Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Daro7777

Zamieszcza historie od: 17 lipca 2016 - 18:48
Ostatnio: 29 kwietnia 2024 - 12:26
  • Historii na głównej: 13 z 13
  • Punktów za historie: 1725
  • Komentarzy: 391
  • Punktów za komentarze: 3165
 

#79160

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w sklepie odzieżowym, mającym w swojej ofercie też artykuły do domu, zabawki, słodycze etc.

Piekielne sytuacje są powodowane głównie przez klientów, którzy nagminnie śmiecą, brudzą i niszczą towar.

1) Zostawienie po sobie "pamiątek". Ulotki, stare paragony, skórki po owocach, brudne chusteczki higieniczne, podpaski upchane w kosze z towarem to norma. Hitem było znalezienie przez nas zamkniętego kubka termicznego z melisą w koszu z majtkami. Ok. Zdajemy sobie sprawę, że to raczej zapomniany fant, pozostawiony przez pomyłkę. Albo ktoś dba o nasze nerwy.

2) Gumy do żucia. Na panelach, w przymierzalni, na meblach, pod meblami. No i oczywiście w koszach z towarem. Na części sklepu mamy wykładzinę. Nagminnie znajdujemy wdeptane gumy, które oczywiście już nie mamy szans wyczyścić.

3) Przymierzanie towaru. Pod przymierzalnią jest metalowa rama z informacją, aby tam odkładać ubrania. Notorycznie ludzie zostawiają naręcza ubrań w przymierzalni, zwinięte w kulkę na taborecie lub leżące na ziemi. Bez wieszaków, wywrócone na lewą stronę, czasami pobrudzone podkładem do twarzy albo jakąś trudną do zidentyfikowania substancją.

Nie dość, że niszczy to odzież, ale też powoduje, że klienci nie chcą wchodzić do przymierzalni, gdyż zastanawiają się, czy to ktoś zostawił i „na chwilę” wyszedł po inny rozmiar. A nam dodaje dodatkowej pracy, gdyż musimy wszystko poodwracać, rozplątać (bardzo często poplątane jest z wieszakami i innymi częściami odzieży) i odwiesić na swoje miejsce.

4) Otwieranie opakowań. Coś, co najbardziej nas denerwuje. I czego naprawdę nie zrozumiem nigdy. Rozrywanie opakowań, żeby pomacać, co jest w środku. Pościeli, rajstop, pudełek z perfumami, świeczek i z reguły wszystkiego, co ma jakiekolwiek opakowanie. Żeby to jeszcze było otwieranie. Opakowania są perfidnie rozrywane, towar wyjęty i pozostawiony rozpakowany, narażony na zniszczenie albo już zniszczony.

Kiedyś mieliśmy rajstopy marki Gatta w bardzo ładnych kartonowych kopertach z przezroczystym okienkiem, przez które widać kolor. Były notorycznie rozrywane, wyciągane na siłę kawałek przez naddarte miejsce i już tak zostawione.

Oczywiście do kasy klienci biorą nowiutkie i nieotwarte. Ciężko było przyłapać kogokolwiek, gdyż każdy klient robił to w momencie, jak nie patrzyliśmy. Dostaliśmy polecenie od centrali aby oznaczyć mebel ekspozytorami z prośbą o nieotwieranie opakowań i oczywiście klientki miały to w nosie.

Przyłapałem raz jedną dziewczynę jak otwierała nowe rajstopy (przypomnę: już kilka opakowań jest otwartych i podniszczonych) i poprosiłem stanowczo aby tego nie robiła. Odpowiedź: „Aaaa nie można? Nie wiedziałam”.

Innym razem mieliśmy pościel na promocji w foliowych przezroczystych torbach na zatrzaski. Jedna klientka nawet się nie chowając zaczęła otwierać je przez rozdarcie opakowania na szwie. Zanim do niej dobiegłem, załatwiła tak trzy.
Naprawdę ciężko jest coś takiego potem sprzedać.

5) Używanie produktów, nie kupując ich. No tutaj cała gama buractwa. Od używania perfum, przez zjadanie słodyczy itd. Jednak mam na myśli jeszcze jedną sytuację. Dzieci puszczone samopas i niepilnowane łapią za zabawki i się nimi bawią. Wiadomo: ciężko się czymś bawić, jak jest w blistrze albo innym opakowaniu. Więc rozrywają opakowania. Rodzice swoje, dzieci swoje. Albo po prostu niszczą, bo kładą na brudną podłogę czy łamią daną zabawkę.

Oczywiście żadna mama czy tatuś nie poczuwa się aby za to zapłacić. Rośnie nam więc kolejna fala ludzi, którzy nie szanują czyjejś własności. Piekielne jest też to, że musimy też uważać, jak zwracamy uwagę takim klientom, gdyż mogą złożyć na nas skargę. Nie spowodują naszego zwolnienia, ale mogą nam lekko nabruździć.

Praca w sklepie nie jest łatwa ale nie utrudniajmy jej sobie. Pozdrawiam wszystkich miłych i życzliwych klientów. Tych na szczęście też nie brakuje. Jeszcze.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (155)

#75476

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, o której chcę wspomnieć zaczęła się kilka dni temu, kiedy to portal informacyjny TOPR (Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe) podał informację o zaginięciu gdzieś w Tatrach biegacza. Wyszedł na trening biegowy i nie zgłosił się w schronisku, a w dniu tym doszło do drastycznego załamania pogody.

Informacja została powielona przez wszystkie popularne serwisy informacyjne kraju, jak: interia.pl, gazeta.pl, onet.pl etc.
W komentarzach na tych portalach od razu zaczęła się nagonka na gościa. Pojawiały się wpisy typu: "Po co go szukać, skoro nie dzwonił z prośbą o pomoc", "Kto za to zapłaci?", "Na co to komu i po co to komu?", "Po co biegać w górach?", "Ma na co zasłużył" itd., itd.

O ile tego typu wpisy na takich portalach mnie już nie dziwią (dawno już zauważyłem, że poziom opinii jest tam drastycznie niski, a komentujący są anonimowi, co tylko zwiększa ilość "hejtu"), o tyle zaszokowała mnie ilość ataków i oceniania zaginionego w komentarzach na fanpejdżu TOPR-u. Tam większość komentujących nie jest już anonimowa (poza paroma przypadkami fałszywych kont).

Ponadto TOPR uzyskał zgodę na upublicznienie zaginionego i wstawił zdjęcie biegacza z jakiegoś treningu w górach w spodenkach i krótkiej koszulce. Spowodowało to kilkadziesiąt komentarzy na temat jego głupoty, że wybrał się w góry w takim stroju, pomimo iż to było przykładowe zdjęcie. Ponadto komentujący, którzy nigdy nie biegali nie zdają sobie sprawy, że na treningi biegowe nie wychodzi się w "puchówce" i ciężkich buciorach trekkingowych.

Poziom "hejtu" był tak wysoki, że na stronie TOPR pojawił się oficjalny komunikat, aby nie oceniać i nie obrażać osób zaginionych, a wszystkie negatywne i obraźliwe komentarze zostały usunięte.

Przykre jest to, że w chwili tragedii ludzie reagują w taki sposób. Mi osobiście jest cholernie przykro i współczuję rodzinie oraz jego przyjaciołom, którzy go szukają (na tę chwilę mija trzeci dzień poszukiwań). Mężczyzna jest doświadczonym biegaczem górskim, nic tak naprawdę nie wiemy o okolicznościach zaginięcia, a kilkudziesięciu "znawców" musiało dodać swoje trzy grosze.
Zastanawia mnie czemu jest tak mało empatii w ludziach?

Internety

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 288 (340)

#74689

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu wybrałem się ze swoją narzeczoną do pewnego europejskiego punktu ze sprzętem RTV i AGD w miasteczku przy wschodniej granicy, w celu zakupu na raty.
Była to jedna z pierwszych sytuacji, gdzie chcieliśmy coś kupić w tym systemie.

Sprzęt wybrany. Kierujemy się do kasy, siadamy, raty wybrane (przy okazji wmówił nam, że ubezpieczenie w ratach to obowiązek), sprzedawca wprowadza dane do systemu bankowego i wysyła zapytanie kredytowe. Niestety odpowiedź odmowna. Sprzedawca odwraca się do mnie i stwierdza:
- To piszemy na pana!

Ja na siebie nie mogę wziąć kredytu, gdyż pracuję w nowym miejscu niecałe dwa miesiące, a każdy bank wymaga umowy o pracę trwającą minimum trzy miesiące. Pan stwierdza, że wyśle zapytanie do innego banku.
Decyzja kredytowa się przedłuża i to znacząco. Siedzimy już około 30 minut, więc sprzedawca sam proponuje, że zadzwoni do nas jak będzie miał odpowiedź.

Jakieś 20 minut później: decyzja pozytywna, pan zaprasza do sklepu. Akurat już nie mogliśmy wrócić, więc przez telefon, umówiliśmy się, że wrócimy za 2 dni (po drodze wyjazd do innego miasta). Cały czas nie dawało mi spokoju to obowiązkowe ubezpieczenie.

Zadzwoniliśmy do Punktu Obsługi Klienta i dowiedzieliśmy się, że oczywiście nic takiego nie ma miejsca i ubezpieczenie jest dobrowolne. Ponadto okazało się również, że raty 0% (których rzekomo nie było na sprzęt, który wybraliśmy) są w ofercie. Moja narzeczona, tknięta przeczuciem, zapytała czy pan ma możliwość sprawdzenia statusu zapytania kredytowego. I tutaj pełne zaskoczenie: konsultant z obsługi faktycznie potwierdził pozytywny wniosek, ALE: okazało się, że nasz sprzedawca znacząco powiększył dochód narzeczonej, zmienił miejsce pracy (z sektora prywatnego na służby mundurowe) i przedłużył czas trwania umowy.

Wyjaśnię, że kredyty do 10 000 zł są brane na OŚWIADCZENIE, czyli Klient oświadcza jakie posiada zarobki i gdzie oraz jak długo pracuje, a bank może ale nie musi to zweryfikować.

Oczywiście narzeczona próbowała skonfrontować się ze sprzedawcą, który nas oszukał, niestety nie zastała go. Sprawa zgłoszona została do kierownika, który jednak średnio się tym przejął, tłumacząc, że zapewne jakieś nieporozumienie.

Napisaliśmy skargę do centrali. Po jakimś czasie przyszła odpowiedź, że zapewne sprzedawca się pomylił, że został pouczony i, że przepraszają.
W międzyczasie zakupiliśmy ten sam sprzęt w tej samej firmie ale w mieście oddalonym o 30 km, do którego musieliśmy się specjalnie pofatygować, gdyż tylko on był (inny nie wchodził w grę). Dostaliśmy raty 0%, bez ubezpieczenia.

Parę lat później poznaliśmy osobę, która pracowała w feralnym sklepie. Znała tego pana i stwierdziła krótko, że to u niego normalne. Było już wiele skarg na niego ale jest "kryty" przez kierownictwo, gdyż jest najlepszym sprzedawcą z wieloletnim stażem, który wyrabia normy sprzedażowe większe niż inni sprzedawcy.

Od tamtej pory omijamy ten sklep szerokim łukiem.

RTV AGD

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (204)