzeć na dół, podszedłem do dziewczyn i lekko mnie zamurowało.

Obok nich leżało pudełko (wyglądało jak po margarynie), w nim był wenflon, igły (jedna taka do strzykawki, druga zwykła do szycia), wstążka (o grubości ok 2cm) i kilka gazików ubabranych krwią. Przy pudełku był postawiony plastikowy kubek z wodą (po jej "czystości" mniemam, że woda pochodziła z kanału płynącego w tym parku). Dziewczyny na przedramieniu i łydce z jednej strony (tzn. jedna z prawej, druga z lewej) miały poprzekładane wstążki... przez dziury w ciele. Były tym ze sobą związane (w taki sposób, że wstążka wchodziła w ramię pierwszej dziewczyny, przechodziła w ramię drugiej, później jeszcze raz drugiej i znów pierwszej i tak 10 razy na rękach i 10 na nogach). Można by powiedzieć, że dziewczyny przyszyły się do siebie... Przez chwilę próbowałem zrozumieć DLACZEGO, ale zdałem sobie sprawę, że to nie ma sensu, bo na to nie ma wyjaśnienia. Nie mogły one się ruszyć (nic dziwnego, nie dość, że zszyły się ze sobą to jeszcze przyszyły sobie przedramiona do swoich nóg...) i dlatego poprosiły przechodnia, aby wezwał pogotowie.

Nie wiedziałem od czego zacząć. Na pewno nie uśmiechało mi się wnosić dwóch zszytych ze sobą lasek po tych stromych schodach. Zresztą nawet średnio możliwe było ruszyć je w takim stanie. Podjęliśmy więc próbę rozplątania ich, albo chociaż odprucia przedramion od łydek. Nie było to jednak proste, wstążka była gruba i w dodatku z jakiegoś sztywnego materiału, który przy każdym ruchu prawie nacinał spuchnięte ciało. Wewnątrz kulałem się ze śmiechu, nie mogłem pojąć po co przyszyły swoje ręce do nóg i jeszcze zszyły się ze sobą w samym centrum parku. Dziewczyny nadal zażarcie się wyzywały, a kolega próbował wyciągnąć od nich kontakt do rodziców (były niepełnoletnie).

Po dłuższej walce udało się rozplątać nogi, mogły się ruszyć, a my mogliśmy zabrać je do karetki. Rąk już nie ruszaliśmy tylko zawieźliśmy dziewczyny na pogotowie.

Za każdym razem, po każdym takim dziwnym wezwaniu, przysięgam sobie, że już nigdy nic mnie nie zaskoczy. A później jest kolejne dziwne wezwanie i dochodzi do mnie jaki byłem naiwny poprzednim razem...

Pogotowie ;)

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1228 (1264)