Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Varanek

Zamieszcza historie od: 5 listopada 2011 - 20:56
Ostatnio: 19 października 2020 - 7:39
  • Historii na głównej: 8 z 13
  • Punktów za historie: 3628
  • Komentarzy: 55
  • Punktów za komentarze: 174
 

#43824

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wybrałam się do chirurga na zabieg. Zabieg dość... prywatny, związany z wsadzaniem rożnych sprzętów w różne części ciała.
Do zabiegu należy się przygotować, odpowiednie rzeczy pijąc, będąc na czczo, itp. Chirurg uroczyście mi naznaczył o której zacząć się przygotowywać, o której skończyć i co najważniejsze, o której przyjść, bo inaczej z przygotowania nic nie wyjdzie.

Gabinet chirurga to dwa pomieszczenia z osobnymi wejściami podzielone ścianką z drzwiami (ale nie prawdziwą ścianą). W jednej jest gabinet lekarza, w drugim pokój zabiegowy w którym siedzą pielęgniarki. Do chirurga teoretycznie obowiązuje skierowanie i jest się umawianym na godzinę, do sali z pielęgniarkami wchodzą osoby w kolejności przyjścia, ale tylko na np. zdjęcie szwów czy opatrzenie niegroźnej ranki.

Gabinet chirurga jest oczywiście okupowany przez kolejkowe towarzystwo emerytów i rencistów, którzy mają nadzieje że wejście do pielęgniarek z płaczem że "ręka boli, pani, boli, tak boli!" zaowocuje natychmiastową wizytą chirurga. Również ci co są umawiani na godziny mogą sobie darować, bo w końcu, niektórzy tu siedzą od rana i teraz wchodzą, O!

Na miejsce przybyłam 20 minut przed czasem, chwała mi za zapobiegliwość. CHWAŁA! Bo musiałam się dosłownie przepchnąć między zastawiającymi mi drzwi kobietami, żeby poinformować lekarza że już jestem.

Pielęgniarki wyszły z zabiegówki, wypuszczając pana który miał akurat zmieniane jakieś opatrunki i zaprowadziły mnie do gabinetu pod łokieć, bo inaczej uparcie do pokoju właził babiszon który "już tu siedzi od 7".

Chirurg porozmawiał, zamknął na klucz gabinet, zabiegowy i dla pewności jeszcze drzwi między nimi. W asyście pielęgniarek badanie trwa.

Nagle szarpnięcie za klamkę zabiegówki. Zamknięte. Pukanie. Potem to samo u chirurga. I znowu.

Lekarz posłał pielęgniarkę żeby zobaczyła co się dzieje, może komuś głowa odpadła i trzeba przyszyć w trybie pilnym? No to pielęgniarka poszła do gabinetu, zamykając na szczęście drzwi między pomieszczeniami. Słyszymy: Pielęgniarka otwiera drzwi i rozlega się głos męski:
- Gdzie pan doktor?
- Na zabiegu.
- Bo my chcieliśmy powiedzieć doktorowi że ta pani co weszła to była bez kolejki.
- Proszę PANA! Obowiązują zapisy na godziny! - oburzyła się pielęgniarka.
- Nie, bo my ustaliliśmy DEMOKRATYCZNIE że nie.
- Pan na opatrunek czy umówiony?
- Ja chcę rozmawiać z panem doktorem! Pani ją bez kolejki wpuściła!
I słyszymy szarpanie za klamkę drzwi między zabiegowym, a gabinetem. Niestety, pielęgniarka nie przekręciła klucza. Na szczęście lekarz wykazał się refleksem i je przytrzymał, bo inaczej jakiś obcy facio obserwowałby mnie w mało komfortowej pozycji i sytuacji. Bohater ten mój Pan Chirurg! Pan z kolejki został pogoniony przez pielęgniarkę, po czym drzwi na powrót pozamykane, badanie rozpoczęte od nowa.

W którymś momencie słyszymy WALENIE w drzwi pokoju zabiegowego i krzyk ramola z kolejki - Panie doktorze Piekielny! Tamta dziewczyna tam jest NIEDEMOKRATYCZNIE! My mamy KOLEJKĘ!

Zignorowano go. Badanie udało się przeprowadzić do końca.

Bo to jest kolejka społeczna, w oparciu o sześć instytucji.

służba_zdrowia

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1055 (1195)

#19624

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracuje na ochronie.
Jak wiadomo, stereotyp ochroniarza zobowiązuje: 100 kg wagi, 2 metry wzrostu, bicepsy jak uda przeciętnego śmiertelnika. Taki też jest Benek, kolega z branży z którym dziś rano jechałem autobusem. Co znamienne, Benek przynależy do subkultury "metali", co widać po jego ubiorze i fryzurze.
W autobusie, poza nami, jechała też matka z dzieckiem w wózku i jakaś kobieta w wieku mocno średnim. My, jak przystało na kolegów, ucięliśmy sobie pogawędkę na tematy ogólne. W pewnym momencie Benedykt troche sie zapomniał i użył swojego normalnego, potężnego głosu którym w wolnych chwilach growluje. Starsza kobieta momentalnie zaatakowała.
- Może by tak ciszej?! Tu jest niemowlę! - krzyknęła tak, że obudziłaby cały pułk dzieci. Zdecydowanie głośniej niż Benek.
- Pani nie mówi o noworodkach. - odparł Benedykt smętnym głosem - Głodny sie robię.
Najpiękniejszy w tym wszystkim, był czysty i szczery śmiech matki, do którego po chwili dołączył chichot malca w wózku.

Autobus

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1269 (1393)
zarchiwizowany

#17574

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Długo się zastanawiałam czy dodać tą historię. Kiedy się zdecydowałam, postanowiłam zmienić imiona bohaterek, i opisać to najlepiej jak umiem.

W moim miasteczku nigdy nie było za dużo dziewczyn, miałam może ze trzy koleżanki, i jedną przyjaciółkę, dajmy na to Asię. Przyjaźniłyśmy się bodajże od pierwszej klasy szkoły podstawowej, mimo że chodziłyśmy do tego samego przedszkola, tam raczej nie rozmawiałyśmy za dużo. Rodzice byli zadowoleni, bo gdy pracowali, siedziałam u Asi i bawiłyśmy się jej resorakami, albo typowymi chłopięcymi zabawkami. Zawsze mnie to interesowało, czemu dziewczynka w moim wieku zamiast tak jak ja, nie posiada półki tanich lalek "Barbiepodobnych" [wiecie jakie one są, można było je kupić za niecałą dychę na każdym rynku], ale nie wnikałam w to, zabawa była przednia. Jakoś tak przebrnęłyśmy przez tą podstawówkę, zastanawiając się głównie nad tym kim będziemy w przyszłości, i ile będziemy miały dzieci. To również mnie zadziwiło, bo Asia chciała być kierowcą rajdowym, dzieci i męża nie chciała, ja za to jak na prawdziwą panienkę przystało - chciałam być piosenkarką z mężem i czwórką dzieci, a najlepiej piątką.
Ogólnie w gimnazjum wszyscy uważali Asię za dośc dziwną. wszystkie dziewczyny plotkowały o chłopakach, i tak dalej, a ona nie była raczej nikim zainteresowana.
Szok przeżyłam gdy jadąc z mamą do "miasta" czyli do pobliskiej miejscowości po zakupy, zobaczyłam Asię tulącą sie do jakieś dziewczyny, wyglądało na to że tak z sześć lat starszej od nas. Postanowiłam ją o to wypytać, i tak, przyznała się że jest odmiennej orientacji, że bała się komukolwiek powiedzieć, zwłaszcza mi, bo bała się że przeraże się na przykład tym że zawsze jak u niej nocowałam, spałyśmy na jej jedno osobówce, chodziłyśmy razem na basen, czy po prostu przyjacielsko się przytulałyśmy, i po prostu nie będe chciała jej znać.
Oczywiście zaprzeczyłam, dla mnie to była moja Asia, i wiedziałam że drugiej takiej przyjaciółki raczej nie znajdę, i włączyłam się w akcję "ukrywanie TEGO przed wszystkimi", która polegała na tym, że kiedy Asia i Kasia* spotykały się, ja musiałam utrzymywać że Asia tak naprawdę spotyka się gdzieś ze mną. Kiedy jej mama do mnie dzwoniła, zawsze wymyślona była historyjka. A to się uczyłyśmy, i Asia minutę temu ode mnie wyszła. Potem szybki telefon do domu Kasi, by Asia wracała do domu. Trochę to skomplikowane było, ale jakoś dawałyśmy radę.

Dopiero gdy sprawy zaczęły się komplikować, byłyśmy już w drugiej klasie liceum, szkoła była w miejscowości Kasi, więc zawsze po szkole szłam gdzieś z przyjaciółką i jej dziewczyną.
Asia z Kasią tradycyjnie za ręke, ja obok nich, gadamy w najlepsze, dziewczyny nie szczędzą sobie czułości... Zza rogu wyszły dziewczyny z naszej szkoły. Mimo że zawsze mówiły do nas chociażby głupie "cześć", teraz nie odezwały się ani słowem.
Następnego dnia, cała szkoła wiedziała że "Asia to LESBA, a Marta pewnie też skoro się z nią kumpluje". Ja nic sobie z tego nie robiłam, oni wiedzą swoje, my wiemy swoje, niech tak pozostanie. Przełom nastąpił gdy pod szkołę przyszła matka Asi, zaczęła się wydzierać, nie dość że na nią, to na mnie, że na "mieście" ludzie wytykają ją palcami, że śmieją się z niej... po czym perfidnie zabrała Asię za ręke, po czym z nią uciekła do swojego samochodu.
Natychmiastowo pojechałam do Kasi, objaśniłam jej całą sytuację, wsiadłyśmy w samochód, i pojechałyśmy prosto do matki Asi. Na początku nie chciała nas nawet widzieć.
Od Asi dostałam tylko list, który rzuciła przez okno listonoszowi, upewniając się że mi go doniesie. Pisała że matka nie wypuszcza jej z domu, nawet do szkoły czy do sklepu.
Dopiero za drugim podejściem po tygodniu, jej matka nas wpuściła do domu, i łaskawie wypusciła córkę z pokoju.
Kasia od progu powiedziała jej że skoro robi jej to jakiś problem że ma ′inną′ córkę, to ona może się z nią wyprowadzić, Asia do osiemnastki miała mało czasu, więc mogą się spakować, i wyjechać.
Jej matka na to przystała, wręcz ucieszyła się, wywinęła młynka w powietrzu, a z jej uszu buchały fajerwerki, po czym kazała swojej córce "wypie*dalać" bo "Ona takiej córki mieć nie chce, w zasadzie to ona nie ma córki".
pomogłam Asi spakować niezbędne rzeczy, pożegnałyśmy się, i razem z Kasią po prostu wyjechały do innej miejscowości, gdy tylko znalazły mieszkanie.

Kiedy byłam w Polsce, spotkałam matkę Asi.
Kiedy temat zszedł na jej "TAKĄ córkę", po prostu wybuchnęła płaczem, mówiąc że mimo że od tamtej sytuacji minęło kupę lat, ona nie może sobie wybaczyć tego jak potraktowała Asię, że ani razu jej nie widziała, że nie wie jak wygląda, i że jest jej strasznie wstyd że tak się zachowała, ale "takie były czasy"...
Z Asią kontakt mam do teraz - odwiedziła swoją matkę razem z Kasią i ich córką. Mimo że zdobyła się na taki krok, mówi że i tak nie może zapomnieć tego jak matka ją potraktowała, kontakt mają raczej nikły.
Sama też się z nią widuje, przyjeżdża do mnie wtedy gdy aktualnie jestem u rodziców.

Plotka potrafi zniszczyć komuś życie, prawda?

stara historia z małej wioseczki.

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (350)

1