Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Dominik

Zamieszcza historie od: 22 czerwca 2011 - 15:42
Ostatnio: 26 kwietnia 2024 - 14:13
  • Historii na głównej: 50 z 50
  • Punktów za historie: 26312
  • Komentarzy: 786
  • Punktów za komentarze: 5620
 

#46724

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oto jak przypadkowo odkryła się piekielność pewnego systemu i całkiem możliwe, że wywołano małe trzęsienie ziemi w Marynarce Wojennej pewnego kraju.

Pracuję w firmie, dzięki której na środku morza lub pustynie ludzie mają internet i telefon. Łączność odbywa się za pośrednictwem satelity komunikacyjnego. Na ziemi wygląda to podobnie jak antena do odbioru TV satelitarnej, ale z dodatkowym modułem nadawczym. Sprawa się nieco komplikuje na morzu. Statek się kołysze, zmienia kurs, przemieszcza a antena musi "spoglądać" w ściśle określony punkt nieba. Nie ma innej rady, moduł sterujący należy podłączyć do GPSa i statkowego żyrokompasu. Jako informację diagnostyczną moduł anteny podaje różne ciekawe informacje, w tym również pozycję geograficzną. Specjalistyczne oprogramowanie wykreśla zarówno dotychczasowy kurs statku jak i przewidywany. Tyle nudnego wstępu.

Któregoś dnia kolega dostał telefon z prośbą o sprawdzenie sytemu na pewnym statku. Pierwszą rzeczą jest sprawdzenie czy statek nie dotarł do krawędzi obszaru zasięgu satelity.

Kolega przerzuca telefon na głośnomówiący, uruchamia odpowiedni program i mówi:
- Chwileczkę, już widzę znajdujecie się tu i tu, płyniecie tam i tam, znajdujecie się na skraju dobrego zasięgu, przy obecnym kursie i szybkości za około 2 godziny sygnał zaniknie zupełnie.
- A skąd to wiesz???
- System mi kreśli wasz kurs.
- No to diabli wzięli naszą tajną misję, skory wszyscy wiedzą gdzie jesteśmy. Pamiętaj, nie mów o tym nikomu, bo będziemy musieli cię zastrzelić.

Po tej rozmowie gapiliśmy się na siebie z rozdziawionymi gębami. A antenę faktycznie zainstalowano na jakiejś jednostce wojskowej.

Praca

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 772 (848)

#46524

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na przełomie lat 80 i 90 pracowałem w przybytku dumnie zwanym Miejskie Centrum Kultury. W owych czasach dyrektorem był pan Iksiński a głównym księgowym pan Igrekowski.

Kilka razy w roku placówka organizowała większe przedsięwzięcia jak przeglądy teatrów szkolnych, koncerty kogoś sławnego. Nagradzani byliśmy uściskiem dłoni, uśmiechem oraz słowami "dobra robota".

Jednego dnia kolega (jako goniec) szedł jak zwykle z pismami do prezydenta miasta. Nagle przychodzi do mnie wkurzony jak diabli i pokazuje co wypadło z jednej (niezaklejonej) koperty.

Na kartce papieru napisano:

Po udanym przeprowadzeniu (nazwa imprezy) wnioskuję o przyznanie nagrody w wysokości po (tutaj wpisana jest kwota odpowiadająca dwumiesięcznej pensji mojej matki) dyrektorowi panu Iksińskiemu i głównemu księgowemu panu Igrekowskiemu.

Podpisano: Dyrektor Iksiński, Główny księgowy Igrekowski.

MCK

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 917 (971)

#43793

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiastka o poprawności "politycznej" w korporacjach, tutaj przykład z Wielkiej Brytanii.

Pewnego dnia dostałem pocztą elektroniczną wiadomość rozesłaną przez dział personalny do całego naszego oddziału, że przez kilka dni będą nas wizytować Bardzo Ważni Goście z kraju arabskiego.
W wiadomości również pisało, że obecnie jest okres Ramadanu (rodzaj postu, podczas którego od rana do wieczora nie można przyjmować posiłków ani napojów), wiec nakazuje się: zamykanie drzwi do kantyny, usunięcie dystrybutorów wody, zakrycie wszelkich automatów sprzedających puszki, słodycze i kanapki. Oczywiście również nie można z tej okazji nic jeść ani pić przy biurkach.

Goście przyjechali, łażą sobie po firmie, wszyscy się pilnują. Szykujemy dla nich prezentacje, wszystko gotowe według harmonogramu, ale ich nie ma. Pytamy się gdzie są?

Odpowiedź: Pojechali do hotelu na obiad.

P.S. Ramadan nie obowiązuje podczas podróży.

Korporacja za granicą

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 985 (1035)

#29175

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Biuro tłumacza przysięgłego polsko - angielskiego (jednoosobowe).

Zlecono tłumaczenie. Klient dzwoni po odbiór i mówi:
- Niestety nie mogę odebrać osobiście, ale podeślę tam mojego partnera. Ale jak pani stoi z angielskim, bo to Brytyjczyk jest?

Tłumacz przysięgły

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 725 (811)

#24306

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj opisuję historię na prośbę mojego przyjaciela.

Pracuje on jako kurier. Dba o swoją pracę, dba o pieniądze, dba o swoje dzieci więc porusza się zgodnie z przepisami. Przed świętami zainwestował w kamerkę do samochodu, taką "czarną skrzynkę" nagrywającą przejechaną drogę, szybkość oraz trasę przejazdu. Wczoraj mi opowiedział, co jego kamera zarejestrowała. Jedzie spokojnie po mieście i tu nagle coś go wyprzedza, miga na niebiesko i każe na bok zjechać. Tak, zatrzymała go policja. Policjant podszedł do niego i powiedział (od razu na Ty):
- Kontrola drogowa, dokumenty. Dwa skrzyżowania wcześniej przejechałeś na czerwonym i do tego jechałeś za szybko.
- A czy może mi Pan okazać nagranie z mojego wykroczenia, bo jestem pewien, że jechałem prawidłowo?
- Nie, bo nie mamy rejestratora w samochodzie. Ale i tak się nie wywiniesz, bo nasze słowo się liczy, a nie twoje. Ale możemy się dogadać.
- Nie, nie dogadamy się. Proszę pisać wniosek do sądu. I jednocześnie informuję, że ja mam rejestrator i jest on zainstalowany tutaj. Poza tym informuje Pana, że rejestrator nagrywa również dźwięk i pracuje także w tej chwili.
Policjant spojrzał ciężko i powiedział:
- Pan wybaczy, widocznie się pomyliłem.

Jeśli pan to czyta, panie Policjancie biorący w tym udział! Przyjaciel poprosił mnie o opisanie tej historii, gdyż on nie chciał tego robić osobiście. Plik z tego zdarzenia jest bezpieczny; widać na nim numer radiowozu, datę, godzinę, współrzędne miejsca oraz słychać dokładnie, co pan mówi. Przyjaciel jest pozytywnie nastawiony do życia i zdecydował, że plik opublikowany nie będzie. Ale proszę się zastanowić nad swoim postępowaniem.

Policja

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 913 (945)

#24200

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Końcówka lat 70, wtedy panował jeszcze względny dobrobyt.
Mama moja pracowała w Stacji Sanitarno Epidemiologicznej czyli w Sanepidzie.

Pewnego dnia wybrała się na kontrolę do ciastkarni. Ciastkarnia ta wcześniej miała problemy z czystością i była nawet zamknięta za dosyć poważne rzeczy. Pamiętając, że za jakiekolwiek zaniedbanie groziłoby ponowne zamknięcie obiektu, za mamą kroczy właściciel. Sprawdzają zaplecze, a tu na stole koło wyrabianych ciast leży sobie nieżywy karaluch. Zauważyli go wspólnie. Mama się pyta:
- A co to jest?
- Rodzynek. - Odparł właściciel, po czym złapał go w garść i szybko połknął. Natychmiast potem zażył setkę wódki.

Żadnych uchybień więcej nie było, więc ciastkarnia pozostała otwarta.

Ciastkarnia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 895 (949)

#22844

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Swego czasu moja Towarzyszka Małżonka pełniła obowiązki nauczyciela akademickiego.
Działo się to podczas sesji egzaminacyjnej, studenci napisali egzamin i teraz stali w kolejce do gabinetu po wyniki, ewentualne dopytanie na wyższą ocenę i wpis do indeksu.

"Zatrudniony" byłem do sprawdzenia prac. Egzamin był z języka angielskiego, miałem podany klucz więc dla informatyka ciężko nie było. Musiałem na chwilę wyjść z gabinetu. Wracając przepycham się do drzwi, patrzą na mnie nienawistne oczy, bo późna pora. Na raz jakaś odważniejsza studentka zwraca się do mnie:
- Nie ryj się łosiu, stój w kolejce, jak wszyscy.
Odwracam się i mówię:
- Szanowna pani, dyplom ukończenia studiów wyższych odebrałem już kilka lat temu, a w tym oto gabinecie pomagam sprawdzać państwa egzaminy, żeby było szybciej. Czy pozwoli mi pani wejść?

Jak przyszła pora na wpis owej studentce, to wywnioskowałem po jej minie i kolorze twarzy, że najchętniej by przyszła w papierowej torbie na głowie.

Uczelnia

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 728 (820)

#22474

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Swego czasu naprawiałem bankomaty.
Bankomaty jak wiadomo, stoją w nie tylko w bankach. Do bankomatów "zewnętrznych" powinna jeździć specjalna grupa konwojentów, ale w praktyce było różnie. A już zupełna jazda bez trzymanki, działa się w małych miasteczkach.

Któregoś dnia, w pewnej małej miejscowości, podjeżdżam pod bank celem podwiezienia pracowników pod bankomat. Ładują mi się dwie panie, przy czym jedna usiłuje przemycić na tylne siedzenie dużą, wypchaną reklamówkę - tak wielkości pudełka na buty. Odwracam się i mówię:
- Bardzo mi przykro, ale nie mogę przewozić gotówki należącej do banku, więc jeśli ma pani pieniądze do zasilenia bankomatu, to proszę wezwać transport bankowy.
Panie wymieniły spojrzenia i powiedziały:
- Dobrze, to my pójdziemy piechotą, zawsze tak chodzimy.

I poszły przez plac targowy i rynek niosąc pieniądze, za które wtedy można było kupić trzy, cztery domy jednorodzinne.

Bank

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 762 (798)

#21430

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miejsce akcji, supermarket ASDA, północno-wschodnia Szkocja.

Scenka w kolejce do kasy w supermarkecie.
Podczas płacenia, kobieta długo szuka portmonetki w torebce.
Następny facet wzdycha półgłosem:
- Ale się urwał, grzebie.
Kobieta znalazłszy w końcu zgubę, odpowiada facetowi:
- Coś ci się nie podoba, palancie?
Na to kasjerka:
- Proszę państwa, proszę o spokój.
Zwaśnione strony grzecznie milkną.

Wszystkie dialogi wypowiedziane po polsku, a ja stałem trzeci w kolejce.

zagranica

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 957 (1149)

#20931

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historyjka o tym jak z kolegami niechcący byliśmy piekielni dla szefa, który się zdrowo wstydu przez nas objadł.
Działo się to wtedy, kiedy komputery oraz telefony komórkowe zaczęły szeroko wkraczać do naszego życia.
Pracowałem w pewnej firmie, która była połączona ze sklepem gdzie sprzedawano wyżej wymienione dobra. Na zapleczu sklepu mieścił się serwis, gdzie odbywały się naprawy oraz montaż komputerów dla klientów. W serwisie tym panował "nieład artystyczny" lub "burdel na kółkach" według innych.

Pewnej nocy do sklepu miało miejsce włamanie. Jako, że alarm się rozryczał to złodzieje zbutowali szafkę z komórkami, która dzielnie stawiała im opór, porozwalali komputery i drukarki do faktur w poszukiwaniu utargu i uciekli, zabierając dwie atrapy komputerów z wystawy. Na miejscu pojawiła się agencja ochrony, która ściągnęła policję oraz szefa.

Na drugi dzień lekko wkurzony, niewyspany szef, na dzień dobry zjechał wszystkich pracowników serwisu z góry na dół, każąc PORZĄDNIE wysprzątać serwis.

Po godzinie cała firma zwijała się ze śmiechu, opowiadając sobie co się stało. Kiedy szef przyjechał, to Policja z ochroną czekali na zewnątrz i dopiero w jego obecności weszli do środka, aby sprawdzić straty oraz czy nikogo w środku nie ma. Ciemny sklep w nocy oświetlany światłami latarek, robi upiorne wrażenie, które potęgują straty spowodowane przez oprychów. W pewnej chwili policjantka kieruje światło do serwisu i krzyczy:
- O Jezu, niech pan patrzy, jak to pomieszczenie jest splądrowane, jeszcze takich strat nie widziałam!
A szef, zasłaniając sobą serwis:
- Nie, nie, to jest normalny wygląd tego miejsca...

Firma

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 729 (779)