Profil użytkownika
Nissa
Zamieszcza historie od: | 20 maja 2011 - 14:46 |
Ostatnio: | 17 lipca 2016 - 18:35 |
- Historii na głównej: 13 z 27
- Punktów za historie: 9998
- Komentarzy: 56
- Punktów za komentarze: 517
Kupiłam w piekarni drożdżówki na śniadanie. Wydawało mi się, że z rodzynkami, do czasu kiedy natrafiłam na spory odłamek szkła boleśnie wbity w język.
Telefon do piekarni, żeby zasygnalizować problem z produktem. Pan z którym rozmawiałam z rozbrajającą szczerością oznajmił mi, że rano pękł im szklany element piekarnika. Smacznego drodzy klienci!
Telefon do piekarni, żeby zasygnalizować problem z produktem. Pan z którym rozmawiałam z rozbrajającą szczerością oznajmił mi, że rano pękł im szklany element piekarnika. Smacznego drodzy klienci!
gastronomia
Ocena:
167
(175)
Spacerowałam chodnikiem w centrum miasta i obserwowałam ruch uliczny.
Moją uwagę zwrócił młody Sebix w popisowym numerze na skuterku, czyli jazda na jednym kole. "Kaskader" pomyślałam i przemknęło mi, że taki utalentowany zuch nie może spaść ze stalowego rumaka na środku ruchliwej o tej porze dnia drogi.
Niestety, mistrz kierownicy niefartownie zsunął się z siedzenia i zanim zdołał zebrać swój tyłek z jezdni, pierdzikółko radośnie pomknęło na spotkanie z wielką witryną pobliskiej apteki.
Oklaski!
Moją uwagę zwrócił młody Sebix w popisowym numerze na skuterku, czyli jazda na jednym kole. "Kaskader" pomyślałam i przemknęło mi, że taki utalentowany zuch nie może spaść ze stalowego rumaka na środku ruchliwej o tej porze dnia drogi.
Niestety, mistrz kierownicy niefartownie zsunął się z siedzenia i zanim zdołał zebrać swój tyłek z jezdni, pierdzikółko radośnie pomknęło na spotkanie z wielką witryną pobliskiej apteki.
Oklaski!
Ocena:
253
(281)
Piekielna z góry, ponownie.
Niedziela (znowu), pora obiadowa.
Łomotanie do drzwi, rzut okiem przez wizjer, otwieram przygotowana na wszystko.
- No, w końcu! (bez dzień dobry)
- Dzień dobry, słucham?
- Bo ja się dowiedziałam kim jesteście i CHCĘ, żebyście do nas codziennie po pracy przychodzili!
Myślicie, że to zaproszenie na herbatkę i ciasteczka w ramach ocieplenia stosunków sąsiedzkich? Optymiści ;).
Piekielna posiadła informacje, że oboje pracujemy w sektorze medycznym, więc postanowiła zorganizować dla siebie i męża prywatną przychodnię 24/7 - pełen serwis (zaznaczam, że oba przedstawione jednym tchem przypadki nie wymagały natychmiastowej wizyty domowej ani na ostrym dyżurze)
- Niestety, nie ma takiej możliwości, bo nie jesteśmy z rejonu, ale proszę się jutro udać do gabinetów (tu poleciłam dwa solidne w odległości ok. 300 metrów). Gdyby kiedyś pani miała jakiś nagły problem, to oczywiście proszę przyjść, nie odmówimy. Do widze...
- Jak to, to nie jest nagły problem? Blisko macie, zaraz mi przyjdziecie, czekam, bo jak nie to...!
Uprzejmie pożyczyłam Piekielnej miłego dnia i zamknęłam drzwi.
Kolejne popołudnie upłynęło pod znakiem donośnych narzekań, tym razem z wtrąceniami pod adresem grupy zawodowej.
Wyjaśniam: nigdy nie odmawiamy pomocy sąsiadom w przypadkach nagłych lub drobnych, tym mniej sympatycznym również. W praktyce nie mamy prawa świadczyć regularnych usług bez skierowania, a ze skierowaniem tylko i wyłącznie w danym rejonie (miejsce zamieszkania to nie nasz rejon, a specjalistów dyżurujących całodobowo nie brakuje, wliczając pobliski szpital).
Później dowiedziałam się, że mało który okoliczny gabinet z radością przyjmuje zlecenie pod tym adresem, a w sobotę definitywnie zrezygnował kolejny specjalista, stąd genialny pomysł Piekielnej.
Niedziela (znowu), pora obiadowa.
Łomotanie do drzwi, rzut okiem przez wizjer, otwieram przygotowana na wszystko.
- No, w końcu! (bez dzień dobry)
- Dzień dobry, słucham?
- Bo ja się dowiedziałam kim jesteście i CHCĘ, żebyście do nas codziennie po pracy przychodzili!
Myślicie, że to zaproszenie na herbatkę i ciasteczka w ramach ocieplenia stosunków sąsiedzkich? Optymiści ;).
Piekielna posiadła informacje, że oboje pracujemy w sektorze medycznym, więc postanowiła zorganizować dla siebie i męża prywatną przychodnię 24/7 - pełen serwis (zaznaczam, że oba przedstawione jednym tchem przypadki nie wymagały natychmiastowej wizyty domowej ani na ostrym dyżurze)
- Niestety, nie ma takiej możliwości, bo nie jesteśmy z rejonu, ale proszę się jutro udać do gabinetów (tu poleciłam dwa solidne w odległości ok. 300 metrów). Gdyby kiedyś pani miała jakiś nagły problem, to oczywiście proszę przyjść, nie odmówimy. Do widze...
- Jak to, to nie jest nagły problem? Blisko macie, zaraz mi przyjdziecie, czekam, bo jak nie to...!
Uprzejmie pożyczyłam Piekielnej miłego dnia i zamknęłam drzwi.
Kolejne popołudnie upłynęło pod znakiem donośnych narzekań, tym razem z wtrąceniami pod adresem grupy zawodowej.
Wyjaśniam: nigdy nie odmawiamy pomocy sąsiadom w przypadkach nagłych lub drobnych, tym mniej sympatycznym również. W praktyce nie mamy prawa świadczyć regularnych usług bez skierowania, a ze skierowaniem tylko i wyłącznie w danym rejonie (miejsce zamieszkania to nie nasz rejon, a specjalistów dyżurujących całodobowo nie brakuje, wliczając pobliski szpital).
Później dowiedziałam się, że mało który okoliczny gabinet z radością przyjmuje zlecenie pod tym adresem, a w sobotę definitywnie zrezygnował kolejny specjalista, stąd genialny pomysł Piekielnej.
Ocena:
697
(749)
Remont.
W tygodniu, panowie robotnicy zakłócali nieco mir domowy sąsiadów, ale wszystko zgodnie z przepisami i w przyzwoitych godzinach (bez burzenia ścian, czasami urządzenia np. wiertarka). Lokatorzy nie mieli pretensji, pytali jak tam prace, a nawet służyli radą, wszyscy, oprócz Piekielnej z góry. Wywieszała na klatce anonimy (przyłapałam ją), donosiła do spółdzielni, zaalarmowała nawet technika od windy, bo zauważyła jak wwozimy na 6 piętro kilka paczek paneli podłogowych (wandale, urwą windę !).
Remont skończył się ekspresowo, bo jeszcze przed weekendem, więc postanowiłam trochę posprzątać - cichutko: miotła, mop, mokra szmatka.
12:03 pukanie do drzwi. Straż Miejska z pytaniem czy wiem, że jest niedziela i zakaz hałasowania. Roześmiałam się i wytłumaczyłam co i jak. Strażnicy stwierdzili fałszywe zgłoszenie i poszli pouczyć Piekielną.
Mir niedzielny zakłócały już tylko donośne bluzgi z góry.
W tygodniu, panowie robotnicy zakłócali nieco mir domowy sąsiadów, ale wszystko zgodnie z przepisami i w przyzwoitych godzinach (bez burzenia ścian, czasami urządzenia np. wiertarka). Lokatorzy nie mieli pretensji, pytali jak tam prace, a nawet służyli radą, wszyscy, oprócz Piekielnej z góry. Wywieszała na klatce anonimy (przyłapałam ją), donosiła do spółdzielni, zaalarmowała nawet technika od windy, bo zauważyła jak wwozimy na 6 piętro kilka paczek paneli podłogowych (wandale, urwą windę !).
Remont skończył się ekspresowo, bo jeszcze przed weekendem, więc postanowiłam trochę posprzątać - cichutko: miotła, mop, mokra szmatka.
12:03 pukanie do drzwi. Straż Miejska z pytaniem czy wiem, że jest niedziela i zakaz hałasowania. Roześmiałam się i wytłumaczyłam co i jak. Strażnicy stwierdzili fałszywe zgłoszenie i poszli pouczyć Piekielną.
Mir niedzielny zakłócały już tylko donośne bluzgi z góry.
Ocena:
443
(493)
Jakiś czas temu mieszkałam w bloku, gdzie większość mieszkań była wynajmowana. Sielanka, rodziny z grzecznymi dziećmi, uprzejma młodzież, czysto, do czasu...
Mieszkanie piętro niżej zostało wynajęte piekielnym lokatorom (para ze szczególnym zamiłowaniem do awantur o 3 w nocy, alkoholu i pacierza nie odmawiali). Istotne wspomnieć o piekielnym właścicielu, który mieszkanie wynajął na czarno i charakteryzował się wybitnym cwaniactwem (potrafił wymyślić historyjkę o zalaniu mieszkania i wielokrotnie próbować wyłudzić ode mnie gotówkę - nie udało się, ekspert z ubezpieczalni nie stwierdził opisywanych zniszczeń). Kukułcze jajo rosło w siłę: awantury, napisy w windzie, parady gości i huczne imprezy. Trwało to ok. 6 miesięcy, skargi do właściciela (pocałujta w usta wójta!) i telefony na Policję nie skutkowały, mieszkańcy bali się im zwrócić uwagę.
Któregoś dnia wszystko ucichło. Nazajutrz zaczepiła mnie sąsiadka plotkarka z informacją, że chyba w nocy Piekielni się wyprowadzili, ale skandal, bo w windzie zostawili po sobie pamiątkę w postaci mebli łazienkowych i mocno zużytego materaca.
Sprawa miała finał jakiś tydzień później, kiedy na klatce usłyszałam wyzwiska, lament i pomstowanie piekielnego właściciela. Fantazja jego lokatorów sięgnęła dalej: mieszkanie zostało doszczętnie zrujnowane i splądrowane, do tego mocno zalegali z czynszem.
Mieszkanie piętro niżej zostało wynajęte piekielnym lokatorom (para ze szczególnym zamiłowaniem do awantur o 3 w nocy, alkoholu i pacierza nie odmawiali). Istotne wspomnieć o piekielnym właścicielu, który mieszkanie wynajął na czarno i charakteryzował się wybitnym cwaniactwem (potrafił wymyślić historyjkę o zalaniu mieszkania i wielokrotnie próbować wyłudzić ode mnie gotówkę - nie udało się, ekspert z ubezpieczalni nie stwierdził opisywanych zniszczeń). Kukułcze jajo rosło w siłę: awantury, napisy w windzie, parady gości i huczne imprezy. Trwało to ok. 6 miesięcy, skargi do właściciela (pocałujta w usta wójta!) i telefony na Policję nie skutkowały, mieszkańcy bali się im zwrócić uwagę.
Któregoś dnia wszystko ucichło. Nazajutrz zaczepiła mnie sąsiadka plotkarka z informacją, że chyba w nocy Piekielni się wyprowadzili, ale skandal, bo w windzie zostawili po sobie pamiątkę w postaci mebli łazienkowych i mocno zużytego materaca.
Sprawa miała finał jakiś tydzień później, kiedy na klatce usłyszałam wyzwiska, lament i pomstowanie piekielnego właściciela. Fantazja jego lokatorów sięgnęła dalej: mieszkanie zostało doszczętnie zrujnowane i splądrowane, do tego mocno zalegali z czynszem.
Ocena:
437
(493)
Call center, tym razem ubezpieczenia (dodatkowe, obejmują np. częściową refundację usług medycznych, protez dentystycznych i optycznych, niektórych leków).
Początek roku to okres "polowań" na klientów firm ubezpieczeniowych, którzy zechcą bezpłatnie przenieść się do konkurencji. Konsultanci dzwonią: często, natrętnie i w różnych godzinach (identyfikacja numeru nie działa, dzwonią z zastrzeżonych).
- Dzień dobry tu pani z firmy XYZ, dzwonię w sprawie POTWIERDZENIA wysłania umowy ubezpieczeniowej.
- Dziękuję, nie jestem zainteresowana ZMIANĄ (od lat mam ubezpieczenie w firmie ABC).
- Ale to KONIECZNE! (guzik prawda)
- Dziękuje i powtarzam nie.
- Dlaczego?? Przecież to wspaniała propozycja (tu dłuższa mowa czyli obiecywane złote góry i słoń w karafce).
Zamiast niegrzecznie rzucić słuchawką, postawiłam na blef:
- Proszę pani, a może ja mam przed sobą góra miesiąc życia i już wkrótce nie będę potrzebować żadnego ubezpieczenia? Trochę wyczucia i zrozumienia dla słowa NIE.
- To na pewno ktoś z rodziny będzie zainteresowany!
A ja naiwnie wspomniałam o wyczuciu...
Początek roku to okres "polowań" na klientów firm ubezpieczeniowych, którzy zechcą bezpłatnie przenieść się do konkurencji. Konsultanci dzwonią: często, natrętnie i w różnych godzinach (identyfikacja numeru nie działa, dzwonią z zastrzeżonych).
- Dzień dobry tu pani z firmy XYZ, dzwonię w sprawie POTWIERDZENIA wysłania umowy ubezpieczeniowej.
- Dziękuję, nie jestem zainteresowana ZMIANĄ (od lat mam ubezpieczenie w firmie ABC).
- Ale to KONIECZNE! (guzik prawda)
- Dziękuje i powtarzam nie.
- Dlaczego?? Przecież to wspaniała propozycja (tu dłuższa mowa czyli obiecywane złote góry i słoń w karafce).
Zamiast niegrzecznie rzucić słuchawką, postawiłam na blef:
- Proszę pani, a może ja mam przed sobą góra miesiąc życia i już wkrótce nie będę potrzebować żadnego ubezpieczenia? Trochę wyczucia i zrozumienia dla słowa NIE.
- To na pewno ktoś z rodziny będzie zainteresowany!
A ja naiwnie wspomniałam o wyczuciu...
Ocena:
592
(614)
Autobus miejski.
Usiadłam obok chłopca ok. 13/14 lat z plecakiem. Za nami ulokowało się dwóch studentów, a na ich kolanach usiadły dziewczyny. Towarzystwo żywo dyskutowało o egzaminie, na który właśnie podążają, umilając sobie podróż wymianą czułości i konsumpcją cukierków w papierkach. Studenci chcąc popisać się przed dziewczynami, wpadli na pomysł wrzucenia nam papierków do kapturów kurtek. Zauważyłam poczynania dowcipnisiów i zbierając się do wysiadania, zwróciłam im uwagę. W odpowiedzi otrzymałam głupkowaty rechot całej czwórki.
Mój małoletni współpasażer sięgnął w tym czasie do plecaka, wyjął napój gazowany, potrząsnął butelką, odwrócił się w kierunku wesołków i odkręcił zakrętkę. Dalej możecie sobie wyobrazić.
Usiadłam obok chłopca ok. 13/14 lat z plecakiem. Za nami ulokowało się dwóch studentów, a na ich kolanach usiadły dziewczyny. Towarzystwo żywo dyskutowało o egzaminie, na który właśnie podążają, umilając sobie podróż wymianą czułości i konsumpcją cukierków w papierkach. Studenci chcąc popisać się przed dziewczynami, wpadli na pomysł wrzucenia nam papierków do kapturów kurtek. Zauważyłam poczynania dowcipnisiów i zbierając się do wysiadania, zwróciłam im uwagę. W odpowiedzi otrzymałam głupkowaty rechot całej czwórki.
Mój małoletni współpasażer sięgnął w tym czasie do plecaka, wyjął napój gazowany, potrząsnął butelką, odwrócił się w kierunku wesołków i odkręcił zakrętkę. Dalej możecie sobie wyobrazić.
komunikacja_miejska
Ocena:
1520
(1572)
Tym razem to ja okazałam się piekielną.
Autobus miejski, wpada grupka kontrolerów. Sprawdzanie poszło sprawnie, ale złapali jednego gapowicza, jak się okazało, mojego kolegę. Student, wiadomo na nadmiar funduszy nie narzeka, więc po dłuższej dyskusji z moim udziałem skończyło się "pouczeniem" i 20 PLN łapówki.
Następnego dnia jadę tramwajem z przyjaciółką. Drzwi już otwarte i dostrzegam na przystanku znajomego kanara. Dosyć głośno pytam czy skasowała bilety, bo będzie kontrola. W tym momencie tramwaj delikatnie mówiąc ekspresowo opustoszał.
Wsiada kanar i zanosząc się od śmiechu:
- Ładnie to tak ludzi niepotrzebnie stresować? Ja mam dziś wolne!
Autobus miejski, wpada grupka kontrolerów. Sprawdzanie poszło sprawnie, ale złapali jednego gapowicza, jak się okazało, mojego kolegę. Student, wiadomo na nadmiar funduszy nie narzeka, więc po dłuższej dyskusji z moim udziałem skończyło się "pouczeniem" i 20 PLN łapówki.
Następnego dnia jadę tramwajem z przyjaciółką. Drzwi już otwarte i dostrzegam na przystanku znajomego kanara. Dosyć głośno pytam czy skasowała bilety, bo będzie kontrola. W tym momencie tramwaj delikatnie mówiąc ekspresowo opustoszał.
Wsiada kanar i zanosząc się od śmiechu:
- Ładnie to tak ludzi niepotrzebnie stresować? Ja mam dziś wolne!
Ocena:
991
(1085)
Zaszczurzony zasypuje Nas historiami o piekielnych pacjentach, więc przypomniałam sobie podobną.
Ostry dyżur w klinice okulistyki.
W poczekalni 80% pacjentów to emeryci, którym np. dwa tygodnie temu skończyły się kropelki, pozostali to niestety pacjenci z urazami oczu i twarzy.
Tego dnia zjawiła się mamusia z nastolatką, która "od kilku dni bardzo źle widzi, sprawa PILNA!". Lekarz poprosił dziewczynkę na badanie i wypisał odpowiednią receptę z komentarzem:
"Nie widzi, BO NIE NOSI OKULARÓW."
Ostry dyżur w klinice okulistyki.
W poczekalni 80% pacjentów to emeryci, którym np. dwa tygodnie temu skończyły się kropelki, pozostali to niestety pacjenci z urazami oczu i twarzy.
Tego dnia zjawiła się mamusia z nastolatką, która "od kilku dni bardzo źle widzi, sprawa PILNA!". Lekarz poprosił dziewczynkę na badanie i wypisał odpowiednią receptę z komentarzem:
"Nie widzi, BO NIE NOSI OKULARÓW."
Ocena:
559
(609)
Skoro teraz moda na historie o kobietach w ciąży, dorzucę coś od siebie. W pobliskim supermarkecie jest podział na kasy dla niepełnosprawnych/ciężarnych, dla płacących kartą, dla płacących specjalną kartą, do 10 produktów, samoobsługowe - słowem, dla każdego coś dobrego ;) W ciąży więc będąc starałam się korzystać z tej wydzielonej. Któregoś razu stałam grzecznie za jakimś facetem, ani słowem nie domagając się przepuszczenia. Koszyk miał wypełniony po brzegi - w środku produkty typu piwko. Przez cały czas kasowania produktów ostentacyjnie udawał, że mnie nie zauważa, aż w końcu odwrócił się i wypalił:
- Mam prawo korzystać z tej kasy, bo tydzień temu moja żona urodziła !!!
Być może przyzwyczajenie, ale po co te wrzaski?
- Mam prawo korzystać z tej kasy, bo tydzień temu moja żona urodziła !!!
Być może przyzwyczajenie, ale po co te wrzaski?
supermarket
Ocena:
587
(665)
1 2 > ostatnia ›
« poprzednia 1 2 następna »