Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

FaceOfInsane

Zamieszcza historie od: 28 kwietnia 2012 - 17:45
Ostatnio: 11 czerwca 2017 - 20:48
O sobie:

Nie jestem tym który zwątpił
I tchórzem co się poddał
Nie jestem buntownikiem,
Choć niewiele mi się tupodoba

  • Historii na głównej: 10 z 14
  • Punktów za historie: 5800
  • Komentarzy: 194
  • Punktów za komentarze: 983
 

#78456

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii piekielni wynajmujący.

W zeszłym roku z przyjaciółmi postanowiliśmy przeprowadzić się z małego miasteczka do miasta wojewódzkiego, w którym to studiujemy i pracujemy. Jako, że mieliśmy pod opieką psa, a w planie był kolejny - szukaliśmy domku z podwórkiem, coby psiaki poza spacerami miały dostęp do wybiegu i powietrza.

Po niedługich poszukiwaniach znaleźliśmy domek z podwórkiem. Co ważne w historii domek znajdował się na posesji wynajmującego, na której stoi również jego dom. Oczywiście przed podpisaniem umowy oznajmiliśmy panu Markowi (imię zmienione), że wprowadza się z nami czworonóg, a już niedługo pojawi się następny. Stwierdził, że nie ma problemu i że zdecydowanie woli psy niż np małe dzieci. Sprawiał wrażenie miłego, starszego pana i nie miał nic przeciwko psom, więc umowa została podpisana.

Pierwsze zgrzyty zaczęły się dość szybko. Panu Markowi pies nagle zaczął przeszkadzać, bo czasem załatwiał swoje potrzeby na podwórku. Oczywiście sprzątaliśmy sumiennie psie ekskrementy, jednak to nie obchodziło wynajmującego. Pies od tego momentu miał praktycznie zakaz wstępu na podwórko, a wszelkie zażywanie przezeń świeżego powietrza miało odbywać się na spacerach poza jego obręb.

Zagryźliśmy zęby, wszak umowa podpisana tylko na rok. Jednak to był dopiero początek.

Przy okazji prac podwórkowych pan Marek zaczął zaglądać nam w okna i sprawdzać co dzieje się w środku. Pewnego razu przyszedł i widząc, że dom nie jest w idealnym porządku, zaczął się na nas drzeć, że mamy burdel i co to w ogóle ma być. Gwoli ścisłości - wynajmujący jest pedantem i każdy pyłek kurzu czyni dom "zasyfionym". Dzień czy dwa później znowu przyszedł, przepchnął się w drzwiach przyjacielowi, który mu otworzył i zaczął robić zdjęcia po całym domu, "dokumentując burdel". Uwagi, że nie życzymy sobie takich zachowań i że w świetle prawa* to co robi jest przestępstwem, nie zrobiły na nim wrażenia.

Kolejna piekielność objawiła się podczas wymiany mebli. Te, z którymi wynajęty był dom nadawały się praktycznie do niczego, a sam wynajmujący stwierdził, że możemy z nimi zrobić co chcemy. W czasie wymiany z rogów wyłoniła się dorodna kolonia grzyba. Na tyle uparta, że ani oczyszczenie ściany i odmalowanie jej na nowo, ani pochłaniacze wilgoci nic nie dały. Pan Marek na zgłoszony problem stwierdził, że mamy otwierać okna, to grzyba nie będzie. W styczniu. Kiedy temperatury dochodziły do -20.

Kiedy pojawił się drugi pies, czara goryczy się przelała. Mimo, że panu Markowi pies nr 1 przestał przeszkadzać, bo wychodził poza podwórko, drugi stał się przyczyną otwartej wojny. I nieważne, że wyprowadzaliśmy oba czworonogi na spacer - usłyszeliśmy, że on się na żadne psy nie zgadzał i możemy "wyp**dalać". Pomijając już fakt, że pewnego razu znalazł kocią kupę na podwórku i zrobił nam karczemną awanturę, w której oznajmił, że jeśli zobaczy, że pies się pałęta, to "za*ebie go kijem".

W trybie natychmiastowym zaczęliśmy rozglądać się za nowym domem. Na szczęście dosyć szybko znaleźliśmy alternatywę, co oznajmiliśmy panu Markowi. Nagle okazało się, że psy mu wcale nie przeszkadzają, o ile są wyprowadzane poza teren posesji i że wypowiedzenie umowy jest naszym widzimisię, więc nie odda nam kaucji. Do tego wyparł się absolutnie wszystkich obelg i innych gróźb rzucanych pod naszym adresem, a trochę tego było.

O nie, tak rozmawiać nie będziemy.
Zaprosiliśmy pana Marka na rozmowę, na której zaproponowaliśmy polubowne rozwiązanie umowy. Biorąc pod uwagę wcześniejsze wypieranie się swoich słów i postanowień, postanowiliśmy nagrać dyskusję. Oczywiście był on jak najbardziej za polubownym rozwiązaniem, jednak nie chciał nawet słyszeć o zwrocie kaucji. Kiedy usłyszał, że rozwiązując ją w ten sposób jest zobowiązany do zwrotu pieniędzy, oznajmił, że w takim razie on nic rozwiązywać nie będzie i albo my wypowiemy najem tracąc kaucję, albo mieszkamy dalej.

Na szczęście prawo obce nam nie jest i uświadomiliśmy pana Marka, że w imię Art.682 KC** możemy zerwać umowę ze wskazaniem jego winy w związku z grzybem, który w międzyczasie zaczął wierzyć już w Boga, zwłaszcza, że domownicy zaczęli uskarżać się na objawy związane z zatruciem tym rosnącym na ścianie paskudztwem. Ponadto, na nasze szczęście przyznał się do najść i robienia zdjęć bez zgody i poplątał się w zeznaniach, podając 3 różne wersje jego stosunku do psów. W ciągu 20 minut stwierdził kolejno, że nie zgadzał się na żadne psy, potem, że zgadzał się na jednego, a na samym końcu uznał, że nie ma nic przeciwko, o ile wychodzą na zewnątrz.

Do tego nagle zaczęło mu zależeć na rozlatujących się meblach i już kombinował jak by tutaj nie oddać kaucji na każdy możliwy sposób. Na naszą korzyść przemówił podpisany przez niego in blanco protokół zdawczo odbiorczy domu.
Przedstawiliśmy mu to wszystko, stwierdzając, że zależy nam na polubownym załatwieniu sprawy, a jemu samemu też powinno, zważając na okoliczności. Pan Marek ani o tym myśli i już zapowiedział, że idzie do swojego prawnika, i jak chcemy to możemy to wszystko załatwić w sądzie.

Na szczęście już za 3 tygodnie wyprowadzamy się do nowego lokum, ale wszyscy chodzą po domu znerwicowani, zastanawiając się co znowu nasz "uroczy starszy pan" wymyśli, żeby tylko zatruć nam życie. Mamy nadzieję, że do pana Marka coś dotrze, bo nikomu z nas nie chce użerać się po sądach, a o koszmarnym wynajmie chcemy zapomnieć jak najszybciej po wyprowadzce.

* Art.193.KK Kto wdziera się do cudzego domu, mieszkania, lokalu, pomieszczenia albo ogrodzonego terenu albo wbrew żądaniu osoby uprawnionej miejsca takiego nie opuszcza, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.

**Jeżeli wady najętego lokalu są tego rodzaju, że zagrażają zdrowiu najemcy lub jego domowników albo osób u niego zatrudnionych, najemca może wypowiedzieć najem bez zachowania terminów wypowiedzenia, chociażby w chwili zawarcia umowy wiedział o wadach.

wynajem

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (153)

#69411

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Postanowiłam zmienić poradnię endokrynologiczną, jako, że w ostatniej działy się cuda na kiju, walki emerytek i inne dantejskie sceny, o czasie czekania na wizytę nie wspominając.
Udałam się więc do tegoż przybytku niedoli po kserokopię karty pacjenta.

Najpierw dostałam ochrzan, że nie pamiętam numeru karty (którego nikt nigdy mi nie podawał, wszystko na nazwisko). Kiedy wreszcie panie w rejestracji ją znalazły okazało się, że kopia do odbioru za dwa tygodnie. Kopia, czyli w tym przypadku 5 kartek do skserowania. Potrwałoby to może z minutę na miejscu. Uznałam, że nie będę specjalnie jeździć drugi raz, więc poprosiłam o kartę w celu zrobienia jej zdjęć (w końcu i tak liczą się zawarte w niej informacje, nie sposób w jaki je przekażę następnemu lekarzowi).

Pani i władczyni z okienka mówi, że owszem, mogę zrobić zdjęcia, ale poza okienko karta nie wyjdzie i kurczowo trzyma ją w rękach, bylebym tylko nie mogła jej sięgnąć. I na nic tłumaczenie, że przecież chcę ją położyć na "parapecie" po drugiej stronie okienka i zrobić zdjęcia, zwłaszcza, że w ten sposób nie zablokuję kolejki. A przecież nie zrobię zdjęć, jak ona będzie tę kartę trzymać niczym Gollum pierścień. Nie, nie i już.
Jestem wyjątkowo miłą i grzeczną osobą jeżeli chodzi o załatwianie wszelkich spraw, czasem nawet zbyt grzeczną, jednak w końcu puściły mi nerwy i praktycznie wyrwałam jej tę kartę z rąk, przy okazji dobitnie mówiąc co o tym sądzę.

Zrobienie zdjęć zajęło minutę, dyskusja z babą z rejestracji - 10 minut.

Skarga złożona. Dalej nie rozumiem co ma na celu takie utrudnianie ludziom życia.

NFZ

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 322 (368)

#66928

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojechałam z mamą na tournée po mieście w celu załatwieniu kilku spraw.
Zaparkowałam pod ogrodzonym blokowym ogródkiem, a mama poszła w tym czasie załatwić jedną ze wspomnianych wcześniej spraw.

Jako, że siedziałam w aucie i nie miałam za bardzo co robić - zaczęłam obserwować przechodzących ludzi.
Moją uwagę zwróciła staruszka - kręciła się przez dobre 5 minut przy ogrodzeniu zachowując się jak złodziej, który ma zaraz coś ukraść. Okazało się, że czekała na moment, kiedy nikogo w pobliżu nie będzie. Nie wpadła na to, że ktoś może siedzieć w zaparkowanym 2 metry dalej samochodzie.
Kiedy doczekała się pustej uliczki, spojrzała jeszcze raz po kolei na wszystkie okna bloku (nie był zbyt duży), wsadziła rękę do torby i wyjęła kilka kawałków jedzenia. Przełożyła rękę przez ogrodzenia i wrzuciła je w krzaki, jeszcze raz dokładnie się oglądając, po czym dała jak najszybciej wióra.

Znam wiele historii znajomych, którzy udaremnili swoim psom zjedzenie kiełbasy nabitej szpilkami, czy inną trutką, a zachowanie staruszki było tak podejrzane, że od razu skojarzyłam fakty.
Wysiadłam z auta, poszłam do domofonu i zadzwoniłam pod pierwszy lepszy adres. Otworzył mi starszy pan; spytałam czy ktoś w bloku ma psa albo innego zwierzaka, bo widziałam, że jakaś kobieta podrzuca podejrzanie wyglądające kawałki jedzenia na ich podwórko. Mężczyzna nie kojarzył za bardzo jaki jest stan zwierzaków w kamienicy, ale obiecał powiadomić sąsiadów, żeby w razie czego uważali na swoich podopiecznych.

Niestety, nie byłam w stanie znaleźć rzuconego w krzaki jedzenia, ale mam nadzieję, że żadne zwierzę na nie nie trafi :/

zwierzęta

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 269 (323)
zarchiwizowany

#66891

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielne o tyle, o ile często zdarzają mi się takie sytuacje.
Jestem w grupie użytkowników ruchu, na których wszyscy narzekają, mianowicie jeżdżę motocyklem. Ostatnio jednak coraz częściej mam wrażenie, że to własnie kierowcy samochodów są najbardziej piekielnymi na drodze.

Sezon w pełni, trzeba się odstresować przed ostatnimi egzaminami - jadę na przejażdżkę. A że jeżdżę chopperem, to prędkości nadświetlnych nie rozwijam i jeżdżę zgodnie z przepisami. Do tego pewnie większość wie jak brzmią tego typu jednoślady, błyszcząc chromami w świetle słońca jak psu.. no wiadomo co. Tak czy siak naprawdę ciężko takiej maszyny nie zauważyć.

Nie powstrzymało to 3 kierowców (tylko podczas dzisiejszej przejażdżki) wyjechać tuż przede mną, naprawdę chamsko wymuszając pierwszeństwo.
Ja rozumiem, że baba na drodze szacunku nie wzbudza, ale ludzie - miejcie chociaż odrobinę rozumu i poszanowania dla przepisów.
Nawet jadąc z dopuszczalną prędkością w przypadku kolizji motocykl - samochód za dużych szans nie mam. I mimo, że jeżdżę bezpiecznie - coraz bardziej obawiam się wsiadając na motocykl, bo nie wiem co następnym razem stuknie do głowy jakiemuś kierowcy puszki.

I proszę was, drodzy kierowcy samochodów - jest sezon motocyklowy - upewniajcie się jeszcze raz, czy na pewno nie wymuszacie pierwszeństwa jednośladom, bo dla nich może to się skończyć tragicznie. I nie mówię tu o tych, którzy uważają, że 100 km/h w zabudowanym to mało, tylko o wszystkich, którzy szanują przepisy i tego też oczekują od innych.

motocykle

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (216)

#63657

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bank. Ludzi sporo, kolejka siedzi grzecznie na krzesełkach, kasy typu siedzącego (biurko + 2 krzesełka).
Przy jednej z kas małżeństwo, przy drugiej jakaś pani. Ta druga widocznie z bardziej skomplikowaną sprawą, bo pani obsługująca stanowisko musiała wstać i pójść po jakieś druczki etc.

Wtem wchodzi ON; ocenia sytuację i myk - pakuje się na krzesełko obok obsługiwanej pani, zupełnie ignorując jej obecność. W tym samym momencie wraca pani obsługująca kasę, której ten od razu zaczyna przedstawiać powód swego przybycia. Pracownica mówi mu, że w tej chwili obsługuje siedzącą kobietę, a jeśli on chce coś załatwić to niech ustawi się jak cywilizowany człowiek w kolejce. Facet nabrał koloru purpury; i nieznoszącym sprzeciwu tonem zagrzmiał
- Jak już usiadłem to masz mnie obsłużyć!
Pani z kasy dalej swoje:
- Obowiązuje kolejka, a do tego nie skończyłam jeszcze obsługiwać pani. Proszę czekać na swoją kolej.
- JA NA CIEBIE ZŁOŻĘ SKARGĘ! - wrzasnął, po czym wstał i wyszedł trzaskając drzwiami.

Nie rozumiem tylko skąd ludzie biorą taki tupet i jak to możliwe, że życie nie uczy ich krzty pokory?

bank

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 527 (579)

#62801

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z mojej pierwszej stłuczki.

Na początku zeszłego roku w końcu zmotywowałam się do dorobienia sobie kategorii B. Prawko zdane, dokument odebrany.
Żeby od razu uniknąć komentarzy, że przedstawiona sytuacja była moją winą etc, bo świeży kierowca - pragnę nadmienić, że prawo jazdy miałam wtedy od 2 lat, tylko inną kategorię, a obycia z samochodem i przepisami tata uczył mnie odkąd zaczęłam sięgać nogami pedałów, więc swoje już przejeździłam.

Tak czy siak - jadę sobie grzecznie, mam już wjeżdżać na skrzyżowanie (miałam zielone), gdy nagle przede mną wyrasta jebitne dziursko (ja wiem, że u nas to norma, ale w samym centrum miasta to może trochę dziwić). Nie jechałam szybko, więc wyhamowałam, wrzucam jedynkę, zaczynam ruszać, gdy nagle ŁUP. Ktoś wpakował mi się w tył. Ja rozumiem, żeby jeszcze tuż po hamowaniu, ale coś takiego?
Wysiadam, a kierowca drugiego auta wyskakuje na mnie z krzykiem, że co ja robię, że zielone, że ja mam jechać, że powoduję zagrożenie.
O nie, tak się bawić nie będziemy, wszak to on nie zachował bezpiecznej odległości. Ot złota zasada: w 99% przypadków, gdy ktoś wiedzie wam w tył - jest to jego wina.

Zjechaliśmy na bok, mówię, że spisujemy oświadczenie o winie, na co facet wkurzony;
- A co pani chce niby w nim pisać?
- Ja? To pan wjechał mi w tył.
- TO BYŁA PANI WINA. NA ZIELONYM SIĘ JEDZIE!
Sprzeczałam się z nim dłuższą chwilę, po czym piekielny stwierdził, że dzwoni na policję. A proszę bardzo, niech dzwoni.

Policjanci przyjechali, zebrali dokumenty od uczestników kolizji, po czym któryś żartem rzucił, że "ho, ho, 6 dni temu wydane, a tu już taki pech". W tym momencie w głowie piekielnego wskoczył jakiś trybik i jak nie zacznie się awanturować, że trzeba mi wystawić mandat, bo powinnam mieć zielonego listka naklejonego na szybę (przepis ten ciągle nie wszedł w życie), że tacy jak ja nie powinni się po drogach poruszać i tak dalej. Policjanci rozmówili się krótką chwilę, po czym wystawili mandat na 300 zł i 6 pkt karnych... piekielnemu :)
Bardzo współczuję im późniejszej godziny tłumaczenia facetowi, że to była jego wina, a ja mimo zielonego mogłam zahamować.

Gość praktycznie nie hamował, tylko zjechał na bok. Co ciekawe zamiast uciekać w prawo, gdzie miał wolny pas - odbił w lewo, prawie uderzając w barierę. Przez całą resztę zajścia (i w kłótni ze mną i policjantami) praktycznie nie mógł odkleić się od telefonu, który trzymał w prawej ręce. Nie sądzę, aby była to kwestia przypadku. Moim zdaniem facet po prostu gadał przez telefon albo wysyłał smsa nie patrząc na drogę, a kiedy wyrosła przed nim przeszkoda pociągnął kierownicę jedyną ręką, którą na niej trzymał - czyli lewą.
Facet właśnie jechał sprzedać samochód. Rozwalony przód chyba nie przekonał kontrahenta do zakupu :D

kolizja

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 383 (497)

#62444

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia może nie tyle piekielna, co rozbrajająca głupotą piekielnego.

Przyjaciel mój prowadzi sklep w pasażu handlowym. Pewnego dnia musiał na chwilę wyjść (dosłownie na chwilkę, rozmienić pieniądze, do lokalu naprzeciwko). Niestety chwila nieobecności zaowocowała zniknięciem telefonu, który leżał pod ladą.
Zdarzyło się to nie pierwszy raz w tym pasażu, więc od razu sprawdzono monitoring - faktycznie, dwóch gości wchodzi, gada ze sobą, po czym jeden korzystając z nieobecności kolego wchodzi do lokalu i po chwili wychodzi z telefonem w ręku.

Złodziej mocno się naciął, bo kumpel miał zainstalowanego antywirusa, który przy okazji ma funkcję lokalizacji telefonu. Przy współpracy z policją telefon dość szybko wrócił do prawowitego właściciela. Okazało się, że adres podawany przez antiwirus pokrywał się z miejscem zamieszkania znanego na osiedlu pasera, u którego to właśnie telefon znaleziono. Jednak nie był to nasz złodziej, a jego towarzysz; dajmy na to Roman Złodziejski. Roman za nic nie chciał powiedzieć jak nazywa się jego towarzysz zbrodni. Na szczęście imię i nazwisko złodzieja "właściwego" poznaliśmy tego samego dnia. Jak?
Przyjaciel podpiął telefon do komputera, a tam po podłączeniu zamiast oryginalnej nazwy urządzenia (czyt. firmy i modelu) wyświetliło się:
Janusz Kradziejowski (imię zmienione, jakby kto się nie domyślił ;)

I tak oto bardzo mądry złodziej sam ułatwił jego ujęcie :)

telefon złodziej

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 359 (413)

#56493

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może wyda się to mało piekielne, jednak sytuacja jest dla mnie wyjątkowo nieprzyjemna i nie wiem co z nią zrobić.

Jestem osobą dość charakterystyczną wizualnie, do tego czasem pozuję do zdjęć jako tzw 'modelka alternatywna'.
Kilka dni temu znajoma podesłała mi link do konta na najpopularniejszym portalu społecznościowym w Polsce, na którym osoba zamieszcza moje zdjęcia jako własne. Mało tego, kiedy zwróciłam jej uwagę, że jest to kradzież wizerunku - zmieniła wirtualne imię i nazwisko na moje i upodobniła swój profil aby jak najbardziej podobny był do 'oryginału'.

To samo w sobie by mi nie przeszkadzało (tak bardzo); wszak naśladownictwo najwyższą formą uznania.
Niestety osoba ta nie ogranicza się do 'bycia', ale żywnie bierze udział w internetowych dyskusjach na stronach, gdzie można komentować przez wspomniany portal, prezentując w nich poziom trolla z usuniętymi 3/4 mózgu. Od czasu kiedy odkryłam jej istnienie, aktywność wzmogła się na tyle, że sporo ludzi pisze do mnie i obraża się o rzeczy, które napisał mój samozwańczy klon.

Administracja portalu na zgłoszenia nie reaguje, a możliwość pisania wiadomości do tej osoby została przez nią zablokowana.
Ma ktoś jakiś pomysł co mogę z tym zrobić, zanim wspomniana jednostka zszarga do końca moją opinię?

internet

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 557 (643)
zarchiwizowany

#51068

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja znajoma została dziś wezwana na wizytę u pani pedagog, w sprawie problemu z jej jedenastoletnim synem.
Jakiego?
Ano takiego, że młody jako jedyny w klasie nie ma konta na facebooku.

Badum ts.

szkoła

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 433 (569)
zarchiwizowany

#49172

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pazerność i bezczelność ludzka nie znają granic. Bo inaczej tego nazwać nie można.

Kilka dni temu zmarła moja babcia od strony mamy. Niestety wiąże się to z załatwieniem wszelkich pogrzebowych formalności. Moja babcia całe życie związana była z parafią zupełnie inną niż jej `przydziałowa` i w tej także chciała być pochowana. Również wiadomym było od razu, że pogrzeb poprawadzi ksiądz, który uczył u mnie w liceum, a z którym nawiązałam swojego rodzaju przyjaźń mimo mojego dość nieprzychylnego podejścia do instytucji kościoła samej w sobie.
Niestety, mimo tych ustaleń musiałyśmy z mamą wybrać się do parafii babci (ot, taki wymóg), bo ksiądz z tejże i tak ma obowiązek być na pogrzebie. Dopełniłyśmy formalności, zawiadomiłyśmy, że mszę poprowadzi ksiądz z zewnątrz i wydawałoby się, że na tym koniec. No właśnie - wydawałoby się. Oczywiście musiało paść pytanie, czy mama wesprze kościół ofiarą. Szczerze odpowiedziała, że w chwili obecnej jej na to zwyczajnie nie stać, bo pogrzeb - jak to pogrzeb, jest dość sporym wydatkiem; nie wspominając o fakcie, że gdyby nie wymóg powiadomienia parafii zmarłego, to ta nie miałaby nic wspólnego z pochówkiem. Pani sekretarka pomruczała pod nosem z niezadowoleniem i na tym skończyła się nasza wizyta w kancelarii.

Nie minęły dwa dni. Mama odbiera telefon.
- No kiedy wpłaci pani ofiarę?



A mi, głupiej, całe życie wydawało się, że ofiara to rzecz dobrowolna i kto jak kto, ale pracownicy kościoła powinni być pełni wyczucia i empatii dla bliźnich.

kościół

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 251 (309)