Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Sayagames

Zamieszcza historie od: 11 lipca 2014 - 20:39
Ostatnio: 29 września 2016 - 23:58
  • Historii na głównej: 4 z 8
  • Punktów za historie: 1256
  • Komentarzy: 23
  • Punktów za komentarze: 124
 

#66280

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Udostępniłam dzisiaj na jednym ze znanych portali z ogłoszeniami lokalnymi, swoje ogłoszenie na temat korepetycji z biologii.

Jestem przerażona. Po 20 min od jego publikacji na owym portalu otrzymałam smsa... Nie, nie na temat korepetycji, ale różnych czynności seksualnych.
Nie wiem kim trzeba być, żeby przeglądać ogłoszenia korepetytorów i wypisywać do obcych kobiet takie smsy.

Na razie ustaliłam z chłopakiem, że będzie mnie odwoził na pierwsze lekcje, w razie gdyby... Ostrożności przecież nigdy za wiele.

uslugi korepetycje

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (267)

#75325

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zbyt długo w moim życiu planował spokój, więc należało wyrównać równowagę w przyrodzie.

Jakiś czas temu zostałam szumnie mianowana „koordynatorem szaf i produktów kolorowych”, więc cała moja praca skupia właśnie koło wystaw z kosmetykami do makijażu. Dokładałam rano towar, co jakiś czas zaczepiając nielicznych jeszcze klientów pytaniem „czy mogę w czymś pomóc?”.

Nadeszła ona. Weszła na salę sprzedaży, kulturalnie ją przywitałam, a kiedy skupiła się na jednej z wystaw podeszłam, by zapytać, czy nie potrzebuje pomocy. Odmówiła, wróciłam do swoich zajęć. Po jakimś czasie jednak podeszła do mnie pytając o specyficzny rodzaj tuszu do rzęs. Odpowiedziałam klientce, że owszem, posiadamy taki w ofercie i podeszłam z nią, aby zaprezentować kilka propozycji. Kiedy pokazywałam jej jeden z tuszy, wzięła pełnowartościowy produkt z półki i otworzyła go, co więcej, zaczęła go „pompować” (dla niewtajemniczonych – to znaczy, że wyciąga się szczoteczkę i chowa, w taki sposób, że pompuje się do niego powietrze, co jest szkodliwe dla produktu). A oto rozmowa, która wywiązała się między mną a [K]lientką.

[S]: Proszę pani, tutaj mamy tester, może pani z niego skorzystać.
[K]: Ale ja chcę sprawdzić konsystencję.
[S]: Oczywiście, rozumiem, ale w tej chwili wtłacza pani do niego powietrze, co uszkadza produkt. Potem kupi go inna klientka i wróci do mnie z reklamacją, że sprzedaję wadliwy towar.
[K]: Proszę sobie darować, pani jest nieuprzejma! Ja nie przychodzę tutaj i nie pytam o poradę, żeby mnie tu pouczano! Pani jest niekulturalna!

I odeszła, w końcu nie wzięła tego tuszu, a słyszałam, jak na moje podłe zachowanie pomstowała jeszcze koleżance przy kasie.
Zdaję sobie sprawę, że tester to nie to samo co świeżo otwarty produkt, ale ja staram się, aby wszystkie moje testery były w dobrym stanie.
Kto był piekielny tutaj, pozostawiam Wam do oceny, drodzy Piekielni.



PS Na deser, wychodząc z pracy i mijając jakąś parę usłyszałam „głupia k***a, obyś zdechła!” tylko dlatego, że zadzwoniłam raz dzwonkiem rowerowym, bo nie mogłam przejechać… Ten dzień mnie zdecydowanie pokonał.

Jestem uprawniona do poruszania się w tym miejscu po chodniku, ponieważ są spełnione jednocześnie trzy warunki: chodnik ma 3 metry szerokości po każdej stronie ulicy, ruch na jezdni jest dozwolony z prędkością ponad 50 km/h (jedna z głównych ulic Warszawy, 2 pasy w każdą stronę), brakuje oddzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla nich przeznaczonego.
Przyznaję,dzwonek mogłam sobie darować.

sklepy

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (226)
zarchiwizowany

#72086

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie długo.
Słowem wstępu – zachciało mi się butów.

Chodząc po centrum handlowym z lubym, trafiliśmy na sklepu z obuwiem, gdzie znalazłam jedyny model Air Max, który mi się kiedykolwiek spodobał (po prostu nie mój styl). No ale luby namawia, sprzedawca namawia, pensja na koncie i do tego promocja. No jako prawdziwa kobieta nie mogłam się nie skusić. Po zakupie założyłam buty 3 razy w domu, żeby je trochę rozchodzić, ale z racji niesprzyjającej pory buty trafiły do szafy i tam miesiąc leżały. Nadeszły nieco ładniejsze dni więc i buty wyciągnęłam z szafy. Pocieszyłam się nimi dwa dni i to tylko w drodze do i z pracy, gdy trzeciego poranka odkryłam okropne pęknięcie w materiale, które na pewno nie było z mojej winy.

Wzięłam buty z paragonem i oryginalnym opakowaniem, oraz lubego i powędrowaliśmy do salonu. Tu się jeszcze problemy nie pojawiły. Po tygodniu dostałam smsa, że reklamacja została rozpatrzona pozytywnie i zapraszają do salonu gdzie będę mogła odebrać buty lub gotówkę. I tu się zaczynają schody.
Wchodzimy razem z przyjaciółką do sklepu, przedstawiam sytuacje i podaje wszystkie papierki. Sprzedawca zabrał je do komputera, a my oglądamy wystawę.

Rozmawiam z przyjaciółką, ona nagle robi dziwną minę i mówi:
[P]: Saya? – i wskazuje mi coś brodą za mną
Odwracam się i aż podskoczyłam bo sprzedawca stał dosłownie 5cm za moimi plecami i wpatrywał się we mnie
[S]: Aha, Saya, no to już wiem (muszę zaznaczyć, że nie lubię kiedy ktoś kogo nie znam mówi do mnie po imieniu, ale przełknęłam to bo ciągle czasami brak mi pewności siebie). Nie mamy tych butów na stanie, więc możesz sobie wybrać coś z kolekcji za taką samą kwotę.
[J]: Nie, dziękuję PANU, wole takie jakie oddałam do reklamacji.
[S]: No to możemy zamówić, ale to sobie będziesz czekała do nie wiem kiedy.
Tak, dokładnie tak do mnie powiedział sprzedawca.
[J]: W takim razie poproszę o zamówienie, poczekam.

Podeszłam do lady i podaje wszystkie dane, na koniec upewniając się, że przy odbieraniu butów nie zdziwię się, że będę musiała zapłacić. Zabrałam potwierdzenie zamówienie, upewniłam się, że to wszystko i pożegnałyśmy się.

Znowu po tygodniu sms, są do odbioru, proszę przyjść i zabrać.
No znowu z lubym pakujemy się do samochodu i jedziemy. W sklepie podaję wszystkie papiery, pan przynosi buty, oglądam je z każdej strony i potwierdzam, że je zabieram.
[S2]: XXX złoty YY groszy poproszę
[J]: Słucham? Przecież to są buty wymieniane na podstawie reklamacji – i podaje wszystkie papiery związane z moją reklamacją.
[S2]: Aha, ale ja tu nic nie mam – i dalej szuka w systemie – otrzymała pani bon?
[J]: Nie, żadnego bonu nie otrzymałam. Sprzedawca który wypełniał zamówienie mówił, że wszystko jest w porządku i nic nie otrzymałam oprócz tego potwierdzenia.
[S2]: Bo tu jest wpisane, że otrzymała pani bon. Pani przyjdzie w sobotę jak będzie kierownik, bo ja nie mam uprawnień, żeby to odkręcić.

Wcześnie rano kiedy jeszcze spałam, dzwonił do mnie telefon ze sklepu, ale spałam. Potem nie oddzwoniłam bo i tak jechaliśmy tam z chłopakiem na zakupy.

Wchodzimy do salony, przedstawiam sprawę kierownikowi
[K]: Ja się kontaktowałem z panią, ale nikt nie odbierał, proszę przyjść w poniedziałek, bo centrala zamknięta a to oni muszą to odkręcić.
Tu już mi się cierpliwość kończyła, ale i tak musieliśmy przyjechać, więc odebranie telefonu nic by nie zmieniło.

W tygodniu nie miałam czasu, bo miałam same całodniowe zmiany w pracy, więc pojechaliśmy w sobotę – zamknięte coś robią w środku. Następnego dnia znowu przyjeżdżam, już otwarte i nawet jest kierownik.
[J]: Dzień dobry, udało się coś z tą moją reklamacją?
{K}: Tak, tak. Poproszę dokumenty z reklamacji.
Zeskanował, poszedł na zaplecze, wyszedł gdzieś jeszcze i wrócił w końcu.
[K]: Musze pani oddać pieniądze, ponieważ mieliśmy zalanie sklepu i część towaru poszła w straty.
Wzięłam pieniądze, wyszłam wkurzona jak osa – cały miesiąc ganiania na darmo.

Koniec? Jeszcze nie. Szukałam w internecie takich samych butów i podobnej cenie i znalazłam w e-sklepie tej sieci, jeszcze 10zł taniej. Dobra ostatnia szansa dla nich, biorę.
Zamówienie poszło, jako sposób dostawy wybrałam kuriera, żeby już nie ganiać, opłata za pobraniem.

Następnego dnia, przyjechał kurier, ale ja byłam w pracy i nie spodziewałam się go tak szybko, więc nie zostawiłam pieniędzy w domu. Tata poprosił kuriera, żeby przyjechał ponownie następnego dnia, bo na pewno paczka będzie odebrana i wziął do niego numer. W pracy nie mogłam rozmawiać, a kończyłam bardzo późno, więc następnego dnia z samego rano telefon do pana kuriera – nie odbiera. Później znowu – znowu brak odpowiedzi. Postanowiłam sprawdzić na stronie DPD gdzie jest moja paczka i wściekłam się niemiłosiernie –rezygnacja klienta z paczki, poszła dnia poprzedniego o 20 na zwrot.

Dzwonimy do DPD, żeby to odkręcić. Nie będę przytaczać rozmowy z konsultantem, ważne jest tyle, że był nie miły, krzyczał na mnie i jedyne czego się dowiedziałam to, że mogę się pocałować tam gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, a jak chce składać skargi to mogę im naskoczyć.

Na szczęście po kontakcie z e-sklepem, pani konsultantka (już miła) wszystko odkręciła, przeprosiła 3 razy za firmę kurierska i buty w końcu są. Kurtyna.

buty zakupy kurierzy

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (33)
zarchiwizowany

#67948

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Praca z ludźmi wiąże się z wieloma różnymi sytuacjami. Przyjemnymi i tymi mniej również.

Pracuję sobie wczoraj grzecznie jak co dzień. Nóżką ze znudzeniem pukam w kasę, bo ludzi na sklepie wcale - godzina późna - a wszystko zrobione.
Nagle drzwi się otwierają i do sklepu wchodzi klientka – starsza pani [SP]. Uprzedzeń do starszych nie mam, bardzo lubię te leciwe klientki, którym mogę doradzić a potem wdzięczne i zadowolone wracają i chwalą sobie moją pomoc.
Także witam klientkę miłym „dzień dobry” wraz z uśmiechem. I siedzę sobie dalej, klientka buszuje po sklepie, podpytuje moja koleżankę o jakieś rzeczy.

W końcu SP podchodzi do kasy, gdzie zadaje jej sakramentalne „czy zapakować pani zakupy do reklamówki?”. No i SP zaczyna mnie dopytywać czy nie mam mocniejszych reklamówek, bo się przeprowadza i są jej potrzebne. Odpowiadam, że mam takie mocniejsze promocyjne i w nie mogę zapakować, albo dać płatne duże i mocne reklamówki.

[SP]: No ale nie może mi pani dać tych dużych reklamówek.
[J]a: Oczywiście, że mogę ale musi pani za nie zapłacić, ponieważ są większe i mocniejsze niż nasze zwykłe.
[SP]: No dobrze to Pani da mi te 4 płatne i zapakuje jedna w drugą. I tych promocyjnych trochę.
Myślę sobie no dobrze, dam jej kilka, przeprowadza się a ja znam ten ból. Grzecznie pakuję, więc te nieszczęsne zakupy w duże siatki i zapakowałam jeszcze 3 czy 4 te promocyjne małe.
[SP]: No to takich dużych zakupów tylko?! – oburzona zwróciła mi uwagę.
[J]: Nie mogę pani dać kilkunastu tych siatek, musi być również dla innych naszych klientów – dla świętego spokoju dorzuciłam jeszcze dwie. – Płaci pani XXX złoty YY groszy.
[SP]: A gratis?!
[J]: Słucham? W tej ofercie którą pan zakupiła nie ma żadnych gratisów w tej chwili.
[SP]: No ale do takich zakupów?!
Już trochę zdenerwowana, bo klientka w postawie roszczeniowej i przyjemna jak ból zęba, ale nic nie pokazuję uśmiech ciągle na moich ustach. Podumałam chwilę i myślę, mamy w zniszczonym opakowaniu urządzenie Veet do depilacji, które w normalnej sytuacji kosztuje ok. 80zł, ale z racji uszkodzonego opakowania miałyśmy do sprzedaży za 1 grosz. Poza tym zawartość pudełka kompletna. Podreptałam do drugiej kasy i przyniosłam to nieszczęsne urządzenie.
[J]: W takim razie mogę zaproponować pani takie urządzenie za 1 grosik do pani zakupów.
[SP]:No ale kompletnego to pani nie ma?!
[J] już mocno zdenerwowana: Chce pani gratis, więc oferuję pani kompletne urządzenie za jeden grosz z racji uszkodzonego opakowania, normalnie kosztujące 80zł. Jeśli chce pani w nieuszkodzonym pudełku mogę przynieść z półki. Mam liczyć czy iść po te z półki?
[SP]: No niech już będzie.
Policzyłam, dałam paragon, podziękowałam i zaprosiłam ponownie. I zajęłam się porządkowaniem kasy. SP jeszcze robiła coś z tymi zakupami przy moim stanowisku i coś tam fukała, po czym wyszła obrażona.

Na koniec, już parę minut po tej sytuacji podchodzi do mnie [K]oleżanka.
[K]: Ja wiem, że Ci się nóż w kieszeni otwiera na takich klientów. Mnie również, ale musimy być miłe.
[J]: Przecież byłam do samego końca.
[K] ze śmiechem: Wiem, widziałam. Czekałam kiedy pękniesz.

sklepy drogerie zakupy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (27)

#67411

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z doświadczeń kasjera-sprzedawcy w pewnej znanej sieci sklepów drogeryjnych.

Zacznę od tego, że uwielbiam swoją pracę. Mimo, że w życiu prywatnym jestem dość zamknięta w sobie i wolę książkę i herbatkę niż całonocną imprezę, to kontakt z klientami uwielbiam, lubię doradzać lub podpytać o doświadczenia z takim czy innym produktem.

Jednak są tacy klienci przy których witki mi opadają.

1. [P]ani po 50, obserwuję od dłuższej chwili, nie chcę być nachalna. W końcu decyduję się podejść i zaproponować swoją pomoc. Z szerokim uśmiechem na ustach pytam „Czy mogę pani jakoś pomóc?”. Kobieta chętnie się zgadza i informuje mnie, iż szuka prezentu dla synowej w postaci tuszu do rzęs, najlepiej takiego dwustronnego, żeby nie był taki zwykły. Przed moim podejściem owa klientka otworzyła już kilka tuszy z jednej serii, które były na wystawie (brała z półki, otwierała, podumała chwilę i odkładała, brała następny). Nie jest to dobre dla tuszu oczywiście. Szybciej wysycha, kruszy się i „szczęśliwa” nabywczyni takiego produktu, jest zwyczajnie niezadowolona.

Żeby uniknąć takich sytuacji mamy na sklepie testery. Niestety tester nie zainteresował owej klientki. Przedstawiłam oprócz jednego, na który już zwróciła uwagę, również produkt z innej firmy i serii (w podobnej cenie – zawsze staram się nie przekraczać progu w jakim klient szuka). Wręczam pani tester, ale zwyczajnie go zignorowała i otworzyła pełnowartościowy produkt z półki. No i zaczęła swoje otwieranie wszystkich dostępnych tuszy na półce, z serii którą wskazałam, na przemian z resztą z serii, którą wcześniej oglądała. Oczywiście też całkowicie nowe, te których nie zdążyła otworzyć. Zaciskam zęby i delikatnie mówię „są dostępne testery”. Klientka olewa informacje i kontynuuje. W końcu stwierdza „ja chyba wezmę ten pierwszy”. Ciągle z uśmiechem, mówię że oczywiście i że mam nadzieję, że moja pomoc była przydatna. Zadowolona klientka stwierdza, że oczywiście, tylko chciałaby ten tusz, ale nieotwierany. Ja karpik i zerkam na moją [K]oleżankę co robić (byłam nowa na sklepie).

[K]: Są dostępne tylko te tusze, które są na wystawie.
[P]: Ale jak to!? Przecież one są otwierane, ja chcę nowy, to prezent dla synowej!
[K]: Przykro mi, otworzyła Pani wszystkie tusze na półce, więc nie mamy już innych.
Obrażona klientka wyszła ze sklepu bez prezentu.

2. Starsza [P]ani prosi mnie o pomoc. Podążam za nią na dział z papierami toaletowymi.

[P]: Proszę pani ja zawsze kupowałam taki papier 3-warstwowy. Zwykły, bez żadnych zapachów.
[J]a: Oczywiście, tutaj taki jest – wskazuję na opakowanie z 12 rolkami.
[P]: Tak, ale w tym opakowaniu było 8 rolek i ja taki chcę.
[J]: W takim razie szuka pani tego papieru – wskazuję inne opakowanie.
[P]: Ale on jest rumiankowy, a ja nie chcę!
[J]: Proszę pani on nie jest rumiankowy. – biorę opakowanie w ręce i czytam na opakowaniu, żeby na pewno nie wprowadzić klientki w błąd.
[P]: Skąd pani wie?
[J]: Ponieważ jest napisane, o tutaj – wskazuję i czytam na głos napis z opakowania.
[P]: Ale on ma rumianek na opakowaniu, dlaczego!?
[J]: Nie wiem proszę pani, nie ja decyduję jaką grafikę producent umieszcza na opakowaniu.

Pani papieru nie wzięła. I wyszła obrażona ze sklepu, bo był rumianek na opakowaniu. Może nie jest to bardzo piekielne, ale na pewno nie ułatwia pracy.

sklepy praca

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 442 (518)

#60891

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może ktoś będzie w stanie nam pomóc, z rodziną nie mamy zielonego pojęcia co robić.

Mieszkam w starej, przedwojennej kamienicy. Od x lat na drugim piętrze (ja mieszkam na trzecim), mieszka rodzina. Starsza kobieta, potocznie nazywana w bloku Kociarą wraz ze swoją córką, kiedyś żył z nimi syn (teraz zniknął i nie wiem co się z nim dzieje).

Cały problem w tym, że trzymają stado kotów. Do kotów nie mam nic, uwielbiam zwierzaki i urabiam Lubego by kiedyś kota, prócz psa posiadać. Tylko Kociara trzyma całe stado i w tak masakrycznych warunkach, że wydobywa się z tego mieszkania taki fetor, że wszystkim obiad sprzed tygodnia podchodzi do gardła. Jako że mieszkamy nad nią, to wszystkie zapachy wpadają nam do mieszkania (oczywiście z tymi z klatki, kiedy tylko potrzeba gdzieś wyjść).

Teraz jest lato, zdarzają się bardzo wysokie temperatury, nie da się okna otworzyć, bo fetor jest tak porażający.

Nie tylko my narzekamy na wspaniałe aromaty jakie zapewnia nam Kociara. Mieszkańcy nie raz grupowo pisali i wysyłali do administracji listy i petycje, by coś z tym zrobić, no bo żyć się nie da. Przysłali kogoś raz, drugi i sobie darowali, bo kociara łatwo sobie poradziła. Nie otwiera drzwi i udaje, że jej nie ma - a muszę podkreślić, że jest tak stara schorowana, że najdalej gdzie wychodzi to pół piętra klatki, żeby na ulicę popatrzeć.

Ostatnio moja mama minęła córkę Kociary na klatce i spytała czy mogliby coś z tym smrodem zrobić. A ona tylko stwierdziła, że nie wie o co chodzi i poszła do siebie na górę.

Jak sobie z nimi poradzić? Ktoś ma jakieś pomysły... Bo mi i rodzicom już ręce opadają...

sąsiedzi

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 336 (412)
zarchiwizowany

#61056

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dla odmiany dzisiaj o tym, że nawet nasza służba zdrowia nie zawsze jest piekielna.

Tak się stało mój tata złamał ostatnio nogę. Tak pechowo, że w kostce i do tego poszły więzadła - 9 śrub i 2 blachy.
Wiadomo, konieczna operacja. Jak sam tata twierdzi to najprzyjemniejsze wspomnienie ze szpitala. Pani anestezjolog bardzo miła, dała zastrzyk na rozluźnienie i potem narkoza. Miał też blokade w kręgosłupie, więc zadbali. Pod koniec operacji zaczął źle reagować to od razu wybudziła i dała rozluźniający "na drugą nóżkę", to od razu mu się wesoło zrobiło, śpiewać mu się zachciało :)

Już po wyjściu ze szpitala, ze zmianami opatrunków problemu nie ma, panie pielęgniarki bardzo profesjonalne, a przy tym wesołe babeczki. Przy zmianie gipsu na lżejszy, pani pielęgniarka była nawet tak miła, że umyła tacie noge -była wtedy ponad dwa tygodnie w gipsie i wiadomo, że brudna - a nie musiała tego robić.

Lekarz taty młody, świetny człowiek, spokojnie można się z nim dogadać. Jedna z ran gorzej się goiła, sprawdził czy wszystko dobrze.

Także wierzę, że mimo wszystko pracują w polskiej służbie zdrowia ludzie z powołaniem, którzy dbają o pacjenta.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -17 (21)
zarchiwizowany

#60845

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj o piekielności polskiego prawa.

Jestem młodą dziewczyną, mam zaledwie 18 lat. Mój Tata to bardzo porządny facet, zawsze mogłam z nim porozmawiać i moim zdaniem w swojej roli spełnia się znakomicie do tej pory.

Jednak Tato jest rozwodnikiem. Rozstał się ze swoją pierwszą żoną, a trochę później poznał moją Mamę, z którego to związku wzięłam się ja.

Tato ze swoją pierwszą żoną, dajmy na to Teresą, spotykał się przed ślubem długo, bo cztery lata bodajże. Zwykła znajomość, kobieta wydawała się pożądna. Piekło zaczęło się zaraz następnegodnia po ślubie. Tereska zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i stała się kompletnie inną osobą. Zacznijmy od tego, że była ona i jest nadal osobą bezrobotną. Dlaczego? Nie, nie dlatego, że nie mogła znaleźć pracy, tylko dlatego że kiedy już jakąś znalazła, za chwilę z niej wylatywała, za spóźnianie się, nieprzychodzenie i zwyczajne nieróbstwo. Muszę powiedzieć, że mój tata ciężko pracował, często też na całe weekendy. Co zastawał w domu, kiedy zmęczony wracał? Pijaną Tereskę i jej towarzystwo, przepijających jego pieniądze, a w domu totalny syf.

Nie wiem ile dokładnie owy związek trwał, ale w końcu się rozwiedli.

Po kilku miesiącach Tata dowiedział się, żejest ojcem trzymiesięcznego dziecka (nawet nie jest pewien czy to jego dziecko). Polskie prawo skonstruowane jest tak, że ojciec ma dwa tygodnie (!) na udowodnienie tego, że nie jest to jego dziecko, a później nie ważne, musi na nie płacić. Nawet jeśli po tym czasie udowodni, że nie jest ojcem musi płacić.

Kilka lat temu moja siostra, nazwijmy ją Agata, powiedziała że nie chce widywać się z moim Tatą. Tak więc kontakt się urwał. Ja siostrę widziałam dwa razy w życiu.

Tato zawsze wywiązywał się i ma na to wszystkie potwierdzenia, wczesniej przekazów na poczcie, a później przelewów. Ale wystarczy, że Tereska pójdzie do komornika i powie, że Tato się nie wywiązuje i Pan Komornik na rzecz uciśniej samotnej matki, natychmiast zajmuje pensje, by odzyskać kwotę. Bez żadnej sprawy w sądzie. Sprawa odbywa się dopiero później, po tym jak Pan Komornik zabierze już dużo pieniędzy, które się ani Teresce, ani jemu nie należą.

Takich sytuacji było już kilka. Teraz moja siostra (sic!) jest już pełnoletnia. I teraz ona naciąga mojego Tatę na pieniądze, mimo że dostaje co miesiąc alimenty.

Na razie rozwiązania sprawy brak, pieniędzy nie ma i Tato jest regularnie okradany. Tato powiedział, że ma tylko jedną córkę...

I powiem Wam szczerze, nie wiem co jest bardziej piekielne. Tereska z Agatą regulanie okradające mojego Tate, czy Polskie prawo pozwalające na okradanie niewinnych obywateli.

abusurdy_polskiego_prawa

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (34)

1