Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Xenopus

Zamieszcza historie od: 4 października 2011 - 15:26
Ostatnio: 16 października 2020 - 14:32
  • Historii na głównej: 15 z 20
  • Punktów za historie: 10732
  • Komentarzy: 528
  • Punktów za komentarze: 4513
 
zarchiwizowany

#42206

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzień uzyskiwania wpisów. Pod pokojem, gdzie urzędują wykładowcy, ustawia się kolejka studentów spragnionych ocen. W pewnym momencie pojawia się Zbłąkana Dusza [ZD]:

- Słuchajcie, jak się nazywa prowadzący takie a takie zajęcia, bo muszę wypisać indeks?

Odpowiedziano mu. Chłopak na kolanie wypisuje szybko odpowiednie rubryczki. W tym momencie nadchodzi moja kolej wejścia do jaskini lwa i podetknięcia mu indeksu. Doktor [D] po sprawdzeniu moich dokonań stwierdza, że mogę powalczyć o wyższą ocenę. Propozycja nie do odrzucenia. Dostaję zadanie i siadam w kącie próbując je rozwiązać. W czasie moich zmagań przez pokój przewija się kilka osób. Wreszcie wchodzi ZD. Rozgląda się po pokoju i pewnym głosem stwierdza:

- Ja do doktor Ewy Piekielnej po wpis.

Wszyscy obecni w pokoju patrzą na niego z niedowierzaniem, natomiast D robi się coraz bardziej czerwony. W końcu któryś z wykładowców mówi:

- Pan wyjdzie i przeczyta plakietki na drzwiach.

Chłopak wykonuje polecenie i za chwilę do moich uszu dobiega pełne emocji "K****!".

Okazało się, że chłopak wypisując indeks musiał źle usłyszeć dane wykładowcy.

Ale jakim cudem po roku wykładów, obowiązkowych ćwiczeń i egzaminie nie skojarzył, że prowadzący zajęcia wprawdzie nazywa się Piekielny, tyle że Edward a nie Ewa?

Studia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (242)
zarchiwizowany

#34520

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, którą znam z opowieści.

W pewnej pięknej okolicy żył sobie ukryty pan piekielny. Grzeczny, spokojny, nie wadził sąsiadom. Niestety mieszkał blisko szkoły podstawowej a najkrótsza droga na osiedle przebiegała przez jego ogródek. Okoliczne dzieciaki często korzystały z tego skrótu przeskakując przez murek odgradzający piekielnego od reszty świata. Co zrobił bohater naszej historii? Bez żadnych skarg, rozmów z rodzicami ani ostrzeżeń, kawałek za murkiem, gdzie osoba przeskakująca go z rozpędu powinna wylądować, powbijał na sztorc kawałki szkła. Tego samego dnia na pogotowiu musiano szyć pierwszą ofiarę.

Rodzice pokiereszowanego chłopaka usłyszawszy szczegóły wypadku zwołali znajomych i złożyli wizytę piekielnemu sąsiadowi. W efekcie pogotowie miało więcej szycia.

I teraz pytanie co jest bardziej piekielne:
a) pakowanie się dzień w dzień na czyjąś posesję
b) wychowywanie niesfornych dzieciaków sąsiadów zapewniając im potencjalnie ciężkie uszkodzenia ciała
c) samosąd?

sąsiedzi

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (191)
zarchiwizowany

#31436

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wracam spokojnie samochodem do domu. Droga wąska, dosyć kręta, na całej długości ograniczenie do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę i zakaz wyprzedzania. Z obu stron, może nie jeden za drugim, ale dosyć gęsto jadą samochody. Już dawno nauczyłam się, że znaki drogowe we Włoszech to tylko ozdoba pobocza, więc to, że wszyscy przekraczają prędkość o około dwadzieścia kilometrów na godzinę uznaję za normę. Ot ludziom się spieszy do domu po pracy. Zresztą sama, o ile uznam, że nie jest to zbyt niebezpieczne też dostosowuję prędkość do innych, coby ruchu nie blokować.

Wychodzę z zakrętu i widzę srebrne Audi zbliżające się do mnie na zderzenie czołowe. Idiota wyprzedzał nie dość, że kilka samochodów pod rząd i na zakazie to jeszcze przed zakrętem. Nie zdążył. Oceniłam możliwe manewry: z jednej strony mam samochody jadące po swoim pasie, z drugiej słupki i drzewa praktycznie na granicy drogi. No to w bok nie zjadę. Przytulam się jak najbardziej do pobocza i depczę hamulec modląc się, aby kierowca za mną miał dobry refleks i nie wjechał mi z zadek a ten na wprost jakoś zmieścił się środkiem. Idiota minął mnie na milimetry. Zmówiłam modlitwę dziękczynną i ruszam dalej. Jakieś pięć minut później samochód jadący za mną, który doskonale widział jak niewiele brakowało wcześniej do wypadku, zafundował dokładnie takie same atrakcje osobie z przeciwnego pasa. Widząc to mówię do męża:

- Za zastrzelenie takiego powinna być co najwyżej grzywna za polowanie poza sezonem. – Moje szczęście spojrzało się na mnie i poważnie odpowiada:
- Za zastrzelenie takiego powinna być nagroda łowiecka.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (218)
zarchiwizowany

#29652

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Druga historia z przygotowań ślubnych. Temat przewodni: kamerzysta.

Chcieliśmy kogoś porządnego, w końcu pamiątka na całe życie. Niestety ceny najbardziej znanych firm w tym biznesie zaczynają się od 4000 i idą w górę. Ok, rozumiem że sprzęt, że licencje na programy, że kilka kamer na raz pracuje... Przełknęliśmy taki wydatek i ślemy zapytania. Najlepszą odpowiedzią było: „Aby podjąć decyzję musimy się spotkać albo muszę przynajmniej zobaczyć państwa zdjęcie, żeby ocenić, czy jesteście wystarczająco fotogeniczni...”

kamerzysta

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (223)
zarchiwizowany

#29648

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnie około-ślubne historie na Piekielnych sprawiły, że z nostalgią zaczęłam wspominać własne przygotowania. Ogólnie były one całkiem przyjemne. Mimo to dwie osoby, z którymi miałam przy tej okazji do czynienia zasłużyły na „wyróżnienie”, jakim jest miejsce na tej stronie. Oto pierwsza z nich:

Jak już wcześniej pisałam nie mieszkam w Polsce, jednak brałam tu ślub. Dlatego wszelkie wstępne ustalenia odbywały się drogą mailową, natomiast rozmowę twarzą w twarz oraz podpisanie umowy załatwiałam hurtowo jakoś miesiąc przed ślubem, gdy przyjechałam na trzy dni do kraju. Jeszcze przed wylotem potwierdziłam daty i godziny aby mieć pewność, że nic się nie zmieniło. – Tak, oczywiście, pamiętamy. Mamy w kalendarzu zapisane... – No to super.

Wszystko szło gładko do czasu spotkania z Djem. Przybyłam do knajpy, DJa niet. No cóż, spóźnia się. Ludzka rzecz. Mija 10 minut, 15, 30... Już nerwowa sięgam po komórkę. Nikt nie odbiera. Dzwonię na telefon firmowy: głucho. Moja pierwsza myśl: Coś się musiało stać. Dzwonię do szwagra coby sprawdził w internecie, czy firma podaje telefon do kogokolwiek jeszcze. Znaleźliśmy współpracownika. Odbiera:

- Witam, byłam dziś umówiona na podpisanie umowy z panem Takim a takim. Czekam od godziny bez skutku i nie mogę się do niego dodzwonić.

- Ale o co chodzi? Pan Taki a taki dziś jest w Szwecji. Wraca w nocy. – Ja wielkie: WTF?! Trzy dni temu potwierdzał mi termin sam! Nagle mu się wojaży zachciało, czy co? Ok, w takim razie rezygnujemy ze współpracy.

Rozłączyłam się i dawaj na poszukiwanie nowego DJa. Wszyscy, gdy tylko słyszeli termin wesela wybuchali śmiechem, więc miałam już wizję własnoręcznego nagrania płyt i puszczania ich ze sprzętu knajpianego. Tyle dobrze, że miałabym pewność, że będzie leciało to, co sama wybrałam. Koniec końców dorwałam osobnika, który nie dość, że był wolny w odpowiednim terminie, to jeszcze zgodził się ze mną spotkać i spisać umowę wstępną tego samego dnia (następnego miałam już lot powrotny).

Kryzys zażegnany. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wracam wieczorem do domu i idę spać. Godzina 23 telefon. Pan już-nie-mój-DJ strasznie przeprasza i pyta się, czy możemy się spotkać następnego dnia. Na moje pytanie co się stało tłumaczy, że mu się daty pomyliły...

Ciekawe, czy daty wesel też mu się często mylą?

usługi

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (179)

1