Profil użytkownika
Madeline
Zamieszcza historie od: | 18 czerwca 2011 - 13:58 |
Ostatnio: | 25 września 2024 - 13:10 |
- Historii na głównej: 6 z 6
- Punktów za historie: 1230
- Komentarzy: 230
- Punktów za komentarze: 2475
Przestrzeganie RODO w praktyce:
Ktoś wykorzystał mój adres mailowy zawierający imię i nazwisko do założenia konta w serwisie Profil Zaufany. Oczywiście twórcy tej bazy nie pokusili się o wstawienie w treści e-maila powitalnego linku do potwierdzenia zapisu lub zgłoszenia, że nigdzie się nie zapisywałam. Podali za to adres mailowy, na który można zgłosić "pytanie, uwagę lub problem z działaniem usługi Profil Zaufany", więc przesłałam otrzymane potwierdzenie i żądanie usunięcia mojego adresu mailowego. Przez jeden dzień cisza, później dostałam wiadomość zwrotną, że mój e-mail nie mógł być dostarczony. Następnie zostałam o tym poinformowana kolejne 10 razy.
Znalazłam nr telefonu, po odczekaniu kilkunastu minut porozmawiałam sobie z panem, który generalnie nie widzi problemu i o co właściwie mi chodzi. Kazał napisać kolejnego maila, odpowiedzi póki co się nie doczekałam.
Skoro nie mogę się doprosić, żeby rządowa strona usunęła moje dane osobowe to jak mam wierzyć, że RODO cokolwiek zmieni?
UPDATE: Rozmawiając kilka dni temu z pracownikiem infolinii - otrzymałam zapewnienie, że na tego maila nic nie będzie przychodziło. Właśnie odebrałam urzędowe potwierdzenie odbioru zawierające m.in. imię i nazwisko oraz PESEL. Wciąż staram się to odkręcić, ale zastanawiam się czy to na pewno mnie powinno zależeć?
Ktoś wykorzystał mój adres mailowy zawierający imię i nazwisko do założenia konta w serwisie Profil Zaufany. Oczywiście twórcy tej bazy nie pokusili się o wstawienie w treści e-maila powitalnego linku do potwierdzenia zapisu lub zgłoszenia, że nigdzie się nie zapisywałam. Podali za to adres mailowy, na który można zgłosić "pytanie, uwagę lub problem z działaniem usługi Profil Zaufany", więc przesłałam otrzymane potwierdzenie i żądanie usunięcia mojego adresu mailowego. Przez jeden dzień cisza, później dostałam wiadomość zwrotną, że mój e-mail nie mógł być dostarczony. Następnie zostałam o tym poinformowana kolejne 10 razy.
Znalazłam nr telefonu, po odczekaniu kilkunastu minut porozmawiałam sobie z panem, który generalnie nie widzi problemu i o co właściwie mi chodzi. Kazał napisać kolejnego maila, odpowiedzi póki co się nie doczekałam.
Skoro nie mogę się doprosić, żeby rządowa strona usunęła moje dane osobowe to jak mam wierzyć, że RODO cokolwiek zmieni?
UPDATE: Rozmawiając kilka dni temu z pracownikiem infolinii - otrzymałam zapewnienie, że na tego maila nic nie będzie przychodziło. Właśnie odebrałam urzędowe potwierdzenie odbioru zawierające m.in. imię i nazwisko oraz PESEL. Wciąż staram się to odkręcić, ale zastanawiam się czy to na pewno mnie powinno zależeć?
gov.pl urząd rodo profil_zaufany
Ocena:
110
(130)
Historia sprzed kilku lat. Prywatna przychodnia.
Od mniej więcej dwóch czy trzech godzin siedziałam w poczekalni (o tej porze już pustej), przepuszczając kolejno pacjentów i czekając na magiczną godzinę 11, o której miałam wykonać jakieś badanie hormonalne. Nie pamiętam już dokładnie, co to było, w każdym razie byłam na czczo, bo wcześniej tego dnia miałam też robionych kilka innych badań, m.in. morfologię, a godzina tego konkretnego badania była wpisana przez lekarza na skierowaniu i podkreślona na czerwono.
Pielęgniarki uprzedzone, usłyszałam od nich, że punkt 11 mam wchodzić "choćby się waliło i paliło", więc sobie czekałam, zerkając na komórkę.
O 10:58 zaczęłam zbierać swoje rzeczy i chciałam wejść do gabinetu, ale w tym momencie do poczekalni weszła [O]na:
[O]: Pani czeka?
[J]a: Tak, właśnie... - „Właśnie wchodzę, bo mam badanie o 11” - chciałam powiedzieć, ale zostałam zakrzyczana, zanim zdążyłam dobrze zacząć zdanie.
[O]: Ja teraz wchodzę, bo jestem w ciąży!
[J]: A ja mam badanie o 11, poza tym nikogo innego nie ma.
[O]: Ale ja jestem W CIĄŻY! - po tych słowach pani "mnie się należy" pognała do gabinetu, bo 2 minuty czekania to było dla niej za dużo.
Spokojnie weszłam za nią, jedna pielęgniarka zabrała mnie na pobranie, a tamtej kazała poczekać. Jak wychodziłam, dalej dyskutowała z drugą pielęgniarką, że powinna być obsłużona pierwsza.
Po tej krótkiej wymianie zdań wydawało mi się, że skądś ją znam (miała bardzo charakterystyczny głos i wygląd), ale dopiero później skojarzyłam, że 2 miesiące wcześniej spędziłyśmy w tej samej poczekalni "urocze" 2 godziny podczas testu obciążenia glukozą. Wtedy pani, niezrażona tym, że nikt nie ma ochoty jej słuchać, opowiadała, jak świetnie się w życiu ustawiła: miesiąc po podpisaniu umowy o pracę zaszła w ciążę i od razu poszła na L4, bo przecież nie po to jej była umowa, żeby pracować. Z pewnością pracodawca był zachwycony.
Ja i jeszcze inna dziewczyna wykonująca takie samo badanie marzyłyśmy, żeby stamtąd uciec, ale niestety się nie dało (po wypiciu glukozy trzeba siedzieć w poczekalni, żeby wynik wyszedł miarodajny, a w razie np. omdlenia pielęgniarki mogły pomóc) i byłyśmy skazane na 2 godziny dziwnych opowieści.
Obydwie próbowałyśmy wtedy czytać książki, rozmawiać tylko ze sobą, ignorować itd. Nie pomogło. Pozostało mi tylko zazdrościć ludziom, którzy po badaniu mogli od razu wyjść i nie byli zmuszeni tego słuchać.
Od mniej więcej dwóch czy trzech godzin siedziałam w poczekalni (o tej porze już pustej), przepuszczając kolejno pacjentów i czekając na magiczną godzinę 11, o której miałam wykonać jakieś badanie hormonalne. Nie pamiętam już dokładnie, co to było, w każdym razie byłam na czczo, bo wcześniej tego dnia miałam też robionych kilka innych badań, m.in. morfologię, a godzina tego konkretnego badania była wpisana przez lekarza na skierowaniu i podkreślona na czerwono.
Pielęgniarki uprzedzone, usłyszałam od nich, że punkt 11 mam wchodzić "choćby się waliło i paliło", więc sobie czekałam, zerkając na komórkę.
O 10:58 zaczęłam zbierać swoje rzeczy i chciałam wejść do gabinetu, ale w tym momencie do poczekalni weszła [O]na:
[O]: Pani czeka?
[J]a: Tak, właśnie... - „Właśnie wchodzę, bo mam badanie o 11” - chciałam powiedzieć, ale zostałam zakrzyczana, zanim zdążyłam dobrze zacząć zdanie.
[O]: Ja teraz wchodzę, bo jestem w ciąży!
[J]: A ja mam badanie o 11, poza tym nikogo innego nie ma.
[O]: Ale ja jestem W CIĄŻY! - po tych słowach pani "mnie się należy" pognała do gabinetu, bo 2 minuty czekania to było dla niej za dużo.
Spokojnie weszłam za nią, jedna pielęgniarka zabrała mnie na pobranie, a tamtej kazała poczekać. Jak wychodziłam, dalej dyskutowała z drugą pielęgniarką, że powinna być obsłużona pierwsza.
Po tej krótkiej wymianie zdań wydawało mi się, że skądś ją znam (miała bardzo charakterystyczny głos i wygląd), ale dopiero później skojarzyłam, że 2 miesiące wcześniej spędziłyśmy w tej samej poczekalni "urocze" 2 godziny podczas testu obciążenia glukozą. Wtedy pani, niezrażona tym, że nikt nie ma ochoty jej słuchać, opowiadała, jak świetnie się w życiu ustawiła: miesiąc po podpisaniu umowy o pracę zaszła w ciążę i od razu poszła na L4, bo przecież nie po to jej była umowa, żeby pracować. Z pewnością pracodawca był zachwycony.
Ja i jeszcze inna dziewczyna wykonująca takie samo badanie marzyłyśmy, żeby stamtąd uciec, ale niestety się nie dało (po wypiciu glukozy trzeba siedzieć w poczekalni, żeby wynik wyszedł miarodajny, a w razie np. omdlenia pielęgniarki mogły pomóc) i byłyśmy skazane na 2 godziny dziwnych opowieści.
Obydwie próbowałyśmy wtedy czytać książki, rozmawiać tylko ze sobą, ignorować itd. Nie pomogło. Pozostało mi tylko zazdrościć ludziom, którzy po badaniu mogli od razu wyjść i nie byli zmuszeni tego słuchać.
przychodnia ciąża mnie się należy
Ocena:
127
(143)
Zwróciłam uwagę piekielnej kobiecie [PK], która zaparkowała na miejscu dla rodzin z dziećmi, mimo że przyjechała sama.
PK: Ale ja mogę tam parkować, bo mam dzieci.
J: Tutaj?
PK: W domu.
J: W domu też mam, ale to nic nie zmienia.
PK zaczęła coraz bardziej się nakręcać i na mnie krzyczeć: To sobie trzeba było zaparkować.
J: Nie o to chodzi, mnie nie zależy, ale miejsce jest dla rodzin, które PRZYJECHAŁY z dziećmi. Wie Pani jak ciężko jest wyciągnąć fotelik z samochodu na wąskim miejscu?
PK: Nic mnie to nie obchodzi, będę sobie parkować gdzie chcę...
Poszłam sobie, bo nie będę się kopać z koniem. Coś tam jeszcze za mną krzyczała, ale nie chciało mi się słuchać. Widać pani jest z tych, którzy chodzą ścieżką rowerową, bo przecież w piwnicy mają rower...
PK: Ale ja mogę tam parkować, bo mam dzieci.
J: Tutaj?
PK: W domu.
J: W domu też mam, ale to nic nie zmienia.
PK zaczęła coraz bardziej się nakręcać i na mnie krzyczeć: To sobie trzeba było zaparkować.
J: Nie o to chodzi, mnie nie zależy, ale miejsce jest dla rodzin, które PRZYJECHAŁY z dziećmi. Wie Pani jak ciężko jest wyciągnąć fotelik z samochodu na wąskim miejscu?
PK: Nic mnie to nie obchodzi, będę sobie parkować gdzie chcę...
Poszłam sobie, bo nie będę się kopać z koniem. Coś tam jeszcze za mną krzyczała, ale nie chciało mi się słuchać. Widać pani jest z tych, którzy chodzą ścieżką rowerową, bo przecież w piwnicy mają rower...
parking
Ocena:
278
(318)
Zamówiłam w sklepie internetowym w Wielkiej Brytanii foremki silikonowe do pieczenia. Cena w funtach 8,99 za sztukę zamieniła się na 12,50 euro, po zmianie kraju do wysyłki. Ok, przełknęłam, bo tylko tam je mają, zresztą różnica na złotówki nie taka duża. Weszła jeszcze jakaś zniżka, finalnie do zapłaty 23 euro.
Zapłaciłam, dostałam maila z potwierdzeniem, niby wszystko ok.
Po sprawdzeniu stanu konta okazało się, że ściągnęli, owszem, ale 23 funty...
Ciekawe czy skończy się na reklamacji w sklepie, czy będę się musiała uciec do chargebacku.
Zapłaciłam, dostałam maila z potwierdzeniem, niby wszystko ok.
Po sprawdzeniu stanu konta okazało się, że ściągnęli, owszem, ale 23 funty...
Ciekawe czy skończy się na reklamacji w sklepie, czy będę się musiała uciec do chargebacku.
sklep internetowy Wielka Brytania
Ocena:
141
(167)
Niesamowicie wkurzają mnie wszelkiej maści ulotki pozostawiane w drzwiach mieszkania, chamsko wciśnięte pomiędzy drzwi, a futrynę. Kiedyś złodzieje wkładali zapałki w drzwi, żeby sprawdzić czy ktoś jest w domu, więc nie życzę sobie, żeby teraz tę rolę pełniły świstki papieru.
Dziś wychodzę z domu, a tam kolejny taki prostokąt lądujący u moich stóp. Sprawdzam w skrzynce na listy - taka sama ulotka. Niewiele myśląc dzwonię pod podany numer:
[J]a: Dzień dobry, dlaczego wrzucają państwo do skrzynek swoje ulotki, a dodatkowo wciskają je na siłę w drzwi?
[P]racownik firmy: A nie wiem, my od tego sobie firmę zatrudniamy.
J: To może zatrudnijcie inną, bo ja sobie nie życzę, żeby ktoś mi wciskał ulotki w drzwi i informował postronnych ludzi o tym czy jestem w domu czy mnie nie ma.
P: Ale o co pani w ogóle chodzi? Ma pani zły dzień?
Przyznaję, że w tym momencie nie wytrzymałam i powiedziałam to samo co wyżej, tylko trochę dobitniej.
Tak, wg pana kobieta nie może mieć zastrzeżeń do czegokolwiek, bo to z pewnością "zły dzień". Ulotki z drzwi wszystkich sąsiadów wylądowały w koszu i będę tak robić z każdą kolejną partią śmieci.
Dziś wychodzę z domu, a tam kolejny taki prostokąt lądujący u moich stóp. Sprawdzam w skrzynce na listy - taka sama ulotka. Niewiele myśląc dzwonię pod podany numer:
[J]a: Dzień dobry, dlaczego wrzucają państwo do skrzynek swoje ulotki, a dodatkowo wciskają je na siłę w drzwi?
[P]racownik firmy: A nie wiem, my od tego sobie firmę zatrudniamy.
J: To może zatrudnijcie inną, bo ja sobie nie życzę, żeby ktoś mi wciskał ulotki w drzwi i informował postronnych ludzi o tym czy jestem w domu czy mnie nie ma.
P: Ale o co pani w ogóle chodzi? Ma pani zły dzień?
Przyznaję, że w tym momencie nie wytrzymałam i powiedziałam to samo co wyżej, tylko trochę dobitniej.
Tak, wg pana kobieta nie może mieć zastrzeżeń do czegokolwiek, bo to z pewnością "zły dzień". Ulotki z drzwi wszystkich sąsiadów wylądowały w koszu i będę tak robić z każdą kolejną partią śmieci.
ulotki śmieci spam
Ocena:
211
(267)
Wykańczamy mieszkanie jako jedni z pierwszych wśród naszych znajomych, więc w naszych poszukiwaniach musieliśmy zdać się sami na siebie, bo nikt nie ma jeszcze wyrobionych opinii o firmach z branży wykończeniowej. Starałam się znaleźć jakieś informacje na temat firm, którym powierzamy nasze pieniądze, ale jak widać nawet to nie uchroniło nas przed piekielnymi sytuacjami.
Dzisiejszy temat dnia: drzwi wewnętrzne i listwy przypodłogowe z firmy Panel Pol w Krakowie. Zamówione w lipcu, czas oczekiwania maksymalnie 5 tygodni. W umowę wpisana data montażu: 12.08.2015. Mieliśmy dużo innych rzeczy do załatwienia, więc nie zwróciłam uwagi na to, że termin już minął i spokojnie doczekałam się telefonu od montera kilka dni później. We wtorek 18.08 rzeczony pan pojawił się w naszym mieszkaniu. Na początek zdziwienie: sklep poinformował go o montażu pięciu sztuk standardowych drzwi, a u nas jedne miały system przesuwny. Niestety nie zdąży dzisiaj, bo to dużo więcej pracy. Listwy przypodłogowe? Jakie listwy? Nikt mu nic nie powiedział, więc nie wziął ze sobą narzędzi do listew. Przyjedzie w czwartek to wszystko skończy.
W czwartek cisza, więc dzwonimy sami. Jednak nie przyjedzie, proszę się kontaktować ze sklepem. Po kilku telefonach i wysłuchiwaniu automatycznej sekretarki, w końcu zgłasza się żywy człowiek. Obiecuje umówić montera jeszcze w tym samym tygodniu. Chyba nietrudno się domyślić, że do poniedziałku nikt się nie odezwał? Dzwonię ponownie.
[J]a, [S]przedawca:
[J]: Dzień dobry, dzwonię w sprawie montażu drzwi. Moje nazwisko Madeline. Monter miał być w zeszłym tygodniu, ale nikt się nie pojawił.
[S]: Dzień dobry, no tak, ale Państwa obsługiwał inny sprzedawca, a jego dziś nie ma. Ja nic nie wiem.
[J]: Mimo wszystko proszę sprawdzić.
[S]: A rzeczywiście, ktoś do Państwa przyjedzie w środę, kolega nie dzwonił w tej sprawie?
[J]: Nie. W miarę możliwości proszę żeby monter był od rana, mówił, że to może zająć około 8 godzin.
[S]: Dobrze, zaznaczę. Do widzenia.
Ja już cała szczęśliwa, że w końcu pozbędę się drzwi opartych o meble i listew leżących sobie beztrosko na podłodze, czekam na środę. We wtorek wieczorem telefon od [M]ontera:
[M]: Dzień dobry, będę jutro o 9 rano montować u Państwa te drzwi przesuwne.
[J]: I listwy?
[M]: Listwy? Sklep mi nic nie powiedział. Ale dobrze, wezmę piłę do listew.
[J:] Dziękuję. Do widzenia.
Przyszedł, zamontował i może wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że drzwi dostaliśmy o szerokości 90 cm, a ościeżnica ma 80 cm. Po maksymalnym otworzeniu drzwi otwór wejściowy ma około 70 cm i w otworze drzwiowym zostaje ich około 10 cm (założeniem drzwi przesuwnych jest również to, że po otworzeniu nie powinno być ich widać). Dzisiejsza wycieczka do sklepu:
[J]: Dzień dobry, chciałam zgłosić reklamację. Drzwi, które nam Państwo zamówili są o 10 cm za długie, powinny być "osiemdziesiątki", a są "dziewięćdziesiątki".
[S2] Sprzedawczyni 2: Dzień dobry. Ja nic nie wiem, jestem nowa, nie wiem jak przyjmować reklamacje. Muszą Państwo zaczekać, aż kolega będzie wolny.
20 minut później (ten sam [S]przedawca, z którym rozmawiałam przez telefon):
[S]: W czym mogę pomóc?
[J]: Dzień dobry, chciałam zgłosić reklamację...
[S]: Ale to tak ma być.
[J]: Niemożliwe, proszę popatrzeć na zdjęcie.
[S]: Nie no, na pewno jest dobrze, zresztą nie dałaby pani rady ich zamknąć gdyby uchwyt całkiem się schował.
[J]: Na pewno mają być niewidoczne od strony pokoju. Zawsze mogę je pociągnąć od strony przedpokoju albo za ten specjalny uchwyt, który jest z boku drzwi.
[S]: Nie da rady ich pani zamknąć...
[J]: Mówię panu, że da się je zamknąć, mają uchwyt. Ich założeniem jest żeby całkiem się chowały!
[S]: No ja tu nic nie mogę zrobić, obsługiwał państwa inny sprzedawca i ja nie wiem co ustalaliście.
[J]: Proszę pana, to nie ja mam się znać na tym co zamawiacie, ale drzwi się miały normalnie, ładnie otwierać na pełną szerokość. A nie zostawiać mi takie wąskie przejście.
[S]: No ja nie wiem jakie były ustalenia...
W międzyczasie poszłam do innego sklepu, zrobiłam zdjęcie tego jak mają być prawidłowo zmontowane drzwi, a na pastwę powtarzającego się sprzedawcy zostawiłam męża. Nic nie wskórał.
[J]: Proszę, tutaj jest zdjęcie jak to ma wyglądać. Tutaj proszę filmik.
[S]: Ale ja nie wiem co ustalaliście z tym innym sprzedawcą. Poza tym tu w katalogu jest napisane, że drzwi mają być 10 cm szersze.
Trochę zgłupiałam po tym stwierdzeniu, ale złożyliśmy pisemną reklamację i z katalogiem w ręku wyszłam ze sklepu. Szybka konsultacja w innym salonie sprzedaży (Dlaczego o nim nie wiedziałam wcześniej? Pewnie miałabym z głowy parę problemów) i powrót do Panel Polu.
[J]: Dzień dobry. Wprowadza nas pan w błąd. 10 cm szersze drzwi zamawia się do systemu aluminiowego, my zamówiliśmy zwykły, więc powinny być takie same.
[S]: No ja nie wiem co państwo ustalaliście...
[J]: Miały być dobre! A pokazuję to panu, bo pan sam nie wie, co sprzedaje.
[S]: Nie wiem co państwo ustalaliście... Proszę czekać do poniedziałku jak kolega wróci. I proszę się nie denerwować, przecież drzwi państwo mają zamontowane. Jeśli uznamy reklamację to je państwu wymienimy.
Jeśli? Szczerze mówiąc mam dość. Nie po to zamawiam monterów, którzy przychodzą zrobić pomiar, a później z pomiarami biegam do sklepu żeby "profesjonalista" nie potrafił zamówić dobrego wymiaru i jeszcze wmawiał mi, że tak ma być.
P.S. Smaczek z montażu listew. Pokazałam gdzie będą widoczne i mają być w całości, a gdzie będą meble i łączenia nie będą się rzucać w oczy. Zgadnijcie gdzie jest łączenie? I dlaczego listwy w całości zostały zamontowane za szafą, a widoczny fragment składa się z dwóch kawałków? (łącznie około 180 cm długości, listwa ponad 2 metry, więc bezproblemowo można to zrobić w jednym kawałku).
Dzisiejszy temat dnia: drzwi wewnętrzne i listwy przypodłogowe z firmy Panel Pol w Krakowie. Zamówione w lipcu, czas oczekiwania maksymalnie 5 tygodni. W umowę wpisana data montażu: 12.08.2015. Mieliśmy dużo innych rzeczy do załatwienia, więc nie zwróciłam uwagi na to, że termin już minął i spokojnie doczekałam się telefonu od montera kilka dni później. We wtorek 18.08 rzeczony pan pojawił się w naszym mieszkaniu. Na początek zdziwienie: sklep poinformował go o montażu pięciu sztuk standardowych drzwi, a u nas jedne miały system przesuwny. Niestety nie zdąży dzisiaj, bo to dużo więcej pracy. Listwy przypodłogowe? Jakie listwy? Nikt mu nic nie powiedział, więc nie wziął ze sobą narzędzi do listew. Przyjedzie w czwartek to wszystko skończy.
W czwartek cisza, więc dzwonimy sami. Jednak nie przyjedzie, proszę się kontaktować ze sklepem. Po kilku telefonach i wysłuchiwaniu automatycznej sekretarki, w końcu zgłasza się żywy człowiek. Obiecuje umówić montera jeszcze w tym samym tygodniu. Chyba nietrudno się domyślić, że do poniedziałku nikt się nie odezwał? Dzwonię ponownie.
[J]a, [S]przedawca:
[J]: Dzień dobry, dzwonię w sprawie montażu drzwi. Moje nazwisko Madeline. Monter miał być w zeszłym tygodniu, ale nikt się nie pojawił.
[S]: Dzień dobry, no tak, ale Państwa obsługiwał inny sprzedawca, a jego dziś nie ma. Ja nic nie wiem.
[J]: Mimo wszystko proszę sprawdzić.
[S]: A rzeczywiście, ktoś do Państwa przyjedzie w środę, kolega nie dzwonił w tej sprawie?
[J]: Nie. W miarę możliwości proszę żeby monter był od rana, mówił, że to może zająć około 8 godzin.
[S]: Dobrze, zaznaczę. Do widzenia.
Ja już cała szczęśliwa, że w końcu pozbędę się drzwi opartych o meble i listew leżących sobie beztrosko na podłodze, czekam na środę. We wtorek wieczorem telefon od [M]ontera:
[M]: Dzień dobry, będę jutro o 9 rano montować u Państwa te drzwi przesuwne.
[J]: I listwy?
[M]: Listwy? Sklep mi nic nie powiedział. Ale dobrze, wezmę piłę do listew.
[J:] Dziękuję. Do widzenia.
Przyszedł, zamontował i może wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że drzwi dostaliśmy o szerokości 90 cm, a ościeżnica ma 80 cm. Po maksymalnym otworzeniu drzwi otwór wejściowy ma około 70 cm i w otworze drzwiowym zostaje ich około 10 cm (założeniem drzwi przesuwnych jest również to, że po otworzeniu nie powinno być ich widać). Dzisiejsza wycieczka do sklepu:
[J]: Dzień dobry, chciałam zgłosić reklamację. Drzwi, które nam Państwo zamówili są o 10 cm za długie, powinny być "osiemdziesiątki", a są "dziewięćdziesiątki".
[S2] Sprzedawczyni 2: Dzień dobry. Ja nic nie wiem, jestem nowa, nie wiem jak przyjmować reklamacje. Muszą Państwo zaczekać, aż kolega będzie wolny.
20 minut później (ten sam [S]przedawca, z którym rozmawiałam przez telefon):
[S]: W czym mogę pomóc?
[J]: Dzień dobry, chciałam zgłosić reklamację...
[S]: Ale to tak ma być.
[J]: Niemożliwe, proszę popatrzeć na zdjęcie.
[S]: Nie no, na pewno jest dobrze, zresztą nie dałaby pani rady ich zamknąć gdyby uchwyt całkiem się schował.
[J]: Na pewno mają być niewidoczne od strony pokoju. Zawsze mogę je pociągnąć od strony przedpokoju albo za ten specjalny uchwyt, który jest z boku drzwi.
[S]: Nie da rady ich pani zamknąć...
[J]: Mówię panu, że da się je zamknąć, mają uchwyt. Ich założeniem jest żeby całkiem się chowały!
[S]: No ja tu nic nie mogę zrobić, obsługiwał państwa inny sprzedawca i ja nie wiem co ustalaliście.
[J]: Proszę pana, to nie ja mam się znać na tym co zamawiacie, ale drzwi się miały normalnie, ładnie otwierać na pełną szerokość. A nie zostawiać mi takie wąskie przejście.
[S]: No ja nie wiem jakie były ustalenia...
W międzyczasie poszłam do innego sklepu, zrobiłam zdjęcie tego jak mają być prawidłowo zmontowane drzwi, a na pastwę powtarzającego się sprzedawcy zostawiłam męża. Nic nie wskórał.
[J]: Proszę, tutaj jest zdjęcie jak to ma wyglądać. Tutaj proszę filmik.
[S]: Ale ja nie wiem co ustalaliście z tym innym sprzedawcą. Poza tym tu w katalogu jest napisane, że drzwi mają być 10 cm szersze.
Trochę zgłupiałam po tym stwierdzeniu, ale złożyliśmy pisemną reklamację i z katalogiem w ręku wyszłam ze sklepu. Szybka konsultacja w innym salonie sprzedaży (Dlaczego o nim nie wiedziałam wcześniej? Pewnie miałabym z głowy parę problemów) i powrót do Panel Polu.
[J]: Dzień dobry. Wprowadza nas pan w błąd. 10 cm szersze drzwi zamawia się do systemu aluminiowego, my zamówiliśmy zwykły, więc powinny być takie same.
[S]: No ja nie wiem co państwo ustalaliście...
[J]: Miały być dobre! A pokazuję to panu, bo pan sam nie wie, co sprzedaje.
[S]: Nie wiem co państwo ustalaliście... Proszę czekać do poniedziałku jak kolega wróci. I proszę się nie denerwować, przecież drzwi państwo mają zamontowane. Jeśli uznamy reklamację to je państwu wymienimy.
Jeśli? Szczerze mówiąc mam dość. Nie po to zamawiam monterów, którzy przychodzą zrobić pomiar, a później z pomiarami biegam do sklepu żeby "profesjonalista" nie potrafił zamówić dobrego wymiaru i jeszcze wmawiał mi, że tak ma być.
P.S. Smaczek z montażu listew. Pokazałam gdzie będą widoczne i mają być w całości, a gdzie będą meble i łączenia nie będą się rzucać w oczy. Zgadnijcie gdzie jest łączenie? I dlaczego listwy w całości zostały zamontowane za szafą, a widoczny fragment składa się z dwóch kawałków? (łącznie około 180 cm długości, listwa ponad 2 metry, więc bezproblemowo można to zrobić w jednym kawałku).
Panel Pol Kraków
Ocena:
238
(330)
1
« poprzednia 1 następna »