Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

bolimnieglowa

Zamieszcza historie od: 15 sierpnia 2012 - 23:06
Ostatnio: 23 grudnia 2012 - 19:43
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 3285
  • Komentarzy: 57
  • Punktów za komentarze: 473
 
zarchiwizowany

#44251

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przestrzegam wszystkich przyszłych studentów, którzy pragną trochę spokoju: nie. wynajmujcie. dwuosobowych. pokoi.

Po prostu nie, chyba że dobrze znacie przyszłego współlokatora, ale i to nie zawsze jest gwarancją. Wyobraźcie sobie, że od tego roku mieszkam z przyjaciółką, o której chyba przestanę tak mówić.

Człowiek przychodzi styrany z zajęć, marzy o spokojnym wieczorze z książką czy nawet chce po prostu walnąć się do łóżka, ale otwiera drzwi do domu i zastaje parę obcych butów. Oczywiście - gości mieć można. To nie grzech. Ale mam złe przeczucie...

Wchodzę do naszego pokoju i co widzę? Do D. przyjechał jej chłopak. Odwiedzać ma prawo. Tylko że chłopak D. mieszka 5 godzin jazdy od miasta, w którym studiujemy, więc na zwykłych odwiedzinach się nie skończy. Otóż chłopak D., o czym dowiaduję się, gdy już jest to 'ustalone', będzie spał w naszym pokoju dwie noce.

Super.

Nie ukrywam niezadowolenia, ale nic nie mówię, bo przecież nie będę go wyganiać, odkładam sobie rozmowę na później, choć jest coraz trudniej.

I siedzę i szlag mnie trafia. Telewizor ryczy, chłopak D. beka sobie co dziesięć minut. I, o czym dowiedziałam się mimochodem, nie ma pojęcia, ile jest kontynentów na świecie.

Poza tym chrapie w nocy, więc i wyspać się nie można...

Mija wreszcie czas mordęgi i wykładam D., że tak być nie może, bo mi się jakaś względna prywatność należy.

"Ale przecież ja za nim tęsknię!"

Sądziłam, że coś jej w mózgu zostało po naszej rozmowie. Ale nie. Wracam dziś i... to samo.

Błagam Cię, Boże, ześlij cierpliwość. Albo wymorduj bliźnich. Albo znajdź mi tanią jedynkę.

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (211)

#39437

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu udało mi się zaliczyć poprawkę z egzaminu i był to dobry powód do celebracji. Wybrałam się więc z kumpelą do klubu.

Na parkiecie chuć i niby-to-seksowne tańce, tu się ktoś tam klei, tam ktoś uprawia taniec-połamaniec, jak to zwykle bywa, wiadomo.

A teraz do rzeczy. Koleżanka poszła do łazienki, tańczę więc sama. Nagle podbija do mnie podpity gość, jakieś 25-30 lat ma czy coś. Całkiem szeroki.

- Pójdziesz po imprezie z nami? - drze mi się do ucha, i pokazuje palcem na siebie i swojego kolegę kręcącego się obok.
- Wątpię! - odkrzykuję.
- A co masz lepszego do roboty?

Nie chce mi się już krzyczeć, więc tylko wzruszam ramionami i tanecznym krokiem odsuwam się od gościa. Ale gdzie tam, taki typ nie pojmie nawet tak oczywistej aluzji. Przydreptuje znów, bierze mnie za ręce i wywija mną tak, że mało nie padnę, a i uścisk ma mocny. Ale dobra, myślę: "Potańczę chwilę i uciekam". Zerkam gdzieś po ludziach, szukając kogoś znajomego, żeby mnie "odbił". Facet zauważa moje niezbyt dyskretne spojrzenia, nachyla się do mnie i mówi:

- Odpuść, nikt ci nie pomoże.
Już ja ci odpuszczę, dziadu. Wyślizguję się z jego objęć i chcę się przedostać na drugi koniec sali. Facet łapie mnie zanim zrobię dwa kroki, "przytula się" do moich pleców i charczy w ucho:
- Może i jestem wstawiony, ale to nie zmienia faktu, że mi się podobasz, okej?
Moja irytacja sięga zenitu, odwracam się i strząsam z siebie jego łapska. Niespodzianka - łapska znów owijają się wokół mnie, nim zdążę je odepchnąć.
- Spadaj - mówię krótko.
Facet wybucha śmiechem. Podnosi mnie i transportuje do pobliskiej ściany, tam, gdzie jest luźniej. Przyciska mnie do niej niemal całym ciałem i nie pozwala mi uciec. Staję na palcach i rozglądam się ponad jego ramieniem, szukam wzrokiem kogoś, kto tego gościa zabierze. Nikt na nas nie patrzy.
- Dlaczego nie chcesz z nami iść? - pyta. - Naprawdę mi się podobasz!
- Ale ty mi się nie podobasz, rozumiesz? Puść mnie.
Gościu robi coś, czego po prostu nienawidzę - łapie mnie za nadgarstki. Automatycznie zaczynam wierzgać.
- Porozmawiajmy! - odzywa się.
- No to mów, do cholery! - wydzieram się, wściekła, nadal szarpiąc się z jego uściskiem. - Byle szybko!
- Chciałbym, żebyś z nami poszła. To nic, że jestem pijany, nie musisz...
- Słuchaj, ja wolę dziewczyny.
Znów wybucha śmiechem.
- Ja też!
Hm. Przynajmniej próbowałam.

Spostrzegam, że z zainteresowaniem patrzy na nas jakiś chłopak. Spodziewam się, że zaraz podejdzie i odciągnie natręta. A skąd. Odwraca wzrok i idzie w tany. Tymczasem faceta najwyraźniej zaczyna drażnić moja automatyczna szarpanina, bo potrząsa mną gwałtownie i każe mi się uspokoić.

- Puść mnie, to się uspokoję.
- Nie mogę cię puścić, bo uciekniesz.
W kieszeni wibruje mi telefon - koleżanka mnie poszukuje. Facet ciągnie mnie w głąb ciemnego korytarza. Dochodzi trzecia, więc ludzi coraz mniej.
Ogarnia mnie jakaś rezygnacja, nie stawiam już oporu. Staram się chłodno kalkulować, czekam na dogodny moment, by przyładować facetowi w jaja. Najgorzej, że po prostu nie potrafię bić całą swoją siłą - boję się zadawać ból.
Przemoc okazuje się niepotrzebna, bo nagle wpada na nas wataha nieznajomych mi dziewczyn.

- Ooo, cześć, Baśka! - krzyczy jedna z nich, blondynka. Oczywiście nie nazywam się Baśka. - Tyle lat cię nie widziałyśmy!

Dziewczyny rzucają się na mnie i facet spada na drugi plan. Zostaję odprowadzona na parkiet, gdzie zasypuję moje bohaterki wylewnymi podziękowaniami. Namolnego gościa jakiś czas później wyprowadza ochroniarz.
Nic mi się oczywiście nie stało, ale trochę zepsuł mi facet humor, co chyba zrozumiałe...

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1023 (1157)

#38602

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pożyczyłam Baśce 3 stówy, bo musiała opłacić mieszkanie, a jej brakowało. Wcześniej zawsze mi oddawała, więc nie miałam specjalnych oporów. To znaczy, wiadomo - nie lubię pożyczać, ale jak ktoś jest w potrzebie...

No i się, rzecz jasna, przejechałam. Najpierw zadzwoniła do mnie ze dwa razy i powiedziała, że na razie nie może oddać. Okej, dobra. Chociaż nie spodobało mi się, że nawet nie zapytała, czy te pieniądze nie są mi potrzebne.

Minął miesiąc. Kurczę, jak ja nie lubię się upominać! No ale 300 złotych piechotą nie chodzi. Zadzwoniłam, nie odbierała. Zadzwoniłam następnego dnia - nie odbierała. Jeszcze raz. Bez odbioru znów. Napisałam SMS-a. Nic.

Po kilku dniach odpisała, że odda mi, jak wróci. Pytam ją, skąd niby. Z Włoch - bo musiała pojechać do rodziny na czyjś tam ślub i trochę się to przeciąga, ale naprawdę, jak wróci do Polski, to mi odda, bo już sobie odłożyła. Następnego dnia szłam sobie ulicą i aż przystanęłam, jak zobaczyłam ją w oddali między sklepami. Pomachałam jej, zmieszała się strasznie, ale udawała, że mnie nie widzi i uciekła gdzieś w uliczkę. Luuudzie no! Jak już kłamać, to tak, żeby było trudniej zdemaskować, a nie...

No i chyba nie odzyskam tej kasy. Dzwoniłam, pisałam... Później jedna znajoma powtórzyła mi, co mówiła jej Basia - że mi to pieniędzy nie trzeba oddawać, bo ja mam. I że niech się martwi ten, co pożyczał, a nie ten, co wziął, bo to przecież teraz nie Basi problem.

Siekierą bym ją...

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 747 (821)

#38354

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Za nieco młodszego niż teraz młodu, to jest przed studiami, mieszkałam sobie z rodzeństwem i rodzicami w dość potężnym domu. Każdy miał swój pokój i bywało, że w ciągu dnia udało mi się nie spotkać żadnego z członków rodziny nawet bez specjalnych starań.

Tej nocy rodziców nie było w domu, a ja, siostra i brat, siedzieliśmy każde zaszyte w swoich twierdzach. Dochodziła druga w nocy, kiedy zaburczało mi w brzuchu. Stwierdziwszy, że nie chcę umierać z głodu, zeszłam na dół, żeby zrobić sobie kanapkę. Strachliwa była ze mnie panienka, ucieszyłam się więc, kiedy zobaczyłam, że spod drzwi kuchennych przebija się światło. Weszłam do środka i stanęłam jak wryta. Przy stole siedział młody chłopak, na oko dwudziestopięcioletni.

- O, cześć - powiedział, nieco zaskoczony i łyknął kawy z filiżanki.
- Eee... cześć. Jesteś znajomym mojej siostry?
- Tak. Paweł. Mam nadzieję, że ci nie przeszkadza, że się tu tak rządzę. Twoja siostra powiedziała, żebym sam zrobił sobie kawę, więc...
- Nie, skąd, nie przeszkadza mi - odpowiedziałam i ruszyłam do lodówki. Zrobiłam nam po kanapce, posiedzieliśmy chwilę przy stole i zjedliśmy.
Paweł popatrzył na ekranik telefonu, poprzyciskał coś i chwilę czytał. Dopił szybko kawę.
- Dostałem smsa z pracy, nagły wypadek - powiedział i wstał od stołu. Przeszedł przez korytarz, ja za nim. Zakładając buty, odezwał się znowu: - Przekaż siostrze, że musiałem iść i przeproś ją. No, to cześć.
I poszedł. Dobra, przekaże się. Wróciłam do kuchni, zrobiłam sobie jeszcze jedną kanapkę i umyłam filiżankę po Pawle, a potem wróciłam na górę.
Zapukałam do pokoju siostry i wsunęłam głowę do środka. Siedziała przed komputerem.
- Co tam?
- Paweł kazał przekazać, że musiał iść do pracy.
- Jaki Paweł?
- No... twój kolega.
Gośka, bo tak nazywa się moja siostra, popatrzyła na mnie jakby wyrosły mi skrzydła.
- Coś ci się śniło czy co?
Najpierw pomyślałam, że mnie wkręca, ale Gośka była fatalną aktorką, więc ta opcja odpadała. Serce zabiło mi szybciej.
- Zeszłam na dół i jakiś gościu pił kawę w naszej kuchni. Powiedział, że jest twoim znajomym.
Gośka zbladła i pokręciła przecząco głową, a mnie niemal ścięło z nóg. Zbiegłam na dół z prędkością światła i zamknęłam drzwi na cztery spusty.

Obcy facet wlazł nam w nocy do domu, napił się kawki, zjadł kanapeczkę i sobie poszedł. Do dziś jak o tym myślę, przechodzą mnie dreszcze, a przecież teoretycznie nikomu nie wyrządził krzywdy...

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1230 (1320)

1