Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anusiakkam

Zamieszcza historie od: 23 marca 2013 - 1:48
Ostatnio: 30 grudnia 2017 - 7:59
  • Historii na głównej: 4 z 9
  • Punktów za historie: 3163
  • Komentarzy: 37
  • Punktów za komentarze: 176
 

#60450

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może ktoś zna z autopsji...

Dostałam wezwanie do zapłaty. Treść krótka, zwięzła i bez konkretów. Podobno wiszę firmie IMP Sp.z o.o kwotę prawie 160zł za 'publikacje Domowy Poradnik Lekarski'.

Trzy razy czytałam, trzy razy myślałam, no ni hu hu, nie ma opcji żebym coś takiego kupowała czy zamawiała. Dwie ciocie mam pracujące w szpitalu, zawsze jak potrzebuje coś na szybko wiedzieć, to do nich dzwonię. Wujek google też chętnie służy pomocą:). Pytałam mamy czy coś zamawiała, mama twierdzi, że absolutnie. Drobnym druczkiem pisany, ale jest-numer na infolinię. No więc dzwonię. Zaczynamy jatkę.

Pytam 'uprzejmej' (na dzień dobry najchętniej odpowiedziałaby - weź się od***tentego) pani cóż to za pismo dostałam, bo nie znam ani firmy windykacyjnej ani całego tego wydawnictwa IMP. Pani mi tłumaczy, że wzięłam książki DPL razy 6, zapłaciłam, odebrałam, złożyłam kolejne zamówienie, które już nie zostało zapłacone - stąd dług. Pytam wiec pani szanownej (czerwona lampka mózgownicy już prawie przepalona) czy oprócz mojego imienia, nazwiska i adresu ma jakieś inne moje dane. Pani twierdzi, że nie. Pytam znów na jakiej podstawie chce ściągnąć ode mnie dług, pani z wielkim fochem każe dzwonić do IMP i tam pytać, po czym się rozłącza. No ok. Nie chcesz gadać babo, to nie.

Chciałam sprawę zignorować, tyle że męczyć mnie zaczęła, przecież kurde z jakiej paki mnie ścigają?

Dzwonię nazajutrz do IMP. Standardowo pół godziny wiszę na łączach. Kolejna pani odbiera, tłumaczę sytuację, śpiewka z wczoraj powtórzona. Pani pyta o numer klienta. Znów muszę się produkować, że nie znam firmy więc skąd mogę mieć tenże numer. Pani znajdzie mnie po danych. No to jej podaję tyle ile sami ich mają, nic więcej. Pancia mnie znalazła, słyszę powtórkę bajeczki z wczoraj. Nocne myślenie się przydało, pytam więc pani jaka była data tego niby zamówienia? 2002r!!!

Wybuch śmiechu niekontrolowany, powstrzymać się nie mogłam, proszę o przesłanie wszystkich kserokopii ich dokumentów gdzie widnieje mój podpis, łącznie z kuponem zgłoszeniowym (podobno tak zamówiłam książki), coś jej rzuciłam o przedawnionych długach i zadaję pytanie. 'Jak wasza firma mogła nawiązać transakcje z ledwo 10-letnim dzieckiem? !' Odpowiedz panci ma u mnie mistrza - Za błędy dzieci odpowiadają rodzice. Wybuch śmiechu part 2, powtórzyłam prośbę o ksera, pancia obiecała, że wyśle...

...no to czekam, mój adwokat się ucieszy... o ile cokolwiek przyślą, bo mojego podpisu n apewno tam nie ma ;)

Ps. Uczulcie babcie, mamy, ciocie i sąsiadki, bo to ewidentnie wałkarze-naciagacze.

Polskie realia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 545 (579)

#58342

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przychodzi do mnie sąsiadka - Aga (imię zmienione). Aga jest upośledzona w znacznym stopniu i ma cholerną wadę wymowy. Ciężko nie domyślić się choćby przez telefon, że coś z nią nie tak.

No więc Aga przychodzi z kartonem, w środku tablet (pentagram) + modem mobilny z pomarańczowej firmy. Mówi mi, że mam jej to zrobić (internet połączyć z tabletem) i pokazać jej jak to obsługiwać. Tłumacze krok po kroku co to wi-fi, jak połączyć, jak obsłużyć tablet, do czego jej może się przydać itp. Aga patrzy na mnie jakbym mówiła po chińsku, zaczynam ponownie tłumaczyć, widzę, że dalej nie trybi. Pytam jej po co to kupowała, skoro ma problem z obsługą prostego telefonu.

Miły pan z pomarańczy nawciskał jej kitów, że będzie mogła przez tableta oglądać tv i różne inne cuda na kiju. Internet tej firmy w naszym miasteczku ledwo wczytuje Facebooka, nie wspominając już o filmach i tv. Pan z pomarańczy na 100% wiedział przynajmniej orientacyjnie jak wygląda u nas zasięg internetowy.

Jaką trzeba być świnią, by mimo tego, że słychać, że rozmawia się z osobą upośledzoną - wciskać jej kompletnie niepotrzebną rzecz - dla tych kilku złotych prowizji? Zastanawiam się jakim cudem on dogadał się z Agą.
Tableta odkupiłam od Agi za cenę rynkową + umowa, że opłaty za Internet będziemy płacić na pół.

Aż mi jej żal, bo asertywność u niej znikoma i pewnie sytuacja się powtórzy, tyle, że tym razem przy każdej ofercie przez telefon dostała nakaz by zgłaszać się do mnie...

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 468 (614)

#52813

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia 'pypy' skłoniła mnie do napisania swoich przeżyć z Urzędem Pracy.

W wieku 18 lat przerwałam edukację w Technikum z przyczyn osobistych. Podjęłam pracę 'na czarno' gdyż pracodawca nie był skłonny dać mi nawet śmieciówki. Po pół roku walki z wiatrakami zmieniłam pracę. W nowej firmie dostałam pracę na pełny etat, łącznie z umową o pracę i całą resztą dodatków. W między czasie podjęłam się edukacji w trybie zaocznym, bo zawsze chciałam mieć min.wykształcenie średnie. Jednak po 13 miesiącach pracy w firmie zmienili nam treści w umowie, co było mi bardzo nie na rękę, więc podziękowałam firmie za współpracę, nie podpisałam aneksu i zostałam zwolniona.

Z racji tego, że przepracowałam ponad rok, przysługiwał mi zasiłek dla bezrobotnych, więc zarejestrowałam się w PUP. Przez pół roku byłam w urzędzie 3 razy 'podpisać' się. Liczyłam na jakąkolwiek pracę z ich strony, ale propozycji nie było, a pieniądz jeszcze jako taki był. Wizyty wyglądały mniej więcej tak: 'Pani podpisze, dziękuję, do widzenia'. Po okresie zasiłkowym, przy kolejnej wizycie urzędniczka zaproponowała mi extra ofertę pracy. Praca na produkcji, po 12h dziennie za minimalna pensje. Byłoby ok, żadnej pracy się nie boję, lecz pani zostawiła na koniec wisienkę na torcie: praca była 60km od mojego miejsca zamieszkania. Po szybkiej kalkulacji wyszło, że większą część pensji musiałabym wydać na paliwo. Pytam pani jak miałyby wyglądać moje dojazdy (PUP wie że mam prawko, nie wie i nie musi wiedzieć o samochodzie). 'Uprzejma' pani poinformowała mnie, że z miasta powiatowego jeździ autobus o godz 4.30, fajnie tyle że do tego miasta muszę dojechać 20km. Musiałam odmówić takiej wspaniałej ofercie.

Kolejna wizyty wyglądały tak jak te w czasie pobierania zasiłku. Ukończyłam szkołę, pojechałam na kolejna wizytę ze świadectwem w ręku i nadzieją na większe szanse w znalezieniu pracy. I jest! Eureka! Pani ma dla mnie ofertę stażu. W agencji nieruchomości. Wymagania: wykształcenie średnie i dobra obsługa komputera. Czyli wszystko co posiadam. Skierowanie w ręku, za kilka dni rozmowa z pracodawca. Pełna nadziei jadę na spotkanie. Rok bezrobocia dał mi trochę w kość, psychicznie. Pani w agencji miła, rzeczowa, informuje mnie, że wszystko ze mną ok, ale ona chce kogoś z doświadczeniem (moja mina wtf? Doświadczenie na staż?). Pytam więc jakie to doświadczenie na być, pani mówi że najlepiej chciałaby studenta zaocznego uczącego się w kierunku nieruchomości. Pytam więc panią dlaczego wpisała w ofertę min wykształcenie średnie, odpowiedź najbardziej szczera z możliwych - bo panie w urzędzie jej tak kazały, nie miały ofert dla tego rodzaju wykształcenia, więc to był warunek zamieszczenia ogłoszenia. Wróciłam więc do pupu z ciśnieniem i zrobiłam dym.

Ja wszystko rozumiem, statystyki itd. Ale do ku'rwy nędzy, to że jestem bezrobotna, nie znaczy, że można pomiatać moim czasem i pieniędzmi. Mnie było stać na takie wycieczki bez celu, ale co z ludźmi, którzy odmawiają sobie chleba czy obiadu żeby jechać na darmo bo urząd tak chce? Nie ogarniam! Teraz mam pracę na okres próbny i czuje, że na tym się skończy. Czekam na kolejne wku'wy z przybytku dla bezrobotnych.

Panie Uracz Plebs.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 499 (557)

#49238

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji tego, że moja druga połówka mieszka prawie 50km ode mnie, a w tej chwili tylko ja mam samochód, to jestem skazana na wycieczki:) Jego miasto znam dość dobrze. Pewnego pięknego wieczora nabraliśmy ochoty na wypad na basen. Miejscowość oddalona o kolejne 20km, kompletnie mi nie znana, nawigacja włączona, więc jadę. Po dotarciu do mety, parkuję samochód. Wychodzę, a miły Pan grzecznie mnie informuje, że jeździ policja i wlepiają mandaty za parkowanie. Chwila zastanowienia, może jakiś zakaz czy coś, ale zwracam uwagę na znaki, nic takiego nie widziałam. Dla upewnienia idę sprawdzić. Nic nie ma. Wracam zamknąć samochód i podjeżdża Pan Władza (W). Wywiązał się taki dialog:

W: 200zł i 2 punkty karne będzie. (ani dzień dobry, ani przysłowiowe Ha ci w De)

J: - już wkurzona - Za co?

W: Za parkowanie w miejscu nie dozwolonym. - tu już iście piekielna lampka zapalona.

J: To może szanowny pan powie mi gdzie mam zaparkować?

W: Policja nie jest od wyznaczania miejsc parkingowych, skoro ma Pani prawo jazdy powinna Pani wiedzieć gdzie można parkować.

J: Z tego co wiem to policja jest od pomagania, a nie od karania, jak pan widzi (pokazuje palcem na tablice rejestracyjna) nie jestem stąd, nie wiem gdzie są parkingi.

W: proszę ze mną nie dyskutować, poproszę dokumenty!!

J: - z uśmiechem szatana - Z tego co wiem, funkcjonariusz przy kontroli ma obowiązek się przedstawić i podać stopień służbowy, czego pan nie zrobił, więc i ja nie poczuwam się do okazania dokumentów. Poza tym zapraszam ze mną, pokaże mi pan gdzie jest znak zakazu.

Facet idzie za mną na początek drogi, patrzy, a tam psikus. Znaku żadnego, poza tabliczką informującą, że teren jest prywatny, a parking dla klientów kąpieliska. Gościu odwrót na pięcie, wsiada do samochodu, a ja jeszcze krzyczę do niego 'do widzenia, miłego wieczoru' z uśmiechem nr 5 :)

Sama sytuacja nie była dla mnie piekielna, bo wiedziałam co się święci. Wiecie co było najlepsze? Że na tym basenie, dowiedziałam się, że kilka osób przyjęło mandat. I nie wiem co gorsze, niewiedza kierowców, czy wykorzystujący tą niewiedze policjant.

pod kąpieliskiem

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 616 (754)

1