Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

HerrAndreas

Zamieszcza historie od: 5 marca 2011 - 16:21
Ostatnio: 11 sierpnia 2012 - 12:37
O sobie:

Ja - prosty człowiek. Urodzony w 1974 roku. Co innego z wykształcenia, co innego z zawodu. Z zamiłowania jestem po prostu sobą. Jako klient nie stwarzam problemów. Istota z reguły spokojna, ale... "jak ktoś mi da po pysku, oddam z nawiązką - ja nie Chrystus!"

  • Historii na głównej: 24 z 38
  • Punktów za historie: 8198
  • Komentarzy: 62
  • Punktów za komentarze: 472
 

#9147

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu dorabiałem sobie jako korepetytor. Pewnej soboty zadzwoniła do mnie kobieta.
K: Witam, z tej strony XX, pan uczy matematyki córkę mojej koleżanki XY. Potrzebuję korepetytora dla mojego dziecka. Jak najszybciej. Ma pan wolne miejsca?
Ja: Znajdzie się. Kiedy „dziecko” mogłoby przyjść na pierwsze spotkanie?
K: W ciągu dwóch godzin! W poniedziałek Klaudusia poprawia klasówkę i nic nie umie!
Ja: Cóż, dobrze. Czy orientuje się pani w zakresie materiału, który mamy przerobić? Poszukam jakichś testów.
K: Pan chce Klaudusi robić testy? Przecież ona nic nie umie! Z nią trzeba na spokojnie od podstaw! A materiał to chyba z twierdzenia Talesa, a kwadrat plus be kwadrat równa się ce kwadrat.
Ja: To jest Pitagoras.
K: A to pewnie to samo, tylko na odwrót.
Ja: Nieważne. W której córka jest klasie?
K: To pan nie wie? Skoro pan uczy, powinien pan wiedzieć, że Pitagorasy, Talesy i inne takie przerabia się w drugiej klasie gimnazjum!
Ja: Przepraszam, nie jestem nauczycielem szkolnym, a poza tym chyba każda szkoła realizuje inny program...
K: Dobra, nieistotne. O której Klaudia może przyjechać?
Ja: Jestem w domu cały dzień. Niech przyjedzie o piętnastej, jeśli paniom tak wygodnie.
K: Może być.
Ja: Czyli zostały dwie godziny. Prosiłbym, aby córka powtórzyła materiał do klasówki.
K: Ale co ona ma powtarzać, skoro tego nie rozumie? Pan ma ją tego nauczyć, żeby poprawiła co najmniej na czwórkę. Tylko z nią trzeba delikatnie, bo łatwo się denerwuje. I żadnych testów!!
Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale mateczka zdążyła przerwać połączenie.

Dziewczyna przyjechała punktualnie. Nie posłuchałem życzenia matki i przepytałem ją z teorii. Nie tylko odpowiedziała na wszystkie pytania, ale bez większego problemu rozwiązała większość zadań.
Ja: Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczony. Twoja mama mówiła, że z matematyką u ciebie kiepsko.
Klaudia: Mama niepotrzebnie dramatyzuje.
Ja: Zastanawia mnie, dlaczego zawaliłaś klasówkę.
Klaudia: To proste... nie nauczyłam się.

Jak widać, trafiłem na kolejną uczennicę, której matka każdą jedynkę traktuje jak wyrok śmierci na swoje dziecię. A wina – oczywiście – spada na nauczyciela, nie na lenistwo.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 756 (840)

#7661

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Paliłem papierosy przez 16 lat, począwszy od nerwów związanych z tragicznym wypadkiem przy pracy i jakiś czas temu postanowiłem przypomnieć sobie, jak to jest - być człowiekiem bez nieodłącznego "śmierdziela" w zębach. Tak się składa, że codziennie po pracy odwiedzam pewien sklepik. Ekspedientka zna mnie dobrze, wie że ze mnie palacz okropny i pakuje mi fajki bez pytania. Nadszedł dzień, w którym oznajmiłem jej, że rzucam palenie.
- A ile pan ma lat? - spytała.
- Trzydzieści siedem.
- I opłaca się panu? Stary chłop, raka pan ma jak w banku. Bierz pan te papierosy.
Ja w śmiech. Ona zresztą też.
Rozumiem, że zawsze to dziesięć złotych mniej w kasie... ale żeby od razu stary?

..

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 659 (781)

#7595

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja Mama kolekcjonuje porcelanowe słonie, aniołki i tym podobne kiczowate ozdóbki, toteż postanowiłem sprawić jej na urodziny nowy egzemplarz. Jedyny znany mi sklep z takowymi tłukącymi bzdurkami nie ma zbyt dużej powierzchni i sprzedawca prosi każdego klienta o ostrożność przy poruszaniu się. Jako że ja - człowiek niepełnosprawny, pozbawiony ręki - wydałem mu się totalnie ciapowaty, z pięć razy upomniał mnie, żebym mu przypadkiem niczego nie rozwalił.
- Uważaj pan, bo to wszystko cenne - powiedział, kiedy otarłem się wybrakowanym ramieniem o jakiś świecznik. O ironio - metalowy.
- Ostrożnie, bo jak pan rymnie na ten wazon i się o coś nie złapie... - dodał, gdy niebezpiecznie (jego zdaniem) pochyliłem się nad wazonikiem, chcąc sprawdzić jego cenę.
- Pan mi tu w końcu szkód narobi. - Dla odmiany, nie zrobiłem nic. Tak po prostu.
Jakby tych jawnych upokorzeń było mało, akurat coś musiało się rzeczywiście potłuc. Synek jednej z klientek strącił figurkę.
- Mówiłem, że pan mi tu rozpieprzy interes! Ja rozumiem pańską sytuację, ale jak się porusza jak słoń w składzie porcelany (no! trafił w dziesiątkę. przynajmniej z porcelaną), to trzeba unikać takich sklepów. Ech...
Na szczęście pani nie wykorzystała tej sytuacji do szybkiego wycofania się. Przeprosiła i zapłaciła za figurkę. A czy facet przeprosił mnie?
...
Nie ma cudów.
Na urodziny Mama dostała książkę.

Bibeloty

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 487 (661)

#7541

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do opisania tej historii skłoniła mnie siostra i jest ona (historia oczywiście) o tyle specyficzna, że nie ja, jako interesant, okazałem się "piekielny", tylko osoba, u której szukałem pracy. Działo się to ładnych parę lat temu podczas tak zwanej rozmowy kwalifikacyjnej. Większa część spotkania przebiegła w przyjaznej atmosferze i wzajemnym zrozumieniu, a ja głupi czułem się już prawie jak zatrudniony. Szefowa pochwaliła moje wykształcenie, kulturę osobistą, a że było lato, gorąc niesamowity, zaproponowała herbatę, chyba dlatego, że sama pochłaniała już drugą filiżankę i dziwnie jej było tak samej...
- Może zdjąłby pan marynarkę, bo taki upał... - powiedziała. - A ja zaparzę herbatkę.
- Nie, jest mi całkiem wygodnie.
- Ależ proszę czuć się jak u siebie, w końcu jest pan prawie jednym z naszych.
Zdjąłem. Wtedy szefowa miała okazję na własne oczy zobaczyć największą "przeszkodę" w zdobyciu tej posady - mianowicie, w wyniku wypadku straciłem kawałek jednej ręki.
- A o tym to mi chyba nic nie wiadomo - wskazała na tę nieszczęsną rękę.
- Na pewno ująłem ten fakt w moich papierach. O, tutaj.
- Nie sądziłam, że to... no, na tak wysoką skalę. Jak pan to widzi?
- Radzę sobie doskonale - to rzekłszy, wziąłem kawałek kartki, długopis i (nie chwaląc się) całkiem ładnym i prostym charakterem pisma napisałem swoje imię, nazwisko, a pod tym umieściłem podpis.
- Widzi pani? Przez ponad dwadzieścia lat pisałem prawą ręką, a teraz... Cóż, lata praktyki.
- Wy tam na wsi chyba myślicie, że wystarczy umieć pisać i skończyć studia i już jesteście panami świata, ale tu trzeba mieć jeszcze predyspozycje - rzekła pogardliwie.
- To co mam jeszcze zrobić, żeby udowodnić, że się nadaję? Wydrukować coś? Posprzątać ten pani gabinet? - Naprawdę usiłowałem zachować spokój.
- Nie trzeba. W mojej firmie liczy się profesjonalizm i tempo pracy, a pan z tą ręką... Sam pan rozumie.
Wstałem z krzesła.
- Przyjąłem do wiadomości. Trudno się mówi. Pani strata. Ja dam sobie radę.
Kobieta mruknęła coś co brzmiało jak "ciekawe!". Zabrałem zatem swoje papiery i wyszedłem.
Wnioski? Tylko herbaty żal. Bo ładnie pachniała...

Rozmowa kwalifikacyjna

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (823)