Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

FaceOfInsane

Zamieszcza historie od: 28 kwietnia 2012 - 17:45
Ostatnio: 11 czerwca 2017 - 20:48
O sobie:

Nie jestem tym który zwątpił
I tchórzem co się poddał
Nie jestem buntownikiem,
Choć niewiele mi się tupodoba

  • Historii na głównej: 10 z 14
  • Punktów za historie: 5800
  • Komentarzy: 194
  • Punktów za komentarze: 983
 
zarchiwizowany

#66891

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielne o tyle, o ile często zdarzają mi się takie sytuacje.
Jestem w grupie użytkowników ruchu, na których wszyscy narzekają, mianowicie jeżdżę motocyklem. Ostatnio jednak coraz częściej mam wrażenie, że to własnie kierowcy samochodów są najbardziej piekielnymi na drodze.

Sezon w pełni, trzeba się odstresować przed ostatnimi egzaminami - jadę na przejażdżkę. A że jeżdżę chopperem, to prędkości nadświetlnych nie rozwijam i jeżdżę zgodnie z przepisami. Do tego pewnie większość wie jak brzmią tego typu jednoślady, błyszcząc chromami w świetle słońca jak psu.. no wiadomo co. Tak czy siak naprawdę ciężko takiej maszyny nie zauważyć.

Nie powstrzymało to 3 kierowców (tylko podczas dzisiejszej przejażdżki) wyjechać tuż przede mną, naprawdę chamsko wymuszając pierwszeństwo.
Ja rozumiem, że baba na drodze szacunku nie wzbudza, ale ludzie - miejcie chociaż odrobinę rozumu i poszanowania dla przepisów.
Nawet jadąc z dopuszczalną prędkością w przypadku kolizji motocykl - samochód za dużych szans nie mam. I mimo, że jeżdżę bezpiecznie - coraz bardziej obawiam się wsiadając na motocykl, bo nie wiem co następnym razem stuknie do głowy jakiemuś kierowcy puszki.

I proszę was, drodzy kierowcy samochodów - jest sezon motocyklowy - upewniajcie się jeszcze raz, czy na pewno nie wymuszacie pierwszeństwa jednośladom, bo dla nich może to się skończyć tragicznie. I nie mówię tu o tych, którzy uważają, że 100 km/h w zabudowanym to mało, tylko o wszystkich, którzy szanują przepisy i tego też oczekują od innych.

motocykle

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (216)
zarchiwizowany

#51068

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja znajoma została dziś wezwana na wizytę u pani pedagog, w sprawie problemu z jej jedenastoletnim synem.
Jakiego?
Ano takiego, że młody jako jedyny w klasie nie ma konta na facebooku.

Badum ts.

szkoła

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 433 (569)
zarchiwizowany

#49172

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pazerność i bezczelność ludzka nie znają granic. Bo inaczej tego nazwać nie można.

Kilka dni temu zmarła moja babcia od strony mamy. Niestety wiąże się to z załatwieniem wszelkich pogrzebowych formalności. Moja babcia całe życie związana była z parafią zupełnie inną niż jej `przydziałowa` i w tej także chciała być pochowana. Również wiadomym było od razu, że pogrzeb poprawadzi ksiądz, który uczył u mnie w liceum, a z którym nawiązałam swojego rodzaju przyjaźń mimo mojego dość nieprzychylnego podejścia do instytucji kościoła samej w sobie.
Niestety, mimo tych ustaleń musiałyśmy z mamą wybrać się do parafii babci (ot, taki wymóg), bo ksiądz z tejże i tak ma obowiązek być na pogrzebie. Dopełniłyśmy formalności, zawiadomiłyśmy, że mszę poprowadzi ksiądz z zewnątrz i wydawałoby się, że na tym koniec. No właśnie - wydawałoby się. Oczywiście musiało paść pytanie, czy mama wesprze kościół ofiarą. Szczerze odpowiedziała, że w chwili obecnej jej na to zwyczajnie nie stać, bo pogrzeb - jak to pogrzeb, jest dość sporym wydatkiem; nie wspominając o fakcie, że gdyby nie wymóg powiadomienia parafii zmarłego, to ta nie miałaby nic wspólnego z pochówkiem. Pani sekretarka pomruczała pod nosem z niezadowoleniem i na tym skończyła się nasza wizyta w kancelarii.

Nie minęły dwa dni. Mama odbiera telefon.
- No kiedy wpłaci pani ofiarę?



A mi, głupiej, całe życie wydawało się, że ofiara to rzecz dobrowolna i kto jak kto, ale pracownicy kościoła powinni być pełni wyczucia i empatii dla bliźnich.

kościół

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 251 (309)
zarchiwizowany

#45340

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tuż przed świętami postanowiliśmy wybrać się z mężczyzną moim na święta do jego mamy, do Holandii. Ale żeby postanowieniu zadość się stała, trzeba było się tam jakoś dostać. Po przejrzeniu opcji przeróżnych i ogarnięciu naszych możliwości finansowych wybraliśmy pewną firmę przewozową. Był to tzw. mały przewóz osób, w którym kierowców nie obowiązuje używanie tachografów.
Termin przejazdu ustalony na czwartek, 5:00 rano. Co ważne, jechaliśmy z centrum Polski. Przewoźnik przyjechał i tu zaczęły się piekielności.
Na pierwszym postoju kierowca przyznał, że to jego pierwszy kurs i że nie śpi już od 19:00 poprzedniego dnia. Później było już tylko gorzej.
Zebraliśmy już 3 osoby, kiedy przyszło do następnego pasażera. Okazała się nim pijana w sztok panienka. Rad, czy nie rad, kierowca na własną odpowiedzialność (zniszczenia tapicerki w razie ponownego przywitania się ze śniadaniem, zachowań nieprzediwywalnych dla kierowcy i innych pasażerów etc) musiał ją wziąć. Doprawdy cudownie jechało się w oparach alkoholu, w nagrzanym samochodzie, co jeszcze bardziej potęgowało żuliettowaty zapach miss imprezy dnia poprzedniego.

Nareszcie, po 10 godzinach jazdy, przez Legnicę włącznie (SIC!) dojechaliśmy do Niemiec. Tu właśnie kierowca zaczął niedomagać zupełnie. Okazało się jednak, że jedzie z nami kierowca innej firmy (jako pasażer), który podjął się dalszej jazdy, bo widział, że dalsze kierowanie przez zmęczonego na śmierć jegomościa może się źle skończyć.
Następne schody zaczęły się, kiedy mieliśmy się przesiąść do innego busa (który miał rozwozić ludzi do jednego obszaru Holandii, do którego właśnie my jechaliśmy, żeby było sprawniej, co później okazało się totalną bujdą). Kierowcy mimo usilnych starań nie mogli się dogadać na której stacji tak właściwie mają się spotkać, czego skutkiem poznałam dokładnie wsystkie stacje benzynowe w promieniu 30km od Hannoveru. Kiedy w końcu odnaleźliśmy drugiego busa okazało się, że tkwi tam już od 1,5h. Pasażerowie spędzili ten czas poza autem, w nocy, w mrozie, w porywistym wietrze.
Kiedy przyszło do przesiadki, okazało się, że jedna z paczek którą mają przekazać kierowcy (firma świadczy również usługi kurierskie) jest źle zaadresowana. Kolejne pół godziny czekania, kiedy panowie próbowali ustalić od kogo i dokąd właściwie jest ta przesyłka.
Prawdziwy koszmar jednak zaczął się od tejże przesiadki właśnie. Znowu trafiliśmy na kierowcę żółtodzioba, który jechał ze swoim drugim w życiu kursem i nie spał już od... 20h. Nie przeszkadzało mu to jednak zupełnie w jechaniu z zawrotną prędkością po autostradzie przy jednoczesnym pisaniu sms'ów. Od ekranu telefonu odrywał wzrok dopiero wtedy, kiedy bus zaczynał wibrować od wypukłości umieszczonych na liniach przy pasie rezerwowym. Szczerze? Byłam praktycznie pewna, że mimo uwag pasażerów, w końcu wpakuje nas w barierki i tyle nas żywych zobaczą. Strachu dodawały jeszcze 2 podania w radiu o wypadkach busów Holandia - Polska tego samego dnia, w tym jeden z ofiarami śmiertelnymi.
Jakimś szczęściem cudownym udało nam się w końcu dojechać na miejsce w jednym kawałku. Po 25h jazdy, w dodatku przez Belgię (!). Gratuluję logistykowi pomysłu na ustalenie trasy przejazdu.

Niestety, na tym nie koniec historii. Jako, że nie było nas za bardzo stać na innego przewoźnika (ten był najtańszy) byliśmy zmuszeni wybrać busa powrotnego z tej samej firmy. Bardzo zależało nam, żeby wrócić na Sylwestra do Polski, więc zaklepaliśmy auto na 29-go wieczorem. Odpisano nam, że nie ma sprawy, kierowca będzie jeszcze dzwonił, żeby ustalić szczegóły. Owszem, zadzwonił, wieczorem dnia poprzedzającego wyjazd. Szkoda tylko, że następnego dnia nie dało się już do niego dodzwonić, a po pewnym czasie zaczął odrzucać połączenia. Zostaliśmy na lodzie, pewni, że nie uda nam się znaleźć busa o 23:00 na następny dzień. Na całe szczęście poratował nas mój szwagier, na stałe mieszkający w Holandii, który dość często kursuje do Polski. Polecił nam jednego przewoźnika i dał pieniądze, których brakowało, żeby nim pojechać. Finał? Wróciliśmy mega wygodnym samochodem, z 4 osobami na całe 9 miejsc, jako że specjalnie dla naszej dwójki, zamiast jednego posłali dwa busy i podzielili pasażerów. Cała podróż trwała nie 25, a niecałe 12 godzin.

Po powrocie chciałam napisać co sądzę o całej tej firmie. Niestety okazuje się, że kasują wszelkie negatywne komentarze, zostawiając tylko pochlebne opinie, których nawiasem mówiąc są na stronie aż 3.
Jednak internet prawdę Ci powie; otóż w firmie tej ciężko trafić na kierowcę z dłuższym stażem, jako, że wszystkich kantują z umowami, które to mają dostać 'po pierwszych kursach'. Umowy na zlecenie rzecz jasna.


I teraz jeszcze ciekawostka: chłopak, który zastąpił kierowcę opowiedział nam historię ze swojej firmy, w której to musiał składać podanie pisemne o 4h snu.
Nie mam więcej pytań.

usługi

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (252)

1