Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

HardCandy

Zamieszcza historie od: 30 czerwca 2012 - 22:27
Ostatnio: 25 lipca 2016 - 12:26
O sobie:

Miłośniczka kawy, anime i czystego stołu w kuchni.
Zbieraczka pierdół z Hello Kitty, lakierów do paznokci oraz kubków.
Z wykształcenia socjolog, z zamiłowania socjopatka.

  • Historii na głównej: 27 z 34
  • Punktów za historie: 27058
  • Komentarzy: 141
  • Punktów za komentarze: 1830
 
zarchiwizowany

#54981

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przychodnia, godziny poranne.
Jak na początek sezonu przeziębień i grypy, poczekalnia stosunkowo luźna, cisza i spokój. Przynajmniej można dospać kilka minut czekając na swoją kolej wejścia do gabinetu. Tak też właśnie uczyniłam zwijając się na krzesełku i wyłączając. Przynajmniej do czasu, gdy usłyszałam przeraźliwie głośne sapanie i pojękiwanie.
Otworzyłam oczy i ujrzałam babę. Taką typową, wielką babę, taszczącą niebotycznych rozmiarów torbę. Zdjęła płaszcz i usiadła kilka krzesełek obok wzdychając ciężko. Im dłużej siedziała w dość bliskiej odległości, tym bardziej zaczęłam czuć otaczającą ją intensywną, nieprzyjemną woń pomieszaną z jakąś mocną wodą toaletową. Wsunęłam dyskretnie nos w szalik i próbowałam normalnie oddychać. Po chwili jednak nawet to przestało działać, baba bowiem postanowiła dać swoim stopom pooddychać i zdjęła pantofle prezentując światu brudne jak święta ziemia stopy.
Po kilku minutach na szczęście zakończyła proces wietrzenia stóp, co inni pacjenci (ze mną na czele) przyjęli z widoczną ulgą. Nie trwała ona jednak zbyt długo, bo baba wyciągnęła pilniczek do paznokci i zaczęła wydłubywać nim brud spod paznokci, strzelając czarnymi płatami prosto na podłogę.

"Dlaczego ludzie się nie myją?!" pomyślałam i już w głowie rodził mi się plan ucieczki. Na szczęście nadeszła moja kolej i zamknęłam za sobą drzwi gabinetu oddychając głęboko, całkiem świeżym powietrzem.

Po wyjściu, stojąc w kolejce do rejestracji zerknęłam jeszcze w stronę gabinetu. Akurat w momencie, gdy obok baby usiadła matka z dzieckiem, oboje o śniadej karnacji i nieco arabskiej urodzie.
- No nie! obok brudasów to ja siedziała nie będę!- rzuciła półgębkiem baba, podniosła się szybko i podreptała na drugi koniec poczekalni.

No, chyba mamy tu delikatne różnice definicyjne.

Przychodnia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 388 (444)
zarchiwizowany

#46717

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótko, z odrobiną ognia i humoru.

Mama zadzwoniła do mnie z prośbą czy mogłabym jej podrzucić do pracy jakieś dokumenty, które zostawiła w domu. Akurat dzisiaj cały dzień pracowała w przychodni, więc nijak nie mogła urwać się chociaż na pół godziny by po nie podjechać.

Z teczką pod pachą wkraczam na korytarz przychodni, pod gabinetem w którym przyjmuje moja mama siedzą dwie panie w wieku średnim.
- Przepraszam, jestem córką pani doktor. Chcę tylko dać jej te dokumenty- popukałam palcami w teczkę- i już się zmywam. To zajmie dosłownie kilka sekund. Czy mogłabym wejść przed paniami?
Solidarnie pokiwały głowami, żadnego problemu nie widzą. Stoję pod drzwiami, czekam aż osoba będąca obecnie w gabinecie wyjdzie. Widzę opadającą klamkę, drzwi się otwierają.
Już miałam wejść do środka, kiedy poczułam niesamowity ból w nogach.
- Tera wchodzę ja!- warknął pan koło sześćdziesiątki, którego wcześniej nie widziałam, uderzając mnie laską pod kolanami.- Ja tu już od ósmej czekam!
Jak powiedział, tak zrobił. Wszedł trzaskając zamaszyście drzwiami. Jednak dosłownie po kilkunastu sekundach wypadł z gabinetu.
- KUR..! Przecie to jest lekarz dla bab! Od ósmej pod złym gabinetem żem siedział!
Tak, moja mama jest ginekologiem.

Karma moi mili, karma!

karma

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 500 (574)
zarchiwizowany

#46511

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przed świętami Bożego Narodzenia zdarzyło się coś nieprawdopodobnego. Grajcie, surmy anielskie! Bratowa znalazła pracę.
Przez ponad miesiąc żyłam w przekonaniu, że może razem z moim bratem wzięli się w garść, może ktoś nalał im odrobinę oleju do głów. Może uznali, że przyszła w końcu pora by uniezależnić się od rodziców?

Niedzielny, rodzinny obiad. Atmosfera podejrzanie spokojna. Nie zrozumcie mnie źle, nie żeby moja rodzina kojarzyła mi się z awanturami, sączeniem jadu i zimną wojną.
Po prostu od momentu pojawienia się konfliktu na linii ja-brat i jego żona o spokój trudno.

Zapewne bardzo dobrze wspominałabym to spotkanie, gdyby nie...
- Jesteśmy w ciąży!- wyrzuciła w pewnym momencie z siebie dumnie bratowa. Cisza jaka zapadła po tym wyznaniu będzie mi się śniła po nocach, w najgorszych koszmarach.
- No cóż... myślałam, że to nastąpi znacznie później, ale ten... gratulacje- mama zdecydowała się pierwsza przerwać niezręczne milczenie.

-To już czwarty miesiąc! Mamusia da mi L4- tutaj przeuroczy, tylko odrobinę sztuczny, uśmiech w stronę mojej mamy- pracować przecież nie będę, a kaska będzie spływała na konto co miesiąc! Nieźle to sobie wykombinowaliśmy, nie?

Faktycznie, genialnie.

Chyba nie muszę dodawać, że moja mama nie zgodziła się na wystawienie jej lewego L4. Bratowa zaniosła się łkaniem "bo nawet na rodzinę nie można liczyć! załatwi sobie u kogoś innego!"

No w to akurat niestety nie wątpię...

rodzinnie

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 497 (541)
zarchiwizowany

#46417

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wiecie jaka grupa ludzi, poza czytelnikami, jest niezwykle istotna dla dziennikarzy? Informatorzy.

Zimowy, poniedziałkowy poranek. Redakcja budzi się do życia, wszyscy jeszcze trochę zaspani, próbujemy postawić się na nogi kawą.

Marazm przerywa huk drzwi wejściowych, do biura wpada (niemal z całą framugą) zdyszany osobnik w gumofilcach, kufajce, z wielką papachą na głowie.
- Morderstwo! Za mno! Morderstwo! Leżo u mje w oborze, no pozarzynali się!- głos miał tak donośny, że nawet szef wyjrzał od siebie z gabinetu. Swoimi rewelacjami momentalnie postawił wszystkich na nogi.
Szef podsunął mu krzesło, dał wodę w kubeczku bo facet ledwo zipał.
- Na policję pan dzwonił?
- No nie! No gdzie tam! Ja tu najsampierw przyleciałem! Bo policja to nie pozwoli fotografiów zrobić!

Szef zapakował informatora do samochodu, lecz zanim wyjechali zadzwonił na policję.
Na miejsce zbrodni dotarli w tym samym czasie.
No i faktycznie- dwa ciała leżą twarzami w czerwonej brei. Bimbrem (czy innym trunkiem bardzo wyskokowym) wali na kilometr.
Policjanci dokonują oględzin.
- Kur**! Przecież to jest farba! - po chwili krzyknął zaskoczony funkcjonariusz. Chyba odrobinę za głośno, ponieważ jeden z denatów podniósł głowę całą w czerwono- brązowej mazi i otworzył oczy.
- Kazi, chu**, łeb mnie napieprza, zamknij ryj!

Spojrzenia wszystkich spoczęły na panu Kazimierzu, Informatorze.
- To co? Jednak nie bede w gazecie, nie?

redakcja

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 340 (384)
zarchiwizowany

#46333

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wezwałam pogotowie do mężczyzny, który spadł z wysokości drugiego piętra. Dokładniej z mojego balkonu.

Wyobraźcie sobie, że budzicie się bladym świtem, otwieracie oczy i pierwsze co widzicie to młody mężczyzna z rozpiętymi spodniami, opierający się o zewnętrzną stronę balkonowych drzwi i onanizujący się.

Ja przestraszyłam się nieziemsko.
On również- tak bardzo, że podjął próbę ucieczki przez barierkę. Mało efektownie mu to wyszło bo najzwyczajniej w świecie spadł. Prosto w ogromną zaspę. Myślę, że nie do końca podciągnięte spodnie mogły być przyczyną katastrofy.

Nigdy więcej nie zapomnę o zasunięciu wszystkich rolet.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 418 (486)
zarchiwizowany

#34952

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Akt drugi historii z dzisiejszego poranka. http://piekielni.pl/34929
Po godzinie na słońcu, dwóch butelkach rozpuszczalnika i kilkunastu wiązankach mruczanych pod nosem okno zostało doprowadzone do porządku, względnego przynajmniej.

Styrana jak wół zamiast odpocząć i opracowywać plan zemsty na nieznanym jeszcze osobniku musiałam podjechać na dworzec po Maminkę. Postanowiłam nic jej o zajściu nie mówić, co ma się kobita denerwować. Dom stał pusty nie dłużej niż dwie godziny.
Cóż ukazuje nam się po wyjściu z samochodu?
Wielki męski organ rozrodczy wymalowany na drzwiach z podpisem "CHU****" rodzinka". Czerwoną farbą oczywiście.

Teraz jestem wkur**** konkretnie.
Przynajmniej utwierdziłam się w przekonaniu, że to jednak jakiś dowcipny młodzieniec. Ciężko mi mimo wszystko wyobrazić sobie starszą babinkę malującą na cudzych drzwiach wielkiego członka. Jeszcze ciężej przeskakującą z ową farbą przez dość wysokie ogrodzenie.
Wakacje się zaczęły, czymś młodzi gniewni zająć się muszą, prawda?

Rozpoczynam niczym ksiądz Mateusz własne dochodzenie. Zacznę od przypilnowania czy dziś w nocy komuś nie zachce się powtórki z rozrywki. Jeśli tak to będę na niego czekała z puszką czarnej farby.

kwiat młodzieży polskiej cz2

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 254 (280)
zarchiwizowany

#34929

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z całego serca dziękuję gówniarzowi (mimo, że nikogo za rękę nie złapałam), który dziś w nocy/rano namalował na oknie mojego domu czerwoną farbą jakże wymowne hasło "PATOLOGIA".
Cudownie wiedzieć, że okoliczny kwiat młodzieży uważa moją rodzinę za patologiczną.
A dlaczego jest patologiczna?
- Moja Maminka miała dwóch mężów, kilka miesięcy temu wyszła za mąż trzeci raz, za młodszego od siebie mężczyznę. (Przecież to tak nie wypada! Starej babie się w głowie poprzewracało)
- Moja starsza siostra urodziła trojaczki. (NORMALNYM kobietom to się nie zdarza! To musiało być to diabelskie in vitro! grzech!)
- Mój młodszy brat ożenił się mając 21 lat. (Dzieciak sobie życie marnuje! Na pewno zbrzuchacił dziewczynę i tak się śpieszo!)
- Jestem dziewczyną gangstera, ponieważ kolega z pracy czasem podrzuca mnie do domu czarnym BMW (Takimi samochodami to mafia jeździ!)

Serdecznie dziękuję raz jeszcze.
Miałam zamiar dzisiaj pobiegać, ale równie skutecznie wyżyję się zmywając ten napis z okna.
Czasem przeraża mnie to w jakim ciemnogrodzie przyszło mi mieszkać.
Idę kupić rozpuszczalnik...

kwiat polskiej młodzieży

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 261 (367)

1