Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

auristel

Zamieszcza historie od: 25 stycznia 2011 - 11:07
Ostatnio: 10 sierpnia 2014 - 23:59
O sobie:

A Jack of all Trades.

  • Historii na głównej: 21 z 36
  • Punktów za historie: 18294
  • Komentarzy: 348
  • Punktów za komentarze: 2088
 
zarchiwizowany

#14050

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Parę osób chciało jeszcze historyjki z piekielnym sąsiadem. No to proszę, będą dwie na raz (krótkie).

Jak jeszcze byłem szczawikiem kopaliśmy piłkę gdzie się dało. A to przed blokiem, a to za blokiem a to obok bloku. Najlepsze "boisko" było przed blokiem. Nikomu to nie przeszkadzało, że kopiemy piłkę. Nikomu oprócz piekielnego sąsiada. Darł się non stop, że wybijemy mu szybę w oknie (mieszka na drugim piętrze a trawnik-boisko oddalony od bloku dobre 15 metrów), że depczemy trawę (litości!), że się drzemy itp. Kiedyś wezwał policję, która wlepiła mu mandat za bezpodstawne wezwanie - bo nie zakłócaliśmy porządku, nie tłukliśmy szyb ani nic w tym rodzaju - a że były lata 90-te to nikt nie popadał w paranoję, że dzieciaki trochę hałasują i kopią piłkę. Dodam, że przez jakieś 10 lat kopania w piłkę pod blokiem wybita została jedna szyba, na dodatek przez innego sąsiada, który po pijaku wykopał nam piłkę we własne okno.

Druga historia: Sąsiad, pragnący większej jeszcze władzy, samorzutnie mianował się "gospodarzem domu" jak tylko się wprowadził. Wymienił zamki od korytarza piwnicznego, założył kłódki na szafki licznikowe i bezpiecznikowe na klatce, załańcuchował wyjście na dach. Oczywiście dumny napis olejną, że klucz u gospodarza (sic!) pod nr takim a takim. Lokatorzy dla świętego spokoju dali sobie spokój, bo nikt nie chciał się z baranem użerać. Aż w końcu ekipa ze spółdzielni mieszkaniowej wymieniająca stare bezpieczniki na nowe (przełącznikowe) nie mogła dostać się do skrzynki. Facet dostał ostre zjeby od zarządu spółdzielni oraz wspólnoty lokatorskiej, że nie ma czegoś takiego jak "gospodarz domu", bo komuna upadła, musiał publicznie przeprosić lokatorów a na dodatek spółdzielnia zagroziła wypowiedzeniem umowy o wynajem lokalu za jeszcze jeden wybryk. No i tak skończyła się kariera "gospodarza", który piekielnością i chamstwem mógłby konkurować z Prokopem ze słynnego serialu.

Jak przypomnę sobie więcej, to dodam.

Pozdrawiam.

Blok mieszkalny

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 233 (267)
zarchiwizowany

#13697

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pisałem o piekielnej pani stomatolog, teraz ja napiszę jakie piekło przechodziła ze mną dzisiaj moja nowa pani doktor.

Kto czytał wcześniejszy zapis ten wie, że panicznie boję się dentysty: dzięki pewnemu wydarzeniu sprzed 11 lat potrafię dosłownie uciec z fotela czy poczekalni a czynności dentystyczne przyprawiają mnie o palpitację serca. I nie przesadzam ani trochę. Nawet pisząc o tym skacze mi tętno.

Do rzeczy: zarejestrowała mnie moja luba, naszukała się biedna dentysty któremu jeszcze nie uciekłem i chciałby takiego jak ja "obsługiwać". Jakoś noc przed wizytą przespałem. Rano w autobus i do przychodni. Mi zaczyna puls i ciśnienie skakać, czuję, że zaraz stąd ucieknę albo spłynę na podłogę. No nic, wchodzę, puls 180, pole widzenia zawężone do 10 stopni. Pani doktor miła, uprzejma itp mówi, że nie ma pośpiechu, proszę się uspokoić i tak dalej.

Jakoś dotarłem do fotela (chyba narzeczona mi pomagała). Siadam, pani ogląda zęby. To, to, tamto do zrobienia, takie typowe dyktowanie dla asystentki. Sięga po wiertło...

No koniec, ja panika, urywany oddech, no płaczę normalnie, narzeczona razem z dentystką mnie uspokajają, pani asystentka patrzy ze zrozumieniem. Opowiadam jej sytuację skąd u mnie ten strach. Pani doktor robi oczy, popatrzyła się na moją lubą, ta potwierdza. Ok, uśmiecha się do mnie: jedziemy.

Dała znieczulenie (nie musiała do takiej operacji - NFZ tego nie zapłaci), powierciła, powierciła, cały czas się upewniając, że nic mnie nie boli, założyła plombę i po krzyku. Kazała się zapisać od razu na 4-5 następnych terminów, to zrobi wszystko raz dwa i będę miał spokój. Przepraszałem ją jak głupi za ten cały cyrk (no qrwa, facet 26 lat!) obiecałem, że następnym razem będzie lepiej. I będzie, bo kurde takiej miłej i empatycznej dentystki w życiu nie miałem i mieć nie będę. Uśmiechnęła się tylko i mówi: "Niech się pan nie przejmuje, są gorsi." A na dodatek, co nawet moja luba zauważyła, a ja dopiero przy wyjściu: "Pani doktor jest bardzo ładna".

Jak skończy z moimi zębami to normalnie jej w tych zębach kosz kwiatów zaniosę, za użeranie się ze mną. A i narzeczonej będę musiał jakoś dzisiaj wynagrodzić ten wstyd co się przeze mnie najadła.

PS: Pozdrowienia dla wszystkich, którzy tak jak ja boją się dentysty i dla cudownej pani stomatolog! Jeśli pani to czyta, to DZIĘKUJĘ :)

Przychodnia PULS, pani doktor M. S.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (229)
zarchiwizowany

#13422

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historię opowiedziała mi wczoraj moja [N]arzeczona. Pracuje ona w dziale piekarniczym w jednym z supermarketów. Wchodzi wczoraj [k]lientka, na oko całkiem normalna, umyta, uczesana, schludnie ubrana, koło czterdziestki i rozpoczyna się rozmowa:

[K]: Wie pani, bo ja bym chciała z ochroniarzem, taki wysoki, ciemny...
[N]: A jak się nazywa, bo u nas sporo ochrony i są zmiany, więc nie wiem o którego chodzi.
[K]: No taki wysoki... (i jeszcze parę razy w te klocki)
[N]: Nie znajdę go pani ot, tak, nie mogę zejść ze stanowiska, ale może mi pani powie, w czym rzecz, to postaram się pomóc.
[K]: No, bo on miał wczoraj załatwić dwa tiry, jedzenie, chemia, artykuły różne i te tiry miały polecieć na moją planetę(!), do bogów(!), bo oni czekają i czekają a tirów nie ma.
[N] (o.O): I to ochroniarz wszystko pani powiedział? Że załatwi?
[K]: Tak, bo bogowie czekają na jedzenie i proszek do prania, bo się skończył. Dwa tiry tego miało być.

Narzeczona odesłała klientkę do ochrony, żeby wyjaśnili sobie sprawę. Oni odesłali ją z powrotem, pokładając się ze śmiechu.

[K]: Ci panowie powiedzieli, że pani jest tu kierowniczką, i pani wszystko załatwi!
[N] (O.o): Proszę pani, nie jestem kierowniczką i nie mam takiej władzy, żeby te tiry gdziekolwiek "leciały". Może pani pójdzie do marketu Piekielnego, tam szybciej takie sprawy załatwiają (żeby się już pozbyć psychicznej babki).
[K] (nerw): Czemu mi pani doradza? Ja panią nie prosiłam o to! Miały być tiry i nie ma! Co to za obsługa! Bogowie się zdenerwują!

I tak dalej i tak dalej. Ostatecznie sobie poszła. A moja luba została z wyrazem twarzy: o.O

Tak, wiem, historia nieprawdopodobna i gdyby mi obca osoba opowiedziała, też bym pewnie nie uwierzył. Mogłem trochę poprzekręcać dialogi, ale ogólny sens zostaje :)

Muszkieterowie

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (263)
zarchiwizowany

#13349

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wchodzę 3 dni temu do Żabki z zamiarem kupienia Pepsi Twist - jest promocja, litr za 3zł a że jestem łasy na Twist'a i Cherry Coke, to zawsze się skuszę. Wchodzę, podchodzę do lodówki, jest moja Pepsi, cena 2,99, super. Biorę, podbijam do kasy z uśmiechem, wyciągam 3zł.

(P)ani sprzedawczyni: 3 ileśtam (nie pamietam, chyba 79 gr czy jakoś tak)
(J)a: A dlaczego na lodówce wisi cena promocyjna 3zł?
(P): Bo jeszcze nikt nie zmienił
(J): (płacę) Wie pani, że to jest wprowadzanie klienta w błąd? Radziłbym szybko zmienić cenę na właściwą, bo trafi się ktoś wredny i kontrolę na panią naśle.
(P): ok, ok, do widzenia.

W sumie, to nie chodzi nawet o te 70 czy 80 gr, tylko o sam fakt, że byłem tam dzisiaj przed pracą, a cena? Dalej wisi promocyjna...

Żabka

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 32 (72)
zarchiwizowany

#10110

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w banku. Właśnie zostałem obrzucony wyzwiskami a mój bank zwymyślany od "upierdliwych" przez klientkę, która ZGUBIŁA kartę potrzebną do identyfikacji klienta, wypłaty kasy itp.

Nie dało się jej w żaden sposób wytłumaczyć, że jej obowiązkiem jest pilnować karty (no kurczę, KARTA!!) a jeśli się ją zgubi, to jaką odpowiedzialność ponoszę ja, czy bank? I weź tu jeszcze bądź dla takiej miły i się uśmiechaj... Przynajmniej jej mąż przeprosił na odchodnym za zachowanie swojej żony.

Mały oddział dużego banku

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 78 (160)