Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Rzezucha_gorzka

Zamieszcza historie od: 23 września 2013 - 21:11
Ostatnio: 12 kwietnia 2024 - 18:31
  • Historii na głównej: 5 z 6
  • Punktów za historie: 1668
  • Komentarzy: 36
  • Punktów za komentarze: 252
 

#91092

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znalazłam losowo historię o dziewczynie, która ze starego osiedla przeprowadziła się na nowe i wreszcie nie boi się wyjść z psem bo wszystkie chodzą na smyczach.

Zainspirowało mnie to bo ja mam dokładnie odwrotnie. Z nowego "elitarnego", zamkniętego i chronionego przeprowadziłam się na stare, prl-owskie, przeszło 50-letnie osiedle. I wreszcie mogę wyjść normalnie z psem. Na tym nowym większość psów puszczana była luzem, a im pies był większy tym większa była pewność, że będzie luzem. Na smyczach chodziły tylko te małe, jak mój, których właściciele bali się je puszczać.

Mój pies był notorycznie atakowany przez owczarka niemieckiego, którego właścicielka zupełnie nad nim panowała oraz przez wyżła, którego właściciel za każdym razem z daleka krzyczał "łagodny jest, nic nie zrobi" a potem biegł rozdzielać psy.

Teraz, na starym osiedlu, psy luzem spotykam sporadycznie, a jeżeli już to są doskonale ułożone psy, wracające na zawołanie.
Zalet starego osiedla widzę więcej, np. mentalność ludzi. Tu z każdym mogę zamienić dwa słowa, a przynajmniej ludzie się uśmiechają do siebie. Tam ludzie mieli "kije w odwłokach" i trudno było się dogadać. O awanturach sąsiedzkich o każda głupotę można by książkę napisać. Może to takie specyficzne miejsce było?

Nawet samo mieszkanie wydaje się bardzo różnić od poprzedniego. Teraz mieszkam w starej płycie. Mieszkanie jest ciepłe i słoneczne. W tym roku jeszcze ani razu nie odkręciłam kaloryferów i cały czas mam ok. 20 st. W nowym budownictwie okna były małe i mieszkanie wydawało mi się ciemne (to relatywne odczucie oczywiście), a żeby utrzymać 20 stopni to wszystkie kaloryfery były odkręcane nieomal do końca, przy porównywalnej zeszłorocznej zimie. A popękane ściany to norma.

Minus widzę natomiast jeden zasadniczy. W tamtym bloku, w jednej klatce na 12 mieszkań paliła 1 osoba. Problem smrodu dymu tytoniowego na klatce w zasadzie nie istniał. Teraz na 10 mieszkań nie palę chyba tylko ja. Zejście z drugiego piętra to czasem bieg na wdechu bo aż oczy łzawią.

Nie chcę tu gloryfikować starej płyty, ale mieszkanie w nowej cegle dało mi porządnie w kość pod prawie każdym względem. Młode pokolenie zasiedlające nowe osiedla to są już zdecydowanie inni ludzie.

Chyba za stara już jestem :

mieszkanie osiedle

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (119)

#74879

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia piekielni.pl/74673 przypomniała mi równie niesmaczną historię z miejscowego Lidla.
Stanęłam przy półkach z pieczywem i wybierałam bułki. Podeszła mama z dwójką maluchów - na oko 2- i 4-latkiem i kazała im wybrać sobie ciasteczka.

Młodszy zbyt wysoko nie sięgał a najniżej leżało ciastko, które nazywa się fantazja truskawkowa.
Dla tych co nie widzieli - ciastko jest ponacinane z wierzchu i widać przez te nacięcia masę budyniową i dżem truskawkowy.

No i wracając do malucha - podszedł do ciastek, wkładał palec przez dziury do masy, oblizywał, wkładał do następnego ciastka - oblizywał, do następnego - oblizywał.. W końcu trafił na takie, które mu smakowało i je wziął. Starszy chłopiec na szczęście wybrał ciastko od razu. Mama widząc moją minę, wzięła dzieci po pachę i poszła dalej.

A ja stałam tam dalej i z obrzydzeniem stwierdziłam, że kiedyś też niebacznie tę fantazję kupiłam.. Nigdy więcej... O bułkach dla siebie z wrażenia zapomniałam..

Lidl

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (213)

#73427

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ja w kwestii historii: piekielni.pl/73310 i braku wyobraźni rowerzystów. Choć w tym przypadku może też trochę stresu pourazowego :)

Ze szpitala wyszła Pani z zagipsowanymi trzema palcami prawej ręki. Wolny miała palec wskazujący i kciuk. Mamrocząc coś do siebie wyjęła z torebki papierosa i męczyła się, żeby go zapalić. Udało się :)
No i czas wracać do domu.. Tu mnie lekko przymurowało.. Pani odpięła od barierki swój rower (też nie bez problemów, do tego z papierosem w ustach). Po czym wsiadła na niego i trzymając kierownicę w dwu palcach prawej ręki odjechała. W drugiej ręce miała papierosa, którego paliła cały czas i w związku z tym nie trzymała kierownicy. Odjechała przez bardzo ruchliwe skrzyżowanie - jadąc wężykiem.

Ciekawa jestem czy dojechała do domu?

ranna rowerzystka

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (178)

#67067

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnych sąsiadach było nie raz. Sama mam nad sobą takich, nadmiernie lubiących się zabawić, najchętniej do rana i też o nich pisałam. Ale okazało się, że ja też jestem piekielna.
Tytułem wstępu dwie dygresje.

1. Ja i moja siostra pracujemy w tej samej instytucji i często opracowujemy wspólne projekty. W weekend przyjechała do mnie z dzieckiem, żeby nasze dzieci zajęły się sobą, i żebyśmy miały czas na pracę, którą musiałyśmy dziś oddać.
2. W sąsiedniej klatce, obok mojego mieszkania (sąsiadujemy balkonami) wprowadziła się w listopadzie zeszłego roku para starszych ludzi (na oko ok. 70) i już słyszałam, że od listopada ta klatka jest kilka razy w tygodniu odwiedzana przez wszelkie służby, nie tylko te mundurowe ale i wodociągi ("bo mi coś w rurach bulgoce, pewnie zapchane"), ciepłownicze zimą ("zrób Pan coś tym kaloryferem bo jakoś słabo/mocno grzeje"). Generalnie pozostali mieszkańcy się irytują bo te wizyty są opłacane ze wspólnych funduszy. Policjanci też się irytują bo przyjeżdżają do interwencji i budzą tych, którzy rzekomo imprezują.

W sobotę wieczorem, dzieci poszły już spać (było ok. 21.30), a my wzięłyśmy kubeczki z grzańcem w łapki, zawinęłyśmy się w koce i ze stertami papierów wyszłyśmy na balkon omówić robotę. Ja zwykle mówię bardzo cicho, siostra raczej normalnie ale rozmawiałyśmy cichutko. Widziałam, że balkon sąsiadów co jakiś czas się otwiera i zamyka ale nikt nie wychodził. Posiedziałyśmy do 23, zmarzłyśmy i poszłyśmy spać. Wczoraj spotykam Panią Sąsiadkę na osiedlu. Kobietka podchodzi i w zasadzie krzyczy, że nie życzy sobie takich imprez na balkonie. Wino to aż u niej śmierdziało (wypiłyśmy tylko po jednym kubeczku), a nie wezwała policji tylko dlatego, że tak cicho szeptałam, że ona nie dosłyszała czy jej przypadkiem nie znieważam..!

Cóż, nie obiecałam poprawy. Nie ściągnęła policji pewnie dlatego, ze nie zna numeru mojego mieszkania, bo to inna klatka, ale następnym razem będę szeptać na głos ..

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 501 (561)

#60888

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znowu będzie, że się czepiam, ale co tam.
Przeczytałam historię #60593 o dzieciach bawiących się pod blokiem. I napiszę własne w tej kwestii doświadczenia.

Mieszkam na parterze. Mój balkon od placu zabaw oddziela szpaler krzaków - może metr, góra 1,5 m. Dzieci są głośne, fakt, ale też zabawne są te głupiutkie rozmowy "na poważnie". Poza tym grzecznie ok. 20.00 idą spać. Trochę przeszkadzało to mojej córce w nauce przed maturą, ale jakoś dała radę. Zawsze powtarzam narzekającej sąsiadce, że ktoś na moją emeryturę musi pracować, oby tych dzieci było jak najwięcej.

Piekielne moim zdaniem jest co innego. Wychodzę na balkon, wieszam pranie, a w krzakach dwie mamy wysikują synków. Godzinę i jeden wsad w pralce później babcia wysikuje wnuczkę. Jednego dnia naliczyłam ośmioro wysikiwanych dzieci, tylko w czasie kiedy ja byłam na tym balkonie...
Ale wczoraj nastąpiła kulminacja. Mój pies szczeka na balkonie jak opętany. Biegnę więc, a tam, w tych samych krzakach, odlewa się dwóch tatusiów razem z synkami. No żesz..

Ja rozumiem, dzieci nie zdążają, trzeba natychmiast, ale dorośli...? Przypomina mi się stary dowcip o szczycie bezczelności... Ciekawe kiedy ktoś krzyknie i poprosi o papier.

osiedle

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 508 (582)
zarchiwizowany

#58923

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja z przed chwili.
Wjeżdżam samochodem na osiedle. Wzdłuż mojego bloku, równolegle do chodnika wymalowane są miejsca postojowe, z "dziurą" na zjazd do podziemnej hali garażowej. Więc, wjeżdżam i mam zamiar zjechać do garażu ale we wjeździe stoi samochód, przodem do mnie. Centralnie, na całej długości. W samochodzie (zgaszony, zgaszone światła) siedzi Pani i rozmawia przez telefon. Staję więc sobie 2 m przed nią i migam, że chcę zjechać. Migam, migam, migam ale nie działa. Pani patrzy i, sądząc po minie, nie wie o co mi chodzi, rozmawia. Więc lekko trąbię (po 20 na moim osiedlu nie wolno używać sygnałów dźwiękowych). Na co Pani zapala samochód i zamiast mnie objechać i wyjechać na ulicę (po swojej prawej) rusza centralnie na mnie. Ja w panice odbiłam w lewo i - łup - pięknie wjechał we mnie (albo ja w niego) Pan, który właśnie przejeżdżał ulicą. Pani zatrzymała się o cm przede mną.
Cóż, pierwsza stłuczka w życiu. Wysiadam, idę do Pani i pytam dlaczego stała we wjeździe? I dlaczego "do ciężkiej anieli" ruszyła prosto a nie skręciła. A Pani na mnie z krzykiem, że ona przecież siedzi cały czas w samochodzie i kontroluje sytuację i MOGŁA odjechać, ale musiała skończyć rozmowę. No to mówię, że stała w miejscu niedozwolonym a na mój migacz jakoś nie reagowała. A Pani otóż na to, że ona nie stała, ale cały czas jechała, a to jej wolno. No brawo.. W międzyczasie podszedł "stuknięty" Pan, odwróciłam się do niego, a Pani - myk - i odjechała po chodniku i po trawniku, tratując po drodze klomb z kwiatami.
Jestem załamana, bo już myślę skąd wezmę kasę na blacharza dla tego faceta, którego stuknęłam (w zeszłym tygodniu dostałam wypowiedzenie z pracy). A żal mi tracić zniżki z ubezpieczenia. Mam nagranie z monitoringu osiedlowego i numery rejestracyjne tej Pani, zadzwonię do dzielnicowego w poniedziałek, może na moje pocieszenie Pani chociaż mandat za postój w niedozwolonym miejscu dostanie..

osiedle

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (228)

1