Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

PepperMint

Zamieszcza historie od: 12 lipca 2012 - 14:36
Ostatnio: 26 kwietnia 2013 - 13:20
  • Historii na głównej: 8 z 13
  • Punktów za historie: 9547
  • Komentarzy: 55
  • Punktów za komentarze: 460
 

#37756

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałam kiedyś na kuchni nad morzem (wspominałam w poprzedniej historii). Przyjechała do nas grupa wychowanków z domu dziecka. Nie będzie tu o tym jak się zachowywali itp., będzie o jednym chłopcu, a konkretnie o jego "relacjach" z matką.

Od początku "rzucił" mi się w oczy. Był specyficznym dzieckiem jak na swój wiek (10 lat). Zamknięty w sobie, praktycznie nieobecny myślami. Modlił się przed i po każdym posiłku, ale bardzo często miewał nagłe ataki agresji. Widać dziecko bardzo wiele przeszło w życiu.
Stety lub niestety, miałam okazje przekonać się co konkretnie...

Stało się tak, że chłopiec upatrzył sobie mnie jako nową koleżankę. Zaprzyjaźniliśmy się na ile to było możliwe. Dzieciaki zapraszały mnie na swoje "dyskoteki", wyjścia na plażę czy spacery. Kiedy mogłam, to chodziłam. Z czasem zaczął mi opowiadać o sobie coraz więcej. I tu zaczyna się piekielność...

Jest w domu dziecka, ponieważ zdenerwował kiedyś mamę i go kopnęła, w głowę. Wylądował w szpitalu. Ale on na to zasłużył. Innego razu, kiedy mamie odpyskował, przywiązała go kablem do grzejnika i przypalała papierosem... Na to według niego też zasłużył. Historii, które mi opowiedział było sporo, ale zawsze to była jego wina i tylko on był winien. Szm*ta wzbudziła w 8 letnim chłopcu (kiedy to się działo miał 8 lat, kiedy go poznałam 10) poczucie winy, że jest niegrzeczny i dlatego ona go tak traktuje.

On myślał, że to jest normalne. Jako 10 latek musiał brać garść lekarstw każdego dnia na uspokojenie.
Natomiast najdziwniejsze dla mnie jest to, że on lgnął to tej kobiety. Prosił mnie czasem, czy może zadzwonić do niej z mojego telefonu. Zgadzałam się. Rozmowy trwały dosłownie kilka sekund. "Cześć mamusiu, tu Sylwek, co u ciebie? Aa nie masz czasu, to pa, kocham cię" i tak prawie za każdym razem.

Opiekunki zrobiły im warsztaty plastyczne. Robienie figurek z masy solnej. Temat: PODARUNEK DLA KOGOŚ KOGO KOCHASZ. Dzieci całe uwalone z tej masy i farbek (bo później pomalowały swoje dzieła) przybiegły na kuchnię się pochwalić. Sylwek tez przyszedł. Przyniósł dwa dzieła. Pokazał jedno i powiedział:
- To jest dla mojej najukochańszej mamy. Zrobiłem dla niej popielniczkę, bo pali dużo papierosów i zawsze leży ich pełno na podłodze. A to jest dla ciebie (nogi się pode mną ugięły, łzy napłynęły do oczu), wiem że nie palisz papierosów, ale może kiedyś zaczniesz, to ci się przyda - i podał mi taką samą jak dla mamy, tylko w innym kolorze...

I tu następuje koniec tej historii. Kontakt mamy do dziś. Telefoniczny.

Zastanawiam się tylko, czy określenie jej jako Piekielnej... nie jest zbyt delikatne...

piekło na ziemi?

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1540 (1592)

#36591

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc w technikum, pracowałam na zmywaku w pewnym "ośrodku" w nadmorskim dużym mieście. Żaden to ośrodek, wynajęta szkoła, do sal lekcyjnych wstawione łóżka. Bardzo tanie noclegi wraz z wyżywieniem blisko plaży. Fajna opcja wypoczynku za małą kaskę.

Moim zdaniem żadna praca nie hańbi, ale niestety nie wszyscy ludzie tak sądzą. Ja pracowałam na zmywaku, a wiadomo jak to wygląda. Sterta brudnych talerzy fartuch uwalony jakimiś resztkami jedzenia... Niestety dla niektórych klientów był to powód do traktowania mnie co najmniej z góry.

Któregoś razu pewna pani ubliżyła mi, nie przebierając w słowach. Usłyszała to szefowa kuchni, swoją drogą złota kobieta. Zaprosiła mnie na zaplecze i powiedziała, że jeżeli kiedykolwiek ktoś w ten lub podobny sposób się do mnie zwróci, mam się bronić - grzecznie ale się bronić.

Niedziela, myję podłogę na sali konsumenckiej po obiedzie. Styrana jak papcie Mojżesza. Podchodzi do mnie Piekielny Pan(PP), jak się za chwilkę miało okazać. Pytam czy w czymś mogę pomóc, itp. Spojrzał na mnie i z wrednym uśmieszkiem podreptał po mytej podłodze mimo tabliczki "Nie deptać". Powtarzam pytanie, otrzymuję odpowiedź:

PP: Szukam kogoś kompetentnego, a nie zwykłej pomywaczki.
Ja: Proszę się tak do mnie nie zwracać, może jednak mogę...
PP: Ty mi nie będziesz uwagi zwracała. Jakbyś była normalną nastolatką, to byś na zmywaku nie robiła. Pewnie dałaś dupy za młodu i dzieciaka musisz utrzymywać, poniżając się myjąc brudne gary w podrzędnej knajpinie.
Zamarłam. Nie zdążyłam się odezwać i wtem na ratunek przybyła szefowa kuchni(Sz):

Sz: Co tu się dzieje?
PP: O nareszcie ktoś kompetentny... nie wiem czemu trzymacie tu takie nieroby (?)
Sz: Niech się Pan liczy ze słowami. O co chodzi?
PP: Szefowej kuchni szukam. To pewnie Pani. Chciałbym poprosić o małą przysługę...
Sz: Ale ja Panu nie pomogę. Nie jestem szefową kuchni. Szefowa jest tam - i wskazała mnie. Mina tego dupka była bezcenna.
PP: Hehehe dobry żart.
Sz: Ale to nie jest żart. To jest osoba decyzyjna na tej kuchni. Do widzenia. - i poszła.

Nigdy nie widziałam człowieka który robi się czerwony dosłownie w sekundę. Po pozbieraniu szczęki z podłogi:
PP: Mam do Pani taką małą prośbę... hehe... czy mogłaby pani.. taka nietypowa sprawa... hehe i tak dalej.

Tą nietypową sprawą było wypożyczenie dzbanka do pokoju...

Do końca swojego pobytu był dla mnie nad wyraz miły, a na pożegnanie kupił czekoladki, dużą kawę i pół litra.

Pół litra oczywiście wypiłam z Szefową :)

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1079 (1121)

#36517

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia będzie o mojej ukochanej przyszłej teściowej... A konkretnie o naszym pierwszym spotkaniu, które nastąpiło około roku temu.

Mieszkałam już z moim Lubym 10 miesięcy. W związku byliśmy już 1,5 roku. Jako że oboje troszkę w życiu przeszliśmy, opowiedzieliśmy sobie „historie z przeszłości”. Z tych opowiadań wywnioskowałam, że teściowa do aniołów nie należy, ale przed pierwszym spotkaniem postanowiłam zapomnieć o tym co wiem już na jej temat.

W dzień spotkania wysprzątałam mieszkanie, kupiłam jakieś ciacha i czekałam na odwiedziny „przyszłej mamy”. Około 13, Tomek poszedł po mamę i jego siostrę (15 lat) na dworzec, ja w tym czasie szybka poprawa makijażu, coby wyglądać korzystnie i dobre wrażenie zrobić.

Przyszli. Po wejściu do mieszkania stoję z uśmiechem na twarzy (z reguły jestem osobą uśmiechniętą). Czekałam aż poda mi rękę (jako, że jest osobą starszą) ale nic. Więc postanowiłam zrobić to ja – ręka zwiędła w powietrzu... Dzień dobry nie odpowiedziała.

Weszliśmy do pokoju, zaproponowałam kawę, odpowiedziała, że nie ma ochoty. Podałam sok siostrze i usiadłam, licząc na jakąś rozmowę. Nie minęła sekunda i się zaczęło:
- Tomek zrób mi kawę, Ty wiesz jaką lubię najbardziej.
- Tomek, a jak ci się tu mieszka? Ale masz ładne firany, dywan, itp. (wszystko w mieszkaniu było moje, z wyjątkiem jego ubrań i TV).
- A ciepło tu masz? Dużo grzejesz? (wizyta była chwilę przed Bożym Narodzeniem)
- A powiedz mi, gdzie idziesz na Sylwestra?
Ogólnie chodzi o to, że ja byłam niewidoczna. Dosłownie. Zapytałam ją o coś – zero odpowiedzi. Patrzyła na mnie w taki dziwny sposób, jakby z pogardą? Nie wiem.

Wyszliśmy na zakupy (mieszkamy w centrum Wrocławia). Chciała kupić buty dla tej młodej.
Ok, zeszliśmy wszystkie, dosłownie WSZYSTKIE sklepy obuwnicze w 4 galeriach – nie ma takich jak ona chce. Nieważne, że buty dla córki i podobało jej się milion par, ale JEJ się nie podobają żadne. Na koniec dodała tylko, że pojedzie na jakieś (za przeproszeniem) zadupie i tam na placu targowym na pewno kupi. Ręce mi opadły.

Podczas spacerów z jednej galerii do drugiej, nie mogłam iść z Tomkiem za rękę. Kiedy tylko mnie za nią złapał, pomiędzy nami pojawiała się mamusia łapiąc synka pod pachę, a mnie dosłowne odpychając ciałem. Puściłam Lubemu oko, żeby się nie odzywał. Szłam lekko z tyłu.

Wróciliśmy do domu. Herbatka zrobiona z zaznaczeniem że TOMEK MA JĄ ZROBIĆ! Kolejna porcja traktowania mnie jak powietrze. W pewnej chwili mamusia mówi:
- Tomek, a ty ostatnio robiłeś sobie zdjęcia do paszportu, no nie? To weź daj mi jedno, bo u nas na poczcie pracuje taka fajna nowa dziewczyna, pokażę jej twoje zdjęcie, może się umówicie? Bo ona akurat szuka faceta i mieszkania, to byście razem tu zamieszkali, co?

Noż ku**, to już była przesada. Powiedziałam, że mam nadzieję, że to żart zaznaczając, że mieszkanie jest moje, maskując zakłopotanie nerwowym śmiechem. Na co ona:
- Hahaha, no fakt, powinnam go zapytać tak żebyś nie słyszała.

Tomek nic się nie odezwał. Dał jej zdjęcie, mówiąc później, że nie chciał się kłócić...

Kwestia palenia. Ja nie palę papierosów, więc w mieszkaniu się nie pali. Tomek zawsze wychodzi na korytarz. Ona wyjmuję fajkę i odpala siedząc na kanapie. Zwróciłam jej uwagę żeby wyszła na korytarz, bo tu się nie pali.
- Coooo?!! Ja mam wychodzić, bo ty tak mi każesz? Synku weź ustaw ją do pionu, bo ją wyprosimy do kuchni, hahaha.
Luby kazał jej zgasić fajkę i wyszli razem na korytarz.

Nie minęło 5 minut, postanowiły że pójdą na wcześniejszy autobus. Nie powiedziała ani dzięki ani pocałuj mnie dupę za gościnę. Na odchodne tylko rzuciła:
- Mam nadzieję, że niebawem nas odwiedzicie razem. Z ironicznym uśmieszkiem.

Z Tomkiem mieliśmy kilka „cichych” dni... Przykro mi było, że moja rodzina (jaka jest to jest) przyjęła go u mnie w rodzinnym domu jak swojego z całą serdecznością, a ona mnie w moim własnym mieszkaniu potraktowała moim zdaniem jak śmiecia.

teściówka ach teściówka...

Skomentuj (78) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1245 (1333)