Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Carima

Zamieszcza historie od: 7 maja 2015 - 10:09
Ostatnio: 21 czerwca 2020 - 22:32
  • Historii na głównej: 5 z 6
  • Punktów za historie: 858
  • Komentarzy: 348
  • Punktów za komentarze: 2865
 

#82767

przez ~zlodziejkasklepowa ·
| Do ulubionych
Cholera wie, co mnie skłoniło do dodania tej historii... Krzyk się zaraz podniesie w komentarzach, że fejk, że wymyślam, że to niemożliwe. A w doopie to mam! Przeczytajcie. I tyle. Nic do przemyśleń, żadnych apeli, żadnego przesłania - ot, po prostu, kawałek mojego życia. Ten najbardziej piekielny.

Zawód - złodziej sklepowy. Czyli ja, X lat temu. Kłaniam się uniżenie wszystkim obecnym tu ochroniarzom, bo przeciwników szanuję. Raz oni wygrali, raz ja - no dobra, raz oni, 1000 razy ja. Nie protestujcie, bo nawet nie wiecie, ile razy wyszłam "z towarem" ze sklepu. Gdybyście wiedzieli, to bym nie wyszła.

Punkt pierwszy - bezczelność, ale grzeczna. "Poproszę panią ze mną". Idę, bo zaprotestować = wezwanie policji. Proszę pokazać kieszenie - pokazuję, no idiotką nie jestem, żeby chować coś do kieszeni. Torebka - proszę uprzejmie, wybebeszam momentalnie, typowo kobiecy chłam. Uśmiech firmowy nr 5 i tekst 'no chyba nie myśli pan, że mam coś przy sobie", po czym rozchylam kurtkę/płaszcz/co tam mam na sobie i prezentuję zwykłą, kobiecą sylwetkę. Łykasz? Błąd! Ćpam i normalnie wyglądam jak kościotrup, zaokrąglenia na moim ciele to ukradziony towar, a ty mnie puszczasz, no bo przecież ona taka spokojna, pewna siebie... Nie zliczę, ile razy wyszłam w ten sposób ze sklepu.

Wpadłam. Idę do więzienia? Nie, trzeba umieć liczyć, ile można wziąć towaru, żeby to było wykroczenie, a nie przestępstwo. No ale wpadłam, znasz już mnie i przekazałeś kolegom, na kogo mają uważać. Kocham cię za to! Przychodzę do sklepu, który ochraniasz i przechadzam się po alejkach oglądając najdroższe towary. Biorę do ręki, wkładam do koszyka, potem odstawiam z powrotem na półkę. Oczywiście, że zatrzymasz mnie w momencie, kiedy chcę opuścić sklep. Oczywiście, ze pójdę z tobą grzecznie na zaplecze, żebyś mógł się przekonać, że nie ukradłam NIC. Nie musiałam, bo kiedy byłeś zajęty obserwowaniem mnie, mój wspólnik brał, co chciał. I wyszedł w momencie, kiedy ty zszedłeś ze stanowiska, żeby mnie zatrzymać. Ja mam z tego 50%. Spoko, poczekam na policję, która ma prawo mnie przeszukać, bo nic nie znajdą. Wyjdę ze sklepu śmiejąc ci się w twarz. Znowu wygrałam!

Tak, tutaj też mnie złapaliście. A ja nie mam konkretnego wspólnika pod ręką, jestem z jakąś śmieszną dziunią, która bardzo potrzebuje kasy, ale jeszcze bardziej upiera się, że ONA NIE UMIE KRAŚĆ! Ale pieniążków potrzebuje, bo następną działkę trzeba kupić. Krótka instrukcja, co i jak i tym razem ja odwalam całą robotę. Idę na sklep, pod czujnymi spojrzeniami ochrony bezczelnie pakuję dużą ilość drogiego towaru do koszyka (z tego co pamiętam, najlepsze były np. dezodoranty kulkowe), biorę jakiś ciuch z wieszaka i idę do przymierzalni. Wychodzę, odwieszam ciuch i łażę chwilę po sklepie, przy probie wyjścia już nie zgadzam się grzecznie i potulnie, aby pójść z ochroniarzem na zaplecze. Robię niezły cyrk, żeby dziunia, która NIE UMIE KRAŚĆ, mogła bezstresowo wyjść ze sklepu z towarem, który uprzejmie jej zostawiłam w przymierzalni... Tym razem 75% dla mnie.

To takie najpopularniejsze tricki, panowie ochroniarze. Nie wiem, czy nadal stosowane, ale chyba lepiej o nich wiedzieć. Reszta następnym razem - jeśli będzie ten następny raz.

I jeszcze krótkie wyjaśnienie - nie, nie jestem z tego dumna. Tak żyłam, tak zarabiałam na swoje potrzeby. Teraz jestem zwykłym, szarym człowiekiem, który zakupy w sklepie robi "normalnie". A że czasem na widok tych sklepowych, pożal się boże, zabezpieczeń, coś mi westchnie w duszy - "ku*wa, przecież ja im tu pół sklepu wyniosę i jeszcze drzwi przede mną otworzą!", to już "inna inszość". Może i bym wyniosła. Tylko... po co?

sklepy

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (267)

#78196

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracam do domu z pracy i słyszę wyzwiska dobiegające gdzieś mniej więcej z rejonu, w który się udawałem. Po wynurzeniu się zza rogu widzę moją sąsiadkę, usilnie trzymającą się ściany, oraz 4 chłopaków w wieku licealnym z jej laską, śmiejących się, że jak ją chce, to ma po nią przyjść.

Szczęśliwie miałem trochę żelastwa w ręce, więc podszedłem do nich, ścisnąłem za ramię tego, który trzymał wyżej wspomniany wspomagacz ruchu, przyjąłem uśmiech seryjnego mordercy i zapytałem, czy jest jakiś problem. Cała banda zbladła i ucichła, trójka uciekła.
Tego, którego trzymałem, doprowadziłem przed niedoszłą ofiarę, pomogłem mu się ukłonić i przeprosić, po czym pobiegł gonić kolegów.

Sąsiadka nie ma nogi. Ma protezę, pomaga sobie laską. Całość podobno trwała około 5 minut. W oknach ludzie oglądali przedstawienie.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 326 (342)

#75301

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, dlaczego warto mieć zaufanego mechanika.

Jako, że historia, na której się oprę nie jest moja, a bliskich mi osób, toteż nie znam jej z autopsji - nie będę nadmiernie wdawać się w szczegóły; ale przechodząc do sedna, czy wiedzieliście, że:

- istnieją mechanicy tak pewni siebie, że "pożyczają" sobie samochody klientów, ewidentnie dla rozrywki (no dobra, tego można się domyślić, a przypadki takiej naciąganej "bezpłatnej dzierżawy" można wymieniać bez końca, w wydaniu różnych osób), ale!

- w momencie, gdy taki mechanik spowoduje kolizję, w myśl naszego prawa, nie istnieje żaden zapis, który obligowałby do informowania właściciela (nawet, jeżeli wezwana zostaje policja i spisane jest oświadczenie sprawcy kolizji drogowej - tak więc nie jest to "anonimowy", załatwiony na miejscu wręczeniem odpowiednio mocnego "argumentu", incydent),

- za to dowiaduje się on o szkodzie w momencie, gdy druga strona konfliktu (ta poszkodowana w kolizji) nie zgodzi się na "dogadanie" i szkody zostają pokryte z OC, ale nie kierowcy, czyli mechanika, tylko nieświadomego zupełnie zaistniałej sytuacji właściciela pojazdu, przekonanego, że jego samochód czeka bezpiecznie na naprawę..?

Już pomijam nawet zachowanie mechanika, który pożyczył nie swoje auto (!) synowi, aby ten mógł pojechać na miasto. Pomijam również fakt, że nie była to w żadnym stopniu sytuacja kryzysowa, wypad był weekendowo-rozrywkowy, a syn posiada własny samochód, jednak ten klienta był zdecydowanie bardziej "reprezentacyjny". Takich cwaniaczków nie brakuje, i - niestety - chyba każdy choć raz się na tak niesamowicie rzetelnych fachowców naciął.

Ale dlaczego, do jasnej, nie ma żadnego prawa, które zmuszałoby sprawcę kolizji, który nie jest właścicielem prowadzonego pojazdu, do poinformowania tej osoby? Gdyby nie fakt, że znajomi poszkodowani w stłuczce nie zgodzili się na "pokojowe rozwiązanie" (czyt. nie wzięli pieniędzy do ręki - to już materiał na osobną historię, ale w razie wątpliwości nadmienię, że temat był poruszony, a kwota zaproponowana przez stronę "winną" pokryłaby około 1/4 ceny naprawy), właściciel pewnie nigdy nie dowiedziałby się o sytuacji i jeździłby sobie nieświadomie samochodem, który brał udział w stłuczce, i - co jeszcze gorsze - pewnie nadal naprawiałby go u piekielnego mechanika.

I jak tu ze spokojem na sercu zostawić u niesprawdzonego mechanika auto?

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 241 (247)

#74713

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio przypomniało mi się o Piekielnych i odświeżyłem sobie wydarzenie sprzed roku: http://piekielni.pl/66410 i chciałem rozwinąć jak się ono zakończyło.

W skrócie chodziło o to, że wraz ze znajomymi dostałem bez powodu gazem pieprzowym w centrum miasta i zostaliśmy lekko mówiąc olani przez policję.

Otóż jakoś dzień, czy dwa po owym zdarzeniu miałem akurat wolny dzień więc pojechałem na komisariat poprosić chociaż o pokazanie nagrań z owych kamer.

Po krótkim oczekiwaniu do gabinetu poprosiła mnie o dziwo bardzo miła pani policjantka i bardzo kulturalnie wytłumaczyła mi, że co prawda mogliby zgrać nagranie z tamtej nocy, ale to naprawdę nie ma większego sensu ze względu na jakość umieszczonych tam kamer.

Na dowód pokazała mi przykładowe nagranie z tej samej kamery tylko sprzed kilku dni (akurat miała ze sobą plik płyt CD).

Nie dość, że na kamerze nie dało rady odczytać żadnej rejestracji samochodu, to problem był nawet z rozpoznaniem marki i modelu przejeżdżających aut (nagranie także było z pory nocnej). Pojazdy wyglądały w ten sposób, że było widać dwie wielkie świecące kule z przodu i za tym lekko rysował się kształt pojazdu (jak się dobrze wpatrzyło to jedynie można było rozróżnić, czy to combi, czy sedan itp.). Jeżeli chodzi o spacerujących ludzi to można było rozpoznać ich sylwetkę i czasami (podkreślam - czasami) rozróżnić, czy jest to facet, czy kobieta.

Kamera w ścisłym centrum miasta wojewódzkiego, zaraz koło rynku, okolica pełna pubów i klubów.

Powoli czuje się coraz mniej bezpiecznie w swoim mieście.

monitoring miejski

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (182)

1