Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Geralcigatka

Zamieszcza historie od: 1 lipca 2014 - 12:11
Ostatnio: 6 sierpnia 2015 - 8:10
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 1143
  • Komentarzy: 8
  • Punktów za komentarze: 65
 

#22796

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótki słownik sytuacyjny Tariji, część pierwsza.

BEZCZELNOŚĆ [bɛʃˈʧ̑ɛlnɔɕʨ̑]:
Cecha charakteryzująca człowieka, który przychodzi do szpitala odwiedzić swoją babcię, robi wszystkim awanturę na temat tego w jakim babcia jest stanie i jak się nią opiekują, stawia na nogi wszystkich wkoło, rzuca uwagami na temat złodziei z ZOZ-u, a opuszczając szpital zostaje przyłapany na próbie wyniesienia pod kurtką dwóch czajniczków, wystawionych na korytarzu do dyspozycji chorych.
Patrz: DEBILIZM.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 578 (828)

#21971

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Historia jakby żywcem wyjęta z amerykańskiego filmu. Będzie o handlu kobietami, blokowej pani detektyw, policji i głupich żartach.

Zanim jednak ją opowiem, muszę opisać wygląd osób w niej występujących czyli: mojego brata, mojego nieślubnego i mój. Obaj panowie mają ciemne oczy, ciemną cerę, ciemne włosy. Wtedy jeszcze brat dodatkowo posiadał dość dużą brodę przez co wyglądał jak Talib, który ledwo zszedł z gór. Ogólnie obaj panowie dość często są myleni z Arabami. Natomiast ja mam niebieskie oczy, jasne blond włosy i cerę jak córka młynarza czyli całkowite przeciwieństwo mojego brata, przez co mało kto wierzy w nasze pokrewieństwo.

Historia właściwa.
Mój brat postanowił odwiedzić mojego nieślubnego i mnie. Obaj mają dość dziwne poczucie humoru, a ponieważ wyglądają jak wyglądają wymyślili sobie arabskie imiona a wśród znajomych brat zawsze powtarza, że sprzedał siostrę a mój wybranek, że mnie kupił za kilka wielbłądów. A więc kiedy przyjechał mój brat panowie postanowili pójść do pubu na męskie, szwagierskie piwo. Z ich relacji wynika, że ich rozmowa zeszła na niebezpieczne grunty ślubno-małżeńskie. Ponieważ ani mi ani mojemu wybrankowi nie śpieszy się do zalegalizowania naszego związku, mój geniusz wymyślił, że posiadam wadę, tak poważną, że ślub na ten czas możliwy nie jest. Każdy pewnie zastanawia się co to za straszliwa wada. Może pomalowałam całe mieszkanie na różowo i wszędzie ustawiłam białe jednorożce? Albo jestem seryjnym mordercą który zjada swoje ofiary? A może znęcam się nad słabszymi? Otóż nie. Po prostu... słucham Coldplay’a. Poważa wada prawda? Mój brat stwierdził, że jednak na tyle duża żeby oddać mojemu nieślubnemu kilka wielbłądów. Oczywiście targowali się ile ma oddać i w końcu ile ja będę kosztowała.

Nie było by w tej historii nic piekielnego, gdyby w tym miejscu nie wkroczyła blokowa pani detektyw. Ponieważ panowie prowadzili poważne rozmowy idąc do domu, słychać ich było przed blokiem i na klatce. Hałasu nie robili, po prostu jak ktoś w nocy idzie po klatce, to słychać. Nic nadzwyczajnego. Jednak pani Pelagii nie mogło to umknąć. Ona wiedziała wszystko i o wszystkich, a jak nie wiedziała to śledziła, podsłuchiwała słowem robiła wszystko by się dowiedzieć. Oczywiście doszły do niej słuchy, że ktoś kogoś kupił a ktoś kogoś sprzedał. Wiedziała, że ta biedną sprzedaną dziewczyną jestem ja (no bo jak to tak z Arabem) i postanowiła działać.

Zadzwoniła ona na policję i powiedziała, że w jej bloku mieszka dwóch handlarzy kobietami i właśnie jedną chcą sprzedać. Nasza detektyw często dzwoniła do stróżów prawa w różnych sprawach które „odkryła”, jednak ta wydawała się na tyle poważna, że postanowiono wysłać patrol. Policja po rozmowie uwierzyła moim dwóm durniom, że nie zostałam sprzedana/kupiona za wielbłądy, jednak mimo dowodów tożsamości nie mogli zrozumieć, że mimo wyglądu to są Polacy z dziada pradziada, mają polskie imiona, polskich rodziców a z Arabami mają tyle wspólnego co oni czyli nic. Następny dzień spędziliśmy na komendzie jeszcze raz tłumacząc, że nikt mnie nie sprzedał tylko sąsiadka jest „zbyt wrażliwa”.

Do tej pory pani Pelagia wie swoje. Zostałam kupiona/sprzedana. Jestem biedną, niewinną Polką, która wpadła w łapy wstrętnych Arabów i teraz nie mogę się uwolnić. Mimo pokazanych dowodów osobistych i potwierdzenia policji, za każdym razem gdy spotkam sąsiadkę, ta próbuje mnie ratować.

okolice Białegostoku

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 548 (630)

#60188

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z powodu chwilowych 'braków kadrowych' jestem dziś z doskoku na pierwszej linii obrony przed klientami, czytaj: w sekretariacie. Ja swoją pracę mogę wykonywać niemal wszędzie, a telefony ktoś odbierać musi. Najlepiej ktoś obeznany z ofertą i bieżącymi zamówieniami = ja.

Tylko od godziny 9 odebrałam około 10 telefonów z super-mega-propozycjami współpracy bądź reklamami usług. Rozumiem, że jest to reklama jak każda inna i a nuż ktoś będzie zainteresowany, ale nachalności telefonujących nie pojmuję.
Większość rozmów była spokojna i do przełknięcia, ale jedna z pań przesadziła.

Słysząc w słuchawce wystudiowany tekst, byłam przygotowana na słuchanie jednym uchem przez dwie minuty tylko po to, by odmówić. Nie korzystamy z usług reklamowanych tą drogą z wielu powodów i bez wyjątków. Ale taka jest praca telemarketera i nie mam zamiaru jej dodatkowo uprzykrzać chamskimi odzywkami, wysłuchuję do końca, dziękuję grzecznie za propozycję z której nie skorzystam, życzę miłego dnia i odkładam słuchawkę.

Za tym 10. razem też miałam zamiar tak zrobić. Ale nie miałam szans.[T]elemarketerka, [J]a.

[T] Dzień dobry, dzwonię z firmy SuperPomocneCzasopismo, wydawcy profesjonalnego czasopisma dla przedsiębiorców na temat rachunkowości i finansów. Jest ono doskonałym uzupełnieniem posiadanej wiedzy oraz urozmaiceniem rutyny pracy. Dodatkowo wzbogaci się pani o wiedzę na temat planowanych zmian w prawie (…). Pozwoli pani, że wyślę pierwszy egzemplarz całkowicie bezpłatnie i bezzwrotnie. Zgadza się pani, że to bardzo kusząca propozycja.
[J] Nie jestem zainteresowana prenumeratą państwa czasopism. Dziękuję za propozycję i życzę miłego dnia, d...
[T] Proszę uzasadnić swoją odmowę! Przecież to okazja!
[J] Nie wątpię. Jednak firma ma swoje źródło aktualnej wiedzy na temat rachunkowości. (po kij ja jej się tłumaczę?!)
[T] Dobrze, ale będzie to doskonałym uzupełnieniem posiadanej wiedzy oraz urozmaiceniem rutyny pracy (...) Wysyłam pani ten egzemplarz!
[J] Proszę nie wysyłać, nie jestem zainteresowana. D...
[T] Ale co pani zależy! Nic pani nie płaci, a będzie to doskonałe uzupełnienie posiadanej wiedzy (jak wyżej... Z narastającą agresją).
[J] Szkoda państwa pracy i pieniędzy, nie jestem zainteresowana. Dziękuję i do usłyszenia.

Odłożyłam słuchawkę.
Trzy sekundy później telefon zadzwonił. Szlag, znów telemarketer...
[T] Nie będziesz mi się ku^wa rozłączać!
*Trzask.

Dlaczego dla świętego spokoju nie przyjmę takiego wspaniałego prezentu, jakim jest „całkowicie bezpłatne i bezzwrotne czasopismo”? Bo nie jest takie cudowne. Zgadzając się na pierwszy egzemplarz, wyrażam zgodę na prenumeratę ich miesięcznika, który kosztuje –bagatela- 39,90 zł miesięcznie. Nie wspomną o tym ani słowem w tej rozmowie, w dodatku mówią szybko i wciąż to samo, by się zgodzić i mieć spokój. A dlaczego nie podałam wprost powodu, czyli faktu, że odkryłam ich haczyk w regulaminie? Bo to wywoła jeszcze większą burzę, zupełnie niewartą tego pisemka. Miałam okazję się o tym przekonać.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 454 (520)

#54476

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka dni temu zadzwonił do mnie dawno niewidziany kolega, co przypomniało mi historię z jego udziałem.

Poprosił mnie kiedyś o pomoc w przeprowadzce. Kilka mebli trzeba znieść do samochodu, przewieźć przez miasto i wnieść do nowego mieszkania. Robota na 2-3 godziny. Kolega dysponuje dostawczakiem, więc za jednym kursem zmieści się wszystko. Umówiliśmy się na sobotę.

Nosimy sobie te meble, nosimy i pytam go, czy wobec faktu, że już jesteśmy "w temacie", moglibyśmy podjechać do mnie i zabrać fotel, który chcę zawieźć do rodziców. Zboczymy z kursu raptem z 5 km, zajmie to 15 minut. Kolega mówi, że jasne, nie ma sprawy. Jak ustaliliśmy, tak zrobiliśmy. Po załadowaniu jego mebli pojechaliśmy do mnie, wziąłem fotel, podwieźliśmy go do rodziców, potem pojechaliśmy do niego, wyładowaliśmy graty. Poustawialiśmy wszystko ładnie, usiedliśmy z piwkiem w dłoniach i tak sobie gadamy o wszystkim i niczym. Po pewnym czasie zaczynam się zbierać do domu i wtedy kolega mówi:

(K)olega: - No to wiesz... Jeszcze tylko musimy się rozliczyć...
(J)a: - Nie no, przestań, koleżeńska przysługa, nie ma o czym mówić.
K: - Ale... no wiesz, ja wachę dodatkową spaliłem...
J: - ???
K: - No jak po ten fotel pojechaliśmy.
J: - Czy ja dobrze rozumiem, że chcesz ode mnie pieniądze za podwiezienie mojego fotela???
K: - No. Auto na wodę nie jeździ.

Przyznam, że na chwilę mnie zamurowało. Ja mu przez 3 godziny pomagam za friko, tacham meble po schodach, a on mi tak? Po chwili ochłonąłem i mówię:

J: - W takim razie wisisz mi 51 zł.
K: - Ja tobie?! Skąd to wytrzasnąłeś?!
J: - Godzina mojej pracy po baaaardzo koleżeńskiej stawce to 20 zł. Razy 3 godziny to 60 zł. Minus 6 zł za paliwo, bo założyłem, że na akcję z fotelem spaliłeś może ok litra paliwa. I minus 3 zł za piwo, którym mnie poczęstowałeś.

Byłem pewny, że zrobi mu się głupio i jakoś postara się wybrnąć z sytuacji. Po chwili milczenia usłyszałem tylko:

K: - No wiesz co, od kumpla kasę brać?

Aha, ten telefon kilka dni temu... Kolega pytał, czy nie pomógłbym mu w remoncie. Odpowiedziałem, że go na mnie nie stać.

koleżeńska pomoc

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2424 (2470)

1