Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kajcia

Zamieszcza historie od: 26 lutego 2012 - 8:40
Ostatnio: 4 listopada 2022 - 22:23
  • Historii na głównej: 10 z 15
  • Punktów za historie: 4352
  • Komentarzy: 106
  • Punktów za komentarze: 850
 

#40293

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia użytkownika "migdalla" przypomniała mi podobne zdarzenie z czasów moich studiów.

Formą zaliczenia ćwiczeń z danego działu był projekt. Robiło się go w parach. Wymagało to sporo pracy, liczenia, a następnie opracowania wyników.
Z koleżanką miałyśmy taki system, że projekty "w parach" robiłyśmy solo - raz robiłam ja, raz ona. Na pomysł wpadłyśmy, gdy po którymś z kolei naszym zjeździe "do robienia projektu" kończyło się kawą i pogaduchami zamiast pracą właściwą.
No i moja sparowana koleżanka dzwoni do mnie któregoś wieczoru i mówi:

- Słuchaj, bo dzwoniła do mnie taka Kowalska z roku - kojarzysz? Bo ja nazwisko tak, ale twarzy nie mogę jakoś dopasować. Chyba z drugiej grupy jest. Chłopaki z akademika dali jej mój numer. Chciała nasz projekt, ale stwierdziłam, że przecież to ty robiłaś, a ja nie wiem co się tam dzieje to decyzja należy do ciebie. Będzie do ciebie dzwonić.

No to myślę spoko - dziewczyna powtarza przedmiot, fuksem ma taki sam temat, to dlaczego nie? Zwłaszcza, że nie raz już na prośbę znajomych pomagałam w projektach, czy też wprost użyczałam moich jako "podkładki" za piwo, czy też zwykłe "dziękuję". Nie znam jej w prawdzie osobiście, ale co tam.
Ale oczywiście, gdyby po prostu zadzwoniła z prośbą to nie byłoby o czym pisać.
Dzwoni telefon.

- Cześć, Kowalska z tej strony, bo wiesz mam ten sam temat pracy na zaliczenie co ty, to więc weź mi prześlij swoją.

Myślę sobie tylko - ki czort? Ani "proszę", ani "czy mogłabyś". Dzwoni w zasadzie obca mi osoba i wyraża swą "prośbę" tonem żądania... O nie kochana. Jestem miła i uczynna, ale jak ktoś jest dla mnie miły.

- A dlaczego miałabym ci ot tak przesłać pracę, nad którą spędziłam jednak trochę czasu?
- A skoro tak podchodzisz do sprawy to spie*dalaj!
I trzask słuchawką.

Zdębiałam.
Trzeba mieć tupet, żeby dzwonić do obcej osoby z żądaniem przesłania jej pracy i jeszcze oburzyć się i obrażać, jeśli spyta "dlaczego?"

Krk

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 737 (769)
zarchiwizowany

#35279

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W moim mieście pod marketami czają się łowcy wózków zbierający na piwo (przestali się kryć z tym, że na chleb, wodę, dzieci- po prostu na piwo). Zazwyczaj pytali, czy mogą odprowadzić/wziąć- obecnie wykształcili "wyższą kulturę" mianowicie "czy byłaby Pani tak życzliwa", "byłbym bardzo wdzięczny" itp. Tyle wstępu.

Robię zakupy. Upał. Cała obolała i wściekła toczę wózek do auta. Sama, bo narzeczony, który zazwyczaj taszczy go ze mną nie dał rady jechać. Sapiąc i ledwie dźwigając z wózka naręcze siatek pakuję je do bagażnika. Widać że mi ciężko i że mam problem z podniesieniem niektórych reklamówek, a bolące i przeskakujące stawy nie pomagają. Kątem oka widzę, że zbliża się łowca wózków. Zazwyczaj podchodzą po rozpakowaniu zakupów, więc nabrałam lekko nadziei, że zlituje się, pomoże- a w zamian niech sobie bierze ten wózek- w końcu jak już wspomniałam kultura zawitała...
Owszem podchodzi, patrzy na mnie. Ocenił chyba, że to wszystko ciężkie i pyta:
- Czy byłaby Pani tak uprzejma dać mi odprowadzić wózek... jak się Pani wypakuje?

Ręce mi opadły. Widać chciał postać nade mną i popatrzeć, jak sobie nie radzę z pakowaniem zakupów, żeby później z uśmiechem na ustach wziąć wózek. Nie stać go na pomoc kobiecie, to i mnie nie stać na jego piwo.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (153)
zarchiwizowany

#33115

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dodaję jako przestrogę przed zbliżającymi się wakacjami, podczas których takie sytuacje będą nagminne.

Jadę w odwiedziny do teściów. Mieszkają w okolicy w której w sąsiedztwie są niemalże same domki jednorodzinne.
Droga jest na tyle wąska, że aby mogły minąć się 2 samochody trzeba zwolnić i zjechać na pobocze (którym zazwyczaj jest podjazd jakiegoś domu). Ulica ta leży w dolince, więc uliczki podporządkowane które łączą się z równoległą do niej drogą mają dość duży spadek, co jest ważne dla historii.
No i jadę. z jednej i drugiej strony stały zaparkowane samochody, więc zwalniam i mijam je zygzakiem, równocześnie uważając na kobietę z wózkiem, która spacerowała po mojej lewej. Dosłownie 10m (może mniej) od skrzyżowania z drogą podporządkowaną. Tymczasem z drogi tej wyjeżdża jakiś szczyl na rowerze (na oko 12-letni). Jak już wspominałam, droga z której wyjeżdżał jest stroma, ten jednak na pewniaka wyjeżdża rozpędzony prosto na środek ulicy- w moją maskę. Słychać tylko nagły hamulec i tarcie gumy o asfalt- zostawił niezły ślad na tym odcinku.
Jakimś niesamowitym fuksem zdołał na tyle wytrącić prędkość, żeby zmieścić się miedzy moją maską, a kobietą z wózkiem. I stanął czerwony jak burak, ze spuszczoną miną- czekając tylko na opieprz. Krzyczeć na dzieci nie lubię, więc sobie darowałam. Po jego minie widziałam, że chyba go to czegoś nauczyło.

Dzieciak miał więcej szczęścia niż rozumu.
Gdybym nie zwolniła ze względu na stojące samochody- miałabym go masce.
Gdyby kobieta z wózkiem dla bezpieczeństwa nie zeszła całkiem na bok (mimo, że nie musiała, bo mogłam ja minąć bez problemu), to młody obijając kierownicę wpakowałby się prosto w nią lub raczej w wózek przed nią...

Dzieciaki i rodzice: uważajcie! To że jakąś drogę znacie jako mało uczęszczaną nie znaczy, że można się na ślepo rozpędzać i wyjeżdżać na środek licząc na to, że jak zwykle uda się przejechać. Dużo nie trzeba żeby zrobić krzywdę sobie lub komuś.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (160)

#25783

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bieg o pierścień pewnej pani - patronki miasta.
Zawodnicy biegną w różnych kategoriach wiekowych m.in. rocznik "2000-2002" czy też najmłodsi- "2003 i młodsi".
Zapisujemy ich przed zawodami, dając numerki i przypisując od razu do odpowiedniej kategorii wiekowej.
Nazwiska wyczytywane na starcie - zawodnicy ustawiają się i po sygnale biegną.

Biegnie grupa chłopców w wieku 2000-2002, wśród niej pewien chłopiec rocznik 2002. Chłopiec nie wygrał.
Następna grupa wiekowa - dzieci najmłodsze. Coś długo nie startują. Widzimy zamieszanie obok chłopaka, który odczytuje listę startową. Zapisywałyśmy, więc lecimy zobaczyć co się dzieje. Otóż matka wspomnianego chłopca stwierdziła, że jej syn biegł w złej kategorii wiekowej. Ale dla niej to nie problem - syn powinien biec w najmłodszej kategorii wiekowej, która właśnie będzie startować - więc go tam popycha i mówi, żeby biegł. Koledzy nie wiedzą o co chodzi. My z racji zapisów dopytujemy - czyżbyśmy dały plamę? Pytamy kiedy się chłopiec urodził, bo niemożliwe, żeby został przypisany do złej kategorii. Otóż w 2002 - czyli wszystko ok.

W czym pani miała problem i z jakiego powodu robiła awanturę? Skoro rocznik 2003 i młodsi, to jej syn tam powinien biec, bo urodził się w roku 2002, a 2002 to mniej niż 2003 czyli jest młodszy! Zamurowało nas. Nie wiedzieliśmy co powiedzieć - sytuacja stała się absurdalna. Nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Kobieta się nakręca i chce rozwiązania sytuacji, bo jej syn na pewno by wygrał jakby biegł z młodszymi, a dałyśmy go do złej kategorii... W końcu z otępienia grupę sędziowską wyprowadziła starsza, ale charyzmatyczna piguła - jak nie ryknie na babkę... że nie wie ile jej własne dziecko ma lat. Dosyć dobitnie wytłumaczyła matce jak wygląda kwestia roczników i wieku. Kobieta z burakiem na twarzy opuściła miejsce zbrodni.

Może chciała siebie odmłodzić kosztem dziecka? W końcu 197x to mniej niż 2003...

Wlck

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 596 (646)
zarchiwizowany

#25782

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W okresie wakacyjnym zdarza się że niezrażona całotygodniową pracą dorabiam przy sędziowaniu różnego rodzaju konkursów/zawodów organizowanych przez miasto gminne. Jeśli zawody przeznaczone są dla młodzieży szkolnej- to pewne, że zawsze trafi się nadgorliwa opiekunka, która uzna, że "jej dziecko" nie stoi na podium a powinno! I co to za sędziowanie, skoro na podium jest dziewczynka, którą "jej dziecko" zna i ona była przed nią na mecie a na podium nie jest.
Dzieci biegają trójkami- czasami jacyś koledzy/koleżanki biegną obok toru, żeby kibicować znajomym. I tłumacz teraz kobicie, która wie najlepiej, że jej podopieczna nawet nie biegła w trójce z koleżanką (skoro ją kojarzy to może biegła właśnie w formie kibica?)... Ale opiekunka wie lepiej i dziecku jest przykro bo nie wygrało i co ona ma mu powiedzieć?! Bo przecież nie, że ma nadgorliwą opiekunkę?
Swoją drogą bardzo ciekawe, że zawsze TA PANI ma problem z wynikami. Widząc ją od razu wiemy, że będą komplikacje i z zabawy dla dzieciaków (bo o to chodzi! Maluchy mają radochę jak dostaną gratulacje, dyplom i upominek. Niekoniecznie w takiej kolejności) robią się zawody klasy międzynarodowej.
Wystarczyłoby gdyby opiekunka była ze swoimi dziećmi i kibicowała im jak koleżanki i koledzy z klasy (zamiast plotkować na boku z innymi wuefistkami) a nieporozumień by nie było.

zawody- okolice Wieliczki

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (142)