Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Monomotapa

Zamieszcza historie od: 1 stycznia 2011 - 11:19
Ostatnio: 14 lutego 2024 - 11:16
Gadu-gadu: 9348988
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 6 z 20
  • Punktów za historie: 3169
  • Komentarzy: 1289
  • Punktów za komentarze: 11126
 
zarchiwizowany

#10205

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W czasach, gdy chodziłam do gimnazjum, bardzo chętnie czytałam książki. Nie była to literatura najwyższych lotów- ot, powieści dla nastolatków.
W pierwszej klasie gimnazjum, w listopadzie, wypożyczyłam jedną książkę, właśnie z takiego "nastoletniego" gatunku. Pomimo tego, że zawsze czytałam dość szybko, książkę tę skończyłam tuż przed świętami i oddałam ją niedługo przed ostatnim dniem zajęć w Starym Roku. O sprawie zapomniałam.
W połowie kwietnia pani bibliotekarka poinformowała mnie, że nie oddałam rzeczonej książki. Długo wykłócałam się, że dokonałam zwrotu jeszcze w grudniu, książki na półce nie było. Wystraszona poszłam do domu, przetrząsnęłam cały dom - książki nie było. Próby odnalezienia jej spełzły na niczym. Jako obowiązkowa i całkiem dobra uczennica byłam zrozpaczona - zgubienie książki było dla mnie straszne. W końcu, zrezygnowana, udałam się do biblioteki, by poprosić o wskazówki, co powinnam zrobić - zbliżał się koniec roku szkolnego. Pani poprosiła, bym kupiła identyczną książkę, ponieważ w bibliotece znajdował się tylko jeden jej egzemplarz. Umówiłam się z rodzicami, że następnego dnia pojadę z nimi do Empiku.
Danego dnia już wychodziliśmy z domu, gdy ze szkoły wróciła moja rok starsza siostra, która była dość mocno związana z tą biblioteką. Siostrzyca odezwała się do mnie w te słowa:
- Nie jedźcie do tego Empiku, książka się JEDNAK znalazła.
Czyli innymi słowy, oskarżano mnie o zgubienie książki, co jednak nie przeszkadzało w wypożyczaniu jej innym osobom - najwyraźniej tytuł ten był dość popularny w mojej szkole. Jak już zaznaczyłam, szkoła miała jeden jedyny egzemplarz, więc trudno było nie zauważyć tego, że co jakiś czas pojawia się w ręce bibliotekarki.
Długo zastanawiałam się, czy był to przypadek, czy sposób na powiększenie zasobów bibliotecznych. Dwa lata później, przetrząsając ponad 40 egzemplarzy lektury szkolnej, w celu udowodnienia bibliotekarce, że ZWRÓCIŁAM książkę o danym numerze na mojej karcie (sytuacja identyczna), zrozumiałam, że bardziej prawdopodobna była ta druga opcja.

Biblioteka szkolna

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (174)
zarchiwizowany

#9067

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o Romach w szpitalu przypomniała mi historię opowiedzianą przez moją mamę.
Rodzicielka jest pielęgniarką na oddziale toksykologii w jednym z poznańskich szpitali. Tego dnia miała dyżur w godzinach nocnych.
O godzinie pierwszej w nocy usłyszała głośne zawodzenie.
Ktoś najwyraźniej umarł, pomyślała.
Jednak zawodzenie nie ustawało, wręcz w każdą chwilą wzmagało się.
Po dwóch godzinach mamie zaczęło to przeszkadzać, więc zadzwoniła do recepcjonistki na dole, by spytać się, co się dzieje.
- Zejdź i sama zobacz - usłyszała w słuchawce.
Widok przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.
Cały korytarz na parterze wypełniony był Romami, którzy zawodzili w nieprawdopodobnie głośny sposób. Było rzucanie się na podłogę, wrzaski, jęki... Ze względu na liczbę osób, nikt nie miał odwagi zwrócić im uwagi, że to szpital, że nie pozwalają spać pacjentom...
Zgromadzenie opanowała dopiero Policja.
Okazało się, że tamtej nocy w szpitalu zmarł ich król.


P.S. Celem historii nie jest obrażanie tej narodowości.

ZOZ

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (214)
zarchiwizowany

#7631

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To ja byłam piekielna.

Jak zapewne wielu z Was, irytują mnie częste telefony, w których konsultanci zapraszają na pokazy zdrowotno-genialnych garnków, pościeli, i wielu innych, "cudownych" produktów.
Główny problem polegał na tym, że najprawdopodobniej w bazie danych firmy telekomunikacyjnej, której klientami są moi rodzice, zostało błędnie wpisane nasze nazwisko. Jestem na to bardzo wyczulona, ponieważ błąd ten pojawia się w wielu sytuacjach - przy odczytywaniu listy obecności, przez kartoteki u lekarza, na dyplomach kończąc. Różnica między zmienionym a prawdziwym nazwiskiem jest mniej więcej taka, jak między Kowalskim a Kawolskim.
Tego dnia miałam kiepski humor i (jak zwykle) to ja miałam nieszczęście odebrać telefon, w którym informowano mnie o kolejnej prezentacji. Usłyszawszy po raz kolejny przekręcone nazwisko, rzuciłam do słuchawki:
- Proszę pani, nie nazywam się tak, więc najwyraźniej doszło do pomyłki. - Oczywiście, była to próba spławienia pani konsultantki, w sumie nie mijałam się z prawdą, osoba o takim nazwisku u nas w domu nie mieszka. ;)
Pani, jakby nie usłyszała tego, co mówiłam, kontynuowała swoją formułkę. Ostro wkurzona odezwałam się ponownie:
- Proszę pani! Nie mieszka w tym domu osoba o takim nazwisku, już pani mówiłam!
Pani przestała być uprzejma:
- Rzeczywiście, jest pani głupkowata - odpowiedziała i rzuciła słuchawką.
Ponieważ jestem mściwą osobą (nie, żeby to było dobre), szukałam firmy, z której dzwoniła w internecie, w celu złożenia skargi. Niestety, nie znalazłam nic.

Dodałam drugi raz - pomyślałam, że godzina nie była odpowiednia.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (77)
zarchiwizowany

#7190

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To ja byłam piekielna.

Jak zapewne wielu z Was, irytują mnie częste telefony, w których konsultanci zapraszają na pokazy zdrowotno-genialnych garnków, pościeli, i wielu innych, "cudownych" produktów.
Główny problem polegał na tym, że najprawdopodobniej w bazie danych firmy telekomunikacyjnej, której klientami są moi rodzice, zostało błędnie wpisane nasze nazwisko. Jestem na to bardzo wyczulona, ponieważ błąd ten pojawia się w wielu sytuacjach - przy odczytywaniu listy obecności, przez kartoteki u lekarza, na dyplomach kończąc. Różnica między zmienionym a prawdziwym nazwiskiem jest mniej więcej taka, jak między Kowalskim a Kawolskim.
Tego dnia miałam kiepski humor i (jak zwykle) to ja miałam nieszczęście odebrać telefon, w którym informowano mnie o kolejnej prezentacji. Usłyszawszy po raz kolejny przekręcone nazwisko, rzuciłam do słuchawki:
- Proszę pani, nie nazywam się tak, więc najwyraźniej doszło do pomyłki. - Oczywiście, była to próba spławienia pani konsultantki, w sumie nie mijałam się z prawdą, osoba o takim nazwisku u nas w domu nie mieszka. ;)
Pani, jakby nie usłyszała tego, co mówiłam, kontynuowała swoją formułkę. Ostro wkurzona odezwałam się ponownie:
- Proszę pani! Nie mieszka w tym domu osoba o takim nazwisku, już pani mówiłam!
Pani przestała być uprzejma:
- Rzeczywiście, jest pani głupkowata - odpowiedziała i rzuciła słuchawką.
Ponieważ jestem mściwą osobą (nie, żeby to było dobre), szukałam firmy, z której dzwoniła w internecie, w celu złożenia skargi. Niestety, nie znalazłam nic.

call center

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (37)