Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tarija

Zamieszcza historie od: 2 października 2011 - 12:48
Ostatnio: 30 marca 2018 - 20:14
O sobie:

https://www.youtube.com/watch?v=vCXsRoyFRQE&list=RDMMQ_F0Z8qn8SA&index=31

  • Historii na głównej: 69 z 115
  • Punktów za historie: 81403
  • Komentarzy: 677
  • Punktów za komentarze: 6821
 

#38236

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Działo się to wcale tak nie dawno temu.

Tarija pracowała jako kelnerka w dość prestiżowym miejscu, obsługującym imprezy rządowe, wydarzenia "medialne" itp. Nauczono mnie tam wiele - jak dobierać ser i wina, jak ścinać szyjkę szampana, jak nosić obcasy, jak je nosić na złamanym paluchu, jak pracować 36 godzin bez przerwy, jak kraść, jak spać na betonowej wylewce za głośnikiem "koncertowym" w temperaturze -5, jak bić się z żulami o wóz z zapatrzeniem, i - najważniejsze - że chamstwo nie zależy od pieniędzy ani wykształcenia.
Istotne - byłam tam jedyną dziewczyną, i obsługiwałam tylko imprezy bez serwisu - czyli takie gdzie jedzenie można sobie samemu wziąć z bufetu, a obsługa nosi tylko alkohole, albo i to nie. Ew. imprezy gdzie goście stali, a kelnerzy krążyli z tacami.

"Sytuacyja" pierwsza. Posiadaliśmy markowe herbaty eksponowane na bufecie w ozdobnym drewnianym pudełeczku. To że czasem ktoś zabierał po parę torebek do kieszeni to w sumie norma, ale na przyjęciu dla pracowników największego warszawskiego uniwersytetu zginęło też pudełko. Brawo profesura!

Numer drugi: Tarija roznosi napitki na tacy. (Miejsce: multikino, premiera polskiego filmu, gwiazd tyle co okruchów w mojej klawiaturze, żadnej nie znam). Pan "Alternatywny Reżyseż" chce zgasić papierosa. Nie wie gdzie. O, najlepiej wrzucić do niesionych właśnie drinków. Już nie mówiąc o tym że zakaz palenia obowiązuje w całym budynku. Choć w sumie, na innej podobnej imprezie jakiś celebryta zgasił papierosa kelnerowi na mankiecie.

Trzy: Bal telewizji z niebieskim kółkiem. Znany showman, pijany jak ruski niedźwiedź, wdrapał się na najwyższe piętro budynku, gdzie rozstawiono kanapy dla gości. Położył się na ziemi i kazał się zanieść na kanapę. Zignorowany, postanowił dobrać się Tariji do majtek. Gdy cel przemieścił się w innym kierunku wyraził swoją złość na zaistniałą sytuację telefonem do kogoś "Bo stuuu bo... tuuuu... tak urfa... kurtfaaa... jedna...." Po czym zwymiotował do podgrzewacza z ryżem.

Cztery: Bal giełdziarzy. Młody, piękny, pachnący człowiek sukcesu podbija do Tariji.
- Pójdzie pani ze mną do wc za 6 tys złotych?
- Nie.
- Nie umiesz robić interesów. To dlatego zasuwasz z brudnymi garami, ha!

Pięć: Partia polityczna obchodzi rocznicę założenia - Jakiś zupełnie Tariji nieznany człowiek uporczywie za nią łazi i nagabuje, w miarę upływu czasu coraz bardziej zawiany. Tarija wypróbowała już wszelkie dostępne metody na spławienie gościa. Nie działają. Pozostało ignorowanie i w stu procentach profesjonalne zachowanie, ale zmiana długa i nerwy puściły w końcu o 4 rano.
- Czy tyyy wiesz... kim jaaaa jeeestem?
- A pan wie kto ja jestem?
- Tyy to jesteś służba. K-k-kelnerka.
- A nie prostytutka. Zan pan różnicę?

Sześć: Impreza firmy kosmetycznej. Na imprezie same prawie kobiety, w obsłudze sami prawie faceci i to młodzi - drzwi od łazienek się nawet zamykać nie zdążyły. Tarija myślała że będzie spokój - nie. Około północy uwaliła się na niej koszmarnie wyperfumowana kobitka - lubię kobiety w mundurkach, masz tam coś fajnego pod spodem? - zagaiła.

Siedem: Ile czasu musi trwać impreza partii prawicowej, zanim ktoś nie zrzyga się na stół z przepicia? 5 minut. Panowie przybyli już zawiani.

Osiem: Impreza banku. Pani dyrektor po paru głębszych postanowiła przelać sobie czekoladę ze specjalnej fontanny do torebki. Zległa w kałuży płynnego kakao.

Dziewięć: Już nie pamiętam kto, chyba giełdziarze: kilku panów zostało przez obsługę przyłapanych na pluciu do podgrzewaczy z jedzeniem.

Dziesięć: Dwie celebrytki znane z tego że są znane postanowiły ukraść... krzesło. Bo na pamiątkę.

Jedenaście: Kompletnie nagi facet odkryty przy sprzątaniu stołów, zwinięty pod bufetem. Po obudzeniu wstał i wyszedł bez słowa. Razem z moim zdrowiem psychicznym.

Dwanaście: Młody muzyk rzuca kieliszkami przez okno w przechodniów. Kieliszki usunięto z zasięgu - usiadł i się rozpłakał.

Trzynaście: Żona polityka zabiera ze sobą połowę kwiatów z dekoracji stołów. Bo ładne.

Witajcie w wielkim świecie.

Śmietanka towarzyska

Skomentuj (75) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1236 (1428)

#37915

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W wieku około przedszkolnym złapałam jakiegoś wirusa. Z resztą nie tylko ja. Draństwo było dość zaraźliwe, i bardzo dużo dzieciaków je podłapało.

Generalnie objawy przypominały wypicie butli syropu z wymiotnicy. Cokolwiek by się nie zjadło, nie wypiło, nawet łyżka wody, wracały natychmiast. Dzieciaki wymiotowały nawet będąc na czczo.

Jako, że przychodnia dziecięca zamieniła się w malowniczy obraz abstrakcyjny z kolorowych kleksów, panie w rejestracji wydawały torby foliowe, sami się domyślacie dlaczego.

I właśnie taką torbę jedna z czekających w poczekalni Matek założyła swojej pociesze na buzię jak worek z obrokiem na konia, dokładnie owijając folię wokół jego szyi i twarzy, co by przypadkiem nie pociekło. Diabli wiedzą jak by się to skończyło, gdyby nie inne dorosłe osoby w pomieszczeniu, które w dosadnych słowach zaproponowały pani walnięcie się w łeb przy pomocy najbliższej ściany.

Obrażona kobieta ściągnęła dziecku folię z twarzy i prychając gniewnie, przychodnię opuściła, głosząc wszem i wobec, że nie będą jej baby ze wsi pouczać.

Co było dalej moja Mama nie wie, ale nigdy potem tej kobiety nie widziała.

Matki Roku

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 492 (600)

#38130

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sąsiad ma krowy.

W lecie czasem zostawia je na noc na pastwisku, żeby sobie pooddychały świeżym powietrzem. Do niedawna wszystko było zupełnie w porządku.

Jakiś czas temu, w nocy, ktoś, a przypuszczalnie kilka ktosiów zajechało na łąkę i postanowiło się pobawić po amerykańsku - poprzewracać krowy. Wybrali sobie krowę która akurat nie spała i płoszyli ją tak długo, i skutecznie, aż spanikowana zaplątała się w ogrodzenie z elektrycznego pastucha.

Kiedy zwierzę zaczęło ryczeć z bólu, przestraszyli się i uciekli, zostawiając tylko rozjeżdżone, niezamknięte wejście na pastwisko.

Reszta krów przerażona zwiała na pobliskie glinianki i ogródki działkowe, a jedna nawet pobiegła do domu.

Całość trwała ledwie kilkanaście minut, zanim nie pojawił się sąsiad zwabiony hałasem. Rozplątał krówkę, niestety ta dość mocno ucierpiała, mimo że napięcie w pastuchu było słabe i przestał on razić prądem po zerwaniu, to pocięła sobie nogi drutem.

Cóż. Sprawców nie złapano.

Pan Sąsiad założył z powrotem pastucha, ale do prądu go nie podłączył i krowy wypuszczał tylko w dzień.

Krowa to zwierze o niezłej pamięci. Przedwczoraj, sąsiada znowu na pastwisko zwabił hałas. Tym razem przedsiębiorcza grupa młodzieży postanowiła do krów postrzelać z pistoletu na kulki i przypuszczalnie pomalować farbą w sprayu, bo taką ze sobą mieli. Niestety dla nich, krowy wiedziały już, że pastuch nie kopie prądem i po prostu przeszły przez niego, po czym zagoniły dzielną młodzież do samochodu. Próbując odjechać młodzi kałboje potrącili jedną z krówek, na szczęście niegroźnie, i możliwe że z pomocą reszty stada (tego nie wiadomo) wylądowali w rowie melioracyjnym.

Oj, słono się rodzice wypłacali za głupotę swoich dzieci.

Miasteczko cukierkowy Mordor.

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1203 (1251)

#36371

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W zerówce bodajże miałam katechetkę. Kobita nie miała większych odchyłów światopoglądowych, nie wmawiała nam jakiś niestworzonych historii, generalnie, jej jedyną wadą były.. modlitwy.

Otóż KATechetka wymagała uczenia się na pamięć modlitw, psalmów, wersetów z pisma świętego i tego typu rzeczy. Z dnia na dzień, bo religia była dwie godziny codziennie. Kto się nie nauczył w domu, ten musiał na zajęciach powtarzać na osobności tekst modlitwy tak długo aż zapamiętał.

Sala w której byliśmy posiadała łazienkę, i tam, żeby "nie przeszkadzać innym", trzeba się było uczyć tych modlitw. Drzwi między pomieszczeniami nie było, i katechetka pilnie obserwowała czy dziecko uczy się modlitwy. I jak to robi. A jak należy się modlić? Na klęczkach oczywiście. I to nie chodzi o siedzenie na własnych łydkach, nie, należy klęczeć prosto, tworząc kształt literki "L".

A tak się dziwnie złożyło, że łazienka miała podłogę wyłożoną takimi jak gdyby kolorowymi, okrągłymi kamyczkami. Klęczeć na tym 30 sekund to była tortura, a co dopiero 20 minut!
Rodzicom się nikt nie poskarżył, bo każdy bał się bury za nieprzygotowanie do zajęć. I tak, pani KATechetka, wpoiła dwudziestce dzieci pół katechizmu do głowy, odnosząc wielki sukces pedagogiczny.

Skomentuj (87) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 419 (769)

#36115

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja kuzynka zmaga się z zaburzeniem odżywiania - anoreksją. Na terapię uczęszcza już 6 lat i naprawdę widać poprawę. Jest z nią już całkiem dobrze, ale zanim zdecydowała się na podjęcie leczenia jej życie składało się z podtuczania w szpitalach i chudnięcia gdy tylko ją wypuścili. Co ciekawe, jej choroba była "zaraźliwa" - moi rodzice musieli przez jakiś czas odseparować mnie od niej, bo i ja zaczynałam przejawiać niezdrowe podejście do spraw tuszy. Ale mniejsza, do rzeczy.

Podczas ostatnich odwiedzin kuzynka była tak jakby nieswoja. Kroiła jedzenie na talerzu, rozmazywała, przerzucała - ale jadła jakoś mniej.

Zapytałam co się dzieje, i otrzymałam taką odpowiedź:c

Otóż kuzynka otrzymała wiadomość na pewnym portalu społecznościowym. Wiadomość pełną dość specyficznych komplementów "podobasz mi się. Serio! Jesteś piękna! Na tych zdjęciach ze szkoły wyglądasz jak jakaś modelka bielizny, i to jest lekko dziwne, ale na tych ostatnich - super! To jest kobieta która mogłaby wykarmić sobą 4 dzieci!", "kocham takie pełniejsze kształty, nie lubię szczupłych lasek", "moglibyśmy się umówić na kolację? znam świetną knajpę gdzie można dużo i tłusto zjeść, w sam raz w nasz gust". I tak dalej.

Profil, z którego wiadomość wysłano, zdobiło zdjęcie tłustego chłopaka.

Szlag mnie trafił. Nawet podwójny, bo i ja otrzymałam ostatnio takiego maila. Co ciekawe, z innego, ale podobnego konta, spersonalizowanego pod względem treści (w moim gość rozpływał się nad "tęgimi udami" "uroczo pomarszczonym brzuszkiem") choć niektóre zwroty się powtarzały, a sama forma wiadomości była wręcz bliźniacza. A że ostatnio musiałam utyć, to faktycznie poczułam się jak wieprz.

Ot, jakiś facet pozakładał fikcyjne konta i wędrując po sieci wysyłała tego typu liściki do co szczuplejszych panienek. Z pewnością czuł się bardzo wesoło, robiąc sobie takie fajniutkie żarty. Pro trolling po prostu. Żeby włożyć tyle roboty w robienie komuś przykrości - gratulacje. Smaż się w piekle.

sieć

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 638 (832)

#32052

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzyło mi się napisać "Zmierzch".

To znaczy, nie TEN zmierzch, ale tytuł był równie enigmatyczny, a główna bohaterka faktycznie wdawała się w romans z wąpierzem. Poza tym, niestety, w moim dziele pojawiały sie też inne tematy, główny bohater nie był gejem, no i miało ono jaki-taki sens. Niestety. A może byłabym już miliarderką!
A napisałam to będąc w GIMNAZJUM. Ot, wtedy wydawało mi się to arcydziełem, 65 stron, każdy kto wziął do ręki zachwycony, cud miód! Poświęciłam na to wszystkie lekcje religii i godziny wychowawcze, nieskończoną ilość godzin w domu, przeczytałam miliony opracowań historycznych (akcja działa się w świecie nawiązującym do okolic Pomorza XVIIw. (Wydarzenia obejmowały też coś w stylu bitwy pod Lowestoft).

Nauczycielka historii którą poprosiłam o wytknięcie mi błędów rzeczowych, zamiast poprawić tekst, zaniosła go do Pani psycholog, która była opiekunką gazetki szkolnej. Uradzono, że wydana pod skrzydłami tejże gazetki, powieść zostanie ocenzurowana i wystawiona do nabycia w sklepiku szkolnym za symboliczne 5zł.

No i wydali.

Tylko... nazwisko na okładce nie było moje! DLACZEGO?!

Otóż winna okazała się... dyrekcja.
Pani dyrektor, postanowiła, że moje dzieło może pomóc jednej z uczennic naszej szkoły. Dziewczyna była jeszcze bardziej niepopularna niż ja, miała jeszcze głębszą depresję niż ja, ważyła z dziesięć kilo więcej, i miała gorszy trądzik (tylko zarostu jej brakowało) i oprócz książek ze szkolnej biblioteki nie interesowała się niczym. Nie był to jednak błyskotliwy mól książkowy. Jej umysł odrywał się od wykreowanej w książkach rzeczywistości z ospałością zmieniającego kurs transatlantyku. Po prostu - ona i ja byłyśmy ofiarami większej szkolnej społeczności, ona jedno oczko w hierarchii niżej, na samym niemal dnie, gdzie ja nie dotarłam, bo jednak ceniono mnie za umiejętności których inni nie mieli - pisania, przedstawiania, tworzenia. Ona niestety nie miała takich możliwości. Żal mi jej bardzo, ale fakt faktem, była osobą bardzo odtwórczą, niechętną do robienia czegokolwiek, nawet do nauki.

Nie mam żalu do tej dziewczyny, nawet nie wiedziała o co poszło.

Pani dyrektor bowiem, uznała, że wylansowanie owej smutnej panny na autorkę "książki" ukróci wszelkie wobec niej prześladowania, które kilkakrotnie już otarły się o sąd. I bez mojej wiedzy, zażądała wpisania jej jako współautorki. Albo lepiej, jedynej autorki.

Fakt, sukces moja powieść odniosła, i wylansowała mnie na krótko do pozycji niemal celebrytki. Mnie. Bo mleko niestety się wylało, nauczycielka historii o to zadbała.

Zgadnijcie, na kim skupiła się niechęć jaką niosło ze sobą wyjaśnienie tego małego oszustwa?

szkoła

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 850 (1042)

#31377

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uczelnia. W przerwie między zajęciami wyległam na trawnik (moja uczelnia ma stacje terenową w rezerwacie), i wystawiam się na odrobinkę słonka. Przysiada się dziewczyna z pierwszego roku, którą znam z widzenia.

- Tarija?
- Mhhhmmmmmmmmm?
- Dlaczego ty taka chuda zawsze jesteś?
- Bo wycięli mi pół tarczycy i dużo leków biorę, w szpitalu dużo leżę.

Chwila ciszy.

- Tarija?
- Tiaa?
- A gdzie to się wycina i za ile? U plastyka? Czy tak normalnie u lekarza?

Kurtyna.

"Gupota" ludzka.

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1236 (1424)

#31319

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stukam sobie moimi obcasikami pod Ratusz Arsenał i nagle dostrzegam MÓJ autobus wjeżdżający na przystanek. Złapałam tedy ciaśniej torebkę i ruszyłam w drobbing (taki jogging tylko na szpilkach) w kierunku żółtego pojazdu. Drzwi dopadłam skokiem prawdziwej gazeli, cudem unikając przycięcia płaszcza.

Cóż, mój popis akrobatyczny spodobał się dziecku siedzącemu razem z mamą na ostatnich siedzeniach autobusu. Zaczął klaskać i pokrzykiwać:
- Pani zrobiła hop, pani zrobiła hop!
Urocze. Niestety, minęło kilka minut a radość młodego człowieka ulotniła się bez śladu, zastąpiona chęcią ponownego ujrzenia nieoczekiwanego widowiska.
- Zrób hop! Zrób hop! - Agitował młody terrorysta.

Mężczyzn, niezależnie od wieku, potrafię ignorować. Niestety, tej właściwości zabrakło matce młodego władcy marionetek. Nieco zawstydzonym tonem zapytała:
- Czy mogłaby pani coś poskakać?
- ...Nie?

Cóż, kobieta nie namawiała mnie już do dalszych występów gimnastycznych, niestety, jej dziecko postanowiło przejść do żądań artykułowanych porządnym wyciem, szlochem i kopaniem w krzesła.

Tak minęły nam 4 przystanki. Wycie dziecka przeszło w histeryczne wrzaski, twarz nabrzmiała mu soczystą czerwienią, rzucił się z podwyższenia na ziemię i kopiąc w nogi współpasażerów tarzał się po ziemi.

- Przepraszam, mogłaby pani nad nim jakoś zapanować? - Zadała ciążące wszystkim pytanie pewna babinka.

- Bo... - jęknęła upokorzona matka - Bo to tej kurfy wina, że nie chce skakać!

Urocze staccato bachorello trwało jeszcze 20 kilka minut. Do samego przystanku końcowego moje, podmiejskiej linii.

Kupię sobie pieruńską skakankę i następnym razem dzieciaka powieszę.

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1204 (1392)

#30833

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem od kilku ładnych lat osobą w pobliżu granicy niedowagi. Zwłaszcza od kiedy chore jelita wykreśliły z mojej diety mąkę, cukier i czekoladę. To oznacza że mam mało zapasowego tłuszczu, i sytuacje awaryjne, jak zatrucia, pobyt w szpitalu, jakakolwiek gorączka, długotrwały stres natychmiast zamieniają mnie w osobę nieco za szczupłą.
Czasem wygląda to dobrze, czasem wydaję się mocno wycieńczona.
Akurat teraz wyrobiłam sobie trochę mięśni na brzuchu i po wyjściu ze szpitala mam 58 centymetrową talię. Tak, można mnie spokojnie objąć jednym ramieniem, ale niedługo to pewnie nadrobię, sezon na truskawki za rogiem. :)

Ale do rzeczy. Dwie niesamowicie otyłe nastolatki z rodzicami w barze szybkiej obsługi. Siedzą stolik dalej. Czekając na brata popijam colę zero i czytam książkę.
Pani matka zauważa mnie pierwsza i już po chwili cztery świnki wesoło jadą sobie po mojej sylwetce, nie próbując ściszyć nawet głosu. Lecą ładne słowa jak "anoreksja", "poje*anie", "zboczeńcy", "kretynka". A także wyważone opinie: "patrz, kurka, od tych reklam wszystko, posrane takie, to wszystko z reklam", "a gdzie toto ma cycki", "ja to bym tak nie chciała, to nawet zjeść nie zje jak człowiek tylko ciągle dieta i dieta", "chce być modelką tylko dupy za mało daje, one wszystkie jadą na dupie, bo komu się to podoba", "tak, bo to geje chcą, ci projektanci, oni nienawidzą PRAWDZIWYCH kobiet".
Świnkowata rodzina wstając wywala przede mną swoje niedojedzone resztki, a ojciec familii rzecze głośno:
- Zeżryj sobie, po normalnych ludziach, bo takiej to cię nikt nie będzie chciał.
Córeczki chichoczą z wyższością.

Wiecie co? Ludzie lubili mi dokuczać z powodu tuszy gdy byłam gruba, a teraz robią to samo bo jestem szczuplaskiem. Widziałam wszystko z każdej strony barykady i powiem jedno - kochane dziewczyny, pieprzcie wagę, miejcie taką jaka WAM się podoba, bo nie da się zadowolić tych wszystkich biednych, zakompleksionych ludzików, którzy po prostu MUSZĄ komuś dowalić żeby czuć się lepiej.

gastronomia

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1014 (1198)

#31294

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z życia coraz mniej niedoważonej dziewczyny:

Staram się utyć. To zrozumiałe, bo moje bmi wynosi 17,4 - bardzo mało. Nie chodzi o względy estetyczne, taka się sobie nawet podobam, ale z moim stanem zdrowia MUSZĘ mieć zapas tłuszczyku na nagłe wypadki.

Mam mnóstwo zaleceń dietetycznych - każdy lekarz mi czegoś zabrania, a coś nakazuje, więc w celu opracowania strategii nabierania wagi wybrałam się do dietetyczki. No i otrzymałam listę zakazów i nakazów, a także plan posiłków. Tenże zawisł dumnie na mojej lodówce.

Swojego czasu wpadła do mnie kuzynka. Właściwe to jej mama zwizytowała moją. Za kuzynka nie przepadam, ale cóż robić, wyciągnęłam ciastka owsiane i pijemy sobie kawusie. Posiedziałyśmy, pogadałyśmy. Otóż dziewczyna jest przysadzista i, nie bawiąc się w ładne słówka - tłusta.

Po wyjeździe Agusi zauważyłam brak planu na lodówce. No cóż.

Minął miesiąc, kuzynka wróciła. Stanęła przed drzwiami sapiąc jak lokomotywa. Pierś jej falowała gdy przedstawiała mi swoją spiskową teorię dziejów. Otóż ja, kierując się swoją osobistą do niej nienawiścią PODŁOŻYŁAM taką OSZUKANĄ dietę. A zrobiłam to, żeby ONA utyła, bo jej NIENAWIDZĘ, i chcę żeby wszyscy inni byli grubi, a ja jedna chuda.

Ale cholera, zazdroszczę. 12 kilo w miesiąc utyć? Chyba podjadała między posiłkami :), bo mi aż tak dobrze nie idzie.

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1283 (1375)