Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Skarpetka

Zamieszcza historie od: 3 stycznia 2012 - 0:23
Ostatnio: 12 grudnia 2017 - 19:43
O sobie:

Na Piekielnych lubię się... odstresować :)

  • Historii na głównej: 83 z 87
  • Punktów za historie: 38049
  • Komentarzy: 340
  • Punktów za komentarze: 2978
 
zarchiwizowany

#79664

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Urząd pracy z innej strony.

Aktualnie w firime prowadzonych jest sporo rekrtacji. Na trzy stanowiska "uruchomiliśmy" współpracę z Urzędem Pracy - szukamy tam stażystów.

Bardzo dokładnie opisaliśmy stanowiska i to, co taka osoba już powinna umieć (bo uczymy, ale bez przesady, obsługa komputera czy proste formuły w excellu na studiach/po nich to nie jest wymaganie z kosmosu) oraz jedno obostrzenie: szukamy osoby względnie młodej, tak do 30-tki, bo i firma młoda (zarząd ma ~40 lat, średnia wieku załogi to jakieś 28).

Wtopa numero uno: profil naszej firmy jest za nowoczesny, żeby wpasować się w szablony UP - więc praca "w internecie" została zakwalifikowana jako ogólna "Praca biurowa". Trochę jakby pracą biurową nazwano pracę admina Piekielnych ;)

Wtopa numero dos: Mimo że w papierkach do UP musieliśmy wpisać dokładnie wszystko - dział, nazwę, opiekuna, kontakty, plan stażu, czego się osoba nauczy, co musi umieć itp. - to najwyraźniej na strony i ogłoszenia UP wpadają tylko info podstawowe: staż, praca biurowa. Zamiast osób, dla których warunki opisaliśmy w ogłoszeniach (studenci/po studiach o danym zakresie, które potrafią w komputer i mają minimum wiedzy na temat tego, jak internet działa) zgłaszała się masa, dosłownie masa pań startujących domyślnie na stanowisko sekretarki, asystentki prezesa, archiwistki, recepcjonistki itp. Trochę panów także, ale głównie kobiety. Ze wszystkimi trzeba było porozmawiać - telefon się urywał, niektórzy po prostu pojawiali się w drzwiach "bo dostali karteczkę z adresem w UP". O obowiązkach na tych stanowiskach te osoby nie słyszały ani słowa, często były mocno na bakier czy z komputerem, czy z programami powyżej Worda. Nasza dziewczyna od HR mało nie dostała kota.

Wtopa trzecia: wyraźnie zaznaczyliśmy mniej-więcej wiek kandydatów. Tu chodziło nam wyłącznie o samopoczucie i zespołu, i samego stażysty: jak wspomniałam firma z bardzo młodymi pracownikami, bo i taka branża, więc też młodych osób szukamy - by czuły się dobrze i nie było dyskomfortu, gdy np. chłopak rok po studiach usiłuje szkolić 50-latka. Gdy już naprostowaliśmy sprawę z "pracą biurową", zaczęli nam z UP wysyłać ludzi już wiedzących, co to za stanowisko. Ale za to wszyscy 45+, z czego połowa nie wiedziała, co to jest Google Docs albo jak zsumować cyfry w tabelce Excella. Ostatnio był pan z rocznika 1957.

Co nam pozostaje? Chyba rezygnacja z UP i szukanie nie stażysty do wyszkolenia, a jużdoświadczonego pracownika.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 11 (37)
zarchiwizowany

#77809

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Taka sytuacja: mąż poleciał w delegację hen, za granicę. W obie strony leciał z przesiadką we Frankfurcie. I w obie strony wiózł swoją zapalniczkę Zippo w specjalnym kolorowym futerale.

Na Okęciu przeszła kontrolę razem z laptopem i portfelem. We Frankfurcie również. W drodze powrotnej w Dublinie tak samo - zero problemów. Ale podczas kolejnego przelotu przez Franfurt ochrona uznała, że jednak tym razem nie - i zapalniczkę zabrali. Dlaczego? "It's not allowed". Mąż protestował, bo jakoś poprzednie trzy razy (i przy poprzedniej delegacji dwa) dozwolone było, ale przyszli kolejni ochroniarze i uznali, że kolega ma rację. Może pan sobie składać skargę, zachęcamy, ale za 15 minut ma pan odlot, więc nie polecamy. Mąż poszedł bez zapalniczki, bo jednak do kraju wrócić trzeba.

Cóż, pewnie spodobała się ochroniarzowi -_-'

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 29 (175)
zarchiwizowany

#73528

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niedzielne popołudnie, jadę do pracy autobusem. Usiadłam od okna, wyciągnęłam książkę, plecak położyłam na siedzeniu obok. Zanim mnie zlinczujecie - autobus w większości pusty, a jeśli już ktoś zamarzy o miejscu obok mnie, to przecież ten plecak zabiorę.

Minęło kilka przystanków, ludzie zaczęli wsiadać. W pewnym momencie podchodzi kobieta i bez słowa siada - na moim plecaku. Naprawdę, nie stanęła nade mną, nie powiedziała "proszę zabrać" czy cokolwiek, z marszu idzie-siada, jakby nic na fotelu nie leżało.

Nawiązał się między nami dialog następujący:

- Przepraszam, usiadła pani na moim plecaku...
- Tak
- Dlaczego?
- Bo leżał.
- ...proszę wstać, to go zabiorę.

Wstała, zabrałam (akurat w środku tylko bluza i portfel, nic do uszkodzenia), kobieta usiadła, odzywa się do mnie:

- Następnym razem pamięta pani, że na fotelu się nic nie kładzie. Fotel od siedzenia jest.

Cóż, rację poniekąd miała, nie ma sensu się kłócić. Wysiadła jakieś 4 przystanki później. Miejsca wolne nadal były.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 46 (164)
zarchiwizowany

#71055

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przed chwilą poznałam swoją koleżankę z piętra o wiele bliżej, niż kiedykolwiek planowałam.

Dlatego apeluję: koleżanki drogie. Gdy idziecie do toalety, zamykajcie drzwi (na zasuwkę czy zapadkę). Nawet gdy "chciałyście tylko tak błyskawicznie zmienić tampon, bo spotkanie". Pozycja, w której to robicie, na ogół pozwala poznać waszą anatomię dość dokładnie.

Urgh.

PS., małe wyjaśnienie, bo to troszkę widzę kontrowersyjne - drzwi w naszych toaletach otwierają się w obie strony po popchnięciu, nie mają klamek. Można je zablokować tylko zamkiem (wtedy pojawia się czerwone kółeczko widoczne od zewnątrz). Kabin jest sześć, skierowałam się do pierwszej z brzegu widocznej jako wolna. Nie szarpałam za klamkę na chama :P

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 51 (111)

1