Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Piekielnaaaaa

Zamieszcza historie od: 13 marca 2011 - 14:38
Ostatnio: 29 marca 2023 - 21:30
  • Historii na głównej: 10 z 11
  • Punktów za historie: 5557
  • Komentarzy: 314
  • Punktów za komentarze: 2451
 

#15622

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracuję na ochronie.
W wielu sklepach buty ubierane manekinom mają wycięte dziury, tak by bolce podstawy plastikowych modeli, umieszczone w stopach, mogły podtrzymywać ich w pionie. Są to buty kupowane przez właścicieli sklepów lub wysyłane przez centrale konkretnych marek.

Dziś do sklepu przyszła kobieta, około trzydziestoletnia tleniona blondynka. Nosek miała zgrabny, lecz zadarty tak bardzo, że wąchała sobie potylicę. Metodą "na chama" dostała się do kasy przed resztą kupujących i z miejsca zaczęła awanturę.
- Ja sobie wypraszam! Złodzieje jesteście! Tyle pieniędzy! - bach, na ladzie wylądowały... buty dla manekina. - Kupiłam u was buty, a tu dziury!
- Chyba ich pani jednak nie kupiła... - powiedział ekspedient.
- Jak nie?! U was, tylko nie w tym sklepie! Ja chcę za nie pieniądze, albo rabat!
- To nie są buty na sprzedaż, tylko wystawowe. Nie mogła ich pani u nas kupić, ale mogła ukraść...
Nim skończył mówić, kobieta była już w połowie drogi do drzwi. Jako, że towar odzyskaliśmy, a cały sklep, włącznie ze mną, pokładał się ze śmiechu, pani nie została zatrzymana.

Ochrona

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 891 (987)

#15641

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu zamieściłem kilka wspominek z czasów kiedy pracowałem jako "wróżka" na sms.

W owej historii wspomniałem że obok wróżek funkcjonował też dział "rozrywka" co spotkało się z zainteresowaniem Czytelników. Na ich prośbę - nieco późno, ale zawsze - zapraszam na wycieczkę po dziale rozrywkowym.

Gwoli przypomnienia oraz wyjaśnienia dla tych, którzy poprzedniej opowiastki nie czytali - praca wróżki polegała na siedzeniu w biurze wypełnionym 40 komputerami oraz 40 podobnymi mi desperatami (w sensie finansowym...) i wystukiwaniu na klawiaturze przyszłości dla około 200 debili dziennie. Przyszłość wywróżona ludziom zależała zaś nie od magicznych układów kart tarota, wyjątkowej konfiguracji fusów we właśnie spożytej kawie czy wzbudzeniu wewnętrznego oka - a od humoru w jakim się danego dnia przyszło do pracy oraz motywacji do wkręcania ludziom bajery. Innymi słowy jednego dnia każda zdesperowana kobieta miała przyobiecanego bruneta-księcia z bajki a innego każdy dostawał ostrzeżenia przed klątwami które miały zawisnąć nad ich rodzinami na 6 pokoleń wprzód.

Czasem jednakże zamiast zgrywać wróżkę trzeba było pozgrywać Asię_19 czy inną Ilonkę22 (względnie Eustachego57, błe!). O co chodzi?

Otóż, dział szumnie nazywany "rozrywkowym" obsługiwał wszelkie sms-owe anonse "towarzyskie" które znaleźć można na ostatnich stronach programu telewizyjnego, w migawkach w TV po północy czy też we wszystkich pornogazetkach dostępnych na rynku. Czyli, drogi czytelniku, jeżeli kiedykolwiek natknąłeś się na ogłoszenie typu "Namiętna blondynka z XXX pozna mężczyznę w wieku 18-90 w celu nawiązania znajomości blablablabla" i zdecydowałeś się poszukać szczęścia pod pięciocyfrowym numerem telefonu - cóż, gratulacje, jest spora szansa że już kiedyś czytałeś moje "dzieła".

Klientela działu rozrywkowego diametralnie różniła się od ezoteryki. Tutaj klienci to w 98% faceci, co jeden to głupszy od drugiego. O ile za totalny debilizm uważam wysłanie sms′a do wróżki, to panowie szukający swojej Asi19 potrafili przebić pod tym względem wiele zidiociałych pań od ezo.

Nie będę przytaczał dokładnych dialogów - "rozmowy" często trwały po około 40 sms′ów z każdej strony, poza tym były tak głupie że nie ma po co niszczyć sobie mózgu. Przytoczę tylko kilka "szablonów" w które wpisywali się moi klienci oraz metody robienia ich w jajo.

1. "Jestem samotnym głupim łosiem".
To najpowszechniejszy, najsmutniejszy i najłatwiejszy do wyrolowania typ klienta. Wierzy we wszystko. Nie zastanawia go że 14 dziewczyn z którymi rozmawiał wystawiło go i nie pojawiło się na spotkaniu. Twardo pisze do 15-tej. Rozmowa zaczynała się zawsze podobnie - nasz płaczek żalił się że pewnie będę kolejną dziewczyną która go wystawi. Należało takiego szybko zapewnić, że oczywiście że nie, głuptasku, jak możesz tak mówić skoro jeszcze się nie znamy itd., wyciągnąć info gdzie mieszka, sprawdzić miasto na mapie, wyszukać miejscowość oddalona o max. 30 km żeby miał poczucie że odległość nie jest nierealna do pokonania, naciągnąć go na jak najwięcej czułych słówek, umówić na spotkanie na rynku wybranego miasta, po czym przez godzinę lub dłużej kierować go od jednej knajpy do drugiej wciskając kit że nie możemy się znaleźć. Podsumowując: bardzo powszechny typ: zakompleksiony chłoptaś który nie ma szans na poderwanie kogoś ze swojej okolicy a na pójście do burdelu nie ma odwagi.

2. "Dawj mi szypko zjenće dzifko koham ciem hcem cie ruhac".
To drugi najpopularniejszy typ klienta - tirowcy na trasach, analfabeci którym chce się szybko "zamoczyć małego" przejeżdżając przez jakieś miasto, nie tracąc czasu na odwiedzanie burdelu. Szkoda że tracili 5x więcej czasu na czekanie na zajazdach na panienki otrzymując ode mnie tak przekonujące wyjaśnienia spóźnień jak "zaraz będę misiaczku, jechałam do ciebie i przejechałam kota i musiałam go zdrapać z szyby" (autentyk, miałem dobry humor tego dnia). Byli też źródłem cierpień dla moich oczu oraz powodem przegrzewania zwojów mózgowych ze względu na ortografię alternatywną którą stosowali w sms′ach.

3. "Fotka."
Byli i tacy panowie - chyba najbardziej stabilni na umyśle, raczej świadomi że cała sprawa jest zwykłą ściemą. Chcieli żeby im przesyłać fotki - byli to więc nasi ukochani klienci bo nie trzeba im było żadnych ściem wymyślać. Choć potrafili być wybredni - pamiętam jednego który przez 30 sms′ów narzekał że mu brzydkie panny wysyłam, a kiedy wkurzony wynalazłem specjalnie fotkę najpaskudniejszego paszkwila z całej bazy to się rozpromienił i chciał więcej i więcej. Dziwak.

4. "Depcz mnie, Pani, będę twoim pieskiem, liżę stópki".
Przyznam że klienci lubiący SM byli dla mnie najcięższym orzechem do zgryzienia. W swoim życiu takich praktyk nie stosuję, nie wiem za bardzo jak można uznawać za podniecające mieszankę seksu z przemocą dlatego nie za bardzo wiedziałem co im pisać. W sensie - jestem w stanie powymyślać różnorakie tortury, ale jak połączyć to z seksem?? Na szczęście okazało się że klienci byli wniebowzięci czytając moje opisy tego jak im wiercę w kolanach dziury wiertarką czy patroszę brzuch i wrzucam do środka mrówki. Przysięgam, zawsze wymyślałem im najgorsze co mój umysł był w stanie wyprodukować i nie używać żadnych, nawet najmniejszych erotycznych symboli, żeby tylko się zniechęcili i przestali pisać; efekt był taki że miałem najwyższy rating z całej firmy u panów lubiących być niewolnikami...

Można powiedzieć że to główne "kategorie" dające pogląd na to z kim miałem w tej pracy do czynienia. Wspomnę jeszcze tylko o mojej ulubionej zabawie: kiedy tylko łapałem jakiegoś gościa z miejscowości w której znajdowało się moje miejsce pracy - ochoczo umawiałem go na spotkanie kwadrans po końcu mojej zmiany. Kazałem im przychodzić w okolice mojego przystanku autobusowego i mieć ze sobą coś charakterystycznego po czym jego wymarzona Ola27 miała go poznać. Zaiste, widok czasem 3-4 kolesi kręcących się z kwiatami pod pachą w promieniu 10 metrów od siebie, rzucających sobie podejrzliwe spojrzenia i co chwilę nerwowo wysyłających sms′y był... okrutnie satysfakcjonujący.

Podsumowując; nie wierzcie w żadne sms′owe naciągactwa. Nie odpisujcie na spam. Wróżka do której piszesz jest panią Kazią, która po wysprzątaniu biurowca idzie na drugi etat do centum sms. Następnego dnia zresztą owa pani Kazia jest ponętną Kazią_18. Super dupeczka którą właśnie znalazłeś w ogłoszeniu a po 3 sms′ach stwierdzasz że to twoja kobieta życia i opowiadasz że czasem lubisz jak partnerka pruje się w pupsko skórzanym dildem - jest najpewniej kolesiem, który właśnie zwija się przed ekranem ze śmiechu. Oszczędź sobie tego. Wyjdź znaleźć dziewczynę w szkole, pracy, na ulicy, zostań onanistą w ostateczności - ale na anonse nie daj się, bracie, złapać.

P.S. Żeby nie było że jestem seksistowski i dyskryminuję płeć piękną - dziewczyny też do nas pisały. Stanowiły 2% klienteli z czego zaś 1% to dzieci poniżej 18 lat które myślały że trafiły na - de facto - towarzyski czat. Pozostały 1% to lesbijki. Jednym słowem: kobiety są na tyle mądre że wiedzą że faceta nie szuka się przez sms. Są jednocześnie na tyle głupie, że wierzą że wróżka im przez sms powie gdzie go szukać :)

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1066 (1186)
zarchiwizowany

#15658

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Uprzedzam, że będzie dość długo - ale postaram się, żeby dobrze się czytało.

Historia miała miejsce w 2004r., kiedy odbywałam praktyki studenckie w jednej z lokalnych firm zajmujących się produkcją rowerów i różnego rodzaju sprzętu fitness. Praktyki te wyglądały w ten sposób, że zajmowałam się głównie szeroko rozumianą papierkową robotą w sekretariacie lub w dziale handlowym, w zależności od potrzeb w danym dniu.

Moja przygoda z tą firmą miała trwać całe wakacje, czyli prawie 3 miesiące, jednak dzięki (???) zdarzeniu, które za chwilę opiszę, praktyki skrócono mi prawie o połowę. Cóż, niechcący okazałam się piekielną praktykantką...

Zanim przejdę do głównej historii muszę wyjaśnić, że aby wejść na teren firmy trzeba było albo znać kod, albo ładnie poprosić panią z sekretariatu o otwarcie drzwi. Jako że byłam Praktykantką, pozostawała mi jedynie ta druga opcja. Warto też dodać, że pani z sekretariatu (nazwijmy ją Bożenką) widok na drzwi wejściowe miała niestety dość mocno ograniczony, li i jedynie obraz z kamer na ekranie komputera, nota bene nie najlepszej jakości.

I tak pewnego słonecznego, sierpniowego poranka, zmierzałam radośnie w stronę firmy kompletnie nieświadoma, że za chwilę ten mój dobry humor przyczyni się do zmiany statusu z Praktykantki na Już-Nie-Praktykantkę...
Podeszłam do bramy i nacisnęłam magiczny guziczek. Z głośnika rozległ się poważny głos Bożenki:
– Kto tam?
Jako że wiedziałam, że doskonale mnie widzi na ekranie komputera pomyślałam, że ma równie radosny nastrój jak ja i żarty sobie ze mnie stroi, więc kontynuując zabawę palnęłam:
- Inspekcja z Urzędu Skarbowego.
Po kilku sekundach [B]ożenka szepnęła:
- Chwileczkę, już otwieram.
– Bożenka, no co ty... - zaczęłam, ale odpowiedziała mi już tylko głucha cisza.
Chwileczka okazała się dobrymi ok. trzydziestoma sekundami, w trakcie których zaczęła we mnie kiełkować niepokojąca myśl... W końcu usłyszałam charakterystyczny ′bzyk′ domofonu, więc niepewnym krokiem wkroczyłam na teren firmy.

W Sekretariacie powitała mnie nie lada delegacja – Dyrektor Finansowy [DF], Dyrektor Handlowy [DH] i Szef Szefów, czyli Właściciel Przedsiębiorstwa [WP], potocznie zwany Wielkim Bratem.

– Żartów się jej zachciało! – krzyknął Wielki Brat, zburaczały na twarzy do granic możliwości. Opanował się jednak (chyba widział moje autentyczne przerażenie) i zdobył się na grymas, który przy bardzo wybujałej fantazji mogłabym uznać za uśmiech. Obrócił się na pięcie i wyszedł.
DF i DH mieli na szczęście spore poczucie humoru, więc oni po prostu kładli się ze śmiechu, a ja stałam w progu i nie wiedziałam czy uciekać z miejsca niedoszłej zbrodni (tak, Szef wyglądał jakby chciał mnie zgładzić – znany był w całym zakładzie ze swojego cholerycznego, tudzież wybuchowego charakteru), czy biec za nim i się tłumaczyć. Uznałam jednak, że bezpieczniej będzie zostać w Sekretariacie i dowiedzieć się co ja takiego zrobiłam...

Otóż okazało się, że kiedy zadzwoniłam na domofon, Bożenka była akurat z DH na hali produkcyjnej, ale że miała ze sobą słuchawkę to odebrała. Niestety nie poznała mnie po głosie i podniosła alarm, że jakaś inspekcja z US przed drzwiami stoi. Tak więc panowie w te pędy do Sekretariatu – wiadomo, w kupie siła...

[DH] – Bo widzisz Kasiu, NIKT, ale to naprawdę nikt nie lubi inspekcji, zwłaszcza z Urzędu Skarbowego – i my również nie stanowimy wyjątku w tej materii.
[Ja] – Wiem... rany, gdybym wiedziała, że pół firmy na nogi postawię tym tekstem to wolałabym się w język ugryźć.
[DH] – Spokojnie, znasz go [szefa znaczy – przyp. red.;)], zaraz mu przejdzie...

Jednak tak do końca mu nie przeszło, bo po południu zawołał mnie do siebie i oznajmił, że lepiej będzie, jak zakończę wcześniej praktyki...
Ale piekielnym go nie nazwę, mimo tego wybuchowego charakteru ;)
Dostałam wynagrodzenie za przepracowany czas (żarty żartami, ale głównie ciężko tam pracowałam i jak widać nie umknęło to uwadze Wielkiego Brata)
A po referencje zgłosiłam się do Dyrektora Handlowego - z nim najlepiej się dogadywałam. Powiedział, żebym sobie sama napisała, a on podpisze co trzeba. I na tyle im się te moje referencje spodobały, że poprosili o kopię. Tak na przyszłość. ;)
Choć podejrzewam, że wyleczyłam ich na dłuższy czas z praktykantów...

Praktykantka ;)

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (209)