Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Kregis

Zamieszcza historie od: 31 grudnia 2015 - 1:24
Ostatnio: 14 maja 2023 - 21:25
  • Historii na głównej: 1 z 1
  • Punktów za historie: 86
  • Komentarzy: 9
  • Punktów za komentarze: 49
 

#90340

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wielu Piekielnych, tak i ja, losowałam sobie historie i natrafiłam na tą:

https://piekielni.pl/87388

Wychowałam się na PRL-owskim blokowisku z lat 80-tych. Obecnie blokowiska te mają złą sławę „molochów” lub „mrówkowców” jednak nie do końca mogę się z tym zgodzić. Przede wszystkim, były one bardzo mądrze i wygodnie zaprojektowane. Nie twierdzę, że wszystkie w tym kraju, ale moje i kilka sąsiednich na pewno. Na każdym z blokowisk znajdował się „Sam Spożywczy”, szkoła, przedszkole, boiska, place zabaw, tereny zielone, skwerki i sporo zieleni. Na moim był np. mini-las. Sosnowy. Zajmował powierzchnię zaledwie jakichś 200 m2. Ale do dziś pamiętam, jak szaleliśmy w nim z kolegami i koleżankami bawiąc się a to w partyzantów a to w piratów a to w nie wiadomo co. Boiska co zimę – za sprawą dozorców wylewających wodę – zamieniały się lodowiska, na których spędzaliśmy długie godziny. Były górki do zjeżdżania na sankach i nartach. Do szkoły dwa kroki, do supersamu też. Było naprawdę dużo zieleni. Było wszystko, co potrzebne do w miarę wygodnego życia.

Było też coś, na co wówczas jako dziecko nie zwracałam uwagi ale co potem – za sprawą pewnej delegacji, co opiszę poniżej – uderzyło we mnie z całą mocą.

Mianowicie – odległości pomiędzy blokami. W blokowisku wielkie bloczyska (na moim po 10 klatek, po 12 – 15 pięter każde) rozmieszone były w formie wielkich czworoboków, pośrodku których znajdowały się wspomniane powyżej elementy infrastruktury osiedlowej. Nie używało się nawet zasłon, że o żaluzjach nie wspomnę, bo nie było takiej potrzeby.

Jako osoba już z oczywistych względów dorosła zostałam wysłana w delegację do Poznania celem uczestnictwa w tamtejszych Targach. Moja ówczesna firma była jednym z wystawców. Tak się jednak złożyło, że byłam jedyną kobietą z całej ekipy, zatem panom wynajęto dom z kilkoma sypialniami ale wspólnym salonem i kuchnią, mnie zaś – osobny apartament na mega-super-hiper nowoczesnym osiedlu.

Apartament był piękny, wyposażony bardzo bogato i nowocześnie do tego stopnia, że czułam się tam bardzo nieswojo bojąc się coś zniszczyć czy uszkodzić. Zajęta podziwianiem otaczających mnie luksusów nawet nie zauważyłam, kiedy zaczął zapadać zmrok. I wówczas ujawnił się mankament, który – jak dla mnie, przyzwyczajonej do prywatności we własnym domu – okazał się być wręcz dyskwalifikujący. Otóż przez okno mogłam zobaczyć dosłownie, co sąsiad ma na talerzu na kolację. Apartament mieścił się bloku czworobocznym z maleńkim patio pośrodku. Tak maleńkim, że żaluzje musiały być obowiązkowym wyposażeniem każdego mieszkania.

Od tej pory zwracam baczną uwagę na wszystkie nowo budowane apartamentowce. I chyba wszędzie jest tak samo. Oczywiście, wynika to z małej liczby dostępnych gruntów, z których deweloper musi wycisnąć wszystko, co się da a nawet jeszcze trochę ale powiem Wam szczerze. Tak z nutką nostalgii tęsknię za dużymi przestrzeniami oddzielającymi od siebie wielkie bloki na wielkich blokowiskach…

blok blokowisko

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (166)

#30173

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w bardzo małym mieście, na malutkim osiedlu. Wszyscy wszystkich znają, czasami to dobrze czasami źle... Rzecz miała miejsce około 2 lata temu.

Mam sąsiadkę, która pracuje w sklepie. Sklep spożywczy jedyny na osiedlu. Sąsiadka jest straszną plotkarą. Co nie usłyszy już dalej mówi, a często słyszy tylko niewielka część.
Sąsiadka ma syna, który jechał na wycieczkę szkolną do kina do Wrocławia. Odkąd pamiętam na wszystkie wycieczki w podstawówce zawoził dzieciaki mój sąsiad. Ma on firmę przewozową jeśli można to tak nazwać (3 autobusy najczęściej wozi nimi dzieci na wycieczki i dorosłych na bliskie kursy). Zawsze jeździł sam, nikogo nie zatrudniał.

W dzień wycieczki syna sąsiadki poszedł do sklepu na piwo. Może dwa. Ewentualnie kilka. Następnego dnia awantura na całe osiedle. Do szkoły przylatuje sąsiadka i chyba całe województwo ją słyszało. Jak to pijany kierowca wiózł dzieci na wycieczkę?! On u niej piwa kupował! Widziała jak wsiadał i jechał potem! Już na policję dzwoni! Do kuratorium! Szkołę pozwie!
Dyrekcja już sytuację zaczyna badać. Okazało się, że sąsiadka nie wiedziała, iż kierowca zatrudnił kolegę i to on odwoził dzieci na wycieczkę. Kierowca dał kluczyki koledze a sam poszedł się napić.

Co na to sąsiadka? Ona swoje widziała, a on się tylko wykręca, że kolega prowadził. Już dziecka na wycieczkę szkolną z nim nie puści!
Domagała się zwrotu kosztów wycieczki w zamian za zagrożenie życia dziecka...

Osiedle ;)

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 731 (807)

1