Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sayagames

Zamieszcza historie od: 11 lipca 2014 - 20:39
Ostatnio: 29 września 2016 - 23:58
  • Historii na głównej: 4 z 8
  • Punktów za historie: 1256
  • Komentarzy: 23
  • Punktów za komentarze: 124
 

#66280

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Udostępniłam dzisiaj na jednym ze znanych portali z ogłoszeniami lokalnymi, swoje ogłoszenie na temat korepetycji z biologii.

Jestem przerażona. Po 20 min od jego publikacji na owym portalu otrzymałam smsa... Nie, nie na temat korepetycji, ale różnych czynności seksualnych.
Nie wiem kim trzeba być, żeby przeglądać ogłoszenia korepetytorów i wypisywać do obcych kobiet takie smsy.

Na razie ustaliłam z chłopakiem, że będzie mnie odwoził na pierwsze lekcje, w razie gdyby... Ostrożności przecież nigdy za wiele.

uslugi korepetycje

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (267)

#75325

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zbyt długo w moim życiu planował spokój, więc należało wyrównać równowagę w przyrodzie.

Jakiś czas temu zostałam szumnie mianowana „koordynatorem szaf i produktów kolorowych”, więc cała moja praca skupia właśnie koło wystaw z kosmetykami do makijażu. Dokładałam rano towar, co jakiś czas zaczepiając nielicznych jeszcze klientów pytaniem „czy mogę w czymś pomóc?”.

Nadeszła ona. Weszła na salę sprzedaży, kulturalnie ją przywitałam, a kiedy skupiła się na jednej z wystaw podeszłam, by zapytać, czy nie potrzebuje pomocy. Odmówiła, wróciłam do swoich zajęć. Po jakimś czasie jednak podeszła do mnie pytając o specyficzny rodzaj tuszu do rzęs. Odpowiedziałam klientce, że owszem, posiadamy taki w ofercie i podeszłam z nią, aby zaprezentować kilka propozycji. Kiedy pokazywałam jej jeden z tuszy, wzięła pełnowartościowy produkt z półki i otworzyła go, co więcej, zaczęła go „pompować” (dla niewtajemniczonych – to znaczy, że wyciąga się szczoteczkę i chowa, w taki sposób, że pompuje się do niego powietrze, co jest szkodliwe dla produktu). A oto rozmowa, która wywiązała się między mną a [K]lientką.

[S]: Proszę pani, tutaj mamy tester, może pani z niego skorzystać.
[K]: Ale ja chcę sprawdzić konsystencję.
[S]: Oczywiście, rozumiem, ale w tej chwili wtłacza pani do niego powietrze, co uszkadza produkt. Potem kupi go inna klientka i wróci do mnie z reklamacją, że sprzedaję wadliwy towar.
[K]: Proszę sobie darować, pani jest nieuprzejma! Ja nie przychodzę tutaj i nie pytam o poradę, żeby mnie tu pouczano! Pani jest niekulturalna!

I odeszła, w końcu nie wzięła tego tuszu, a słyszałam, jak na moje podłe zachowanie pomstowała jeszcze koleżance przy kasie.
Zdaję sobie sprawę, że tester to nie to samo co świeżo otwarty produkt, ale ja staram się, aby wszystkie moje testery były w dobrym stanie.
Kto był piekielny tutaj, pozostawiam Wam do oceny, drodzy Piekielni.



PS Na deser, wychodząc z pracy i mijając jakąś parę usłyszałam „głupia k***a, obyś zdechła!” tylko dlatego, że zadzwoniłam raz dzwonkiem rowerowym, bo nie mogłam przejechać… Ten dzień mnie zdecydowanie pokonał.

Jestem uprawniona do poruszania się w tym miejscu po chodniku, ponieważ są spełnione jednocześnie trzy warunki: chodnik ma 3 metry szerokości po każdej stronie ulicy, ruch na jezdni jest dozwolony z prędkością ponad 50 km/h (jedna z głównych ulic Warszawy, 2 pasy w każdą stronę), brakuje oddzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla nich przeznaczonego.
Przyznaję,dzwonek mogłam sobie darować.

sklepy

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (226)

#67411

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z doświadczeń kasjera-sprzedawcy w pewnej znanej sieci sklepów drogeryjnych.

Zacznę od tego, że uwielbiam swoją pracę. Mimo, że w życiu prywatnym jestem dość zamknięta w sobie i wolę książkę i herbatkę niż całonocną imprezę, to kontakt z klientami uwielbiam, lubię doradzać lub podpytać o doświadczenia z takim czy innym produktem.

Jednak są tacy klienci przy których witki mi opadają.

1. [P]ani po 50, obserwuję od dłuższej chwili, nie chcę być nachalna. W końcu decyduję się podejść i zaproponować swoją pomoc. Z szerokim uśmiechem na ustach pytam „Czy mogę pani jakoś pomóc?”. Kobieta chętnie się zgadza i informuje mnie, iż szuka prezentu dla synowej w postaci tuszu do rzęs, najlepiej takiego dwustronnego, żeby nie był taki zwykły. Przed moim podejściem owa klientka otworzyła już kilka tuszy z jednej serii, które były na wystawie (brała z półki, otwierała, podumała chwilę i odkładała, brała następny). Nie jest to dobre dla tuszu oczywiście. Szybciej wysycha, kruszy się i „szczęśliwa” nabywczyni takiego produktu, jest zwyczajnie niezadowolona.

Żeby uniknąć takich sytuacji mamy na sklepie testery. Niestety tester nie zainteresował owej klientki. Przedstawiłam oprócz jednego, na który już zwróciła uwagę, również produkt z innej firmy i serii (w podobnej cenie – zawsze staram się nie przekraczać progu w jakim klient szuka). Wręczam pani tester, ale zwyczajnie go zignorowała i otworzyła pełnowartościowy produkt z półki. No i zaczęła swoje otwieranie wszystkich dostępnych tuszy na półce, z serii którą wskazałam, na przemian z resztą z serii, którą wcześniej oglądała. Oczywiście też całkowicie nowe, te których nie zdążyła otworzyć. Zaciskam zęby i delikatnie mówię „są dostępne testery”. Klientka olewa informacje i kontynuuje. W końcu stwierdza „ja chyba wezmę ten pierwszy”. Ciągle z uśmiechem, mówię że oczywiście i że mam nadzieję, że moja pomoc była przydatna. Zadowolona klientka stwierdza, że oczywiście, tylko chciałaby ten tusz, ale nieotwierany. Ja karpik i zerkam na moją [K]oleżankę co robić (byłam nowa na sklepie).

[K]: Są dostępne tylko te tusze, które są na wystawie.
[P]: Ale jak to!? Przecież one są otwierane, ja chcę nowy, to prezent dla synowej!
[K]: Przykro mi, otworzyła Pani wszystkie tusze na półce, więc nie mamy już innych.
Obrażona klientka wyszła ze sklepu bez prezentu.

2. Starsza [P]ani prosi mnie o pomoc. Podążam za nią na dział z papierami toaletowymi.

[P]: Proszę pani ja zawsze kupowałam taki papier 3-warstwowy. Zwykły, bez żadnych zapachów.
[J]a: Oczywiście, tutaj taki jest – wskazuję na opakowanie z 12 rolkami.
[P]: Tak, ale w tym opakowaniu było 8 rolek i ja taki chcę.
[J]: W takim razie szuka pani tego papieru – wskazuję inne opakowanie.
[P]: Ale on jest rumiankowy, a ja nie chcę!
[J]: Proszę pani on nie jest rumiankowy. – biorę opakowanie w ręce i czytam na opakowaniu, żeby na pewno nie wprowadzić klientki w błąd.
[P]: Skąd pani wie?
[J]: Ponieważ jest napisane, o tutaj – wskazuję i czytam na głos napis z opakowania.
[P]: Ale on ma rumianek na opakowaniu, dlaczego!?
[J]: Nie wiem proszę pani, nie ja decyduję jaką grafikę producent umieszcza na opakowaniu.

Pani papieru nie wzięła. I wyszła obrażona ze sklepu, bo był rumianek na opakowaniu. Może nie jest to bardzo piekielne, ale na pewno nie ułatwia pracy.

sklepy praca

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 442 (518)

#60891

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może ktoś będzie w stanie nam pomóc, z rodziną nie mamy zielonego pojęcia co robić.

Mieszkam w starej, przedwojennej kamienicy. Od x lat na drugim piętrze (ja mieszkam na trzecim), mieszka rodzina. Starsza kobieta, potocznie nazywana w bloku Kociarą wraz ze swoją córką, kiedyś żył z nimi syn (teraz zniknął i nie wiem co się z nim dzieje).

Cały problem w tym, że trzymają stado kotów. Do kotów nie mam nic, uwielbiam zwierzaki i urabiam Lubego by kiedyś kota, prócz psa posiadać. Tylko Kociara trzyma całe stado i w tak masakrycznych warunkach, że wydobywa się z tego mieszkania taki fetor, że wszystkim obiad sprzed tygodnia podchodzi do gardła. Jako że mieszkamy nad nią, to wszystkie zapachy wpadają nam do mieszkania (oczywiście z tymi z klatki, kiedy tylko potrzeba gdzieś wyjść).

Teraz jest lato, zdarzają się bardzo wysokie temperatury, nie da się okna otworzyć, bo fetor jest tak porażający.

Nie tylko my narzekamy na wspaniałe aromaty jakie zapewnia nam Kociara. Mieszkańcy nie raz grupowo pisali i wysyłali do administracji listy i petycje, by coś z tym zrobić, no bo żyć się nie da. Przysłali kogoś raz, drugi i sobie darowali, bo kociara łatwo sobie poradziła. Nie otwiera drzwi i udaje, że jej nie ma - a muszę podkreślić, że jest tak stara schorowana, że najdalej gdzie wychodzi to pół piętra klatki, żeby na ulicę popatrzeć.

Ostatnio moja mama minęła córkę Kociary na klatce i spytała czy mogliby coś z tym smrodem zrobić. A ona tylko stwierdziła, że nie wie o co chodzi i poszła do siebie na górę.

Jak sobie z nimi poradzić? Ktoś ma jakieś pomysły... Bo mi i rodzicom już ręce opadają...

sąsiedzi

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 336 (412)

1