Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

TrissMerigold

Zamieszcza historie od: 3 lutego 2012 - 14:21
Ostatnio: 15 grudnia 2016 - 19:07
O sobie:

No i wróciłam :) Nie ma jak uzależnienie od piekielnych ;)

  • Historii na głównej: 13 z 22
  • Punktów za historie: 11032
  • Komentarzy: 1718
  • Punktów za komentarze: 14736
 

#40717

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Papa Merigold przy okazji przedłużania umowy w Plusie dał się namówić na telefon dotykowy z nawigacją („dużo pan jeździ? no to będzie dla pana jak znalazł”). Z telefonem trafiono jak kulą w płot, ponieważ papa z macanym telefonem „dogadać się” nie umiał i po pierwszym uruchomieniu kazał zabierać ten szajs sprzed oczu zanim telefon oknem wyjdzie. Ani brat ani ja zainteresowani nie byliśmy więc decyzja szybka: sprzedajemy.

Wystawiłam sprzęt na tablicy i zaczęła się kołomyja.
Propozycje wymiany na inny sprzęt taki jak aparaty fotograficzne (bynajmniej nie cyfrowe); propozycje kupna za 50 złotych bo nowe są już za 200 złotych. Byli jeszcze tacy, którzy kupić nie chcieli ale wynajdowali pierdyliard problemów, np. brak folii na wyświetlaczu; sieć w salonie, której został kupiony telefon („jakby był z Pomarańczy to bym brał, ale Plusa nie lubię bo to oszuści”); pytania czy nie mam obudowy w innym kolorze aż po pytanie czy nie oddałabym za darmo, bo skoro go dostałam to mi rybka czy oddam czy sprzedam.

Hity były dwa.

Pierwszy usiłował mnie namówić na wymianę mój nowy telefon za jego używaną nokię c1-01, którą opisał jako telefon dotykowy. Na moje pytanie, w którym miejscu jest to telefon dotykowy, odpisał, że przecież są klawisze, które się dotyka. Nie miałam więcej pytań i odmówiłam.

Hit numer dwa.
Od 8 rano zaczęły zasypywać mnie wiadomości pisane chyba przez nudzącego się gimnazjalistę, sądząc po argumentach i pisowni. Dowiedziałam się, że jestem oszustem, złodziejem i chcę go nabić w butelkę bo nikt nie sprzeda tak tanio tego modelu i że on to na policję zgłasza. Około 10 nie wytrzymałam i odpisałam w niezbyt parlamentarnych słowach gdzie mam jego wynurzenia o mnie i o telefonie i że a go do kupna nie zmuszam i czekam na wizytę policji. Zamknął się.

Ogłoszenie zdjęłam, a telefon wylądował w szufladzie jako awaryjny.
A myślałam, że po przebojach na portalach swappingowych jestem odporna na ciężkie przypadki.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 375 (431)

#37541

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Portale swappingowe* tak jak allegro, są wylęgarnią ludzi niesamowitych. Przekonuję się o tym średnio raz na tydzień. Niektóre z tych „kwiatków” powodują opad praktycznie wszystkiego.

Na jednym z takich portali wystawiłam bluzkę bardzo dobrej firmy, w stanie perfekcyjnym, opcja sprzedaż bądź wymiana. Znaleźli się chętni i zaczęła się kołomyja.

Podejście pierwsze: „Wymienimy się?”, w ofercie same S, a ja ciut większa jestem. Poza tym ja w różu nie gustuję, w białych kozaczkach też nie. Odpowiedź „nie” i pretensje „Jak to, sama piszesz, że wymienisz, a teraz nie hcesz? Podła jesteś, ja hcę te bluske i mósisz się odmienić ze mną. Ja mam fajne ciuhy. Wbredna damólka. Szanel byś pewnie za szmate hciała”- wiadomość oryginalna, pisowni nie miałam siły zmieniać. Oprócz tej jeszcze kilka innych, których ze względu na język nie przytoczę, ale szewc i stary marynarz mogliby się od pannicy uczyć. Takich wiązanek nie słyszałam ani nie czytałam.

Podejście drugie, facet: „Kupię ale chcę fotkę na tobie, bez stanika”; odpowiedź „Żegnam, oferta nieaktualna”. „Twoja strata, pewnie płaska jesteś i nie masz co pokazać. Idiotka”. W sumie mogłam z patentu jednego z piekielnych skorzystać i wysłać fotkę brata odzianego w bluzkę. Byłoby i goło i włochato.

Podejście trzecie: Kupująca nawet zdecydowana, dogadujemy szczegóły. Po ich dogadaniu miałam zatwierdzić transakcję i podać dane do przelewu. Pada pytanie kiedy wyślę bluzkę. Informuję, że po wpłynięciu pieniędzy na konto.
K- „Ale jak to? Mam wpłacić kasę?”
J- „Zwyczajnie, przelewem na konto”.
K- „Nie mogę robić przelewów”.
J- „W takim razie przekazem pocztowym możesz zapłacić.”
K- „Nie, ja ci wyślę listem zwykłym.”;
J- „O nie, co to to nie, kasy listem się nie wysyła, a już na pewno nie zwykłym.”
K- „To ja nie zapłacę, wyślij bluzkę. Masz dane”.
J- „Nie, najpierw kasa, potem bluzka.”
K- „Wal się, idiotko, nie zapłacę, wysyłaj bluzkę, jest moja”.
J- „Jeszcze nie zatwierdziłam transakcji i nie zatwierdzę. Żegnam.”

Niby mnie to dziwić nie powinno. Naczytałam się już o inteligentnych inaczej kupujących czy sprzedających na piekielnych i nie tylko. Ba, sama tego parę razy doświadczyłam, ale za każdym razem zastanawiam się czy tak ciężko przeczytać stronę „o mnie” gdzie krótko i rzeczowo opisuję warunki dokonywania transakcji. Chyba zacznę umieszczać informacje obrazkowe, może dotrze.
*portale swappingowe to portale gdzie można wymienić ciuchy czy dodatki używane w stanie bardzo dobrym czy będące nietrafionymi prezentami na coś innego. Można też je tanio sprzedać.

Internet

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 522 (578)

#37168

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wybrałam się wczoraj pociągiem do koleżanki na ploteczki, ot taka mała babska przyjemność.
Jako, że biletu miesięcznego już nie posiadam, muszę za każdym razem kupować bilet jednorazowy. W tym celu na stacji jestem z 10-15 minut przed pociągiem.

Wczoraj byłam 10, przede mną dwie osoby i wierzcie lub nie, ale nie zdążyłam kupić biletu.
Pani przy okienku kupowała bilety na niedzielę dla całej rodziny. Cały czas zmieniała zdanie, którym pociągiem chce jechać, ten za wcześnie, ten za późno. Ona chce 4 ulgowe bilety, ale dokumentów na ulgi nie ma, bo po co, jej słowo ma wystarczyć. Jestem człowiekiem cierpliwym, wyrozumiałym, ale czasem trafia mnie szlag.

Pytam więc czy jedzie tym pociągiem o 12. Baba prycha, że nie. Pytam więc grzecznie i spokojnie czy mogłaby przepuścić mnie i jeszcze jedną dziewczynę w kolejce, kupimy bilety, 5 minut i nas nie ma. Chyba uraziłam jejmość panią. Kobieta stwierdziła, że ona nikogo przepuszczać nie będzie, że trzeba było przyjść wcześniej, a ona będzie stała przy okienku ile będzie chciała. Ok, udław się babo biletem i niech cię meduza po rzyci pokąsa. Pociąg zapowiadają, szybka decyzja: kupię bilet u konduktora, zapłacę jak za zboże ale co robić. Konduktor sympatyczny zamataczył i sprzedał taniej.

A dziś nastąpiła nieoczekiwana zemsta losu. Jestem w aptece, za mną ktoś biadoli, że kolejka straszna, że się spieszy, że ile można kupować - przede mną stoją dwie osoby. W końcu czuję szturchnięcie i pada pytanie „przepuści mnie pani, spieszę się”. Odwracam się i kogóż widzą moje wredne oczy? Panią od biletów. Uśmiech firmowy i „Oczywiście..., że nie. Trzeba było przyjść wcześniej”.

Nigdy tak długo nie kupowałam leków. Przy okazji spytałam o pierdyliard różnych maści i kremów na blizny, przebarwienia i czort wie co jeszcze. Farmaceutka znajoma, poza mną i babsztylem nikogo, więc co się będę powstrzymywać. Babie para poszła uszami i chyba zrozumiała przekaz.

kontakty międzyludzkie

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1170 (1222)

#28386

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dorzucę mały kamyczek do zbioru pt: ”Hieny rodzinne”.

Po śmierci mojej mamy pozostało po niej bardzo dużo ubrań. Kilka sztuk zatrzymałam jako pamiątkę, a resztę postanowiliśmy oddać.

Dowiedziała się o tym ciotka. Za życia mamy nie przepadały za sobą, gdy dowiedziała się o ciuchach zaczęła przyjeżdżać przynajmniej raz w tygodniu.
Tak jej było szkoda mamy, tak za nią tęskniła, tak bardzo jej brak kochanej Grażynki (mojej mamy). Od jej krokodylich łez jadem zaprawionych, powinnam mieć dziury w dywanie, a ciotuni należał się Oskar dla najlepszej aktorki stulecia. Po prostu farsa lepsza niż u Moliera.
Nie dostała nic, ubrania wywieźliśmy do babci, by przekazała je potrzebującej krewnej.
Ale co to za problem dla ciotuni. Przyjechała do babci, poczekała aż zostanie sama i dawaj bobrować po workach. Wzięła co chciała i próbowała się zmyć z łupem, niestety, a może i stety, nie udało się jej.
Przyjechaliśmy do babci w odwiedziny i nakryliśmy cioteczkę z łupami. Rozpętała się awantura.

Ciotka tłumaczyła się, że ona te ciuchy chce, bo Grażyna miała taki dobry gust, że na pewno by nic przeciw nie miała, że się bardzo lubiły (ciekawe, bo pamiętam jak się darła na mamę o parę spraw, m.in. o moją chorobę, że to mamy wina). Próbowała grać uczuciami, że ona przecież rodzina najbliższa, że nie godzi się obcym oddawać ubrań po nieboszczce.
Widząc, że wykręty nie działają, ciotka rzuciła ubrania na podłogę krzycząc, że ona tych szmat by za darmo nie wzięła i wybiegła obrażona.

Smaczek? Ciotunia to siostra ojca, a babcia u której byliśmy to ich matka.
Atmosfera w rodzinie bardzo długo była napięta i ciężka.
Do dziś ciotka omija nas szerokim łukiem.
Pytanie, czy warto było zrobić taką szopkę dla paru szmatek?
No cóż, matki mojej nienawidziła, ale jej ubrania to widocznie zupełnie inna bajka.

"Rodzinka" kochana

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 588 (644)

#28223

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Spacerowałam sobie ostatnio po poznańskim Starym Rynku, pogoda piękna więc grzech w domu siedzieć.
Tak sobie spaceruję i wtem podchodzi do mnie starszy pan, na oko 80-letni. Podchodzi i pyta:
- Panienko, a nie poszłabyś gdzieś ze mną? Zapłacę. - I spogląda na mnie obleśnie.
Ja w szoku odparowałam, może niezbyt grzecznie:
- A co, do kostnicy pan sam nie trafisz?
Pan się zmył jak niepyszny, a ja się zastanawiam od kiedy dziewczyna w jeansach, czarnym golfie i płaszczyku może być wzięta za prostytutkę.

poznański stary rynek

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 714 (850)

#27667

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ludzie chyba nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać, ludzie i „mądrości” przez nich głoszone.
Dziś w drogerii pewna starsza pani uznała za konieczne podzielenie się ze mną pewną mądrością.

Musiałam dziś uzupełnić zapas różnych artykułów higienicznych, w tym typowo kobiecych i właśnie one były przyczyną zgorszenia pewnej starszej pani (SP).
Ustawiłam się w kolejce do kasy, przede mną dwie osoby. Po chwili słyszę ciężkie westchnięcie, po chwili kolejne. Po chwili czuję klepnięcie w ramię i moich uszu dobiega szept:
SP – Dziecko, bój ty się Boga, potępiona będziesz.
Odwracam się z lekkim niedowierzaniem i staję oko w oko ze starszą kobietą, która ze zgrozą i obrzydzeniem wpatruje się w mój koszyk.
J – Przepraszam, ale o co pani chodzi?
SP – O co? O to co masz w koszyku! To narzędzie szatana. Ty potępiona będziesz.
J – To tylko podpaski. Czego innego miałabym używać wg pani?
SP – Szatan to stworzył by porządne kobiety się puszczać mogły (że co?!). Bóg to potępia. Używanie tego niemoralne jest. Ligniny sobie w majtki napchaj. O takich rzeczach się przy mężczyznach nie mówi! To skandal!

Mężczyzn było aż dwóch, jeden na oko dwuletni pochłonięty próbą wyrwania pluszowemu słonikowi trąby, drugi chyba siedemdziesięcioletni pilnujący ze znudzonym wyrazem twarzy dwulatka. Żaden nie zwrócił uwagi na mój rzekomy upadek moralny.
Wzruszyłam ramionami, odwracam się i podchodzę do kasy.
W połowie wykładania zakupów obrończyni moralności postanowiła uratować mnie od potępienia, wyciągając mi podpaski z koszyka. Nie zdążyła.
Zapłaciłam i szybko się ewakuowałam w duchu współczując ekspedientce.
Starsza pani zaczęła wylewać swoje żale na nią, czyniąc ją odpowiedzialną za zgorszenie i upadek obyczajów oraz żądając stanowczo usunięcia ze sklepu całego regału z artykułami higienicznymi dla kobiet.

Już to widzę jak na Sądzie Ostatecznym dobrotliwy Pan Bóg ze śmiertelną powagą pyta: „Używałaś córko podpasek? Jeśli tak to potępiona będziesz”.

Drogeria

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 923 (987)

#26839

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było tu już kilka historii o żabie podszywającej się pod księcia. Przyszła pora i na ropucha, który chciał poudawać mojego księcia.

Singielką jestem jakiś czas, nie uwiera mnie to zbytnio, czasem się z kimś na kawę umówię i tyle.
No ale moja dobra koleżanka uznała, że tak dalej być nie może i umówiła mnie na randkę ze swoim kuzynem. Reklamę zrobiła mu całkiem niezłą; trzeba przyznać, że PR mogli mu politycy pozazdrościć.
Ok, niech stracę, kawa to nie ślub.

Umówiliśmy się, przychodzę punktualnie. Nikogo. Po 15 czy 20 minutach przychodzi, cześć, cześć. Decyzja idziemy na kawę, chociaż nie, idziemy to złe określenie, biegniemy na kawę. Dobiegliśmy do jakiejś dizajnerskiej kawiarni. Zamówienie złożone i zapadła cisza. Facet, który rzekomo miał być duszą towarzystwa, milczał, podejrzewam, że złota rybka jest bardziej rozmowna. Dwie banalne uwagi, cisza. Kelner z zamówieniem, dwie banalne uwagi, cisza. Wytrzymałam godzinę.
Proponuję spacer, bo może się na świeżym powietrzu ożywi. Spacer? Nie, on nie lubi zbytnio chodzić, zresztą po co, ciemno się robi. No ok, nie to nie, zmuszać nie będę. Ropuch się podnosi i mówi, że idzie zapłacić za kawę. Ok, to poczekam i ze spokojem się ubiorę. Przychodzi, zapłacił za siebie, teraz ja mam iść za siebie zapłacić.
Hmm, nie żebym była jakąś rozpieszczoną damulką, która wymaga płacenia za nią ale skoro się kogoś zaprasza to się chyba za niego płaci. No ale nic, podreptałam do baru, zapłaciłam i naraziłam się na nerwowe cmokanie, bo strasznie długo mi to szło. Mea culpa, nowa karta długo przez terminal przechodzi.

Wychodzimy. Robi się ciemno, więc proponuję nieśmiało co by mnie odprowadził na dworzec pkp. Gdyby spojrzenie mogło zabijać byłabym martwa; tu jest przystanek jego tramwaju i on jedzie do domu. Nim zdążyłam coś powiedzieć, krzyknął cześć i zniknął w czeluściach tramwaju, a ja zostałam z opadniętą szczęką na chodniku.
Mój osobisty rekord w dojściu na dworzec pkp pobiłam, 15 minut.

Efekt „randki”? Poczucie zmarnowanego czasu i foch koleżanki, bo jej kandydat się nie spodobał - w jego zachowanie uwierzyć nie chciała. Kto wie, może spotkałam pana Hyde′a, a ona zna doktora Jekylla?
Parę minut temu Ropuch przysłał smsa. Miło spędził czas i ma nadzieję, że znów pójdziemy na kawę.
Hmm, oprę się wątpliwej pokusie.

w poszukiwaniu księcia z bajki?

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 744 (862)

#26825

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z lenistwa, a może i trochę z niechęci do bycia kierowcą na uczelnię dojeżdżam pociągiem.
Połączenia pasują praktycznie idealnie, więc znając rzeczywistość pkp nie mam na co narzekać.
Rytuał kupna biletu jest niezmienny od kilku lat (dojeżdżam od liceum)- podaję bilet i mówię od kiedy taki sam. Prościzna prawda? Nic łatwiejszego niż wklepanie danych i zmiana daty.
No właśnie, niby łatwe, a wczoraj okazało się, że jednak nie.

Idę do kasy, podaję bilet, mówię od kiedy. Pani wklepuje dane, podaje mi stary i nowy bilet, mówi cenę. Podaję pieniądze i mimowolnie zerkam na bilet. Kasjerka źle wpisała moje imię, z Marty, zrobiła Marię. Mówię, że źle wypisała bilet. Równie dobrze mogłabym pociągnąć lwa za uszy.
Kobieta zaczęła się wykłócać, że to niemożliwe, na starym bilecie też jest Maria, a ja się nie znam (cholerka, myślałam, że po 25 latach wiem jak mam na imię). Pokazuję legitymację i tłumaczę jak chłop krowie na rowie, że na legitce też jak wół pisze Marta i ma mi nowy bilet wydrukować.
Nie i koniec, co najwyżej może mi długopisem „i” na „t” przerobić. Mhm, jasne, na pewno się zgodzę*. Tłumaczę dalej, że nie będę jeździła ze źle wypisanym biletem. W końcu, alleluja, jest postęp, ale jest haczyk - mam zapłacić za dwa. Grzecznie pytam czy coś się jej nie pomyliło, bo za jaką cholerę ja mam płacić za jej błędy. Tak ma być i koniec, bo ona będzie miała straty. Syczę pytanie czy to moja wina, że Marta i Maria to dla niej to samo imię i że ma problem z odczytaniem wydruku.
Jak nie zapłacę, to zadzwoni na policję.
Proszę uprzejmie, dowiedzą się o namowach do korzystania ze sfałszowanego dokumentu. Kasjerka spasowała, wydrukowała poprawiony bilet. Płacę za nowy i pada pytanie „co ona ma zrobić z tym źle wypisanym?”. Wewnętrzny chochlik warknął „zjeść z chlebkiem i musztardą”. Następnym razem kupuję w Poznaniu albo poczekam na zmianę kasjerek.

*Czemu nie chciałam poprawki „i” na „t”? Bo raz się zgodziłam i konduktor uświadomił mi co by mi groziło gdyby był większym służbistą. Jeździłam do liceum, ostatni dzień ważności biletu i kontrola. Imię poprawione długopisem, z tyłu nieczytelna pieczątka, wniosek prosty: podróba. Uratowało mnie chyba tylko to, że było późno i było to przed świętami. Na dobrą sprawę konduktor powinien był zatrzymać bilet i wezwać policję, ponieważ dane z biletu nie pokrywały się z legitymacją oraz wlepić mi mandat, ok 400 złotych za jazdę bez ważnego biletu.

pkp a dokładniej kasa biletowa

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 453 (489)

#21773

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja dobra znajoma Alexandria podesłała mi wczoraj link do artykułu na wp, w którym autorka opisuje aparat Ilizarowa jako świetną metodę kosmetycznego wydłużania nóg, gdy ktoś się czuje za niski. Artykuł był pełen nieścisłości. Oto lista rzeczy, o których autorka „zapomniała”:

a) sposób w jaki aparat jest zakładany (przewiercanie kości na wylot by umocować druty),
b) czas, który pacjent spędzi z aparatem na nodze,
c) zmiany w tkance kostnej i mięśniowej - kości są bardziej podatne na osteoporozę, nogi puchną o wiele bardziej niż te, które zabiegu nie miały, a ścięgna są o wiele bardziej podatne na kontuzje,
d) blizny, które będą widoczne już do końca życia,
e) możliwe komplikacje i fakt, iż niedogodności związane z zabiegiem można odczuwać jeszcze wiele lat po zabiegu,
f) dbanie o higienę jest utrudnione, a higiena przy aparacie i otwartych ranach musi być bezwzględnie zachowana.
Nigdzie słowem nie wspomniano o tym, że funkcjonowanie z aparatem na nodze jest bardzo utrudnione (spanie, ubieranie się czy zachowanie higieny, które jest dość trudne), a rekonwalescencja do krótkich nie należy, samego aparatu też nie pokazano. Brakowało opinii lekarza specjalisty i ogólnie rzetelnej informacji. Wspomniano za to o cenie i pokazano piękne, wyfotoszopowane nogi modelki, które z rzeczywistością po aparacie ma wspólnego tyle ile ja z astronomią, czyli nic.

Komentarz Alexandrii (admina polskiej strony o ilizarowie) i mój, dwukrotnej posiadaczki aparatu sukcesywnie usuwano, a mail, który wysłałam redakcji wp zignorowano.
Pytacie co tu jest piekielne? Głupota osób, które przepuściły ten artykuł i niewiedza autorki (błąd w nazwisku twórcy Ilizarew zamiast Ilizarow) oraz podanie ceny tej operacji. Brakowało mi tylko adresu klinik, które wykonają taki zabieg u osoby bez wskazań medycznych.

Oto link do tego artykułu : http://kobieta.wp.pl/gid,14077872,img,14077902,kat,119634,title,Chcesz-wydluzyc-operacyjnie-nogi,galeriazdjecie.html?ticaid=1da54
I link do forum Alexandrii dla osób, które byłyby ciekawe co to za ustrojstwo aparat Ilizarowa:
http://aparatilizarowa.cba.pl

Pytacie skąd wiem tyle o aparacie? Miałam go dwa razy, ostatni raz 11 lat temu i nadal odczuwam skutki operacji (m.in. mam niedowład palców prawej stopy i bliznę na stopie długości ośmiu centymetrów). Bólu, który mi towarzyszył podczas leczenia nigdy nie zapomnę. I każdej osobie, która będzie to chciała zrobić żeby być 3 cm wyższa, pokażę zdjęcia aparatu i spytam czy jest gotowa sama przekręcać sobie śruby w aparacie 6 razy na dobę.

wirtualna polska

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 507 (669)

#16308

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W ostatni weekend wybraliśmy się rodzinnie do znajomej rodziców, która prowadzi mini zajazd z noclegami. Woda, przestrzeń i mała zmiana klimatu czyli krótkie wakacje.
W sąsiedztwie mieszka pan prowadzący gospodarstwo agroturystyczne. Z opowiadań wynikało, że facet urwał się z piekła i kusi na ziemi. Hitem ostatniego miesiąca było jego przybycie do zajazdu pani Ani (znajomej) i próba pobicia gościa za to tylko, że zawrócił na jego podjeździe i przyjechał do niej. Średnio w to wierzyłam, do czasu.

Siedzimy sobie przy kawie, gości chwilowo brak, względna cisza i spokój, który przerwało przybycie gościa. Facet był wściekły jak diabli, wysiadł z samochodu, drzwiami tak trzasnął, że samochód się zakołysał. Podszedł i spytał o wolny pokój i cenę za dobę. Pani Ania informacji udzieliła, pokój pokazała i gościa zameldowała.

Po chwili facet przychodzi i pyta czy słyszeliśmy o gospodarstwie pana X, pani Ania potwierdziła. Gość zaczyna opowiadać co tam zastał i przeżył z gospodarzem:
1) pan X wywalił go z pokoju o 12 twierdząc, że ma chętnego na pokój (wszystkie inne pokoje były wolne),
2) pościel była ewidentnie po kimś, ze śladami różowej szminki,
3) „gwoździem programu” był długi blond włos.
Pan X skasował za dwie doby, po upływie pierwszej gości wyrzucił i za drugą nie oddał. Drzwiami trzasnął i tak się podobno zakończyła rozmowa o oddaniu kasy za drugą dobę.
Wyszło na to, że facet jest brudas i awanturnik i oszukuje na swojej stronie www; słowem nie wspomina o tym, że jest jedna łazienka na dwa piętra i że za korzystanie z aneksu jest opłata dodatkowa. No i rozpowiada, że u pani Ani jest dwa razy drożej niż u niego.

Z ciekawości przejechaliśmy się do niego. Wysiadamy, szukamy gospodarza. Facet podszedł, ani dzień dobry ani całujcie mnie w tyłek. Pytamy o wolne pokoje, owszem są. Możemy zobaczyć Nie, bo on po krowy idzie, a żona nam nic nie pokaże. Ile za dobę? 50 od osoby plus opłata za aneks. Łazienka? Jedna na dwa piętra. Gospodarz pyta czy bierzemy, mówimy, że nie dziękujemy. To rozpętało awanturę. Facet zaczął przeklinać, wyzywać nas. Kazał w tej chwili sp*******ć z jego posesji, bo jak nie to widłami poszczuje (dosłownie tak powiedział). Cóż robić, dziur w tyłku ani w karoserii mieć nie chcę, więc odjechaliśmy.
Facet cztery raz przejeżdżał obok zajazdu znajomej i krzyczał jacy to z nas oszukańcy.

Mam dziwne przeczucie, że kolejna „sąsiedzka wizyta” tego pana zakończy się przyjazdem policji.

Mini zajazd na sielskiej wsi i jego sąsiad

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 546 (584)