Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

cathyalto

Zamieszcza historie od: 1 maja 2011 - 23:59
Ostatnio: 8 lutego 2017 - 10:15
  • Historii na głównej: 23 z 38
  • Punktów za historie: 18711
  • Komentarzy: 565
  • Punktów za komentarze: 3536
 
zarchiwizowany

#37676

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o piekielnej, bardzo piekielnej matce (w sumie to reszta rodziny nie była wcale lepsza, ale skupię sie na niej).

Po przyjeździe do UK, nie zamieszkaliśmy z mężem w mieszkaniu, tylko wynajmowaliśmy pokoje. Drugi, w którym się znaleźliśmy, zamieszkany był przez pewną rodzinę w składzie: babcia z dziadkiem (nie byli staruszkami, na oko jeszcze sporo przed siedemdziesiątką), mama, tata (oboje przed trzydziestką) i ich synek, kóry miał niecałe trzy lata.

Pobyt w tym domu sam w sobie nie należał do łatwych, choćby ze względu na straszny tłok, hałas i fakt, że nie rozumieli do końca, że jak się wynajmuje pokój w swoim domu, to trzeba się troszkę do nowych lokatorów dostosowac (choćby opróżnić pralkę po praniu), ale to wszystko teraz jest nie ważne, bo chcę opisać 'metody wychowawcze' tej, pożal się Boże, matki...

1) Od początku raziły mnie jej krzyki. Wrzask słychać było ciągle, od rana do wieczora, w piątek, świątek i niedzielę. To dziecko chyba nie znało jej normalnego tonu głosu. Krzyczała na biedaka nawet gdy płakał (bo miał koszmar, skaleczył się, czy był chory - kaszlał, wymiotował itd).

2)Bicie. Nie jestem zwolenniczką nawet klapsów, jednak jestem w stanie je zrozumieć. To, co rodzina fundowała małemu, to nie były zwykłe klapsy, a prawdziwe bicie. Nigdy (niestety) za rękę ich na tym nie złapałam, tylko słyszałam jego płacz. Przepraszam, nie płacz - wycie. Wcześniej słyszałam tak wyjące dziecko tylko raz, gdy przebiegałam obok placu zabaw, gdzie jakiś maluch akurat złamał nogę.

3)Straszenie. Chłopiec kiedyś przyszedł do mnie cały zapłakany i wtulił się w moją nogę (akurat byłam w kuchni, robiłam kawę). Zapytałam się go co się stało, ale był tak roztrzęsiony, że nie był w stanie nic powiedzieć. Wtedy z wyjaśnieniem przyszła jego 'mama' i dumna jak paw powiedziała, że był niegrzeczny, to go postraszyła, że przyjdzie potwór i go zje 'kawałek po kawałku'.

4)Mój 'faworyt'. Coś, co sprawiło, że się rozpłakałam, nie mogłam dojść do siebie przez kilka dni, ale też zmobilizowało do działania, bo miesiąc później (po wyprowadzce) złożyłam na nich donos i mieli/mają na głowie lokalny odpowiednik opieki społecznej...
Co takiego zrobiła?
Na moich oczach to głupie babsko zamknęło go w komórce pod schodami (wysoka i szeroka na metr) z wyłączonym światłem. Mały płakał i krzyczał histerycznie przez ten cały czas (3 - 5 minut) a ona sobie spokojnie gotowała. Powiedziałam jej, że ma natychmiast go wypuścić, ale stwierdziła, że mam się nie wtrącać (kluczyk miała przy sobie).
Wyobraźcie sobie jak wystraszony musiał wtedy być (miał przecież tylko 3 latka)! Nie jestem psychologiem, ale myślę, że takie coś może zostawić ślad na całe życie (choćby klaustrofobia), a na pewno na następne kilka lat: koszmary (miał je już wtedy i wcale mu się nie dziwię), moczenie się, czy strach przed ciemnością...

Po tym zdarzeniu już wiedziałam, że muszę zadzwonić po specjalne służby, żeby babsko nabrało rozumu i wiecie co? Nie żałuję.

zagranica/piekielna 'matka'

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 310 (366)

#34971

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W pracy mamy małą lodówkę i mikrofalówkę, więc nie trzeba kupować kanapek z pobliskiego sklepu, tylko można sobie wziąć coś z domu, a potem, w porze lunchu, podgrzać i zjeść.

Zazwyczaj byłam jedną z tych jedzących ′na mieście′, ale że dzień wcześniej ugotowałam cały wielki garnek biryani (ostrego, indyjskiego ryżu, w moim wypadku z kurczakiem), postanowiłam zabrać trochę do pracy. Tutaj od razu muszę zaznaczyć, że moje biryani samo w sobie dla przeciętnego Polaka będzie palące żywym ogniem i wyparzające podniebienie (na mnie nie robi to już wrażenia), a dodatkowo dodaję do niego małe, zielone papryczki chilli, pokrojone w 3 - 4 cm kawałki, bo tak najbardziej lubię.

No więc poszłam przed rozpoczęciem pracy do lodówki, gdzie zostawiłam mój (podpisany markerem) plastikowy pojemniczek i zabrałam się do roboty.

W trakcie pracy, jak wiadomo, wychodzi się na przerwę, więc gdy wybiła 17:00, udałam się prosto do lodówki, by zastać w niej... nic.
Ani śladu po moim biryani! No cóż, trudno - głodna za bardzo nie byłam, ale szkoda mi było pojemniczka (jako jedyny z wielu faktycznie nie zatrzymywał zapachu jedzenia po umyciu), bo nie było po nim śladu.
No nic, zrobiłam sobie herbatę i usiadłam w kącie.

Po kilku minutach do pokoju socjalnego wparowała wściekła, czerwona na twarzy koleżanka, z PRETENSJAMI że chciałam ją otruć i że przeze mnie poroni (jest w chyba 5 miesiącu ciąży), po czym wyszła.

O co w tym wszystkim chodzi uświadomił mnie kolega, któremu paniusia zdążyła się poskarżyć.
No więc zachciało jej się ryżu, a gdy zobaczyła moje biryani w lodówce, to sobie wzięła, bo ′w końcu jest w ciąży, to jej wolno nawet bez pytania, prawda?′, strasznie się z tym ostrym namęczyła, ale mimo to jadła, bo dodałam fasolki szparagowe, które ona uwielbia, więc zostawiła je sobie na koniec, na ′osłodę′...

Chyba nie muszę dodawać, że w ryżu nie było ani jednej fasolki szparagowej, tylko najostrzejsze zielone chilli?

Hmm... ′Karma is a bitch′. ;)
A pojemniczek też odzyskałam.

zagranica na przerwie

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1909 (1947)
zarchiwizowany

#29907

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Trzy lata temu wybrałam się do lekarza.
Nie ważne jakiego i nie ważne z jakim problemem. Ważne jest to, co Szanowny Pan Doktor mi powiedział przy wypisywaniu recepty. Cytuję: ′dam pani ten lek w mocniejszej dawce, bo jest pani tak puszysta, że ta standardowa pewnie nawet pani nie ruszy′.

Co w tym dziwnego? No, dobra, faktycznie, byłam w tamtym okresie najgrubsza w życiu, ale... nosiłam wtedy rozmiar od 38 do 40 (w zależności od rozmiarówki poszczególnych producentów)! Przy wzroście 1,63m ważyłam jakieś 60 kg (+/- 2kg).

Na całe szczęście pani faramceutka miała bardziej przystępne ′kanony piękna′, bo tylko popukała się w głowę i dała mniejszą dawkę. A Szanowny Pan Doktor? Chyba miał ambicje zasiąść w fotelu jurora w (dopiero wtedy planowanym) programie Tap Madl...

służba_zdrowia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (225)
zarchiwizowany

#27757

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój mąż przez pewien czas był kierowcą. Woził ludzi, jednak nie należał do korporacji taksówkarskiej, a do prywatnej firmy.
Często pracował na nocnej zmianie, bo zwyczajnie tak mu było wygodniej - mniejsze korki (które w okolicach Londynu potrafią doprowadzić do furii) i konkurencja. Jednak wiadomo - każda praca ma swoje minusy, w jego wypadku byli to agresywni klienci, często pijani, z którymi był w samochodzie sam na sam. Teraz opiszę jedną z takich sytuacji:

Około 3 w nocy, mąż odebrał z klubu 5 pijanych facetów. Gdy tylko rozsiedli się w jego vanie, od razu zaczęli dawać się we znaki - zażądali muzyki na cały regulator, do której po chwili postanowili stworzyć choreografię (tak, tańczyli w samochodzie)... Potem było już tylko gorzej - o coś się pokłócili i zaczęły się krzyki, po czym wszyscy panowie zaczęli się bić.
W tym momencie mąż stracił cierpliwość - samochód chodził na boki, a facet z przodu cały czas, w ferworze walki, go trącał i kopał, utrudniając bezpieczne kierowanie pojazdem.
Zjechał więc na pobocze (jakieś 3km od miejsca docelowego) i wypuścił ich z auta.
Panowie okładali się pięściami przez kilka minut, a mąż spokojnie na nich czekał. Zmienił zdanie, gdy usłyszał, jak dwóch z nich namawia resztę na spuszczenie łomotu kierowcy i zabranie jego auta (powód - żeby był ′fun′).
To mojemu ślubnemu do gustu zbytnio nie przypadło, więc po upewnieniu się, że nie patrzą, po prostu zamknął przednie i tylne drzwi (które zostawili otwarte) i odjechał.

Mimo wszystko, jakoś nie wydaje mi się, żeby to właśnie mój mąż był tutaj piekielny...

usługi

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 170 (232)

#27524

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z serii ′Matka Roku′.
Miejsce akcji: stacja metra w Londynie, linia ′central line′.

Siedziałam sobie dzisiaj na stacji i czekałam na swoją linię metra. W międzyczasie nadjechała inna linia i byłam świadkiem takiego oto zdarzenia:

Mama, tata i czworo dzieci (w przedziale wiekowym mniej więcej od 4 do 7 lat) biegną ile sił w nogach by zdążyć na pociąg (który już tam stał i wszyscy zainteresowani dawno weszli i wyszli).
Słychać sygnał zamknięcia drzwi - tata i ′jego′ dwójka zwalniają zrezygnowani, ale mama z dwoma córkami (jedna za rękę z prawej, druga z lewej) biegną dalej.
Drzwi już się zamykają, ale mama w ostatniej sekundzie wpycha jedną małą do środka, w tej samej chwili ta druga wyrywa się jej z płaczem i biegnie do taty, a babka wślizguje się do wagonu. Przycięło ją - musiała się poszamotać przez kilka sekund, żeby się uwolnić.

Pan tata i reszta dzieci zostali na przystanku i musieli poczekać na następny kurs.

Następny kurs był całe 3 (tak: TRZY!) minuty później....

metro

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 687 (731)

#24157

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Serdecznie "pozdrawiam" pana kierowcę autobusu, który to nie zatrzymał się (w UK trzeba stanąć przed przystankiem, żeby autobus się zatrzymał) przed piętnastoletnim chłopaczkiem z nogą w gipsie i kołnierzem ortopedycznym na szyi.
Zimną nocą.
W "szemranej" dzielnicy.
I tak, ostatni autobus tego dnia.

Miał szczęście, że to przyuważyłam - podwieźliśmy go z mężem pod sam dom.

przystanek

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 619 (721)

#23909

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Były już opowieści o Matkach Roku, ja dodam coś z podobnej kategorii: Ojciec Roku, jednak spokojnie można mu też przyznać przynajmniej nominację w kategorii: Współpasażer Roku.

Wczoraj zmuszona byłam lecieć samolotem, jako że chciałam odwiedzić w końcu rodzinę w Polsce, a ani samochód, ani autokar nie wchodziły w grę. Nie mogę powiedzieć, że boję się latać, ale jednak zawsze jest we mnie ta niepewność i tylko czekam na bezpieczne, planowe lądowanie.

W trakcie lotu, pewien facet zaczął uspokajać swoją pociechę (wcale nie głośną, płaczącą czy rozrabiającą, wręcz przeciwnie - jedno z grzeczniejszych dzieci na pokładzie, gdyby nie Pan Tata, to nawet nie wiedziałabym, że ono tam jest) słowami:
- Uspokój się, bo jak będziesz się tak zachowywać, to spadnie samolot i się wszyscy zabijemy. Zobacz, ile jest tu ludzi, przez ciebie oni wszyscy zginą. Wszyscy umrzemy, WSZYSCY! I to będzie tylko i wyłącznie twoja wina! Zabijesz nas wszystkich.

Pan Tata zaprzestał swojego monologu dopiero wtedy, gdy podeszła do niego stewardessa, ale i tak co jakiś czas można było usłyszeć krótkie:
- Uspokój się, bo zginiemy!

Nie ma co, prawdziwy mistrz sztuki rodzicielstwa i idealny towarzysz podróży...

samolot

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 886 (950)

#22732

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dostałam dzisiaj świąteczną kartkę pocztową. Nie będę jednak pisać o szybkości naszej/brytyjskiej poczty (w końcu to tylko 3 tygodnie po świętach:P), a o samej treści pocztówki - wysłanej przez (raczej dalszą niż bliższą - widuje się z resztą rodziny tylko na pogrzebach) ciocię.
Pozwolę sobie zacytować:

Życzę Ci, moja kochana, cudownych, magicznych świąt Bożego Narodzenia, a w Nowym roku 2012 szczęścia, zdrowia, pieniędzy, oraz żebyś się szybko rozwiodła z tym islamistą - Pakolem.

życzy
ciocia Ola.

Dziękuję za życzenia, ciociu. Wesołych świąt!

rodzinka

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 578 (708)

#22219

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiem historię sprzed roku.

Pojechałam odwiedzić rodzinę w Polsce. Nie lubię latać sama, wiec zabrałam ze sobą moją dobrą koleżankę, rodaczkę mojego męża - Pakistankę. Dziewczyna jest bardzo sympatyczna, miła i inteligentna - nie da się jej nie lubić :)

Jednego dnia, gdy wracałyśmy ze spaceru, złapał nas deszcz. Jednogłośnie stwierdziłyśmy, że jednak dokończymy spacer autobusem. Kazałam jej poczekać chwilę na przystanku, a sama podeszłam do oddalonego o kilka metrów kiosku. Nie zdążyłam nawet dokończyć transakcji, gdy dorwało ją dwóch wyrostków (mniej więcej 17 lat), zaczęli ją popychać i chcieli zdjąć jej hidżab.
Możecie się śmiać, ale zrobiłam jedyne, co mi przyszło wtedy na myśl - kazałam im spier*alać i kopnęłam jednego z nich w du*ę. Na szczęście to wystarczyło, bo poszli sobie. Dziewczyna była w takim szoku, że uspokajałam ją przez następne pół godziny.

Koleżanka powiedziała, że docenia moją gościnność i urok tego kraju, ale już nigdy do Polski nie wróci.
Nie dziwię się.

Dodam, że mnie w Pakistanie nigdy nic złego nie spotkało, a spędziłam tam dużo czasu.

przystanek autobusowy

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 448 (664)

#22400

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj opowieści z cyklu: ′Piekielni niedoszli pracownicy, czyli czego nie robić, żeby dostać pracę′.

Opowieść nr 1:
Stoję sobie na kasie w tym moim sklepie odzieżowym, gdy podchodzi [d]ziewczyna i rzuca mi rozkaz:
[d] - Chcę rozmawiać z managerem!
ja - Najpierw musi mi pani powiedzieć o co chodzi.
(Czasem, gdy jest bardzo zajęty, nie można mu zawracać głowy byle pierdołami i sami musimy rozwiązywać pewne sytuacje).

[d] - No jak to o co?! Ja chcę tu pracować!

Hmm... no to faktycznie, pierwsze wrażenie robisz jak sie patrzy...

ja - Yyy... No dobrze... A ma pani może ze sobą swoje CV?
[d] - Nie, ale chcę rozmawiać z managerem!

Normalnie odesłałabym ją z kwitkiem, ale że manager akurat wyszedł z magazynu, wskazałam jej go (Niech on się z nią męczy, nie ja:P)

ja - To jest nasz manager.
[d](z niedowierzaniem) - ′TO′ jest manager??!!

Nie wiem kogo się panienka spodziewała (Armaniego?), jednak pracy u nas nie dostała. I dobrze...


Opowieść nr 2 (opowiedziana przez ww. managera):

Podchodzi dziewczyna do lady, jednocześnie pochłania jakieś ciastko.
Miedzy jednym kęsem a drugim, pyta się o pracę, na co szef wypowiada standardowe magiczne zaklęcie: ′przynieś swoje CV′.
Dziewczyna, ciągle przeżuwając ciacho, mówi, ze świetnie się składa, bo ma je nawet przy sobie, po czym... wyjmuje jakiegoś gniotka z kieszeni, kładzie na ladę i zaczyna to prostować! W miedzy czasie kawałek jakiegoś karmelu, czy czego innego, spadł jej na tę (pożal się Panie Boże) kartkę, a ona ściera to palcem, po czym go oblizuje...

Jak tylko wyszła, CV powędrowało do kosza. I tak dobrze, ja na jego miejscu nawet bym tego od niej nie wzięła.

Opowieść nr 3 (to jest historia managerki):

Przychodzi [p]anna na rozmowę kwalifikacyjną. Od razu podniosła mojej managerce ciśnienie, bo nie dość, że miała zmanierowany ton damulki, to jeszcze przez cały czas żuła gumę (na dodatek jak krowa - z otwarciem mordy przy każdym mlaśnięciu), ale dobra - trzeba jakoś przeboleć.
Rozmowa trwa w najlepsze, gdy nagle dziewczynie dzwoni telefon, a ta... go odbiera. Oto (mniej lub bardziej dokładny) zapis rozmowy:
[p] - No czeeeeść!
....
[p] - Rozmowę kwalifikacyjną mam właśnie.
....
[p] - No mówię ci, przyjmą mnie jak nic!
...
[p] - No, no... pewnie, spotkajmy się.
...
[p] - Dobra, o 7 w pubie.
itd, itd... generalnie ta konwersacja trwała jakieś 2 minuty!

Managerka nie wiedziała, czy ma się śmiać, płakać, czy zbierać szczękę z podłogi. Ale, ale... to nie koniec - samo pożegnanie dosłownie wbiło ją w fotel:
[p] - No to do zobaczenia niedługo, w mojej nowej pracy!:)

Niektórym przydałaby się odrobina samokrytyki...

sklepy UK

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 923 (947)