Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

EireneK

Zamieszcza historie od: 10 grudnia 2013 - 16:52
Ostatnio: 12 stycznia 2019 - 19:55
  • Historii na głównej: 9 z 13
  • Punktów za historie: 2893
  • Komentarzy: 73
  • Punktów za komentarze: 436
 
[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
3 czerwca 2016 o 1:46

@sussana: masz trochę racji, nie powinno się chować pieniędzy od klienta zanim nie wyda się mu reszty, ale trzymanie w jednej ręce zapłaty, a wydawanie druga ręką prowadzi do pomyłek, szczególnie po kilku godzinach pracy, gdy człowiek już jest zmęczony. Ja zawsze odbieram zapłatę, przeliczam i kładę na ladzie w zasięgu wzroku klienta, ale poza zasięgiem jego rąk, wydaje resztę i dopiero na końcu chowam zapłatę do szuflady. A co do sytuacji z historii to podobnych przypadków znam kilka i najlepiej poprosić o zapłatę przed podróżą.

[historia]
Ocena: 22 (Głosów: 22) | raportuj
31 maja 2016 o 1:20

Ostatnio jak wracałam z pracy zobaczyłam że jakaś starsza babka cisnęła papierek po cukierku na trawnik mimo że kosz miała kilka metrów dalej. Gdy zwróciłam jej uwagę, czy w domu na dywan też tak rzuca śmieci gdzie popadnie, zaczęła mnie wyzywać od niewychowanych gówniarzy. Co jest nie tak z tym światem, że zwrócenie komuś uwagi żeby nie śmiecił jest ( w mniemaniu niektórych) oznaką niewychowania, a zostawianie po sobie chlewu już nie?

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
22 maja 2016 o 1:16

@Litterka: Toalety dla pracowników są, bo być muszą, ale nie można wymagać, że będziemy wpuszczać klientów na zaplecze, gdzie jest też np magazyn, a w nim niezabezpieczony towar, czy też szatnia z prywatnymi rzeczami pracowników. A co do toalet dla klientów, to w każdym centrum handlowym jest ich wiele, wystarczy się tylko rozejrzeć.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
22 maja 2016 o 1:10

@dodolinka: Myślę, że to kwestia nie tyle procedur, co polecenia kierownictwa lub własnego widzimisię, żeby nie musieć wynosić za często wielkich worów ze śmieciami.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
20 maja 2016 o 12:16

@tysenna: Nie chcę rzucać nazwami firm, tym bardziej że projekty na których pracowałam już nie istnieją. Przed moim przyjściem premie były po kilkadziesiąt zł za umowę, potem coraz bardziej leciały, przy jednoczesnym wzroście wysokości progów, które trzeba osiągnąć by te premie dostać (1,5-2 sztuki na godzinę, gdzie 80% konsultantów wyrabiało max 1 na godzinę). Gdy zaczynałam w firmie pracowało ponad 300 osób, stanowiska gęsto na dwóch pietrach. Gdy odchodziłam zastało niecałe 100 osób, stanowiska na jednym pietrze, drugie puste. W kierownictwie lament, bo rekrutacja na bieżąco, ale nowe osoby wytrzymywały do miesiąca- po pierwszej wypłacie, gdy okazało się, że mimo dobrego wyniku (jak to zwykle u świeżaków bywało) próg nie został osiągnięty i pozostawała tylko stawka godzinowa, ludzie się po prostu ewakuowali. Nie czarujmy się, ta praca do przyjemnych nie należy, nieraz miałam nawtykane od naciągaczy. A przy wypłacie rzędu kilkuset zł na miesiąc to się zwyczajnie nie opłaca. Jak skończyłam studia i nie zależało mi już na możliwości układania grafiku pracy pod plan zajęć na uczelni to się wypisałam z układu.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
19 maja 2016 o 22:38

@laurakapelewska: Ja pracowałam w call center przez 2 ostatnie lata studiów. Nie wiem jak w innych, ale powiem na bazie własnego doświadczenia, że prowizja 150 zł za 1 umowę to mit. Pracowałam na kilku projektach, w tym dużego operatora telefonicznego i najlepsza prowizja od sprzedaży pojedynczej sztuki abonamentu np na internet mobilny to było 5 zł, chyba, że się udało wcisnąć dodatkowe ubezpieczenie tabletu, to 12 zł. Wszystko to oczywiście jeśli wyrobiło się określone progi sprzedaży. Bywały miesiące, że na cały projekt próg wyrabiały 2-3 osoby. Pozostawała tylko stawka za godziny, bagatela 7 zł brutto.

[historia]
Ocena: 19 (Głosów: 19) | raportuj
19 maja 2016 o 21:49

@Herbata: 10 razy 0 to wciąż 0 :P

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
14 maja 2016 o 1:02

Może z racji skargi policzono Ci to jako darmową usługę?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
14 maja 2016 o 0:38

@kojot_pedziwiatr: To jeszcze nic. Mieszkałam kiedyś z takim świrem 3 miesiące. Wypowiedział mi umowę bo raz dostał przelew za mieszkanie 11 zamiast 10 (10 wypadał w niedzielę i przelew szedł dłużej). Jak się wyprowadziłam wysprzątałam pokój na błysk, a przy rozliczaniu kaucji gość położył się na podłodze i pokazywał mi że od chodzenia, tudzież przesuwania krzesła (miałam podklejone filcem) na podłodze zrobiły się, cytuję: "mikrorysy". Odjął mi za to 450 zł z kaucji na ponowne lakierowanie parkietu.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
13 maja 2016 o 1:32

Kiedy byłam na studiach miałam kilkoro znajomych mieszkających w akademiku. Kiedyś podczas imprezy ktoś włożył krzesło do windy, podpalił i puścił, żeby jeździło góra-dół. Oczywiście straż pożarna przyjechała i ewakuowała wszystkich. Na innej imprezie jeden chłopak z budownictwa tak się nawalił, a może i naćpał (któż to wie), że zabetonował wszystkie kible na całym pietrze. Nie wiem ile trzeba wypić żeby takie pomysły do głowy przychodziły.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
11 maja 2016 o 13:51

@LuzMaria: Jest dokładnie ja mówisz, ale to przez lata komuny. Ludzie nauczyli się, że jak państwowe, czy ogólnie nie czyjeś prywatne, to znaczy, że niczyje i można sobie zabrać, albo zniszczyć (np popisać ławkę w parku).

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
10 maja 2016 o 13:47

Historyjka 4 przypomniała mi podobny epizod z mojej pracy. Nasz sklep nie wydaje gazetek, bo większość towaru to pojedyncze sztuki i tak naprawdę nie wiadomo co przyjdzie w kolejnych dostawach. Ale pewnego dnia przyszła pani, która przez 15 minut próbowała mi wmówić, że naszej gazetce widziała tiulową spódniczkę dla wnusi, a na sklepie nie ma i mam jej natychmiast przynieść z magazynu... Po 40 powtórzeniu że to musiała być gazetka innego sklepu, bo nasza sieć nie wydaje gazetek i może się innych pracowników zapytać, to usłyszy to samo, pani w końcu zrezygnowała mamrocząc coś pod nosem.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
10 maja 2016 o 11:33

@Massai: Tak oburzam się, że nie powiesił, a nie że nie poskładał, to jest zasadnicza różnica, bo jak sam mówisz, w różnych sklepach się różnie składa, ale powiesić na wieszak to chyba sie nie da inaczej niż dobrze. Zresztą nie byłoby historii jakby podszedł do mnie (a stałam dosłownie obok niego i widział mnie bo mu wcześniej dzień dobry powiedziałam) i mi te spodnie podał żebym powiesiła. No ale po co, lepiej walnąć byle jak, niech spadną na ziemię, niech ludzie po nich depczą, przecież on ich i tak nie kupuje...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
9 maja 2016 o 23:19

@matias_lok: Niestety ludzie najpierw nie szanują towaru, a potem przychodzą po rabat. Raz się nawet zdarzyło, że pani wychodząc z przymierzalni powiedziała, że bardzo jej się podoba koszula,którą mierzyła, ale nie weźmie, chyba że z rabatem. Ja na to, że niestety na towar pełnowartościowy rabatów nie udzielamy. Pani wyszła więc z przymierzalni, poszła za filar, pourywała guziki i udała się do kasy. Niestety nie wiedziała, że to widziałam i powiadomiłam kasy, że taka pani zapewne się tam zjawi. Oczywiście rabatu przy kasie odmówiono, klientka była niepocieszona, a koszuli nie kupiła.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
9 maja 2016 o 23:06

@Massai: Nie wiem w którym miejscu jest napisane, że byłam oburzona, że nie poskładał? Akurat w naszej sieci wszystkie ubrania wystawiany na wieszakach. Jak myślisz ile jest sposobów na powieszenie koszuli czy spodni na wieszaku?

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
9 maja 2016 o 13:23

@Czarnechmury: Czytaj proszę ze zrozumieniem. Historia nie jest o piekielnym kliencie, który po przymierzeniu nie odniósł rzeczy na swoje miejsce- po to jest pracownik w przymierzalni, żeby mu zostawić rzeczy których nie chcesz, a on już to sobie ułoży tak żeby druga osoba, która rozwozi, mogła łatwo i szybko ponownie rozłożyć towar na sklepie. Nawet często klienci mówią w przymierzalni że czegoś nie chcą ale sami odwieszą. Zawsze w takich sytuacjach grzecznie ale stanowczo prosimy o zostawienie, bo prawda jest taka, że ludzie nie pamiętają skąd coś wzięli i odwieszają byle gdzie, więc wolimy żeby zostawiali w przymierzalni, żebyśmy sami mogli odwiesić gdzie trzeba. Historia jest o facecie który oglądał rzeczy na sklepie i zamiast odwiesić w to samo miejsce (obok którego przecież stał), to rzucił ubrania byle jak, mimo że stałam obok niego, dopiero to miejsce posprzątałam, co świadczy tylko o tym że nie ma poszanowania dla cudzej pracy. Pewnie myślał tak jak Ty i inne osoby tu komentujące, że mam to z podkulonym ogonkiem podnieść po nim i może mu jeszcze podziękować, że mam dzięki niemu pracę. A że mu uprzejmym tonem zwróciłam uwagę to mu się wstyd zrobiło i uciekł. Pewnie Cię rozczaruję, ale nie mam pracy dzięki tym, którzy rozwalają, tylko dzięki tym którzy kupują, a to często gęsto nie to samo.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
8 maja 2016 o 23:55

@wampisia: Tak, po czym poznałaś?

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 9) | raportuj
8 maja 2016 o 23:51

@sussana: u nas tez jest przymierzalnia, gdzie zawsze stoi pracownik, który układa i odwiesza rzeczy po klientach, tym bardziej wkurza takie zachowanie, że ktoś rzuca rzecz na podłogę skoro w pobliżu jest pracownik, któremu może tę rzecz podać jeśli sam nie potrafi/ nie chce/ nie ma czasu odwiesić. Poza tym mylisz się- sprzedawca w sklepie nie jest od sprzątania tylko od obsługi klienta. Gdyby ludzie nie rzucali rzeczy na podłogę po obejrzeniu tylko odwieszali, to i tak mielibyśmy co robić: byłoby więcej osób, by stanąć na kasie, rozwozić rzeczy z przymierzalni ( z czym często nie nadążamy w weekendy ze względu na bałagan właśnie) czy zwyczajnie pomóc klientowi w poszukiwaniach. Poza tym po zamknięciu moglibyśmy skupić się na ułożeniu towaru na błysk, jak książka pisze, a tak to sprząta się byle nic na podłodze nie leżało i żeby rzeczy były w miarę równo ułożone, bo trzeba się zmieścić w czasie.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
8 maja 2016 o 23:33

@Fomalhaut: nie wiem jak w innych sklepach, bo nie oglądam tam działów męskich raczej, ale u nas na męskim jest zazwyczaj większy bałagan niż na damskim, a już szczególnie na spodniach. W weekendy często się zdarza że połowa spodni leży na podłodze i trzeba co 20 minut przechodzić cały dział od nowa, bo wygląda jakby od początku dnia nie był sprzątany.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
8 maja 2016 o 12:21

Miałam podobną sytuację w zeszłym miesiącu w Polskim Busie, trasa Rzeszów - Warszawa. W Ostrowcu Świętokrzyskim wsiadła matka z 2 dzieci, syn nastolatek i córka ok 5 lat. O ile chłopak zachowywał się normalnie to córunia przez 4 godziny podróży skakała po fotelu, kopała siedzenie, "śpiewała" wymyślone przez siebie piosenki (czyt. skrzeczała na pół autobusu) i kilka razy na minutę pytała czy daleko jeszcze. Ogólnie lubię dzieci i będąc nastolatką dorabiałam jako niania, ale tego bachora miałam ochotę wywalić przez okno.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
12 grudnia 2013 o 15:41

@Shakkaho wyobraź sobie, że lwia część ludzi, którzy wchodzili przed samym zamknięciem zanim zdążyliśmy spuścić rolety, to byli własnie tacy spacerowicze, którzy na pytanie obsługi czy pomóc w wyborze towaru, odpowiadali "ja sobie tylko oglądam". Raz mi pewien pan odpowiedział, że przyszedł sobie sklep pozwiedzać, bo mu się w domu siedzieć nie chciało. Jakby sklep to był jakiś obiekt turystyczny. I nawet w wypadku takich klientów "zwiedzających" sklep po zamknięciu obsługa nie ma prawa wyjść do domu, wszyscy muszą czekać aż państwo łaskawie wyjdą.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 8) | raportuj
12 grudnia 2013 o 13:07

Niestety było to zabronione przez kierownika Powiem więcej- codziennie prócz niedzieli mieliśmy dostawy towaru, które przychodziły godzinę przed otwarciem sklepu. Był ustalony przez kierownika grafik podający każdego dnia 2 pracowników, którzy mają przyjść godzinę przed otwarciem sklepu i wyjść również godzinę przed zamknięciem. Ale w ewidencję czasu pracy mieli obowiązek wpisywać godziny otwarcia sklepu. Tak więc gdyby któremu stało się coś przy rozładunku towaru, to jest problem bo formalnie w pracy go wtedy nie było. A gdyby miał wypadek w drodze do domu po pracy, to również problem, bo dlaczego był wpisany w ewidencję, że jest w sklepie, a w pracy go nie było?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
12 grudnia 2013 o 0:31

Co ciekawe mój chłopak skomentował to prawie tak samo- pomijając sugestie umawiania się z D. :P Jeśli chodzi o mnie, to chyba bym musiała lobotomię przejść by umówić się z kimś kto w tym wieku stosuje tak prymitywne metody podrywu. A tak na poważnie nie sądzę, żeby mnie podrywał, po prostu bawi go uprzykrzanie życia innym.

« poprzednia 1 2 3 następna »