Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tarija

Zamieszcza historie od: 2 października 2011 - 12:48
Ostatnio: 30 marca 2018 - 20:14
O sobie:

https://www.youtube.com/watch?v=vCXsRoyFRQE&list=RDMMQ_F0Z8qn8SA&index=31

  • Historii na głównej: 69 z 115
  • Punktów za historie: 81403
  • Komentarzy: 677
  • Punktów za komentarze: 6821
 

#43824

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wybrałam się do chirurga na zabieg. Zabieg dość... prywatny, związany z wsadzaniem rożnych sprzętów w różne części ciała.
Do zabiegu należy się przygotować, odpowiednie rzeczy pijąc, będąc na czczo, itp. Chirurg uroczyście mi naznaczył o której zacząć się przygotowywać, o której skończyć i co najważniejsze, o której przyjść, bo inaczej z przygotowania nic nie wyjdzie.

Gabinet chirurga to dwa pomieszczenia z osobnymi wejściami podzielone ścianką z drzwiami (ale nie prawdziwą ścianą). W jednej jest gabinet lekarza, w drugim pokój zabiegowy w którym siedzą pielęgniarki. Do chirurga teoretycznie obowiązuje skierowanie i jest się umawianym na godzinę, do sali z pielęgniarkami wchodzą osoby w kolejności przyjścia, ale tylko na np. zdjęcie szwów czy opatrzenie niegroźnej ranki.

Gabinet chirurga jest oczywiście okupowany przez kolejkowe towarzystwo emerytów i rencistów, którzy mają nadzieje że wejście do pielęgniarek z płaczem że "ręka boli, pani, boli, tak boli!" zaowocuje natychmiastową wizytą chirurga. Również ci co są umawiani na godziny mogą sobie darować, bo w końcu, niektórzy tu siedzą od rana i teraz wchodzą, O!

Na miejsce przybyłam 20 minut przed czasem, chwała mi za zapobiegliwość. CHWAŁA! Bo musiałam się dosłownie przepchnąć między zastawiającymi mi drzwi kobietami, żeby poinformować lekarza że już jestem.

Pielęgniarki wyszły z zabiegówki, wypuszczając pana który miał akurat zmieniane jakieś opatrunki i zaprowadziły mnie do gabinetu pod łokieć, bo inaczej uparcie do pokoju właził babiszon który "już tu siedzi od 7".

Chirurg porozmawiał, zamknął na klucz gabinet, zabiegowy i dla pewności jeszcze drzwi między nimi. W asyście pielęgniarek badanie trwa.

Nagle szarpnięcie za klamkę zabiegówki. Zamknięte. Pukanie. Potem to samo u chirurga. I znowu.

Lekarz posłał pielęgniarkę żeby zobaczyła co się dzieje, może komuś głowa odpadła i trzeba przyszyć w trybie pilnym? No to pielęgniarka poszła do gabinetu, zamykając na szczęście drzwi między pomieszczeniami. Słyszymy: Pielęgniarka otwiera drzwi i rozlega się głos męski:
- Gdzie pan doktor?
- Na zabiegu.
- Bo my chcieliśmy powiedzieć doktorowi że ta pani co weszła to była bez kolejki.
- Proszę PANA! Obowiązują zapisy na godziny! - oburzyła się pielęgniarka.
- Nie, bo my ustaliliśmy DEMOKRATYCZNIE że nie.
- Pan na opatrunek czy umówiony?
- Ja chcę rozmawiać z panem doktorem! Pani ją bez kolejki wpuściła!
I słyszymy szarpanie za klamkę drzwi między zabiegowym, a gabinetem. Niestety, pielęgniarka nie przekręciła klucza. Na szczęście lekarz wykazał się refleksem i je przytrzymał, bo inaczej jakiś obcy facio obserwowałby mnie w mało komfortowej pozycji i sytuacji. Bohater ten mój Pan Chirurg! Pan z kolejki został pogoniony przez pielęgniarkę, po czym drzwi na powrót pozamykane, badanie rozpoczęte od nowa.

W którymś momencie słyszymy WALENIE w drzwi pokoju zabiegowego i krzyk ramola z kolejki - Panie doktorze Piekielny! Tamta dziewczyna tam jest NIEDEMOKRATYCZNIE! My mamy KOLEJKĘ!

Zignorowano go. Badanie udało się przeprowadzić do końca.

Bo to jest kolejka społeczna, w oparciu o sześć instytucji.

służba_zdrowia

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1056 (1196)

#42818

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do tej pory mi się wydawało, że popularna legenda miejska o przebijających prezerwatywy babciach jest, no cóż, bajką.

No i w sumie to tak. Bo to niestety nie babcię moherową przyłapano na tym debilnym pomyśle.

Moja Mama pomagała Babci w zakupach w supermarkecie. Stały akurat przy stoisku z owocami, z którego jest widok na kasy. Z założenia leki i prezerwatywy są w tym markecie wystawione przy samej kasie, może ze względu na debilizm jak opisany, może z innych powodów. Kasy stoją sobie rządkiem, i ta przy stoisku "okołomedycznym" była pusta.

Więc robią sobie moje krewne zakupy. I nagle pani obsługująca to warzywne stoisko podniosła krzyk:
- Co ty tam gnoju robisz?!
I spod półeczki z gumkami ewakuuje się gimnazjalista. Wyleciał przez drzwi i tyle go widzieli. Sprzedawczyni rzuciła co robiła i poszła pod półkę, a tam, rzeczywiście, jedno opakowanie podziurawione czymś ostrym.

Wątpię żeby ewentualny kupujący tego nie zauważył, ale cholera, to już teraz gówniarzeria w sklepie nawet nie kradnie dla siebie tylko niszczy bo tak?

sklepy

Skomentuj (75) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 500 (668)

#42662

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jadę sobie metrem, ścisk nieziemski. Stałam akurat przy siedzeniach. I naglę czuję i widzę w odbiciu w oknie że pan siedzący "po skosie" próbuje mi podnieść spódniczkę gazetą.
Cóż, pacnęłam egzemplarz "Rzeczpospolitej", posłałam oburzone spojrzenie, co miałam zrobić, może mi się tylko zdawało?
Za chwilę znowu. Tym razem ręką. Postanowiłam że nie ma się co bawić w kulturę.
- Odp*** się zboku, bo ci za*** tą tubą to będziesz zęby z torów zbierał.
Parę osób zwróciło uwagę, po czym utkwiło wzrok w naszym podglądaczu, ten zaś speszył się i spuścił oczy. I wszystko dobrze? Nie. Nagle gdzieś z głębio wagonu rozległ się głos (o dziwo) dość młodej dziewczyny.
- Wywali dupę na wierzch i się dziwi! A żeby cię zgwałcili to się nauczysz, szmato jedna!

I cisza nastała.

komunikacja_miejska

Skomentuj (75) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 823 (1189)

#42462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja ostatnia historia (samą sobą się inspirować, wstyd) przypomniała mi coś, co wydarzyło się już dawno temu, ale dziś widzę w tym piekielność, z której kiedyś nie zdawaliśmy sobie sprawy.
Może ktoś jeszcze będzie pamiętał o co mi chodzi? Wydaje mi się, że ten biznes podróżował z miasta do miasta.
Nazywało się to "bank twarzy".

Pewnego dnia, do naszej pipidówki zawitali "ludzie z szoł byznesu".
Na witrynkach sklepowych, na gazetkach szkolnych, na drzewach w parku - wszędzie - pojawiły się żółte plakaty z wydrukiem mnóstwa zdjęć uśmiechniętych, upozowanych nastolatek i dzieci, ukoronowane wielkim tytułem "BANK TWARZY". Tekst poniżej głosił uważnej małolacie iż za opłatą skromnego wpisowego (około 40-60 zł) może trafić do owego enigmatycznego zbioru wybrańców, z którego w każdej chwili może zostać zaangażowana do reklamy, teledysku, serialu, filmu... Wystarczy przynieść kilka zdjęć i podpisać zgodę na ich publikację.

W szkołach zawrzało. Te nieprzekonane dziewczęta miękły pod wpływem koleżeńskich podpowiedzi "no tak, a jakbyś jakaś twoja koleżanka poszła, a potem byś ją zobaczyła w reklamie, a potem w filmie, to co? Głupio by ci było!". Grupami, ze wsparciem koleżanek wędrowały i starsze i młodsze, i całkiem dorosłe i ciągnąc małe dzieci w wózkach, wszak plakat głosił "potrzebujemy osób w każdym wieku, o każdej sylwetce i każdym typie urody".
Nie poszłam tam tylko dlatego że... bałam się ze ktoś z mojej klasy mnie zobaczy i wyśmieje "A to tej świni Tariji się kariery zachciało". Ale marzyłam, marzyłam w zaciszu swojego pokoju, że, powiedzmy, wracając ze szkoły, ów tajemniczy "agent" zatrzyma mnie, i oczarowany tym "czymś" (które przecież mogę mieć, nic nie wiadomo), z miejsca zaproponuje mi angaż w filmie, i wszyscy by się przestali ze mnie śmiać, o tak, w pięty by im, podłym, poszło.

Głupie?
Ale co i rusz jakaś rozpalona niewiasta wlatywała na korytarz szkolny z informacją że właśnie na zakupach czy spacerze jeden z rekruterów "Banku Twarzy" oznajmił jej iż ma wyjątkowo fotogeniczny uśmiech i powinna przyjść do nich się zapisać.
Był to środek lat 90, wierzono w słowo drukowane, na laminowanym papierze, wywieszone w oknie domu kultury.
Codziennie wysłuchiwałam (podsłuchiwałam) jak dziewczyny opowiadały sobie o ich przeżyciach. Dość podobnych w sumie...
Ot, wchodziły do biura, czekały w kolejce, w asyście mamy (było to wymagane) wypełniały dokument, po czym z namaszczeniem okazywały swoje fotografie. I zgrzyt.
Takie fotografie być nie mogą, przy krzaczku w ogrodzie, albo zrobione w szkole, albo legitymacyjne.
Zdjęcia mają być na tle białym, w pozie takiej i takiej, umie pani takie zdjęcia zrobić? Nie? To u nas można, za 250 zł, od razu, portfolio zrobić. A warto, bo dziewczyna piękna, szansę ma, ja na jej wiek i urodę szukam teraz do serialu.
W tamtych czasach nie było aparatów cyfrowych, zdjęcia były traktowane trochę inaczej, sami wiecie.

No i opłaciwszy podatek od marzeń w wysokości 300zł, dziewczęta wracały do domu pewne że jak nie dziś to jutro ich los się odmieni.

I jakoś nikt nie dzwonił. I tylko tak jakoś smutno.

Wyłudzacze

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 830 (958)

#42407

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Fejsbóg.
Ikonka "Nowa wiadomość".
Treść pozwolę sobie zacytować, łącznie z błędami.

"Witam Panią!
Jako rekruterka Agencji "FotomModelsssX", piszę do Ciebie, z propozycją pracy w naszej Agencji. Obsługujemy Pokaza mody w Wielu Europejskich stolicach - Paryżu, Amstredamie, Rzymie, Tokio. Również sesje fotograficzne, dla reklam i magazynów modowych.
Dostrzegliśmy pani talent, nizwykłą fotogeniczność, a również zainteresowanie modelingiem. Uważamy że mogła by pani zostać następną Twarzą w naszej Agencji i odnościć sukcesy.
Przewidywane zarobki oscylowałyby powyżej 600000 euro miesięcznie.
W celu aplikacji prosimy o wysłanie danych: Wiek, wzrost, waga, nr. tel, oraz trzy zdjęcia w bieliźnie lub nago całej sylwetki".

Ojeżu, ojeżu, jestem hipnotajzing, jadę modelować do Tokio!

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 955 (1181)

#42385

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pogoda dziś nieprzyjemna, toteż mając w perspektywie czekanie na autobus pół godziny, postanowiłam skryć się przed deszczową i wietrzną "naturą" w centrum handlowym.

Ci którzy wizytowali ostatnio Dworzec Wileński zauważyli pewnie punkty w których można posiedzieć z laptopem, korzystać z darmowego wi-fi i podłączyć komputer do prądu. Tam też sobie w spokoju i ciszy zasiadłam.

Z mojego małego, zasłuchawkowanego, zasłoniętego monitorem uniwersum wyciągnęła mnie dość gwałtownie pewna... Pani.

Owa dama rzuciła się na kanapę obok mnie, niemalże włażąc mi pod kurtkę. Dodatkowy atak odorem papierosów i niemytych zębów spotęgował efekt zaskoczenia, i już po chwili posłusznie przeszukiwałam stronę ZTM-u w poszukiwaniu "jakiegoś czegoś, do ronda ONZ, tylko może lepiej autobus, albo lepiej tramwaj, a niskopodłogowy to będzie? Ale nie tramwaj tylko autobus, ale nie rondo ONZ tylko Starzyńskiego, ale..."

Tarija cierpliwa jest. Pomocna jest. Zaszczuta przede wszystkim.

Koniec końców, kobita postanowiła odmaszerować. W tym samym momencie zorientowałam się że myszka chyba spada mi na podłogę, bo kabelek jakoś dziwnie mi się przesunął na udzie. Łapię więc odruchowo gryzonia za ogon a tu... Drugi koniec, wraz z myszką w kieszeni u naszej damulki.

Poczuwszy szarpnięcie, niewiasta zamarła. Odwróciła się w moim kierunku. W ten sposób napięty kabelek wyciągnął z kieszeni moją mysz, i w ramach dodatku, również moją, czerwoną saszetkę.

Kobita przez chwilę strzelała oczami - a to na mnie, a to na leżące na podłodze fanty. Następnie, gdy jej uwędzony ruskimi fajami móżdżek przetrawił sytuację, rzuciła się do ucieczki.

Więc, ku przestrodze: W c.h. Warszawa Wileńska grasuje ok 40-letni babiszon o twarzy konia i mózgu kurczaka, tleniony na blond, strzaskany na heban marszczony, w jadowicie różowym płaszczu puchówce.
Śmierdzi jak martwa koza i biega po ruchomych schodach pod prąd. Kradnie myszy kulkowe za 6zł i kosmetyczki z brudną bielizną.

Gratulacje, polski światku przestępczy. Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać.

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1126 (1242)

#40936

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja babcia zamieszkuje z drugą kobietą, którą nazywam "ciocią". Obie panie są najlepszymi przyjaciółkami od ponad 40 lat. Posiadają we współwłasności mieszkanie i ogródek działkowy.

Ostatnio postanowiły że w testamencie zapiszą obie nieruchomości mojej mamie, bo "u ciebie Tarija już na wydaniu, jak będzie miała swoje to nie będzie nią mąż rządził".

Otóż krewni cioci ciężko to przeżyli. BARDZO. Do tego stopnia, że próbowali ją ubezwłasnowolnić, dowodząc że pozostaje ona w związku homoseksualnym (bzdura), co przecież jest, proszę wysokiej sędzi, ciężką psychiczną chorobą, kto to słyszał, boże jedyny.

Nie wiem jak by to spuentować, więc na tym już zakończę.

Ludzie

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 840 (986)

#39993

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Swoje liceum wspominam z rozrzewnieniem. Budynek z 1845 roku był niesamowicie urokliwy. Arkady, sklepione piwnice, cała masa kącików i zakamarków (w tym "tajna" kwatera Tarijowego teatru w pakamerze nad wejściem, czy klatka schodowa do gabinetu pielęgniarki, wielka, ale z wąskimi wijącymi się w środku schodkami).

Oczywiście, budynek miał też odrobinę makabrycznej historii. Jak to stare budowle. Żandarmeria niemiecka, potem armia czerwona. Jedna z salek w piwnicy cieszyła się wyjątkowo złą sławą. Maleńka, bez okna. Mówiono o niej jako o miejscu tortur czy egzekucji. Czasem odbywały się tam zajęcia z języków jeżeli grupa była nieliczna, ale ogólnie nauczyciele i uczniowie zapierali się "ręcami i nogami".

Historie o paranormalnych zdarzeniach w budynku były tak stare jak i samo liceum. A to cieć w nocy zobaczył postać w sali w której nikogo nie było, a to dwustronne tablice zatrzaskiwały się w czasie zajęć z dużą siłą, a to ktoś zobaczył dziwne światła z okien szkolnych nocą, a to woźne słyszały jęki z nawiedzonej salki, kiedy w środku nikogo nie było. Ot, folklor, czy "prawdziwy" czy nie, nadawał jednak smaczku.

Niestety czasem... no cóż.

Któregoś razu, w zimowy wieczór, jedyną osobą w szkole była jedna z nowo zatrudnionych woźnych. Starsze stażem koleżanki zostawiły ją samą naumyślnie, uraczywszy przedtem odpowiednimi historiami. Nie uprzedziły jej też o jednym - około godziny 10 co dobę resetuje się szkolny alarm (czy jakaś inna elektronika, niestety nie wiem co to było), a skutkiem "ubocznym" jest przygaszenie świateł na kilka chwil. Miał być to taki chrzest bojowy woźnej, jeżeli ten termin do was przemawia.

No i nasza woźna, z miotłą na jednym ramieniu a duszą na drugim, zeszła do piwnicy. I nagle... Usłyszała drapanie. Drapanie i walenie w drzwi owej "nawiedzonej salki". Wystraszyła się i zwiała na piętro. Posiedziała chwilkę w kanciapie, zebrała się na odwagę i ruszyła z powrotem, ale wtedy... zgasło światło. Koniec końców kiedy żarówki znowu zabłysły stwierdziła że do piwnicy już nie wejdzie, zamknęła budynek i ewakuowała się do domu.

Niestety, tu pojawił się pewien problem. Mianowicie... Źródło drapania. Otóż tego dnia, jacyś uczniowie zamknęli w salce nielubianą uczennice, żeby ją trochę postraszyć, bo o uszy im się obiło że ta akurat osoba ma lekką klaustrofobię. Byli pewni że wypuści ją woźna, albo ktokolwiek inny. Pech chciał że wydarzenia nałożyły się na siebie tak a nie inaczej. Dziewczyna przesiedziała w tym przerażającym dla niej miejscu do rana. A potem kilka dni musiała spędzić w domu, bo bała się wrócić do szkoły.

Przykładnie ukarano uczniów i woźne. Ale kto tu był bardziej piekielny?

folklor

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 738 (866)

#39698

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Otwieram nową serię! Tytuł: Mistrzowie kasy samoobsługowej.

Znacie kasy samoobsługowe? Są teraz w większych marketach. Można przy nich samemu skasować produkty, szybko i sprawnie, zwłaszcza gdy ma się małe zakupy. No, chyba że trafisz na mistrza kasy, wtedy można dostać wrzodów.

Moją pierwszą mistrzynią kasy samoobsługowej będzie pani zaobserwowana w supermarkecie TESCO.

Stała sobie spokojnie w kolejce, a wyróżniało ją to, że nie miała przy sobie zakupów. Gdy nadeszła jej kolej stanęła przy wolnej kasie i zaczęła gdzieś dzwonić. Dzwoniła, dzwoniła i dzwoniła. W końcu ktoś odebrał. "JANUSZ!" zaskrzeczała baba "Do tych dużych chodź!!!".
Kilka kas dalej z kolejki zaczął się wytaczać rzeczony Janusz. Był już chyba blisko kasjerki, bo kilka osób musiało wyjechać swoimi wózkami zanim się pokazał. Pan Janusz podtoczył wyładowany wózek do żony, po czym... Stanęli we dwójkę przy kasie i stali.

Koniec końców podeszła pani "asystentka", czyli osoba która pilnuje i pomaga w obsłudze tych kilku kas.

- No co też pani łazi, pani mnie to skasuje! - Zagdakało babsko.
- To jest kasa samoobsługowa.
- Proszę pani, ja skończyłam szkołę i od kasowania nie jestem!

Koniec końców asystentka zaczęła im kasować te zakupy, bo zajęłoby to mniej czasu niż wykłócanie się.

Niestety, czasem jest potrzebna na innej kasie, a to żeby zniżkę wbić, wycofać transakcję albo coś. Ale kiedy tylko próbowała odejść, babsko zaczynało od nowa gdakać i wydzierać się. Kasy prawie stały, kasowanie szło wolno, właściwie tylko jedna kasa z 4 pracowała płynnie. Kiedy wychodziłam ze sklepu biedna asystentka dalej męczyła się z władcami kas, którzy uparcie chcieli pakować swoje zakupy od razu (podniesienie produktu z wagi powoduje zatrzymanie transakcji aż do czasu jego odłożenia). Nie zazdroszczę kobiecie.

sklepy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 790 (886)

#39709

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sklep z bielizną w C.H. Arkadia.
Zwiedziona reklamą postanowiłam zainwestować w stanik typu super-duper-über push up, żeby stworzyć wrażenie posiadania cycków (the cake is a lie). Sklep ten posiada rozmiarówkę biustonoszy, która mało komu przypada do gustu, ale w której ja znalazłam swój rozmiar idealny.

Ekspedientka napadła mnie już w drzwiach, i usłużnie przyniosła mi magiczny biustonosz w kilku modelach. Przymierzyłam wszystkie, i obie doszłyśmy do wniosku że sensu to nie ma żadnego, bo kule z waty umieszczone w miseczkach zamiast wypchnąć pierś do góry tylko się wgniatały w ciało, jak by tego nie układać i jakiego rozmiaru czy fasonu nie zmierzyć. Za jędrne cycki chyba mam do takiej zabawy.

Podziękowałam i wyszłam. Ale zatrzymałam się zaraz za drzwiami, żeby popatrzeć na komplet wywieszony na manekinie.
I co słyszę?

Jedną z ekspedientek zwracającą się do mojej ekspedientki.
- Nie kupiła? A te suki bez pieniędzy po co tu przychodzą, od razu widać że nie kupi. Kurfa głupia.

W tym sklepie kupiłam jak do tej pory 5 staników, 2 podkoszulki, 4 komplety, niepoliczoną ilość majteczek i pończoch, pasów i skarpetek. Ale więcej nie kupię już nic. Nie to nie.

sklepy

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 612 (826)