Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

cathyalto

Zamieszcza historie od: 1 maja 2011 - 23:59
Ostatnio: 8 lutego 2017 - 10:15
  • Historii na głównej: 23 z 38
  • Punktów za historie: 18711
  • Komentarzy: 565
  • Punktów za komentarze: 3536
 

#21553

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trzy krótkie historie z pracy w sklepie z ubraniami:

Nr 1:
Początek przerwy. Wychodzę (w służbowej koszulce - nie ma sensu marnować czasu na przebieranie się) z magazynu/pokoju obsługi i przechodzę cały sklep aby udać się do Subway′a. Zatrzymuje mnie [k]lientka:
k - Przepraszam, czy mogłabyś...
ja - Przykro mi, ale nie mogę pani pomóc, bo jestem na przerwie. Moja koleżanka jest tam (z 5 metrów dalej) i chętnie pani pomoże.
k - I co z tego? Ty nawet na przerwie powinnaś pomagać klientom!

Aha, a ja naiwna myślałam, że przerwa jest od tego, żeby sobie odpocząć, coś zjeść i wypić kawę....

Nr 2:
Początek podobny, również wyskakuję gdzieś (do Tesco?) po coś do jedzenia i jakiś sok, również ′prośba′ o pomoc:
k - Ej, daj mi te buty w rozmiarze 8!
ja - Przepraszam, ale teraz jestem na przerwie...
k - Spier*alaj.

No tak - krótko i na temat. Przynajmniej nie zabrała mi dużo przerwy.

Nr 3, świątecznie:
Wigilia, więc wszystkie chcemy iść jak najszybciej do domu (tym bardziej, ze ruch był bardzo duży i byłyśmy zwyczajnie zmęczone). Sklep już prawie zamknięty, sprzątamy i wypędzamy ostatnich klientów. Nagle wpada [O]na.
ja - Przepraszam, ale sklep już jest zamknięty.
O - Przecież są święta! Chociaż teraz powinniście mieć jakieś ludzkie odruchy i trochę wyrozumiałości. Że też wam nie wstyd!

O ironio!

sklep UK

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 615 (693)

#21463

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie raczej śmiesznie niż piekielnie i jednocześnie troszkę antyamerykańsko, więc ludzi zakochanych do bólu w tym jakże cudownym i wspaniałym mocarstwie, proszę o przeskoczenie do następnej historii.

Pracuję w sklepie w UK. Naszymi klientami są obywatele różnych państw, wiec chcąc nie chcąc musiało kiedyś trafić na Amerykanów - trafiło wczoraj.

Podchodzi taka właśnie amerykańska grupka dziewczyn(dz) do kasy i oglądają portfele. Jednej wpadł w ręce portfel z napisem ′I love GB′. Oto ich rozmowa:
dz1 - Co to jest to ′GB′? Wszędzie to widzę, a nie wiem co to znaczy...
dz2 - Skąd mam wiedzieć?
dz1 - Jenny, może ty wiesz?
dz3 (Jenny) - Nie wiem.

Do rozmowy wtrąciła się pani(p) za nimi - Hinduska, w średnim wieku:
p - Great Britain* (*Wielka Brytania), GB to ′Wielka Brytania′
dz2 - Boszzz... no wiemy przecież.

Odwróciłam na chwilę głowę (bo to nieprofesjonalnie się tak śmiać klientowi w twarz), uśmiechnęłam się do pani Hinduski, po czym wyrecytowałam dziewczynom swoją stałą formułkę o cenie, zasadach wymiany i zwrotu. Jenny widocznie się nudziła, bo postanowiła zabić czas krótką pogawędką:
- Skąd jesteś?
- Z Polski. - Odpowiadam.
- Słyszałam o tej prowincji... Ale wiesz, wcale nie wyglądasz na Chinkę.

Nie wiedziałam co powiedzieć, więc nic nie powiedziałam.
Dodam tylko, że jestem blondynką o jasnej karnacji. OK, oczka mam małe i wesołe, ale bez przesady!

Kaja Paschalska śpiewała kiedyś o małej Chince, która jest z Wietnamu, Jenny mogłaby dopisać kolejną zwrotkę - o małej Polce, która jest z Chin.

zagranica

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 706 (794)
zarchiwizowany

#18367

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w sklepie z tanimi ciuchami, butami, legginsami, kapeluszami, torebkami i biżuterią. Dosłownie ′tanimi′, bo WSZYSTKO kosztuje 5 funtów (jednak managerowie bardzo się starają, by asortyment był szeroki, każdy znalazł coś dla siebie i by było czysto i schludnie). Przykro mi to pisać, bo rasistką nie jestem, ale największe problemy (i do tej pory JEDYNE) są ZAWSZE z Murzynkami - paniami w średnim wieku, emigrantkami z Afryki (nie z tymi urodzonymi w UK).

To, że zostawiają po sobie burdel - rozrzucają buty po całym sklepie, zrzucają dziesiątki ubrań na podłogę i otwierają wszystkie legginsy jakie wpadły im w ręce (tutaj podaje średnie wyczyny jednej statystycznej pani, a nie wszystkich w ciągu dnia), lub że poczucie wyższości nie pozwala im powiedzieć ′hello′, ′thank you′ czy nawet raczyć pracownika spojrzeniem przebolewam - w końcu każda praca ma swoje plusy i minusy. Dwie niedawne sytuacje nie mieszczą się jednak w granicy przyzwoitości, więc obsmarowanie ich bohaterek na ′piekielnych′ jest wręcz moim obowiązkiem.


Historia o pani nr 1:
′Robiłam buty′ - czyli wyciągałam z pudełek, usuwałam papierzyska (często chińskie gazety - jakbym znała chiński, to bym sobie mogła poczytać na przerwie), umieszczałam wieszak i wieszałam na ścianie (nowy styl, którego nie było jeszcze na ścianie z butami - ważne).
Podeszła do mnie Pancia (P) i mnie obchodzi a to z jednej, a to z drugiej strony, czasem mi depcze po nogach, zagląda przez ramie i tym podobne. Widocznie stwierdziła, że buty są warte jej uwagi, bo KAZAŁA mi znaleźć rozmiar 38 (5 w UK).
Nie miałam obowiązku tego robić, bo teoretycznie buty jeszcze nie były na sklepie (′teoretycznie′, bo stałam z boku lady i je sobie robiłam), ale i tak i tak musiałam je powyciągać, więc jak trafiłam na 5, to dałam jej do zmierzenia. Pani zmierzyła je przy mnie, ale mi je oddała (odłożyłam na stertę innych zrobionych), żądając jednocześnie rozmiarów 6 i 7. 7 dałam jej od razu, na 6 musiała chwilę poczekać, bo jeszcze na ten rozmiar nie trafiłam. W końcu jednak znalałam, a między czasie koleżanka wzięła ode mnie zrobione buty i powiesiła na ścianie. I teraz akcja się zaczyna:

P - dobra, to biorę 3 pary, te dwie (podaje mi rozmiary 6 i 7) i daj mi jeszcze 5 które mierzyłam! Ile to? 15 funtów (wyciąga banknoty)? Skasuj mnie!
J - Nie mogę skasować, bo nie stoję przy kasie. Musi pani stanąć w kolejce jak reszta klientów. A 5 juz tu nie mam - koleżanka wszystkie zabrała i już wiszą na ścianie.
P - ale ja chcę zapłacić! macie mi to umożliwić! jak to ′stanąć w kolejce′?! ...
(chwila przerwy - właśnie dotarła do niej druga część mojej wypowiedzi)
p - COOO?! NIE MASZ TYCH BUTÓW??? JAK TO NIE MASZ TYCH BUTÓW?! GDZIE JE MASZ?! WZIEŁAŚ JE SOBIE! ODDAJ MOJE BUTY! GDZIE JE SCHOWAŁAŚ?!
P (do klientów stojących w kolejce) - spodobały jej sie pewnie i mi je ukradła (sic - przypominam, że pancia jeszcze za nic nie zapłaciła).
P (znowu do mnie) - ′koleżanka zabrała′... żadnej koleżanki tu nie widziałam! schowałaś je dla siebie.
J - Proszę pani, do kieszeni buty by mi nie weszły, a na nogach też ich nie mam. Koleżanka przyszła, jak pani mierzyła inny rozmiar.
P - Kłamczucha i złodziejka.
I poszła do kasy. Poskarżyła się mojemu managerowi, który, jako fajny facet, powiedział mi tylko, że następnym razem mam tylko powiedzieć ′przepraszam, nie mogę pani pomóc′ i odejść.


Historia o pani nr 2:
Przychodzę do sklepu po przerwie (byłam w pobliskim barze na ChickenBurgerze), schodzę na dół do naszego pokoju (sąsiadującego z magazynem) żeby zrobić sobie herbatę. Słyszę hałas w pokoju z ubraniami, więc idę pogadać sobie z koleżanką, która zapewne szukała rozmiarów. Patrzę, a tam, zamiast koleżanki, prawie goła (w stringach), gruba d*pa jakiejś Murzynki(M)! Po kilku sekundach, gdy wróciła mi mowa, pytam się:
J - co pani tu (qrwa - w myślach) robi?!
M - przymierzam.
J - ale to nie jest przymierzalnia, tylko magazyn! Nie powinna pani tu być! Proszę natychmiast iść na górę!
M - Na górze nie mam jak przymierzyć (no fakt - nie mamy przymierzalni) i nie ma tu tego wszystkiego co tutaj. Zostaję - a ty rób sobie co chcesz!
J - Proszę wyjść, albo powiadomię managera i ochronę.
M - E tam.

Nie miałam najmniejszej ochoty z nią dyskutować, więc poszłam po managera.
Jak mu powiedziałam, że w magazynie jest jakaś baba, to mało nie wybuchł ze złości. Zadzwonił po ochronę, a zanim przyszli, pogadał sobie z babką ekhm... ′ w cztery oczy′.

Myślicie że babsko przeprosiło? Jeśli ktoś z Was miał takie nadzieje, to muszę brutalnie rozczarować - przy wyjściu zrobiła awanturę, że.... nie pozwoliliśmy jej niczego kupić.


Dodam, że nasze oburzenie i zaciekłość były całkowicie uzasadnione, bo w końcu, poza asortymentem, znajdowały się tam nasze osobiste rzeczy - w tym portfele, klucze i telefony.

sklep

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 291 (315)

#17642

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z moim mężem (który nie jest Polakiem i nie bardzo umie, ale bardzo lubi mówić po polsku;) w roli głównej.

To było podczas naszej pierwszej wspólnej wizyty w Polsce (nie byliśmy jeszcze małżeństwem). Miałam wtedy tak potworne zapalenie gardła, że praktycznie nie mogłam mówić i dlatego nie zareagowałam.

Szliśmy do małego marketu po jakieś drobne zakupy, gdy zaczepił nas żul [ż] (drugi stał jakieś 10 metrów dalej - czekał na kolegę). Spojrzał na nas i chyba stwierdził, że trzeba to załatwić po męsku, bo mówił tylko do mojego męża [MM]:
[ż] - Panie, daj pan trochę grosza na jedzenie...

Mój mąż zrozumiał z tego tylko słowo: ′jedzenie′, więc otworzył portfel po stronie banknotów. Żul, jak tylko to zobaczył, krzyknął do swojego kompana od butelki:
[ż] - Ty patrz, on papierowe wyciąga, ale sobie nakupimy jaboli...

Małżonek znowu zrozumiał tylko jedno słowo, a że ma dobre serce, to musiał zareagować:
MM (rozbrajająco zatroskanym tonem) - Ojej... boli? Chodź!

Po czym zaciągnął go za ramię do tego samego marketu, gdzie sami mieliśmy się udać i mu kupił... Ibuprom :D

szalony mąż

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 795 (869)

#17246

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tej historii piekielnym będzie mój mąż. Nie jest on Polakiem, ale dzielnie uczy się naszego języka - zna wiele słów i już potrafi coś z nich sklecić (z lepszym lub gorszym skutkiem, do polonisty mu daleko).
Przed wakacjami byliśmy w Polsce odwiedzić moich rodziców. Tego dnia łaziliśmy po moim mieście i w drodze powrotnej wstąpiliśmy do mięsnego, bo sąsiadka z chorym dzieckiem mnie prosiła o drobne zakupy.

No to wchodzimy i stajemy w kolejce. On nagle robi oczy jak kotek ze Shreka i mnie prosi żebym mu dała powiedzieć. Hmmm... no dobra, niech ci będzie, ale masz powiedzieć dokładnie te słowa: ′poproszę 2 piersi z kurczaka′. OK, zgodził się i obiecał że dokładnie tak powie.
No to stanęłam sobie z boku i go obserwuję.

Widzę, że coś kombinuje i intensywnie myśli, ale zignorowałam to i to był mój błąd - otóż mój ukochany małżonek postanowił wzbogacić językowo swoją wypowiedź i odezwał się (do ekspedientki mniej więcej 40-letniej, ale bardzo zadbanej):
- Bardzo ładne piersi.
I zapadła cisza.
Pani na ten niecodzienny komplement zrobiła minę jak karp, jednocześnie czerwieniąc się jak rak, a ja, po małym ′facepalmie′, już ruszyłam w jego stronę by wyjaśnić i przeprosić (bo jeszcze by zadzwoniła po policję i by go za molestowanie aresztowali), gdy w końcu (po 1 min? może 30 sek?) znowu się odezwał (w tym czasie szukał słów), zupełnie nieświadomy całej wpadki:
- Z kurczaka...
Znowu kilka sekund ciszy.
- Dwie poproszę (i tutaj się rozbrajająco szczerze uśmiechnął).
Pani najwyraźniej długo jeszcze była w szoku, bo minę karpia miała jeszcze jak wychodziliśmy. Ja nie chciałam się wdawać w długie tłumaczenia, rzuciłam tylko ′przepraszam za męża, jest nietutejszy′.

Epilog - po tym incydencie obiecał mi, że już nie będzie sam nic mówił w sklepie. Taaa... jasne... jeszcze tego samego dnia poszedł do sklepu osiedlowego i się zapytał czy mają ′kokę′, bo chciało mu się pić.

mąż w mięsnym

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 848 (944)
zarchiwizowany

#14353

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiem Wam historię sprzed mniej więcej 3 miesięcy, gdy chcialam sobie dorobić i postanowiłam odpowiedzieć na ogłoszenie pani, szukającej opiekunki do dziecka (dodam, że cała akcja miała miejsce w UK). Ogłoszenie wyglądało całkiem normalnie i zachęcająco, ale zawierało jeden mały paradoks - pani chciała Polki, będącej jednocześnie (conajmniej!!!) angielskim 'native speakerem'. Tego wymagania z oczywistych względów nie spełniałam, ale postanowiłam zaryzykować (tym bardziej że jestem po filologii angielskiej, wiec może nie 'native speaker', ale aspiruję;P) J - ja, P - pani:
J - Dzień dobry, z tej strony ....... dzwonię w sprawie ogłoszenia, czy dalej Pani szuka opiekunki do dziecka?
P - Tak, to ciągle jest aktualne. Czy spełnia pani wymogi podane na stronie?
J - Tak spełniam te i nawet więcej: opiekowałam się dziećmi w różnym wieku w przeszłości, nie piję, nie palę, poza tym skończyłam filologię angielską, więc będę mogła oswoić dziecko z językiem oraz mam jeszcze drugi fakultet: terapię pedagogiczną.
P - A angielski na jakim poziomie?
J - ??? yyy... Skończyłam filologię angielską...
P - No ale jest pani 'native speakerem'?
J (jako córka polskich rodziców, urodzona i wychowana w Polsce) - No nie bardzo... ale... [tu chciałam pani wytłumaczyć kim jest 'native speaker', ale mi przerwała)
P - no to nie mogę pani przyjąć, postanowiliśmy z mężem zatrudnić tylko osobę z angielskim co najmniej 'native speaker'.

No cóż, z całego serca życzę tej pani znalezienia odpowiedniego kandydata, jednak obawiam się, że zanim się znajdzie, to dziecko osiągnie wiek emerytalny...

ogłoszenie

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 269 (289)
zarchiwizowany

#13553

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia miała miejsce jakieś 11, może 12 lat temu. Miałam wtedy nie więcej niż 11 lat. Poszłam wtedy z koleżanką na spacer do centrum mojego niewielkiego miasta. Postanowiłyśmy wrócić autobusem, mimo że nie miałam przy sobie legitymacji (byłam zmuszona zaryzykować, bo po prostu nie miałam przy sobie żadnych pieniędzy - tylko bilet w kieszeni). Pech chciał, że do tego autobusu wszedł (piekielny) kanar.
(J - ja, K - kanar)
K - Dzień dobry, bileciki do kontroli.
(podałyśmy mu bilety)
K - Legitymacje.
J - Nie mam przy sobie.
K - No to będzie 80 zł mandatu.
J (śmiertelnie przerażona)- Ale przecież widać że jestem dzieckiem.
K - Ale skąd mam wiedzieć że chodzisz do szkoły? (Mój komentarz po latach: może dlatego że jest obowiązek szkolny?)
J - ...
K - Tylko proszę podać poprawne dane, bo my mamy kontak z policją i dostęp do ich kartotek z danymi osobowymi, więc jeśli pani (do 11-latki?! wtf???) poda nieprawidłowe informacje, to sprawa trafi do sądu. (Mój komentarz po latach: jaaasne)
J - Ale nie da się nic zrobić?
K - Nie, mandat do firmy: 80 zł, no, chyba że bezpośrednio do mnie, wtedy 20. (Komentarz po latach: chciał wyłudzić łapówkę od wystraszonego dziecka - brawo...)

Sprawa zakończyła się tak, że zapłaciłam 80 zł (i bardzo dobrze - lepszy mandat niż fundowanie piwa idiocie), a facet tak długo mnie spisywał, że przejechałam trasę do końca, pojechałam w przeciwną stronę i wysiadłam na pętli. Wracałam do domu pieszo jakieś 4 km i nie mogłam nawet zadzwonić po rodziców, bo w tamtych czasach mało kto miał telefon komórkowy.

kanar w autobusie nr 7

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 28 (76)

#9432

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wydarzenie miało miejsce prawie 10 lat temu - miałam około 14 lat. Wybrałam się wtedy do galerii handlowej, bez zamiaru kupienia czegoś specjalnego, tylko tak sobie - żeby popatrzeć co jest i kupić, jeśli znajdę coś fajnego i w zasięgu moich uczniowskich możliwości finansowych. W tym momencie muszę zaznaczyć, że byłam ubrana jak normalna nastolatka w tamtych czasach - dosyć skromnie, ale schludnie i ubrania raczej modne (bez szaleństw, ale nie odstawałam wyglądem od typowej dziewczyny w tamtych czasach - ot zwykła nastolatka), byłam czysta i ogólnie wszystko było ze mną całkowicie w porządku...

Po przejściu się po całej galerii postanowiłam zajrzeć do jakiejś sieciówki, żeby sprawdzić jakie mają spodnie i właśnie tam trafiłam na najbardziej piekielną sprzedawczynię w moim życiu.
Weszłam, powiedziałam grzecznie "dzień dobry", na co pani tam sprzedająca zmierzyła mnie wzrokiem, po czym podeszła do mnie, złapała mnie za ramię, powiedziała:
- Wiesz co? W tym sklepie nie ma nic dla ciebie, nie ma sensu byś tu się snuła. - I... wyprowadziła mnie ze sklepu!
Ja byłam wtedy dość nieśmiała i niepewna siebie, więc wyszłam z nią ze łzami w oczach i czerwona ze wstydu, bo oczywiście upokorzyła mnie przy klientach.

sieciowy sklep z odzieżą

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 575 (715)