Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Golondrina

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2015 - 10:25
Ostatnio: 21 stycznia 2020 - 23:02
  • Historii na głównej: 27 z 27
  • Punktów za historie: 8714
  • Komentarzy: 320
  • Punktów za komentarze: 2466
 

#78764

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeczytałam historię http://piekielni.pl/78760#comments, miałam napisać komentarz, ale za długo wyszło...
Poszliśmy dziś do kina. Dawno nie byłam w kinie w weekend i chyba nieprędko znowu pójdę, bo podczas seansu trafił mnie bardzo niezmiernie straszny szlag.
Film (prawie) premierowy, niedzielne popołudnie, więc ludzi sporo. Tylko nie za bardzo wiadomo, po co ci ludzie tam przyszli.

Za nami - trzy rozkoszne królewny w permanentnym konkursie siorbania. Dorosłe. Serio. Miały napoje, miały słomki i urządziły sobie konkurs, która będzie głośniej siorbać. Przed nami - obiad rodzinny. Czteroosobowa rodzinka pożera nachosy, wymieniając uwagi na temat sosów i napojów. Sosy i napoje też między sobą wymieniają.

Co chwilę ktoś nurkuje pod fotel, bo mu coś tam upadło. Po lewej - panienka, która seans filmowy uznała za najlepszy moment do kłótni ze swoim facetem przez telefon. Scenicznym szeptem - to znaczy teoretycznie szepcze, ale kilka rzędów słyszy każde słowo, nawet pomimo efektów specjalnych w filmie. A po prawej grupka chłopaczków gimnazjalnych, komentujących pełnym głosem każdą scenę...

Próby uprzejmego zwracania uwagi przez osoby siedzące w bezpośrednim zasięgu zostały zignorowane całkowicie, podobnie jak zwracanie uwagi mniej uprzejme. Bardzo już nieuprzejme zwracanie uwagi skutkowało zapadnięciem ciszy na pięć sekund, potem zaczynało się na nowo. Wreszcie mój kolega nie wytrzymał, wstał i ryknął na cały głos: "Zamknąć mordy!!!". Efekt był niezły - kolega ma prawie dwa metry wzrostu i śpiewa w chórze w najniższych basach. I wiecie co? Zadziałało. Do końca seansu była cisza. :)

Nawiązując do historii, którą wymieniłam na początku - nie tylko w kościele ludzie ostatnio nie umieją się zachować...

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 261 (269)

#78602

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przychodnia przyszpitalna, poczekalnia przed gabinetem USG.

Na badanie czeka mocno starsza pani z wnuczką. Pani zapewne po wylewie/udarze, bo ruchowo niepełnosprawna bardzo, do tego ma niedosłuch, więc trzeba do niej mówić nieco głośniej i sama też mówi dość donośnym głosem. Niemniej intelektualnie wszystko z nią w najlepszym porządku, gada się z nią świetnie, do tego ma super poczucie humoru.

Wnuczka za to ciężko przerażona, bo przyszła z babcią całkiem niespodziewanie - mieszka w innym mieście, kilka dni wcześniej przyjechała na trochę do rodziny i z powodu jakiegoś kataklizmu domowego nagle stała się jedyną osobą, która tego dnia mogła babci towarzyszyć podczas badań.
Z gabinetu wychodzi Piekielna Pielęgniarka [PP] i zaczyna ankietę przed badaniem. Wszystkie pytania zadaje wnuczce, wnuczka oczywiście nie wie (bo i skąd ma wiedzieć), więc pyta babcię, babcia odpowiada, [PP] zapisuje. Wyglądało to mniej więcej tak:

[PP]: Babka (!) brała wczoraj leki?
[W]nuczka: Babciu, brałaś wczoraj leki?
[B]abcia: Nie brałam, w zaleceniach było napisane, żeby dzień przed badaniem nie brać.
[PP]: Babka śniadanie jadła?
[W]: Babciu, jadłaś dziś śniadanie?
[B]: Nie, nie jadłam.
[PP]: Babka ile wody piła?
[W]: Babciu, ile wody wypiłaś?
[B]: Tyle, ile miałam napisane w zaleceniach.
I tak dalej...

Wreszcie pytania się skończyły, [PP] odwróciła się, żeby wrócić do gabinetu, i w tym momencie starsza pani BARDZO donośnym głosem:

- Zobacz, wnusiu, jaką ciężką sytuację finansową muszą mieć w tym szpitalu, że wywiad przed badaniem babcia klozetowa musi robić. Bo to przecież nie może być pielęgniarka, pielęgniarki się zawodowo zajmują pacjentami, wiec umieją się do nich odnosić uprzejmie...

Ludzie w śmiech, [PP] z burakiem na twarzy popędziła do gabinetu, jakby ją kto gonił. Chyba jestem wredna, bo poprawiło mi to humor na cały dzień :)

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 260 (276)

#78642

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracam wczoraj z porannych zakupów, a na mojej wycieraczce siedzi kot. A raczej KOT. Na moje niefachowe oko norweski leśny, wielki i piękny. Wszedł, usiadł obok lodówki i zadysponował śniadanie. Akurat kupiłam kawałek schabu, ukroiłam mu, zjadł. Obejrzał uważnie świnki, okazał im lekceważenie, dokonał inspekcji mieszkania, wskoczył na kanapę i poszedł spać. No fajnie...

Obeszłam wszystkie mieszkania na moim piętrze, piętro niżej i piętro wyżej - nawet jeśli kogoś w domu zastałam, to do kota nikt się nie przyznawał. I zaczęłam mieć problem. Muszę iść do pracy, kota mogę albo zostawić w mieszkaniu (niedobrze, bo jeśli ktoś go będzie szukać, to nie znajdzie), albo wystawić z powrotem na korytarz (jeszcze gorzej, nie wiadomo, gdzie pójdzie, coś mu się może stać). Po namyśle postanowiłam kota zostawić. Pokroiłam resztę schabu, zorganizowałam wodę i prowizoryczną kuwetę, powiesiłam w strategicznych miejscach bloku kartki z krótką informacją i moim numerem telefonu i poszłam.

Kilka godzin później - telefon, dziewczyna szuka kota. Opisała zwierza dość dokładnie, podziękowała za przygarnięcie, umówiłyśmy się na odbiór futrzaka o 18.
18 minęła, potem 19, 20, 21... dziewczyny ani śladu. Telefonu nie odbiera, a o numer mieszkania niestety podczas rozmowy nie zapytałam.

Już zaczynam kombinować, jak sobie życie ułożyć z nowym domownikiem, kiedy wreszcie ok. 22 przyszła. W piżamie, rozpaczliwie zaspana i mocno rozkojarzona, a kiedy weszła, od zapachu trawki aż mnie w nosie zakręciło. Ona przeprasza, wie, że miała przyjść po kota o 18, ale zapomniała (???). Okazało się, że jest kuzynką właścicielki kota, która wyjechała na kilka dni i poprosiła ją o opiekę nad futrzakiem. No to się opiekuje, ale on jest jakiś dziwny i ciągle jej ucieka. Pogadałyśmy chwilę, dziewczyna się żegna i idzie do wyjścia - BEZ KOTA. Zatrzymuję ją w drzwiach - no tak, właśnie się zastanawiała, że chyba o czymś zapomniała... Opadło mi wszystko, pomyślałam, że jeszcze trochę tej opieki i to się może naprawdę źle skończyć dla kota. Zaproponowałam, że może ja bym się zajęła zwierzakiem do powrotu właścicielki - dziewczyna zachwycona, bo on ciągle ucieka i ona go musi szukać, a już jej się nie chce. Poszłam z nią po karmę i kocie akcesoria i kiedy zobaczyłam mieszkanie, przestałam się dziwić, że kot ucieka. Brud, smród, wszędzie pety, puszki i ogólnie pozostałości po ostrym imprezowaniu.
Wzięłam, co miałam wziąć, dostałam numer telefonu właścicielki i poszłam.

Dzisiaj rozmawiałam z właścicielką. Musiała dość nagle wyjechać służbowo za granicę, nie miała kogo akurat poprosić o opiekę nad kotem i kuzynka sama jej zaproponowała pomoc. Kiedy jej powiedziałam, co się dzieje, tak się wściekła, że się telefon prawie do czerwoności rozgrzał. Kuzynkę znała jako grzeczną, dobrze wychowaną i odpowiedzialną dziewczynę mieszkającą z rodzicami, i kompletnie się nie spodziewała takich akcji. Podejrzewam, że kiedy wróci, będzie niezły dym w rodzinie ;)

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 269 (279)

#78512

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stało się - decyzja zapadła, zostanę oficjalną, legalną, urzędową teściową :P

Mianowicie moja córka i jej narzeczony uznali, że chcą spędzić razem resztę życia, i zamierzają wziąć ślub. Zostało to ogłoszone wszem i wobec w ubiegły weekend, bo akurat mieliśmy zjazd rodzinny. I się zaczęło...

Młodzi nie lubią wielkich weselisk, więc nie będą takiego organizować. Planują przyjęcie dla najbliższej rodziny i przyjaciół w ogrodzie domu, w którym mieszkaliśmy przed rozwodem z moim Eksem (dom został sprzedany, ale w trakcie załatwiania sprawy zaprzyjaźniliśmy się z ludźmi, którzy go kupili, i nie będzie to problem).

Trwają starania, żeby ślub też mógł się tam odbyć, mamy nadzieję, że się uda.

W sumie na zjeździe rodzinnym wielka kupa ludzi (moja rodzina to jakieś 300 osób, jak się ostatnio liczyliśmy) dostała zaproszenie na ślub, a spośród nich jakieś 40 osób najbliższych Młodym (w sensie relacji, nie stopnia pokrewieństwa) - też na przyjęcie.

Zostało też powiedziane, jak to przyjęcie będzie wyglądać. OK, rodzinka niby przyjęła do wiadomości, ale okazało się, że nie ma tak dobrze.

Zaczęły się telefony od ludzi, których do tej pory niesłusznie uważałam za (w miarę) normalnych. A dlaczego Zosia jest zaproszona na przyjęcie, a Basia nie, przecież to jej siostra, a w ogóle Krysia jest przecież bliższą kuzynką, a zaproszenia nie dostała, a Marysia też chciałaby iść, to przecież wnuczka stryja brata kuzyna, a Jacuś ma taksówkę, to by mógł Młodych zawieźć na ślub, ale to tylko do kościoła przecież, i w ogóle to nie po Bożemu brać ślub nie w kościele, tylko gdzieś w krzakach, burza będzie, komary wszystkich zjedzą, ubrania się pobrudzą, zdjęcia nie wyjdą...

I to nie moja córka odbiera te wszystkie telefony, a skądże. Numer mojej córki cała rodzinka kolektywnie zapomniała. Telefony odbieram JA.

I tak sobie myślę, że jeśli odbiorę ich jeszcze kilka(naście), to następną historię na Piekielnych napiszę chyba z więzienia, gdzie będę siedzieć za morderstwo w afekcie.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 272 (304)

#78359

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Koleżanka przyszła dziś do pracy w kapeluszu i cały dzień tak chodzi. Była wczoraj u fryzjera, który zrobił jej z głowy coś takiego, że oczy bolą. I przypomniała mi się fryzjerska historia mojego ojca...

W latach 30 ubiegłego wieku mój ojciec poszedł do wojska. A miał on włosy straszne - nadzwyczajnie gęste, sztywne, śliskie i proste jak druty. W tamtym czasie mężczyzna mógł mieć tylko jeden rodzaj fryzury - taki, jaki można zobaczyć na starych filmach np. z Eugeniuszem Bodo, poza tym obowiązkowo należało nosić kapelusz/czapkę.

Dopóki ojciec nie poszedł do wojska, używał brylantyny i jakoś to działało, ale w jego jednostce dowódca brylantyny zakazał i zaczęły się problemy - czapka spadała, włosy spod niej wyłaziły i ojciec nieustannie był karany za "wygląd przynoszący ujmę kawalerzyście polskiemu". A razem z nim karany był cały oddział (mniej więcej na zasadzie przyznawania punktów domom w Hogwarcie).

Wreszcie koledzy ojca mieli dość i postanowili zadziałać radykalnie - ojciec został wysłany do fryzjera celem zrobienia trwałej ondulacji. W tamtych czasach ondulacja była parowa, trwało to prawie cały dzień, ale wreszcie fryzjer ojca spod maszyny uwolnił, uczesał, posadził w ogródku i kazał czekać, aż włosy wyschną. Po jakimś czasie przyszedł, spojrzał... i uciekł, zostawiając otwarty zakład :P. Ojciec się nieco zdziwił, poszedł do lustra i okazało się, że ma na głowie potężnej wielkości afro...

Mimo wielu prób nie dało się z tym zrobić absolutnie nic, jedynym sposobem na założenie czapki w jakimkolwiek rozmiarze stało się ogolenie głowy na łyso - wstyd ogromny, w tym czasie łyse głowy miewali jedynie więźniowie i ludzie chorzy na tyfus. I tak to się koledzy koledze przysłużyli...

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (244)

#78178

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie nieapetycznie.
Usiadła obok mnie w autobusie kobieta z potężnym katarem, za to bez chusteczki. Walczyła dzielnie, pociągała nosem co milisekundę, żeby jego zawartość utrzymać wewnątrz, jakoś jej się udawało, ale było widać, że łatwo nie jest. Żal mi się kobiety zrobiło, wyjęłam z torebki nieotwartą paczkę chusteczek i jej podsunęłam.

Spojrzała na chusteczki, na mnie, znów na chusteczki... i jak nie zacznie tyrady. Motyw przewodni - niewychowane baby, które nieproszone wtrącają się do cudzych spraw, i "parchate" (?) chusteczki, których ona brzydziłaby się dotknąć.

Poczułam się nieco urażona - chusteczki nosiłam w torebce od jakiegoś czasu i może rzeczywiście opakowanie nie miało wielkiej urody, ale żeby zaraz "parchate"? No ale jak nie, to nie, już miałam tę nieszczęsną paczkę schować, kiedy kobiecie znienacka pociekło z nosa. I stanęła przed wyborem - albo własny rękaw, albo... no właśnie :P

Wyrwała mi z ręki chusteczki, uciekła (a dokładnie przesiadła się na najdalsze możliwe miejsce) i dopóki nie wysiadłam, bardzo starannie kontemplowała krajobraz za oknem.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (210)

#78056

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja córka miała w dzieciństwie ukochaną plastikową żabę, własnoręcznie ozdobioną rysunkami zrobionymi niezmywalnym pisakiem. Niestety żaba została zgubiona podczas rodzinnego wypadu do lasu i pomimo długotrwałych poszukiwań nie udało się nam jej znaleźć. Rozpacz sześcioletniej wówczas córki była ogromna, ale cóż było zrobić.

Teraz część niewiarygodna. Jakieś 15 lat później całkiem dorosła już córka była w tym samym lesie na wycieczce rowerowej z przyjaciółmi i swoją żabę znalazła. Jakim cudem - nikt nie wie, ale żaba jest na 100% ta sama. Nawet przetrwała w całkiem niezłym stanie, wymagała tylko drobnych napraw i odświeżenia rysunków wykonanych pisakiem, które nieco przez ten czas wyblakły. Po doczyszczeniu/naprawieniu żaba znalazła honorowe miejsce na komodzie w mieszkaniu córki i stała tam jako przypomnienie, że wszystko w życiu jest możliwe.

A piszę tu o tym, bo wczoraj znalazłam córkę i jej chłopaka w śmietniku obok ich bloku, gdzie grzebali w pojemnikach i zaglądali do worków, oboje tak wściekli, że się iskry sypały. Otóż nieco wcześniej odwiedziła ich przyszła teściowa córki, kobieta straszliwa, stanowiąca dowód na prawdziwość wszelkich dowcipów o teściowych. Zastawszy w domu tylko swojego syna, wysłała go pod jakimś pretekstem do sklepu, a podczas jego (bardzo krótkiej) nieobecności wrzuciła żabę do worka i wyniosła na śmietnik. Syn wrócił, od razu zauważył brak żaby, więc mamusia mu wytłumaczyła, że przecież to był taki paskudny stary grat, tylko mieszkanie zaśmiecał i zakłócał feng shui, a jego dziewczyna głupia nie pozwalała wyrzucić...
Chłopak się wkurzył, pogonił mamusię i poleciał grzebać w śmietniku, moja córka akurat wracająca do domu natychmiast się do niego przyłączyła, szczęśliwie żabę i tym razem udało się odnaleźć.

W życiu nie zrozumiem takich mamusiek wtrącających się na siłę w życie dorosłych dzieci. Znam takich kilka i żadna na tym dobrze nie wychodzi, a mimo to nadal postępują tak samo. No nie ogarniam...

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 419 (433)

#77743

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam dwie świnki morskie. Jedna od początku była gadułą, druga odzywała się bardzo rzadko i wyłącznie w sytuacjach stresowych.

Jednak ostatnio moja cicha świnka zmieniła koncepcję istnienia i zaczęła gadać, a dokładnie zrzędzić. Głaskana - zrzędzi, brana na ręce - zrzędzi, pokłóci się z kumpelą - tamta już dawno zapomniała o sprawie i zajęła się czymś innym, a ta siedzi i zrzędzi... Nie wyglądała przy tym na chorą, ale tak radykalną zmianę w zachowaniu należy skonsultować, więc poszłam z nią do weta.

Zgodnie z przewidywaniami stwierdzono, że zwierzaczek jest okazem zdrowia, i poradzono mi podejść do sprawy filozoficznie - najwyraźniej świntucha weszła w "marudną" fazę życia, a skoro w nią weszła, to zapewne z niej wyjdzie, kiedy jej się znudzi. I byłoby po sprawie, gdyby... no właśnie.

Wpadła do mnie wczoraj na chwilę córka z [K]oleżanką. [K] uważa się za wielką miłośniczkę zwierząt i oczywiście natychmiast chciała wziąć świnkę na ręce. Świnka zaczęła zrzędzić, na co [K] stwierdziła, że zwierzak na pewno jest chory i powinien trafić do lekarza. Wytłumaczyłam, że świnka u lekarza była i nic jej nie jest. OK, [K] przyjęła do wiadomości.

Weszłyśmy z córką do kuchni, żeby zorganizować dziewczynom coś do jedzenia. [K] została przez chwilę sama w pokoju i znienacka stwierdziła, że ona natychmiast musi wyjść, bo coś się jej przypomniało. Córka się zdziwiła, bo miały gdzieś iść razem, przytrzymała ją na chwilę przy drzwiach, i nagle usłyszałyśmy znajome zrzędzenie... dobiegające z TOREBKI [K].

Ta idiotka wepchnęła świnkę do torebki, zasunęła szczelnie suwak i zamierzała ją tak wieźć autobusem przez pół miasta do swojej koleżanki. Bo ona przecież WIDZI, że świnka jest ciężko chora, a jej koleżanka jest weterynarzem....

Bardzo mnie zastanawia, co tego rodzaju osoby mają w głowach zamiast mózgu.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 299 (325)

#77677

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu była tu historia o skradzionej szczotce klozetowej z publicznie dostępnej toalety. Nie jestem tropicielką fejków, ale wtedy pomyślałam, że to chyba jednak niemożliwe. No i rzeczywistość udowodniła mi prawdziwość tamtej historii.

Usiłowałam się wczoraj poddać kontroli pooperacyjnej. Stawiłam się w poradni przyszpitalnej... i przyszło mi tam spędzić 6 godzin. W tak długim czasie nie ma zmiłuj, trzeba kiedyś iść do łazienki. Poszłam. Doświadczenie lekko traumatyczne - szpital stary, dawno nieremontowany, toaleta dla pacjentów jak za czasów głębokiej komuny, no ale innej nie ma. Po fakcie chciałam skorzystać ze szczotki - szczotki brak. Spłukałam, jak mogłam, i poszłam zgłosić pani w rejestracji brak szczotki. Pani pokiwała głową i stwierdziła, że od stycznia to już trzecią szczotkę ukradli...

Szczotkę. Używaną. Z kibla. W toalecie w PRZYCHODNI, dla PACJENTÓW, chorych na różne choroby. Teraz chyba widziałam już wszystko...

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 341 (347)

#76914

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeczytałam historię http://piekielni.pl/76910 i mi się skojarzyło...

Zajmuję się czasami córkami mojej kuzynki. Młode (w wieku 11 i 13 lat) są świetne, mamy bardzo dobry kontakt i spędzamy razem sporo czasu. Kuzynka nieopatrznie przyznała się w pracy, że coś takiego ma miejsce. I jej koleżanka z pracy stwierdziła, że skoro zajmuję się dziewczynami, to mogłabym W TYM SAMYM CZASIE zająć się też jej dziećmi. TRÓJKĄ. W wieku 3-6 lat. Oczywiście kuzynka (kiedy już pozbierała szczękę z podłogi) potraktowała koleżankę odpowiednio, co zaowocowało potężnym fochem i stwierdzeniem, że widać w tej rodzinie same nieużytki ;)

Żeby była jasność - kobietę spotkałam dokładnie raz w życiu, ileś lat temu, na jakiejś większej imprezie typu sylwester, a jej dzieci nie widziałam nigdy. Ludzie są naprawdę czasami nieźle odjechani.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 300 (314)