Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

MademoiselleInconnue

Zamieszcza historie od: 16 czerwca 2011 - 14:55
Ostatnio: 4 września 2014 - 9:26
O sobie:

Studentka romanistyki.

  • Historii na głównej: 17 z 20
  • Punktów za historie: 11169
  • Komentarzy: 131
  • Punktów za komentarze: 1389
 
zarchiwizowany
W uczelnianej rzeczywistości kontakt mailowy to faktycznie rzecz bardzo przydatna, bo studentom pozwala na szybkie przekazywanie informacji, a wykładowcom na... praktycznie na wszystko. Oto kilka kwiatków:

1) Tendencją moich wykładowców jest wysyłanie potrzebnych na zajęcia materiałów w wieczór je poprzedzający. Pół biedy, jeśli są to tylko kserówki, które należy mieć - wtedy poszkodowanymi są tylko pechowcy nie posiadający drukarki (jak ja). Gorzej, gdy raptem przychodzi coś, co na jutro należy odrobić. Łatwo przewidzieć, że ludzie mają na ogół inne zajęcia poza wiecznym sprawdzaniem skrzynki, a niektórzy pewnie zaplanowali sobie czas, nie uwzględniając przerabiania zadań. Tia... Ale spróbuj przyjść na zajęcia nieprzygotowanym! Znacie to?
Takie wysyłanie na ostatnią chwilę jest typowe szczególnie dla jednej pani doktor. Kiedy więc na początku roku ponad połowa studentów przyszła na jej zajęciach nieprzygotowana, rzuciła:
- No ale jak to państwo nie wiedzieli?! Przecież wysłałam wiadomość.

2) Ta sama pani doktor zrobiła nam pewnego razu większą niespodziankę. Wysłała nam maila o takiej mniej więcej treści:
"Szanowni Państwo,
Proszę, byście przygotowali na jutro rozdział 22, który sprawdzimy po zaplanowanym kolokwium".
Naturalnie, informacja przyszła w przeddzień kolokwium, w godzinach popołudniowych.

3) Przesyłanie prac do sprawdzenia. Wiem, że gdzieniegdzie powszechnie stosowana praktyka. U nas jednak dosyć niepopularna. Jeden pan prowadzący zażyczył sobie dostać prace na maila. Wysłaliśmy. Problem w tym, że nikt z nas nie otrzymał żadnego potwierdzenia, że praca doszła. Co bardziej nerwowi obgryzali paznokcie na myśl, że coś poszło nie tak. I słusznie. Rzeczywiście, nie wszystkie prace zostały sprawdzone. Jedne nie doszły, drugie były źle zapisane i nie dało się ich otworzyć. Bogu dzięki, z moją było wszystko w porządku, więc nie miałam dodatkowej roboty. Od tamtej pory gdy pojawia się alternatywa pomiędzy doręczeniem czegoś osobiście a przesłaniem drogą elektroniczną, wybieram zawsze to pierwsze.

4) Bezwzględny faworyt. Pewnej niedzieli o godzinie 22:53 od pewnej pani doktor będącej na zwolnieniu, przyszedł mail o takiej treści:
"Szanowni Państwo,
Nasze jutrzejsze zajęcia odbędą się zgodnie z planem. Pozdrawiam i do jutra!"
Poniedziałkowe zajęcia były przewidziane na godzinę ósmą. Z całego roku przyszły wtedy 4 osoby, które - widać, tknięte jakimś niejasnym przeczuciem - sprawdziły skrzynkę przed pójściem do łóżka. Oczywiście reszta dostała pełnoprawne nieobecności.

I człowiekowi się czasem odechciewa tej całej techniki...

uniwersytet

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (201)
zarchiwizowany

#16849

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zaczął się rok szkolny, zaczął się i sezon na piekielnych rodziców. Historia zasłyszana od cioci nauczycielki (nauczanie początkowe, czyli klasy 1-3).

Dwa dni temu dzwoni do cioci pewna mama i mówi, że jej synek nie przyjdzie na rozpoczęcie roku szkolnego i będzie nieobecny również następnego dnia. Powód? Zmarł mu ojciec (notabene - z przepicia). Warto wspomnieć, że chłopczyk z rodziny mocno patologicznej, ojca być może znał, na co dzień jednak mieszkał z matką i jej konkubentem.
Tak czy siak, wiadomość przykra i powód dosyć zrozumiały. Ale te dwa pierwsze dni szkoły ponoć najważniejsze, bo trzeba na ich podstawie ustalić stan klasy czy coś, więc ciocia, znając realia, próbuje łagodnie przekonać kobietę, że lepiej dla wszystkich byłoby, gdyby syn jednak przyszedł. I tu moi drodzy, pod postacią odpowiedzi pani matki, pointa!
- Hm... nie, pani, on jednak nie przyjdzie. My w sobotę na wesele idziemy i tak będzie wygodniej.

Szkoła podstawowa

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (221)
zarchiwizowany

#12368

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia tragikomiczna. Nie przedstawia relacji klient - sprzedawca, tylko logikę biurokracji. Mimo wszystko, zdecydowałam się ją wrzucić.

Otóż w zeszłym roku rozpoczęłam studia i starałam się o akademik, a to oznaczało, że przed końcem wakacji musiałam zebrać i przynieść stertę zaświadczeń, oświadczeń i innego papierowego cholerstwa, żeby udowodnić, żem miejsca w akademiku godna. Jednym z wymaganych dokumentów było zaświadczenie o tym, że mój młodszy brat jest uczniem. Tylko że ten mój brat w tym samym roku dopiero miał rozpocząć gimnazjum.
I tu zagadka. Gdzie, w tych okolicznościach, zdobyć taki papierek? W szkole, gdzie brat uczniem nie był JUŻ, czy w tej, gdzie nie był JESZCZE. Zgodnie z papierową logiką wychodziło, że mój brat uczniem po prostu nie był i kropka.
Ale trzeba było stawić czoła zagadce. Razem z mamą ustaliłyśmy, że należy wziąć pod uwagę czas rozpoczęcia roku akademickiego i iść tym tropem. W końcu w październiku braciszek już gimnazjalistą będzie, prawda?
Ruszamy do gimnazjum. Prosimy panią sekretarkę o papierek. Dowiadujemy się, że tak się nie da, bo przecież rok szkolny się jeszcze nie zaczął, więc brat uczniem nie jest (tylko, że podanie na uniwersytet trzeba dostarczyć do połowy sierpnia, więc czekać nie można). Odsyła nas do podstawówki, ale nam się wydaje, że skoro podstawówka wszystkie dokumenty już wydała, to raczej nie ma już w tym temacie nic do powiedzenia. Dyskusja trwa. Pani jest nieugięta. Czuć już naszą porażkę. Ale nagle, niczym anioł, zjawia się druga sekretarka, która mówi, że zna problem i zaraz coś poradzi. Dała nam zaświadczenie (raptem pół karteczki z podpisem i pieczątką), na którym napisano, że mój brat "został przyjęty" do tego gimnazjum. Niby to samo i problem rozwiązany. I nie można było tak od razu?

Placówka oświatowa

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (152)

1