Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

HerrAndreas

Zamieszcza historie od: 5 marca 2011 - 16:21
Ostatnio: 11 sierpnia 2012 - 12:37
O sobie:

Ja - prosty człowiek. Urodzony w 1974 roku. Co innego z wykształcenia, co innego z zawodu. Z zamiłowania jestem po prostu sobą. Jako klient nie stwarzam problemów. Istota z reguły spokojna, ale... "jak ktoś mi da po pysku, oddam z nawiązką - ja nie Chrystus!"

  • Historii na głównej: 24 z 38
  • Punktów za historie: 8198
  • Komentarzy: 62
  • Punktów za komentarze: 472
 

#10618

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj napisałem o niepełnosprawnym bracie koleżanki; dzisiaj pozwolę sobie kontynuować wątek, gdyż temat jest moim zdaniem zawsze aktualny.

Koleżanka często wozi Mariusza do różnych lekarzy, w przypadku, który zamierzam opisać był to zwyczajny lekarz rodzinny. Mariusz jest spokojnym facetem i właściwie wystarczy go tylko czymś zająć, żeby nie sprawiał problemów, jednakże obcy ludzie nie wiedzą, że kiedy się go rozdrażni, robi się na swój sposób agresywny. W poczekalni siedziała babcia z wnuczkiem, a wnuczek, znudzony, zaczął podśmiewać się z Mariusza, widząc jak ten wierci się na krzesełku (fizycznie, nie widać po nim choroby, którą wyrażają jednak specyficzne zachowania).
- Głupek, głupek. - Zaczął dzieciak, a babcia nie zareagowała. Koleżanka zwróciła młodemu uwagę, która została, nieładnie mówiąc, "olana" zarówno przez chłopca, jak i jego opiekunkę.
- Głupek. Ty, umiesz mówić? - Kontynuował mały, a Mariusz milczał. Wreszcie pacnął Mariusza w tył głowy, co nie mogło pozostać bez odpowiedzi. Mariusz coś mruknął i odepchnął chłopca. Delikatnie, zresztą.
- Babcia!! On mnie bije! - Krzyknął dzieciak.
- Jak nie umiesz zapanować nad tym zwierzakiem, to trzymaj go w domu! - powiedziała babcia do mojej koleżanki. - Już nawet w poczekalni nie można spokojnie posiedzieć.
- Pani wybaczy, ale wnuczek prowokował mojego brata.
- Zaraz prowokował! - Oburzyła się babcia. - To taka zabawa! Aż taki tępy, że na żartach się nie zna?
- Za chwilę ja sobie z pani pożartuję!
- Jak nie masz nic innego do roboty... - Odparła babcia lekceważącym tonem, pomijając wszelkie zwroty grzecznościowe. - A sądząc po tym, że użerasz się z czymś takim, to nie masz...

Poczekalnia

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 509 (601)

#10527

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słowem wstępu, brat mojej koleżanki z pracy od urodzenia cierpi na poważną chorobę. Nie jest istotne, iż Mariusz niedawno przekroczył trzydziestkę, nie zamierzam również podawać szczegółów jego przypadłości. Ważny jest natomiast fakt, że chłopak potrzebuje stałej opieki przez całą dobę. Niedawno Asia, nie mając z kim zostawić Mariusza, musiała zabrać go ze sobą do supermarketu. Większa część obchodu po sklepie odbyła się spokojnie, dopiero przy kasach Mariusz zaczął się niecierpliwić. Kręcił się, ciągnął siostrę za rękaw, nerwowo rozglądał się na boki, co spowodowało poruszenie wśród osób stojących za nimi. Pewna pani rzekła do swojego męża:
- Chodź, idziemy do innej kasy.
- Ależ dlaczego? - spytał mąż. - Tutaj mamy najbliżej.
- Idziemy stąd! - huknęła żonka.
- Nie zamierzam pchać jak głupi osioł tego cholernego wózka.
- Wobec tego, ja zabieram Jasia, a ty radź sobie sam. - Kobieta złapała za rękę małego chłopczyka. - Mój syn nie będzie stał w kolejce za tym niedorozwojem! - Tu wskazała ruchem głowy Mariusza. - Zobacz, jak się na niego gapi! Jeszcze mu się udzieli. Ohyda!

Chciałoby się wysnuć długi wniosek na temat tego, kto jest bardziej zacofany, ale z drugiej strony - szkoda słów.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 621 (717)

#10608

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wspominałem niegdyś o mojej kilkuletniej karierze udręczonego pana od matematyki. Doskonale pamiętam wszystkie dzieciaki, którym udzielałem korepetycji, niektóre jednostki zasługują jednak na nieco więcej uwagi.

Jeden z ostatnich przypadków miał brzydki nawyk spóźniania się i bez względu na wygłaszane pod jego adresem uwagi, nie potrafił się go wyzbyć. Umówiony na konkretną porę, przychodził dwie godziny (w dogodniejszych warunkach do jednej godziny) później, zasłaniając się problemami w domu, korkami na drodze, chorym wujaszkiem, babunią, pieskiem... Telefony do rodziców (miał 15 lat) nie skutkowały, on sam nie reagował, kiedy kwadrans przed czasem dzwoniłem w celu przypomnienia o lekcji. Kilka razy z jego powodu odwoływałem własne zajęcia, bo nigdy nie było tak, że nie pojawił się wcale, a poza notorycznym spóźnialstwem okazał się ambitnym i pojętnym uczniem. Któregoś razu postawiłem jednak warunek - "albo przyjdziesz w sobotę o dziesiątej, albo skreślę cię z listy". Chłopak zrozumiał, że żarty się skończyły i owszem, przyszedł w sobotę o godzinie... ósmej trzydzieści, kiedy ja, nieświadom niczego, jeszcze nie do końca rozbudzony, brałem poranny prysznic.

Inna uczennica, którą miałem przyjemność przygotowywać do matury, z niewiadomych przyczyn przestała przychodzić na zajęcia. Odwołała kilka spotkań, nie odbierała telefonów (dlaczego ludzie, którzy mają coś na sumieniu unikają odbierania telefonów?). Zaniepokojony zadzwoniłem do jej ojca, który omal nie zszedł na zawał, gdyż oczywiście o niczym nie miał pojęcia. Obiecał, że porozmawia z córką. Oddzwonił po paru godzinach.
- Córka powiedziała, że jej chłopak nie zgadza się, żeby do pana chodziła. Uważa, że pan jej się podoba, a jest chorobliwie zazdrosny. Boże, jakie to dziecko głupie. Ja jej do rozumu przemówię i będzie do pana chodziła, choćbym miał jej kijem wybić tego chłopaka z głowy...
I chodziła. Z tym, że co pięć minut odbierała SMS-y od chłopaka, co mnie denerwowało jeszcze bardziej, niż ją.

Czasem dziękowałem Bogu za uczniów, którzy się "tylko" spóźniają.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 589 (669)

#10513

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, którą Państwu przedstawię nie budzi nic, z wyjątkiem politowania. Sprawcą wydarzenia jest mężczyzna niewiele ode mnie młodszy (dla ścisłości, mam 37 lat). Dokonując zakupów w pewnym markecie, nie zachowywał się szczególnie piekielnie, niemniej jednak narobił straszliwego bałaganu w dziale kosmetycznym, przestawiając i przewracając szampony. Nie znalazłszy tego, czego tak desperacko poszukiwał, odszedł pozostawiając "syf". Nie ma się co dziwić, że zwrócił uwagę pracownicy sklepu.
- A kto posprząta ten bałagan, miły panie?
- A co to panią obchodzi?
- Proszę pana, nie jest pan u siebie w domu - zdenerwowała się ekspedientka.
- To ustawiajcie rzeczy tak, żeby można było znaleźć - burknął klient. Facet szukał szamponu Palmolive, który stał dwie półki wyżej. Bałaganu nie posprzątał. Zapłacił i wyszedł ze sklepu. Po chwili do marketu wtoczyła się starsza pani z groźną miną. Zbliżyła się do kasy i niemalże wrzasnęła:
- Kto ośmielił się krzyczeć na mojego synka?!

Szkoda tylko, że nie dodała "synek moczy się w nocy i nie wolno go denerwować". Gdy wychodziłem ze sklepu, zauważyłem synka. Siedział obrażony w samochodzie.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 726 (822)

#10037

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stałem w kolejce do kasy za panem, w którego przypadku cierpliwość nie była zbyt mocną stroną. Nieustannie popędzał kasjerkę, tłumacząc, jakoby spieszy się na pociąg. Niestety, miał pecha, bo nagle coś się zepsuło.
- Szybciej, kobieto, ja się, kur*a, spieszę! – zdenerwował się klient.
- Proszę się uspokoić i chwilkę zaczekać!
- A ty mi nie rozkazuj, tylko to naprawiaj! Nie po to ukończyłem studia, żeby rozkazywała mi jakaś podrzędna sklepikarka! Jak już padać na kolana, to przed kimś, kto coś znaczy!
Sytuacja zrobiła się nieprzyjemna, więc stuknąłem faceta w ramię.
- Przepraszam, że się wtrącam. Ja jestem doktorem, więc uprzejmie proszę nie krzyczeć na tę panią.
Mężczyzna zbaraniał, przewrócił oczami i wymamrotał tylko:
- Ech... No dobrze, dobrze.

O dziwo, nie kazał mi wyciągać dyplomów z walizki. A przecież mogłem być ładnie ubranym menelem.

supermarket

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 544 (670)

#9933

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podpaski, tampony... Osobiście nie dostrzegam nic wstydliwego w ich kupowaniu (sam nieraz funduję je siostrze i nikt nie robi wielkiego halo z tego powodu), jednakże zauważyłem, iż niektóre osoby mają z tym niemały kłopot. Poniższe historie są nie tyle piekielne, co po prostu śmieszne.

Epizod I – wnuczka dla dziadka
Dziewczę na oko w wieku licealnym (!) stoi przed półkami pełnymi podpasek, wybiera, przebiera, jakby nie wiedziało, na co się zdecydować (a wybór spory). Podchodzi pracownik sklepu (mężczyzna!) z zapytaniem, czy w czymś pomóc. Dziewczę zarumienione, dalej niezdecydowane.
- Takich niebieskich szukam… - szepcze nieśmiało.
- Ale jakich konkretnie niebieskich?
- Ja nie wiem dokładnie, bo to nie dla mnie. To dla, eee, dziadka.
Niestety, nie zdążyłem dowiedzieć się, czy dziewczę zdało sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziało. A szkoda.

Epizod II – babcia dla wnuczki
Babcia: Poproszę czopki dla wnuczki...
Ekspedientka: Nie mamy tu czopków, to nie apteka.
B: Ale takie czopki, co, wie pani, jak kobieta ma złe dni, to się wkłada i to podobno pomaga.
E: Chodzi pani o tampony?
B: No przecież wiem, wiem, ale nie chcę tak przy ludziach.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 675 (739)

#9527

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skoro maj jest miesiącem matur, pozwolę sobie przypomnieć historię, którą do dzisiaj ze śmiechem opowiadam znajomym. Był to rok ’93. Nieopodal mojej szkoły znajdował się sklepik, do którego często podczas przerw wstępowałem po bułki. Jak wiadomo, po egzaminie maturalnym każdy jest głodny. Zgarnąłem kolegów i poszliśmy do wyżej wspomnianego sklepiku. Zaskoczyło mnie to, że ekspedientka, dotąd miła i uprzejma kobieta, traktowała nas z lekceważeniem, niby to „przypadkiem” wydała nie tyle reszty, co trzeba, nie mówiąc już o sposobie, w jaki się do nas odzywała – o „dzień dobry” mogliśmy pomarzyć. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
E: No co?
Ja: Pani dzisiaj taka... smutna?
E: Nie lubię maturzystów.
Ja: Ale... dlaczego?
E: JAK NIE ZDASZ, TO SIĘ PRZEKONASZ!

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 596 (718)

#9526

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja przydarzyła się kilka lat temu w wiejskim sklepiku. Wszedłszy do wyżej wspomnianego, zastałem ekspedientkę wyraźnie kłócącą się z klientem.
K: Kobieto, to tylko dwa piwa!
E: Jak dla mnie, możesz chlać do woli, ale ja nie zamierzam za to płacić.
Nie byłem zdziwiony nawet tym, że zwracają się do siebie na „ty”, wszakże na wsi (wiem z doświadczenia) ludzie często bardzo dobrze się znają. Tymczasem oni kontynuowali...
K: No dobra, jedno.
E: Nic za darmo, rozumiesz?
K: Ja ci oddam.
E: Oddasz, oddasz! Zawsze, KUR*A, oddajesz!
K: Chyba dawno nie dostałaś w pysk. Poczekaj, tylko wyjdziesz z tego sklepu.
Czułem, że muszę się wtrącić.
Ja: Przepraszam, czy mam wyrzucić tego pana? Nachodzi panią?
E: Od 15 lat!
Ja: ...?
E: To mój mąż. Spokojnie. Popieprzy, popieprzy i przestanie.
K: Niewdzięczna baba! Ja jej troje dzieci zrobiłem, chociaż to beznadziejna robota, a ona mi teraz nawet piwa nie da!

Nie zazdroszczę dzieciom.

wiejski

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 716 (796)

#9167

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja ciotka to porządna kobieta, chociaż lubi szukać dziury w całym. Miewa pretensje do całego świata, kiedy coś idzie nie tak, jak sobie zaplanowała. Przed państwem... „piekielna ciocia”.
Przed świętami ja i moja siostra towarzyszyliśmy ciotce na zakupach w supermarkecie. Tłok był niesamowity, toteż musieliśmy się wręcz przeciskać przez tłum ludzi, który, podobnie jak my, wpadł w szał robienia zapasów na Wielkanoc. W dodatku lataliśmy jak głupi po całym sklepie, często po trzy razy wracając do tych samych półek, gdyż ciocia nie ma zwyczaju sporządzania listy niezbędnych produktów i co chwila przypominała sobie, że coś jeszcze powinniśmy włożyć do koszyka.

Już prawie byliśmy przy kasie, gdy nagle siostra zawołała:
- Ciociu, a sok pomarańczowy, cola i dwie torebki cukru?!
Jak pech to pech – musieliśmy zawrócić. Poszliśmy całą trójką, żeby się później przypadkiem nie rozdzielić. Do soku się dopchaliśmy, colę zgarnąłem po drodze, a jeśli chodzi o cukier...
- No patrzcie, jak się migdalą, już nawet cukru nie można w spokoju kupić! – powiedziała ciocia i wskazała palcem (tak, wiem, że to brzydko) na półki z artykułami słodzącymi.

Rzeczywiście – tuż obok półek stała młoda parka, której akurat zebrało się na czułości. Jakby tego było mało, postawili swój wózek tak, że utrudniał on dostęp do upragnionego cukru, a ten stał na samym dole. Przeciętny człowiek w takiej sytuacji podszedłby do nich i poprosił uprzejmie, aby usunęli chociaż wózek, ale nie ciocia, o nie! Ona musiała odegrać piękne przedstawienie.
- Ja bardzo przepraszam, ale czy to jest sklep, czy burdel?! Buzi buzi to w domku, a w sklepie się kupuje!
Spojrzeli na nią dziwnym wzrokiem.
- Przeszkadza pani? – spytał chłopak.
- A przeszkadza! Nie tyle ty, co twój zapchlony wózek! Może mam się nad nim wyginać, żeby sięgnąć po cukier?!
- Jak pani ma siłę... - rzekł ironicznie chłopak.
- Mam wystarczająco dużo siły, żeby ci przyłożyć, jeśli natychmiast nie weźmiesz tego wózka!
- Jeśli ma pani siłę, proszę sobie odsunąć.
Ciocia już, już miała coś zgryźliwego na końcu języka, ale dziewczyna podeszła i sama odsunęła wózek.
- Dziękuję – powiedziała ciocia i wzięła swój cukier. – Ale sobie faceta wybrałaś. Nawet wózka nie odsunie.
Myśleliśmy, ja i Gabrysia, moja siostra, że spalimy się ze wstydu, bo przecież nie był to wystarczający powód do wszczynania awantury.
- Robisz nam obciach, ciociu – roześmiałem się. – A gdybym to ja tam stał i... no wiesz... też byłabyś taka niemiła?
- Zdarzenie niemożliwe – odparła z miną matematyczki, tłumaczącej niekumatym dzieciakom rachunek prawdopodobieństwa. – Skoro przez 37 lat nie zdołałeś sobie nikogo znaleźć, to już nie znajdziesz, więc ZAMKNIJ DZIÓB I IDZIEMY WRESZCIE DO KASY!!!

Chciałbym tutaj serdecznie podziękować cioci, dzięki której pół sklepu dowiedziało się, że jestem kawalerem.

supermarket na wesoło

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 667 (805)

#9149

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W zeszłym roku kończyłem drugi kierunek studiów – matematykę. W ramach praktyki (nie wiadomo, co się w życiu przyda) bawiłem się w korepetytora. Przygotowywałem do matury bardzo inteligentnego chłopaka. Tuż przed egzaminem obiecał, że zadzwoni w lipcu i podzieli się ze mną informacjami o wynikach. Zamiast tego – zadzwoniła jego matka.
Matka: (bez patetycznych wstępów) Co z pana za nauczyciel?!
Ja: Dzień dobry, a o co chodzi?
M: Ja się pytam o co chodzi! Właśnie zobaczyłam wyniki mojego syna! Gdzie on się z takimi dostanie?!
Ja: Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, a i pani syn w tym czasie nie leniuchował.
M: Widać mało pan zrobił! Ja w panu nadzieje pokładałam!
Ja: Nie rozumiem... Próbuje pani obarczyć mnie pełną odpowiedzialnością za to, że synowi źle poszło na maturze.
M: A czyja to niby wina?! Jak chodził na korepetycje, to i wyniki powinny być inne!
Ja: (przekonany, że – nie wiadomo jakim cudem – chłopak po prostu oblał) Jeszcze nie wszystko stracone, możemy to naprawić.
M: Naprawić owszem, ale nie u pana!
Ja: Czy mógłbym chociaż poznać wynik pani syna?
M: Chodził na korki, nie? To powinien mieć sto procent jak nic! A tu, cholera, tylko osiemdziesiąt sześć!

Aż musiałem sobie zapalić...

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 775 (839)